Na aukcji Rara avis wypatrzyłem wydanie "Listów z Afryki" z 1893 r., pierwsze i ilustrowane. Co prawda tekst czyta się gładko, jak to u Sienkiewicza ale też prawdę mówiąc Sienkiewicz nie stawiał swoim czytelnikom zbyt wysokich wymagań, aczkolwiek z drugiej strony wypadałoby, choćby z "kronikarskiego obowiązku" znać "Listy ...".
Licytację odpuściłem mimo ceny, jak najbardziej do przyjęcia, bo zdaje się, że książka była w "takim sobie" stanie i chyba nie było to tylko moje zastrzeżenie bo książka poszła "po cenie" (180 zł). Ale w sumie nie o tym miało być - poszukując trochę bardziej szczegółowych informacji na temat podróży Sienkiewicza znalazłem tekst Liliany Narkowicz, opublikowany w Tygodniku Wileńskim, a że świetnie napisany i ciekawy więc zamieszczam go bez skrótów pomijając jedynie tytuł i śródtytuły.
Licytację odpuściłem mimo ceny, jak najbardziej do przyjęcia, bo zdaje się, że książka była w "takim sobie" stanie i chyba nie było to tylko moje zastrzeżenie bo książka poszła "po cenie" (180 zł). Ale w sumie nie o tym miało być - poszukując trochę bardziej szczegółowych informacji na temat podróży Sienkiewicza znalazłem tekst Liliany Narkowicz, opublikowany w Tygodniku Wileńskim, a że świetnie napisany i ciekawy więc zamieszczam go bez skrótów pomijając jedynie tytuł i śródtytuły.
fotografia ze strony lenkukultura.lk
"Był rok 1890. Przed pięciu laty owdowiały Henryk Sienkiewicz, mając na utrzymaniu dwójkę dzieci, wciąż walczył o miano poczytnego pisarza i borykał się z problemami znalezienia stałej pracy, a więc i finansowymi. Co prawda w roku 1888 od nieznanego ofiarodawcy otrzymał dar w wysokości 15 tysięcy rubli, ale anonimowe pieniądze (osoba ukrywała się pod pseudonimem Pan Wołodyjowski) przekazał Akademii Umiejętności w Krakowie na stypendia, celem poratowania zdrowia dla zagrożonych gruźlicą literatów, malarzy, rzeźbiarzy, kompozytorów i uczonych oraz dotkniętych tą nieuleczalną w tamtych czasach chorobą płuc ich małżonek. Na suchoty, mimo szukania ratunku u najlepszych lekarzy krajowych i zagranicznych oraz licznych pobytów w sanatoriach, zmarła w Falkenstein koło Frankfurtu nad Menem jego młoda żona – Maria z Szetkiewiczów Sienkiewiczowa. Była nie tylko małżonką, ale i przyjacielem, natchnieniem i muzą pisarza, o czym nie omieszkano wspomnieć w prasie także po jej przedwczesnej śmierci: Była wzorem żony literata; oddana domowemu ognisku, umiejąca zawsze stanąć na uboczu, a sercem i myślą podążająca za natchnieniem poety, pojmująca potrzeby fantazji i wyobraźni pisarza. Nieprzypadkowo więc ustanowiono dla gruźlików stypendium im. Marii z Szetkiewiczów Sienkiewiczowej. Myśl o napisaniu Pana Wołodyjowskiego ostatecznie skrystalizowała się podczas wyjazdu na Litwę w roku 1887. Drukowany początkowo w odcinkach na łamach warszawskiego „Słowa” po raz pierwszy przyniósł autorowi wysokie honorarium. Tylko najbliżsi wiedzieli, że zarówno Ogniem i mieczem, jak i Potop zawdzięczali trawionej gorączką suchotnicy, która pomimo cierpień znajdowała słowa zachęty i podniety, namawiała do pisania, w tym o Litwie. Po nieodżałowanej utracie małżonki pisarz stał się, jak mówił sam, „wiecznym tułaczem”. Nie mógł znaleźć stałego miejsca na ziemi. Potrzebował też pieniędzy na utrzymanie dzieci i wyjazdy lecznicze. Po Afryce spodziewał się także sławy literackiej, a zamiast niej przeżył klęskę.
