czwartek, 2 sierpnia 2012

Weiser Dawidek, Paweł Huelle

Dwóch jest tylko gdańskich pisarzy, Grass w Berlinie i Huelle w Gdańsku - chciałoby się powiedzieć, trawestując pułkownika Kuklinowskiego z "Potopu", tuż po przeczytaniu "Weisera Dawidka".


Nie, żebym sam od razu poznał się na debiutanckiej powieści Pawał Huelle (1987 - okładka poniżej), mi trafiło się jej drugie wydanie - londyńskie, podobno poprawione aczkolwiek w książce nie znalazłem adnotacji na ten temat (1992 - okładka powyżej). Ale ja to ja, a co miał powiedzieć redaktor "Twórczości", który książkę odrzucił, a który przecież z literatury żyje i powinien się na niej znać. Oczywiście poruszając tematykę gdańską nie uniknie się porównania z Grassem. "Weiser ... " zestawiany jest z "Kotem i myszą", drugą częścią trylogii gdańskiej Grassa ale nie wiem na ile to zestawienia jest adekwatne, bo czytałem ją dawno temu, a jedyne wrażenie jakie mi pozostało po niej, to to, że ta niewielka książeczka czytana zaraz po "Blaszanym bębenku" wypadało niepokojąco blado. Ja, niefachowym okiem się dopatrzyłem się raczej motywów z "Blaszanego bębenka" właśnie. Na przykład obecny jest motyw obrony Poczty Polskiej,  pojawia się Żótłoskrzydły, "powinowaty" Leo Hysia, a przede wszystkim motyw tajmnicy, u Grassa widoczny w śmierci Józefa Koljaczka, a u Huelle w śmierci (?) ale i w całej postaci Dawida. Dopiero teraz widać wtórność tego zabiegu w "Hanemannie" Chwina w postaci i śmierci dziewczyny na statku.  Jednak mnie bardziej zaintrygowała zaskakująca zbieżność motywu tajemniczego zniknięcia chłopca z "Piknikiem pod Wiszącą Skałą"  Joan Lindsay (1967, wyd. polskie 1991) rozsławionym przez film Petera Weir'a pod takim samym tytułem (1975), w którym także dochodzi do zniknięcia dzieci (czterech dziewczynek), z których odnajduje się tylko jedno (tak jak Elka), od którego i tak nie da się wiele dowiedzieć (podobnie jak od Elki).


Ale niezależnie od tego czy są tu jakieś zapożyczenia, dla mnie "Weiser ..." zalicza się do książek szczególnie bliskich obok "Dzieci Jerominów" i "Lekcji niemieckiego" chociaż do Gdańska nie jeździłem - jeśli już to raczej z mamą jechałem żółto-niebieskim pociągiem w piątek "na halę" do Gdyni. Nie miałem zardzewiałego schmeisera ale bagnet, którego co prawda nie zabrał Żółtoskrzydły ale ktoś kto zobaczył, jak chowałem go w ogródku przykrywając liśćmi buraków, a od noszenia zardzewiałego poniemieckiego hełmu bolała mnie głowa. Łuski, czasami naboje znajdywałem w ogrodzie mojej babci, te ostatnie wkładałem w imadło w warsztacie dziadka i piłowałem piłką do metalu usiłując sprawdzić co jest w środku. Chłopcy Pawła Huelle anno domini 1957 są mi więc bliscy wspólnotą "męskich" doświadczeń tych i innych. Moje wspomnienia nie dotyczą grudnia '70 ale pamiętam rozmowy dorosłych w '76 kiedy idąc do szkoły mijałem fabrykę makaronów. 

"Weiser Dawidek" jest powrotem do krainy dzieciństwa zarówno w podstawowej warstwie powieści toczącej się wokół tajemniczego zniknięcia tytułowego bohatera, jak i wątku politycznego - oba z nich są bardzo "gdańskie" i to mimo, że drugi z nich rozciąga się na przestrzeni wielu lat. Dzisiaj nie wydaje się być niczym specjalnym ale wówczas gdy ukazywało się pierwsze wydanie książki była to kwestia ciągle jeszcze drażliwa. 

Sama treść książki nie jest zbyt skomplikowana - Dawid jest outsiderem, który aż się naprasza by mieć ciężkie życie w szkole i wszystkie znaki wskazują na to, że go to nie minie. Niespodziewanie okazuje się, że w jego obronie staje dziewczyna, z której zdaniem liczy się banda chłopców. Stopniowo Dawid staje się dla chłopców guru, który jednak za zasłoną przedstawień na użytek podziwiającej go coraz bardziej bandy ukrywa swoje prawdziwe ja - dla nich niedostępne, o którym coś więcej zapewne wie tylko dziewczyna, która nawet po latach nie chce zdradzić tajemnicy. To wszystko zanurzone w realia drugiej połowy lat pięćdziesiątych widzianych oczami dzieci roztaczające magiczną atmosferę - "Wszystko było możliwe, nic - nieprawdopodobne", mi kojarzącą się trochę z "dziecięcymi" filmami Juliusza Nasfetera. Nie bez powodu "Weiser Dawidek" został ogłoszony "książką dziesięciolecia" a zaryzykowałbym też stwierdzenia, że należy do najlepszych książek polskiej literatury współczesnej.

