czwartek, 20 listopada 2014

Niebo bez ptaków, Danuta Brzosko-Mędryk

Znajomość ze wspomnieniami Danuty Brzosko-Mędryk zawdzięczam Lirael, choć minęło trochę czasu od kiedy o książce usłyszałem. Nie jest to może wielka literatura ale też i nie musi. Widoczny chwilami niedostatek walorów literackich rekompensowany jest z naddatkiem opisami obozowej rzeczywistości - "więźniowie zabierają kotły i zaczynają rozgrzebywać śnieg. Skórki spleśniałego chleba i inne odrażające resztki błyskawicznie znikają w ich żołądkach. Patrzymy przerażone, zbijamy się w gromadę, radzimy. Po chwili wynosimy resztki zapasów - chleb, czosnek i cebulę. Pasiaki rzucają się na jedzenie, z ust cieknie im gęsta ślina, łapczywie łykają, krztusząc się. Świst pejcza. To kapo wali po plecach i głowach biedaków. Bat przecina nie zagojone na twarzy rany, rozjątrza ręce pokryte wrzodami. Więźniowie nie rzucają jedzenia. Zaciskam zęby, aby nie wyć z rozpaczy. Za mną któraś szlocha, inna, wymiotując, opiera się o barak. Spostrzega to jeden z więźniów, biegnie i rękoma zbiera wymioty",obok których nie da się przejść obojętnie.


Jednak to nie drastyczność opisów wyróżnia "Niebo bez ptaków", które mi, paradoksalnie, wbrew tytułowi kojarzy się ze zrobioną na Majdanku fotografią Ericha Hartmanna (poniżej), ale przede wszystkim to, że pisane jest ono z kobiecego punktu widzenia, bo w literaturze obozowej, dominują relacje mężczyzn (m. in. Borowski, Kielar, Grzesiuk).


I co prawda to "Dymy nad Birkenau" Szmaglewskiej są najbardziej znaną książką obozową ale dają one generalny ogląd życia w obozie, natomiast Brzosko odwołuje się do własnych, bezpośrednich przeżyć a te okazały się na tyle przekonujące, że została ona powołana jako świadek w sprawie Hermine Braunsteiner. Inną ciekawostką około książkową jest też fakt, że spora część towarzyszek niedoli autorki była ofiarami działalności słynnego Ludwika Kalksteina, choć to też bezpośrednio ze wspomnień Danuty Brzosko nie wynika.

Przyznaję, książka robi ciągle wrażenie, nawet na tak zblazowanym czytelniku jak ja. Częściowo zapewne za sprawą punktu widzenia, z którego jest pisana - maturzystki, młodej, naiwnej dziewczyny, kompletnie nie znającej życia, która znalazła się w ekstremalnej sytuacji, co sprawia, że drastyczność scen ma u niej podwójną siłę. To zderzenie dziewczęcego widzenia rzeczywistości ("jesteśmy optymistkami, ufamy ludziom, wsadzamy nosy w cudze sprawy") nieświadomego nawet własnej kobiecości (dopiero w obozie autorka przechodzi edukację seksualną - maturzystka! i dostaje ... pierwszą w życiu szminkę, którą i tak jej zabrano) z realiami Majdanka stanowi o wyjątkowości wspomnień Danuty Brzosko. 

To nie jest tylko obraz bohaterskiej postawy więźniarek i prób zachowania godności (chociaż też), Brzosko z jednej strony potwierdza to, co Grzesiuk niejako gloryfikował, to że "do głosu dochodzą jednostki silne fizycznie, mocne w języku i rozpychające się łokciami. Nieśmiałe i słabe nie mają miejsca w narastającej walce o byt", która niewiele różni się, jeśli w ogóle, od zwyrodnienia, jak w przypadku dwunastoletniego ulubieńca esesmanów, Żyda, który na rozkaz Niemców powiesił własnego ojca i którego twarz pod maską okrucieństwa i chytrości zatraciła rysy dziecka. Autorka wspomina o donosicielstwie wśród więźniów, linczu, kradzieżach, obojętności, z drugiej jednak strony przeciwstawia temu solidarność i współczucie, które okazały się źródłem siły umożliwiającej przetrwanie.

"Niebo bez ptaków" koncentruje się na ludziach, z którymi Brzosko-Mędryk się w jakiś sposób styka, co sprawia, że w jej przypadku nie można mówić o kompletności obrazu Majdanka bo poza książką pozostaje prawie zupełnie np. męska część obozu. Trochę zaskakiwać też może zdystansowanie do więźniarek innych narodowości, choć wynikało ono nie z postawy samej autorki ale poczucia wyobcowania i zagrożenia innych nacji, Cyganek i Żydówek, których "większość (...) jest hałaśliwa, głodna, niechętne są same sobie, nie potrafią zorganizować życia w bloku, chociaż mają przykład w naszych."

Tego dystansu nie ma w odniesieniu do przywiezionych z Zamojszczyzny i Witebszczyzny dzieci, które zostały wydane na pastwę dorosłych i śmierci, i które były ratowane przez więźniarki, w miarę możliwości, niezależnie do narodowości. To szczególnie wstrząsająca część wspomnień i trudno zapomnieć scenę, w której "trzy-, czteroletnie maleństwa nie potrafią ani odpiąć majteczek, ani jeść bez pomocy. Chodzą więc głodne i brudne, umazane własnym kałem." 

Co tu dużo mówić, mocna rzecz. 