Z korespondencji pisarza wynika, że w roku 1890 podczas zimowego pobytu w Paryżu i Biarritz ostatecznie skrystalizował się pomysł wyprawy do Afryki. Chciał zarobić, ale też liczył na to, że po powrocie jako interesujący rozmówca będzie osobą liczącą się na salonach. Egzotyczną wyprawę sfinansowała redakcja warszawskiego „Słowa”. Autor miał przysyłać z Czarnego Lądu korespondencje w formie listów. Ten odrębny gatunek prozy literackiej, lawirujący pomiędzy kroniką i pamiętnikiem. Pisanie listów w XIX stuleciu było i modne, i dobrze widziane. Między innymi z listu pisarza wiadomo, że szukał towarzysza podróży, by rozłożyć wysokie koszta. Dużo chętnych najwyraźniej nie było. Polacy i owszem, jeździli na wypoczynek i dla wrażeń do Egiptu, ale specjalnie się nie zapuszczali w niebezpieczne pustynie i zdradliwe dżunglę na wyprawy myśliwskie i pod masyw wygasłego wulkanu Kilimandżaro przy granicy Tanzanii z Kenią, co zaplanowali sobie Sienkiewicz i „Słowo”. Poza tym pisarza interesowała kwestia lokalnego niewolnictwa.
Właściciel Waki pod Wilnem (dziś w granicach miasta) Jan Witold Emanuel Tyszkiewicz wiedząc o odważnym i ambitnym zamyśle Sienkiewicza postanowił zafundować na Gwiazdkę wyjazd do Afryki swemu synowi Jasiowi (Janowi Józefowi zm. w 1903 r.) i wystąpił w charakterze sponsora. W podzięce dla rodziców Jaś na bieżąco prowadził notatki, również w formie listów, a do tego ilustrował je własnoręcznie zrobionymi zdjęciami, w tym i Henryka Sienkiewicza, z którego korespondencji z przyjacielem wynika, że „młodego Tyszkiewicza” nie uważał za kandydaturę odpowiednią. Nic dziwnego. Panicz z Waki miał zaledwie 23 lata i był kawalerem. Czas pokazał, że oczytani, znający języki obce i interesujący się literaturą i malarstwem szybko znaleźli wspólny język. To hrabiemu z Waki pisarz czytał na głos, opowiadał o swoich książkach, mówił o tęsknocie i miłości do dzieci wychowywanych bez matki, o zbierającej żniwo chorobie płuc. W kilka lat później, kiedy Jaś Tyszkiewicz poślubił Bisię – Elżbietę z Krasińskich, wnuczkę pisarza Zygmunta Krasińskiego z Opinogóry, przyjdzie i jemu doświadczyć tych samych przeżyć, bo i jego Bisia będzie borykała się z suchotami i z powodu choroby płuc zejdzie z tego świata osierocając czwórkę nieletnich dzieci. Ich syn, również Jaś, który w roku 1939 zginął w katastrofie lotniczej, doceniając wagę dziennika podróży śp. ojca jako dokumentu podróżniczo-historycznego, podał w międzywojniu jego fragmenty do wiadomości publicznej, drukując je w „Słowie” wileńskim.
Swoją drogą ciekawe paralele: ekscytujące emocje podróży po Afryce, pisanie wspomnień w formie listów, drukowanie ich w „Słowie”, zainteresowania literackie i malarskie oraz żony gruźliczki. Różnice: w odróżnieniu od Sienkiewicza, zwalonego podczas wyprawy febrą i innymi problemami zdrowotnymi, Tyszkiewicz swój dziennik prowadził na bieżąco. Nie był on przeznaczony dla ogółu, mimo że po jego śmierci fragmenty się ukazały, lecz dla rodziców i rodzeństwa, a większość z nich była adresowana do matki Izabelli Tyszkiewiczowej. Listy z podróży pisał chętnie i systematycznie, traktując je jako rodzaj swobodnej rozmowy.