17 komentarzy:

  1. A propos książki dziesięciolecia itp.:
    http://archiwum.polityka.pl/art/klatwa-pierwszej-ksiazki,435245.html

    Mnie się marzy, żeby Huelle napisał coś nowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I coś w tym jest :-) ale w przypadku Huelle chyba nie ma aż takich powodów do narzekań - czytałem jeszcze "Mercedes-Benz. Z listów do Hrabala" i "Castorpa". Zwłaszcza ten ostatni wg mnie jest świetny - chyba zabrakło mu marketingu. Wiadomo - "reklama dźwignią handlu" i książek to nie ominęło.

      Usuń
    2. Tak, Huelle na szczęście się sprawdził. Oprócz wymienionych przez Ciebie tytułów podobały mi się jeszcze jego opowiadania.

      Usuń
    3. Generalnie nie przepadam za krótkimi formami bo nie lubię rozstawać się z bohaterami, z którymi dopiero zdążyłem się poznać :-)

      Usuń
    4. ja mam całkiem odwrotnie.;)

      Usuń
    5. I nie wiem czy nie masz racji :-), nie wiem jakby wyglądały "Panny z Wilka" gdyby były powieścią ale gdy je skończyłem, żałowałem, że są "tylko" opowiadaniem :-). Teraz za to czytam coś z Twojej działki - przynajmniej jeśli chodzi o formę - "Kwiatki św. Franciszka" :-).

      Usuń
    6. Ładne, ładne ... :-)

      Usuń
  2. Książki Pawła Huelle czytałam stosunkowo niedawno (kilka lat temu) i jest to dla mnie pisarz może nie kultowy, ale bardzo ważny i też mi sie marzy, że coś nowego napisze. Zresztą Huelle jest doceniany na tzw. zachodzie - jego utwory są tłumaczone na różne języki, studenci slawistyki (czy też pokrewnych kierunków) "zmuszani" są do lektur Huelle i bardzo im się ta proza podoba (przynajmniej takie są recenzje w sieci). I to cieszy. "Weiser Dawidek" zasłużenie, przynajmniej według mnie, został książką dziesięciolecia. Żeby tylko młodsze pokolenie chętnie sięgało po te lektury ;-(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młodsze pokolenie co najwyżej może przeczytać Harrego Pottera a i to nie takie pewne bo łatwiej jest obejrzeć filmy, ale po prawdzie i nie ma co narzekać i jedne i drugie na prawdę niezłe :-)

      Usuń
    2. Nie czytałam serii Harrego Pottera (filmy obejrzałam), ale za nią powiniśmy Rowling omalże wielbić ;-) - i namawiać do napisania innej serii dla dzieci. Czekam na jej pozycję dla dorosłych - już za niedługo, już za momencik będzie. Tylko niestety, nie będę w stanie porównać jej z twórczością Rowling dla młodych - może w końcu przyjdzie czas, aby jednak się za Harry Pottera zabrać?

      Usuń
  3. Ja mam za sobą tylko jedno spotkanie z twórczością tego autora i jest to "Mercedes Benz" - nie wywarło ono na mnie takiego wrażenia, jak na Tobie. Ale nie zniechęcam się bynajmniej, z chęcią kiedyś sięgnę po inne powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie twierdziłem, że byłem pod wrażeniem "Mercedes Benz", co nie zmienia faktu, że to dobra książka :-)

      Usuń
  4. "Weiser Dawidka" czytałam przed kilku laty i miałam skojarzenia ze Starym Testamentem. Już samo imię bohatera, Dawid, jak potężny król Izreala, z czasem stał się guru dla kolegów, czyli kimś w rodzaju proroka, ale proroka trochę fałszywego, bo jego zachowania nie są do końca są pozytywne (o ile dobrze pamiętam), a jego zniknięcie to skojarzenie z Żydem Wiecznym Tułaczem.
    Jest to moja interpretacja, a tę książkę myślę, że trudno jest odczytywać, co niewątpliwie stanowi o jej wielkości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest - jest tam przecież także Abraham, starotestamentowo brzmią również "proroctwa" Żółtoskrzydłego a z Nowego Testamentu Paweł i Szymon. Dla mnie to jednak przede wszystkim powrót do magicznej krainy dzieciństwa, "mojej małej ojczyzny". Ale niezależnie od sposobów jej odczytywania dla mnie nie ulega wątpliwości, że to dobra książka co volens nolens potwierdza to, że widać, że stanowiła inspirację dla "Hanemanna" Chwina (też niezłego).

      Usuń
  5. Przeczytam na pewno prędzej lub później, a myślę, że prędzej. Oczywiście kusi mnie Gdańsk - moja mała ojczyzna, ale i kusi przez porównanie z Grassem, którego Blaszany bębenek zrobił na mnie bardzo duże wrażenie (a właściwie całą gamę wrażeń), a Wróżby kumaka bardzo mi się podobały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Namawiam - na pewno nie będziesz zawiedziona. Dla mnie inspiracja Grassem wydaje się dosyć wyraźna ale to nie zarzut. Podobno bardziej niż w "Blaszanym bębenku" można doszukiwać się jej w "Kocie i myszy" ale gdzieś mi zapodziały :-), ma prawo - to w końcu mała książeczka - więc póki co nie wypowiadam się na ten temat. Obok Castorpa i Hanemanna chyba najbardziej "gdańska" książka.

      Usuń