18 komentarzy:

  1. "w jej przypadku nie można mówić o kompletności obrazu Majdanka bo poza książką pozostaje prawie zupełnie np. męska część obozu"
    Ale chyba ten "zarzut" można przedstawić każdemu autorowi obozowych wspomnień, bo przecież żaden więzień nie był w stanie przedstawić obozu w sposób kompletny. Siłą rzeczy więźniowie płci męskiej mogli pisać tylko o męskich częściach obozu, kobiety zaś o kobiecych.
    Mam tę książkę, postaram się ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację, ale to spostrzeżenie formułowałem pamiętając o "Dymach nad Birkenau", w których Szmaglewska przedstawia o wiele szerszy obraz obozu.

      Usuń
    2. Okazało się, że mam "Mury w Ravensbrück", a nie "Niebo bez ptaków". A czy w tej książce autorka wspomina o swoim pobycie w Ravensbrück, czy pisze tylko o Majdanku?

      Usuń
    3. Książka obejmuje tylko okres uwięzienia na Majdanku (poprzedzony pobytem na Pawiaku) i kończy się wywiezieniem do Ravensbrück ale pobytu tam już Brzosko nie opisuje. O Ravensbrück, jeśli mnie pamięć nie myli, pisze Półtawska.

      Usuń
    4. Czyli "Mury w Ravensbruck" to coś w rodzaju dalszych losów autorki. O Ravensbruck pisała też Irena Ciosińska w "Po prostu miałam szczęście". Ja akurat czytałam więcej wspomnień kobiecych niż męskich.

      Usuń
    5. Ciąg dalszy Brzosko raczej sobie odpuszczę, przynajmniej na razie. Spróbuję raczej czegoś pisanego już zupełnie bez ogródek.

      Usuń
  2. Nie słyszałam o tej książce. A ponieważ literatury obozowej nigdy za wiele, to poszukam. Myślę, ze tego typu ksiażki powinny być w szkole obowiązkowe. Niech świat nigdy nie powinien zapomnieć o tym, co człowiek moze zrobić drugiemu człowiekowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co kojarzę, to literatura obozowa jest obecna w lekturach bo jest Borowski i Herling-Grudziński. Za moich czasów, były chyba Medaliony, czemu zniknęły nie wiem ale może chciano uniknąć przesytu i nadreprezentacji.

      Usuń
    2. Mało, mało.. Może rzeczywiście nie na polskim, ale na historii jak najbardziej.

      Usuń
    3. Może i mało, ale wiadomo że wciągnięcie książki na listę lektur nie specjalnie przekłada się na czytelnicze wybory i u wielu osób uruchamia "mechanizm obronny".

      Usuń
  3. "Z otchłani" Kossak-Szczuckiej mnie zszokowało, jednak impreza Niemek z alkoholem, jedzeniem i tortem na "skrzydle szpitalnym" na oczach głodujących, chorych, bez możliwości poruszania się więźniów, jest niczym przy Żydzie, który na rozkaz Niemców powiesił własnego ojca. Straszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede mną właśnie "Z otchłani" oraz "I boję się snów". Borowski bardzo "czepiał się" Kossak-Szczuckiej i ciekaw jestem na ile były to uwagi politruka a na ile człowieka, który sam przeżył obóz.

      Usuń
  4. Czytałam , wprawdzie lata temu i tylko fragmenty przez Ciebie przytoczone pozwoliły mi na stwierdzenie że lekturę mam już za sobą. Tytułu i nazwiska autorki nie pamiętałam , cóż zdarza się. Za to opisany przypadek z wygłodniałymi więźniami i tym Żydem , który powiesił własnego ojca na rozkaz oprawców są nie do zapomnienia. O ile pamiętam robił wiele innych równie nieciekawych rzeczy tylko po to by im się przypodobać. Myślę że to idealny przykład tego co może z człowiekiem zrobić strach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tego chłopca wołano Bubi. Mnie przypomniał on Szymona Srebrnika, rówieśnika, który przeżył obóz w Chełmnie a który wysypywał prochy spalonych więźniów do rzeki. Kiedy spytano go jak przeżył obóz, co czuł powiedział, że był tam tak długo, że w sumie to co tam widział stało się dla niego czymś normalnym, myślał że taki jest świat.

      Usuń
    2. Kiedyś zdziwiona byłam, gdy czytałam jak we wspomnieniach często opisywane były sytuacje , kiedy to dzieci bawiły się w zabijanie Żydów. Oczywiście chodzi o okres okupacji w Polsce i ten tuż po II wojnie światowej. Po kilku takich opisach z różnych źródeł zrozumiałam po prostu że te dzieci bawiły się w to co znały.

      Usuń
    3. To w "Medalionach" w opowiadaniu "Dorośli i dzieci w Oświęcimiu" dzieci zapytane co robią, odpowiadają "My się bawimy w palenie Żydów". Ale co się dziwić dzieciom, skoro dorośli choć przecież świadomi tego co dzieje się wokół nich, traktowali to jako coś co ich nie dotyczy i przez to nie ma znaczenia.

      Usuń
    4. Nie tylko w "Medalionach" , z tego co kojarzę spotkałam się z tym również w innych książkach. Ale masz rację co się dziwić dzieciom. Choć mam wrażenie że to była forma obrony ( to niezauważanie) psychiki , chyba każdy normalny człowiek ma taki system wpisany w naturę tzw. wypieranie.

      Usuń
    5. Ale też nie bez powodu mówi się, że dzieci są okrutne.

      Usuń