Relacje hrabiego były dokumentowane autentycznymi zdjęciami z podróży. Bogato ilustrowany rękopis w formie księgi, oprawionej w ciemnobordową skórzaną oprawę, nosi tytuł odręcznie napisany przez samego Jasia - Jana Józefa Tyszkiewicza z Waki - Listy z podróży do Zanzibaru 1891 r. Zawiera 16 listów napisanych czytelnym pismem na ponad 190 stronach i 75 zdjęć (74 z wyprawy i jedno z albumu autora).
Sienkiewicz i Tyszkiewicz spotkali się we Włoszech, ale początkowo siedzieli w różnych hotelach, gdyż inicjator najwyraźniej nie był zdecydowany co do towarzysza podróży. Święta Bożego Narodzenia spędzili jednak razem w Neapolu, zamawiając w „Grand Hotelu” na Wilię polskie potrawy. W kierunku Afryki udali się statkiem „Ravenna”. Dnia 1 stycznia o godzinie szóstej wieczorem byli już w Kairze. Jaś odnotował: Na ulicach ruch, aż w głowie się kręci. Kto zna miasta arabskie wie dobrze, że i dziś nic w tej materii się nie zmieniło. Stąd mieli zamiar udać się na wyspę Zanzibar. Młody hrabia, który w wielu sprawach radził się matki, wysyłając do Waki również listy pocztą tradycyjną, początkowo z dalszej wyprawy zrezygnował, gdyż okazało się, że pogoda była nieodpowiednia (ulewy, błoto), a współtowarzysz źle wyliczył porę roku na przyjazd. Jak się potem okazało, obaj nie mieli pojęcia o lokalnych środkach transportu, potrzebnym w podróży ekwipunku, w tym namiotu dobrze chroniącego od słońca i moskitów roznoszących malarię, porządnych butów etc.; nie mieli potrzebnego doświadczenia, a znajomość kontynentu afrykańskiego Sienkiewicza była czysto książkowa. Za to z Europy do Afryki przetransportowali... fraki, a nawet je założyli, gdyż przyszły noblista miał listy polecające do kilku ambasadorów, misji katolickiej i Polaków przebywających w Kairze. W tym okresie wypoczywali w tych stronach Lubomirscy, Potoccy, Radziwiłłowie. W Afryce podróżni nie tylko słyszeli znajome dźwięki poloneza Fryderyka Chopina, ale i byli na przyjęciu u bosonogiego sułtana Zanzibaru (Tyszkiewicz zrobił mu nawet zdjęcie), poznali wioskę ludożerców, „niestety”, białych uważali za niesmacznych i nie jedli, a kiedy spali w hotelu, pod drzwiami pokoju na dobranoc Arabowie śpiewali im rzewne piosenki.
Pomimo ciekawych doświadczeń, podróż od początku była nieudana, bo niezgodna z planem. Tuż po wylądowaniu na Czarnym Lądzie schorowany Sienkiewicz (wrzód na gardle) przegapił statek do wyspy koralowej na Oceanie Indyjskim – Zanzibar (wschodnie wybrzeże Afryki), a następny był dopiero za miesiąc. Kiedy pogoda się poprawiła, panicz z Waki zmienił zdanie. Do tego czasu zwiedzali Egipt. Oprócz Kairu oglądali zabytki w Aleksandrii, Gizie, Fajumie. Sienkiewicz, nieobojętny na uroki damskie, który jeszcze na statku wśród podróżujących Anglików wypatrzył „ładną misskę”, nawet będąc chory zauważał urodziwe kobiety. 