poniedziałek, 23 września 2013

Jeden dzień Iwana Denisowicza, Aleksander Sołżenicyn

Pamiętam swoją ekscytację, gdy kupowałem tę książkę prawie 25 lat temu, kosztowała wówczas 1000 zł. Ale czar mitu, jaki wtedy dla mnie miała okazał się nietrwały, gdy po latach postanowiłem do niej wrócić.


Dzisiaj gdy tematyka gułagowa nie ma już smaku owocu zakazanego i wpisana jest w kanon lektur szkolnych, nie jest to już nic nadzwyczajnego. Co więcej powieść (choć dla mnie jest to dłuższe opowiadanie) Sołżenicyna wypada stosunkowo blado na tle chociażby książek Czapskiego i Herling-Grudzińskiego, kiedyś kultowa, dzisiaj jest tylko literackim dokumentem tamtych czasów.

Owszem, gdy się ukazała musiała być szokująca, to widać już na pierwszy rzut oka choćby przy takim "drobiazgu" jak losy tych, którym udało się przeżyć niemieckie obozy jenieckie. Jeszcze w "Losie człowieka" jego bohater z tego tytułu jest hołubiony (to chyba najwyraźniejszy przejaw zakłamania Szołochowa i propagandy widoczny w opowiadaniu) podczas gdy w "Jednym dniu Iwana Denisowicza" już wiadomo, że lepiej było do Rosji nie wracać, bo na którym udało się przeżyć nie czekało tu nic dobrego (wspomina o tym nawet Newerly w posłowiu do "Chłopca z Salskich Stepów", zresztą u Sołżenicyna może znaleźć także i wzmiankę o bezprizornych, jednak bez budującego zakończenia).

Obraz jaki przedstawia Sołżenicyn w pierwszej chwili kojarzy się niemieckimi obozami koncentracyjnymi a jednocześnie sprawia wrażenie jakby uładzonego. Owszem, jest wspomniany jakiś urka, donosiciele, praca w szczerym polu, której należy się strzec za wszelką cenę czy karcer, pobyt w którym można przepłacić w najlepszym przypadku utratą zdrowia, w najgorszym utratą życia ale to wszystko sprawia wrażenie wyjątku od normy. Owszem ciężkiej i surowej ale jednak nie drastycznej.

Wrażenie to potęguje także narracja, nieco monotonna, pozbawiona emocji, z jednej strony wydaje się, że ma ona oddawać mozół dnia z drugiej jednak, co tu dużo mówić, sprawia że książka jest po prostu nudna. Ten sposób opowiadania, współgra z ... brakiem ocen tego o czym czytamy. Owszem, z kontekstu wynika, że ludzie, których spotyka Szuchow, a i on sam padli ofiarą skrajnej niesprawiedliwości ale wszystko to kończy się oskarżeniem ludzi a nie systemu, który współtworzyli. Odczucia te pogłębiają się, jeśli weźmie się pod uwagę, że więźniowie pracują z własnej woli byleby tylko nie zmarnował się wcześniej przygotowany materiał - to zaangażowanie w przymusową pracę, która zapewne pójdzie na marne jest uderzające. Tak jakby miało pokazać, że ci którzy zostali wyrzuceni poza nawias socjalistycznego społeczeństwa gotowi są do powrotu do niego i jego dalszej budowy. Dziwne - nieprawdaż?

118 komentarzy:

  1. Dawno to czytałem i też miałem poczucie, że nuda, nic dramatycznego, ale potem przyszło mi do głowy, że w gruncie rzeczy właśnie o to chodziło: o tę dobijającą monotonię, to zobojętnienie - bo o ile pamiętam, żywsze odruchy wywołują tylko kwestie jedzenia. Co do tego, że więźniowie pracują z własnej woli: to należy chyba wziąć pod uwagę tę koszmarną indoktrynację, jakiej byli poddawani. Przecież nawet ludzie aresztowani wierzyli, że partia nie mogła się mylić i może to faktycznie oni robili coś źle. Uwięzienie i zsyłka nie wywoływało w nich buntu przeciw systemowi, dalej uważali, że powinni przyczyniać się do budowy komunizmu, a więc pracować ze wszystkich sił.
    Co do osłabionej wymowy Jednego dnia - opowiadanie się chyba ukazało oficjalnie na fali odwilży, więc siłą rzeczy albo sam autor, albo wydawnictwo zadbali pewnie o stonowanie niektórych kwestii; czytelnik bez trudu je sobie dośpiewał, a utwór mógł się ukazać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monotonia , masz rację to celowe. Żywsze odruchy wywołują tez "papierosy" . Dzięki temu postowi sięgnęłam po Sołżenicyna , czytałam oczywiście "Archipelag Gułag" ale "Jeden dzien..." czekał na półce. Moim zdaniem świetny zabieg, beznamiętny wydawałoby się opis rzeczywistości pozwala na zniesienie w ogóle tego. Oczywiście jeśli przeczytaliśmy już tonę relacji z tamtych miejsc i lat łącznie z celowymi amputacjami za dodatkowa rację chleba możemy nie tyle czuć niedosyt co odnosić wrażenie że autor o czymś nie pisze, coś przed nami ukrywa ale w końcu to była tylko odwilż.
      Biorąc pod uwagę to za co Szuchow trafił do tego miejsca nie dziwi zachowawczość autora. Wiedząc za co ludzie tam trafiali zaczyna rosnąć podziw że Sołżenicyn w ogóle się odważył.
      Masz rację że aresztowani nadal wielokrotnie wierzyli w partię , więcej wielu z nich wysyłało listy do Stalina o pomoc zapewniając jednocześnie o wierze w pomyłkę, znaleźli się i tacy co normy pilnowali y Związek nie ucierpiał a nie by się najeść. Ten stopień indoktrynacji powala po prostu i zaczynamy zastanawiać się czy ktoś z nas nie kpi, ale niestety tak bywało.