27 stycznia udali się koleją z Kairu do miasta portowego Suez, a stamtąd popłynęli niemieckim statkiem wojskowym do Zanzibaru, gdzie powitało ich rozpalone słońce, Murzyni, gąszcz palm i pyszne egzotyczne owoce. Sienkiewicz się skarżył, że chociaż są w najlepszym tutejszym hotelu, to pisać nie może, bo zamiast stołu ma deskę, a siedzi prawie na podłodze, a hotel „składa się z obszernych sieni, w których stoją łóżka poosłaniane parawanami”. Na przyjęcia (mając listy polecające) wychodził jednak w śnieżnobiałej koszuli, fraku i wypastowanych (pastę przywieźli ze sobą) butach. Z Zanzibaru mieli udać się na polowania w głąb lądu, ale wybuchło powstanie Massajów przeciw ciemiężycielom kolonialnym i wielkie polowanie na antylopy, hipopotamy, krokodyle i dziki, w tym nad rzeką Kingami, nie było udane, choć upolowali mnóstwo ptaków. Marzyły im się jednak trofea w bezludnym Gugurumu, ale pisarza zwaliła febra i był zmuszony wracać (hrabia jeszcze przez kilka dni został), a doświadczenia myśliwego też zabrakło. Jaś, opisując scenę o tym, jak hipopotam trzymając w zębach potrząsał łodzią w której siedzieli, jak on, choć i przygotowany do strzału, straciwszy równowagę chwycił się zamiast oparcia głowy Murzyna, zrelacjonował: Sienkiewicz też stracił głowę. Widzę, że mierzy do bestii, a jednak nie strzela. Zapomniał kurki odwieźć. Do Kairu wrócili 3 kwietnia statkiem linii „Messageries Maritimes”. Tu mile spędzali czas z wypoczywającym w Egipcie towarzystwem polskim i w domu austriackiego konsula Neumana, którego żona była zapaloną badaczką i miłośniczką Egiptu. Jaś podsumował w zapiskach, że pożegnanie z Sienkiewiczem „było bardzo serdeczne”.
Czytając "Listy z Afryki" autorstwa Sienkiewicza i listy Tyszkiewicza z Dziennika podróży do Zanzibaru utwierdzamy się jednak w przekonaniu, że chociaż opisywali tę samą podróż, każdy wyniósł z niej własne spostrzeżenia i doświadczenia. Sienkiewicz pisał swoje relacje, a raczej fantazje, z niefortunnej wyprawy w hotelach i pensjonatach leczniczych. Nadrabiał informacjami zaczerpniętymi od innych. Jako człowiek, któremu nie była obca technika malarstwa, ratował się plastycznymi opisami przyrody. Dopiero po upłynie 20 lat od powrotu z Afryki dojrzał do takiej książki, jak W pustyni i w puszczy, której wątek przygodowy i dziś trzyma czytelnika w napięciu. Podróżowanie i przemieszczanie się w XIX stuleciu były czymś innym, niż dzisiejsze loty samolotem do najdalszych zakątków świata.
Oryginał Dziennika z podróży do Zanzibaru Jana Tyszkiewicza z Waki, niechętnie udostępniany dla badaczy, znajduje się w zbiorach Trockiego Muzeum Historii Zamku, które zamierza wydać rękopis w dwóch językach: polskim i litewskim."
PS.
W maju ubiegłego roku w Instytucie Polskim w Wilnie odbyła się prezentacja albumu, o którym wspomina Autorka.
PS.
W maju ubiegłego roku w Instytucie Polskim w Wilnie odbyła się prezentacja albumu, o którym wspomina Autorka.
Kapitalny tekst! Fraki, polowanie na misski i atak hipopotama biją wszelkie rekordy. :D Trzy lata temu zwiedzałam Troki. Żałuję, że nie wiedziałam o istnieniu dziennika Tyszkiewicza, ale obawiam się, że i tak by mi go nie udostępniono. :(
OdpowiedzUsuńCiężka sprawa, w wariancie realistycznym pozostaje chyba tylko zakup książki w czasie wizyty w muzeum w Kownie - usiłowałem z nimi skontaktowac się via e-mail ale reakcja jak za "starych, dobrych czasów".
UsuńJeśli ktoś ze znajomych w najbliższym czasie wyruszy w tamte rejony, obarczę tajną misją. :) Trzeba też dyskretnie monitorować Allegro. W archiwum widziałam, transakcja z listopada ubiegłego roku. W opisie nonszalancka wzmianka: "Książka w Polsce właściwie nie do zdobycia". :(
UsuńZaraz nonszalancka :-) prawda - niestety. Przy okazji poszukiwania Listów Tyszkiewicza miałem zabawną pomyłkę z cyklu "qui pro quo" :-) ale dowiedziałem się, że był jeszcze jeden Tyszkiewicz, który też był w Afryce, na dodatek w Egipcie i zostawił po sobie Dzienniki, tyle że było to pół wieku wcześniej :-)
UsuńO, to dzięki za ostrzeżenie, będę uważać. Swoją drogą te wcześniejsze dzienniki innego Tyszkiewicza też mogą być bardzo ciekawe. :)
UsuńNa razie stoją na półce i czekają na swoją kolej :-)
UsuńTekst rzeczywiście świetny, fraki w Afryce mnie rozbroiły! :) Nie wiedziałam, że z Sienkiewicza taki był do bólu książkowy i oderwany od rzeczywistości człowieczek. Muszę się wreszcie wziąć za biografię, babcia kiedyś twierdziła że jesteśmy z nim jakoś dalece spokrewnieni, i choć mała szansa że faktycznie tak było, to wstyd tak nic nie wiedzieć. Tekst super w każdym razie, uśmiałam się do łez.
OdpowiedzUsuńTo wypada wpaśc z wizytą do Oblęgorka, niekoniecznie może teraz ale latem to może byc bardzo przyjemna wycieczka.
UsuńW związku z tym, że interesuje się Afryką z przełomu XIX i XX wieku zaciekawiła mnie niezmiernie wzmianka o wydaniu listów hr. Tyszkiewicza. Niestety książka jest praktycznie nieosiągalna. W muzeum w Olsztynie, gdzie była jej chyba jedyna prezentacja w Polsce mieli raptem kilka egzemplarzy. Muzeum w Trokach nie odpowiada na maile, widocznie „miłość” Litwinów do Polaków wiecznie żywa. W Instytucie Polskim w Wilnie mają jakiś egzemplarz ale na własny użytek. Mimo, że placówka ta była czynnie zaangażowana w promocję książki to sprzedażą jej się nie zajmuje.
OdpowiedzUsuńOdkąd Marlow napisał o tej książce, czyham na nią na Allegro i jeszcze ani razu jej nie widziałam, a to już minął rok. :(
UsuńAnonimowy - wszystko się zgadza - jeśli chodzi o muzea w Trokach i Olsztynie - testowałem to rok temu z takim samym skutkiem.
UsuńLirael - była raz ale zanim jeszcze o niej się dowiedziałem :-)
Musiałam przegapić. :(
UsuńAlbo jeszcze o niej wówczas nie słyszałaś :-), ja trafiłem na nią w archiwum allegro.
UsuńMasz rację, dowiedziałam się o nich od Ciebie w lutym ubiegłego roku, więc w sumie to jeszcze nie jest długie polowanie. :)
UsuńA częstotliwość na allegro to 1 egzemplarz na 1,5 roku (na razie) więc nie jest jeszcze tragicznie :-). Szkoda tylko, że pracownicy muzeum w Trokach mają nastawienie jak za "starych, dobrych czasów" ale c'est la vie :-).
UsuńTo chyba trzeba teraz wzmóc czujność, bo statystycznie rzecz ujmując, ona może się pojawić lada moment. :) Ciekawe, czy muzeum wie, że książka jest upragnionym białym krukiem. Ale skoro nawet nie odpowiedzieli na Twojego maila... :(
UsuńWygląda na to, że nie tylko na mojego :-). A co do czujności - rok temu na allegro trafiłem na książkę, której szukałem chyba z 10 lat :-).
UsuńBłagam, zdradź, co to było! Oczywiście jeśli możesz. Ja też mam na koncie kilka takich łowów, ale rekordowe to chyba z 5-7 lat, aż tak długich nie.
UsuńŻadna tajemnica - "W stalowych burzach" Ernsta Jungera u nas po wojnie przez wiele lat zakazana jako pochwała militaryzmu i przeciwstawiana "Na zachodzie bez zmian" Remarque'a.
UsuńNie znam zupełnie. :( Ale wyobrażam sobie Twoją radość po takich długich poszukiwaniach.
UsuńNie dziwię się :-) a za "moich czasów" funkcjonowała tylko jako złowrogi tytuł :-), zresztą paniom z reguły podoba się coś w typie "Na zachodzie bez zmian" niż taka twarda, męska literatura :-)
UsuńJuż się kiedyś przyznawałam do nieprzeczytania żadnej książki Remarque'a i niestety, od tamtej pory bez zmian nie tylko na zachodzie. :(
UsuńNie wierzę :-) Jeśli nie przepadasz za tematyką wojenną to bez większych obaw mogłabyś spróbować "Łuku triumfalnego".
UsuńPrzysięgam. :) Właśnie "Łuk..." mam i się do niego przymierzam. :)
UsuńKiedyś bardzo mi się podobał ale od dawna już do niego nie wracałem - ciekaw jestem jak wypadnie :-)
UsuńJeszcze taka ciekawostka związana z Listami Tyszkiewicza. Otóż w zeszłym roku ukazała się nakładem Universitas obszerna praca zbiorowa z okazji setnej rocznicy „W pustyni i w puszczy”. Jak można się domyśleć zawierała szereg referatów związanych bardziej lub mniej z wyprawą Sienkiewicza, jednak co ciekawe „Listy z podróży do Zanzibaru” hr. Tyszkiewicza się nie pojawiły. A to już duży błąd i chyba jakaś klapa wydawnicza.
OdpowiedzUsuńBez przesady :-), w końcu listy Tyszkiewicza nie są listami Sienkiewicza, i może nikt nie chciał się narażać na zarzut wtórności wobec Liliany Narkowicz.
Usuń
OdpowiedzUsuń„Wokół W pustyni i w puszczy” to tom mający blisko 700 stron. Starczyłoby więc miejsca i na wspomnienia hrabiego zwłaszcza, że sporo w nich mowy o autorze powieści. Jestem przekonany, że brak tej pozycji w bibliografiach do tych referatów wypływał zwyczajnie z braku dostępu do „Listów” Tyszkiewicza.
Może i tak, wydaje mi się, że Narkowicz wspominała coś o trudnej dostępności listów Tyszkiewicza a może po prostu nikomu się nie chciało.
UsuńZgodnie z zapowiedzią udało mi się zdobyć nawet dwa egzemplarze „Listów z podróży do Zanzibaru”. Rzecz wydana po polsku i litewsku. Dużo fotek zrobionych podczas wyprawy przez hrabiego Tyszkiewicza. Jak dla mnie pozycja arcyciekawa. Zwłaszcza opis samego Zanzibaru, jest interesującym uzupełnieniem relacji Sienkiewicza zamieszczonej w „Listach z Afryki”.
OdpowiedzUsuńGratuluję.
UsuńDziękuję, oczywiście jeden egzemplarz zostaje u mnie, natomiast drugi wystawiłem na Allegro: http://allegro.pl/listy-afryka-zanzibar-tyszkiewicz-xix-wiek-i4330983914.html
UsuńK. Stasiewicz, Litewskie wydanie listów hrabiego Jana Tyszkiewicza z podróży do Afryki Troki 2010: [recenzja], [w:] Wiek XIX: Rocznik towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 5(47), s. 599-603.
OdpowiedzUsuńhttp://bazhum.muzhp.pl/media//files/Wiek_XIX_Rocznik_Towarzystwa_Literackiego_imienia_Adama_Mickiewicza/Wiek_XIX_Rocznik_Towarzystwa_Literackiego_imienia_Adama_Mickiewicza-r2012-t5_(47)/Wiek_XIX_Rocznik_Towarzystwa_Literackiego_imienia_Adama_Mickiewicza-r2012-t5_(47)-s599-603/Wiek_XIX_Rocznik_Towarzystwa_Literackiego_imienia_Adama_Mickiewicza-r2012-t5_(47)-s599-603.pdf
Dzięki, dzięki - widzę, że się bawisz w archeologa :-)
Usuńw pracy - tak:) obecnie wnikam w małżeństwo Elżbiety i Jana
UsuńUfff, a już się bałem, że będę musiał zmienić swoją opinię o blogerach :-)
Usuń