      Usuń
  2. I też mam to wydanie, koszmarnie drogie było, faktycznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wówczas to było COŚ i miało jeszcze posmak owocu zakazanego. Pamiętam jaki byłem przejęty kiedy chyba w połowie lat 80-tych wpadły mi w ręce książki z Biblioteki "Kultury". Dzisiaj, myślę, że to uczucie zupełnie nieznane. Co do "Jednego dnia ..." chyba jest tak jak piszesz - dla mnie jednak ciągle nie do pojęcia jest stopień wyprania mózgów, kiedy ludzie wbrew temu co widzieli i wiedzieli wierzyli w nieomylność "Partii".

      Usuń
    2. Bo to jest nie do pojęcia, szczególnie że u nas nigdy na taką skalę nie występowało. Zjawisko dobrze opisują "Dzieci Arbatu".
      I rzeczywiście zakupy książkowe dziś już takich dreszczy nie wywołują. Pamiętam, jak kupiłem Rok 1984, zupełnie odruchowo, bo coś tam słyszałem, że dobre i zakazane, a potem przepadłem.

      Usuń
    3. Też będę musiał je sobie przypomnieć. Ale to w sumie powieść więc można by złożyć to na karb pisarskiej weny, trafiłem jednak na coś podobnego niedawno u Ginzburg kiedy to nie tylko mąż ale i ona sama była jakby ślepa i głucha na to co się dzieje a przecież byli to inteligentni, wykształceni ludzie. Z takich książek chyba największe wrażenie zrobiła na mnie "Ciemność w południe" Koestlera choć dopiero niedawno dowiedziałem się, że powinna być skontrowana "Wielką czystką" Weissberg-Cybulskiego. "1984" kiedyś to było faktycznie coś - byłem zaskoczony, że nawet kiedy czyta się ją w komplecie z "My" i "Nowym wspaniałym światom" to choć niby jest to wszystko o tym samym, to jednak nie jest to ani nużące ani nie miałem wrażenia przesytu. Po tym chyba poznaje się wielką literaturę :-)

      Usuń
    4. Powieść nie powieść, to jest często wzmiankowane, więc istniało.
      Nowy wspaniały świat czytałem po 1984, to nie jest do końca to samo i o tym samym, ale obie książki znakomite i wielkie. Chociaż nie wiem, czy miałbym ochotę na ponowne czytanie Orwella.

      Usuń
    5. Czytałem go i w tamtych i w tych czasach - zdecydowanie przetrwał próbę czasu, podobnie zresztą jak Huxley i Zamiatin. Z naszego rodzimego podwórka ich książki kojarzyły mi się z "Mordem założycielskim" Wnuka-Lipińskiego, który udowodnił, że prawdziwy profesor :-) umie pisać ciekawe książki :-).

      Usuń
    6. Mord założycielski leciał w Trójce, słuchałem fragmentów, ale do całości nigdy nie dotarłem i nie wiem, czy jeszcze warto.

      Usuń
    7. Na książkę trafiłem właśnie dzięki Trójce :-) i nie żałowałem - przynajmniej wówczas, do to tego stopnia, że skusiłem się na całą trylogię i po niej zdania też nie zmieniłem. Niedawno wpadła mi znowu w ręce ale że "kupka" do przeczytania robi się coraz większa odstawiłem ją z powrotem na półkę :-).

      Usuń
    8. Ja już ma spory regalik "do przeczytania", ale Wnuka gdzieś wcisnę:)

      Usuń
    9. Ja na razie już nic nie wciskam; w kolejce czeka Dürrenmatt, Gnauck, Makowiecki, Kielar, Bachmann, Park, Faulkner itd. itd. :-) Najpierw muszę oczyścić trochę przedpole a potem zobaczymy :-)

      Usuń
    10. To pewnie kilka wieczorów i będzie po sprawie, jak Cię znam:)

      Usuń
    11. To musiałyby być jakieś nadzwyczajnie długie wieczory :-)

      Usuń
    12. Jesień już, niedługo zima, dasz radę :)

      Usuń
    13. Zobaczymy, wszystko zależy od książek :-)

      Usuń
  3. Lubię taką pozbawioną emocji narrację. Dużo miejsca na własną ocenę. Przeczytam - obiecuję to sobie od lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żebym zniechęcał ale moim zdaniem czas "Jednego dnia ..." chyba już przeminął :-)

      Usuń
    2. No dobra, w każdym razie bez szału :-)

      Usuń
    3. Przynajmniej jest szansa doczytać do końca bo z "Archipelagiem" mimo kilku podejść jako mi się nie udało :-)

      Usuń
    4. Bo do Archipelagu to chyba noc polarna potrzebna :P

      Usuń
    5. I to chyba nie jedna :-) ale nie będę się czepiał Sołżenicyna bo w porównaniu z Anne Applebaum i tak zasługuje na przydomek "złotoustego" :-)

      Usuń
    6. Z Applebaum aż tak źle? Bo czeka, bidula, w kąciku na swoją kolej.

      Usuń
    7. Może to dlatego, że jej książka ma charakter popularno-naukowy a "Archipelagu" jednak w takich kategoriach się nie traktuje.
      PS.
      Ale może zapytamy Anetypzn z "Pasji i fascynacji mola książkowego" - nie wątpię, że będzie mogła nam polecić na tę okoliczność jakiś post ze swojego blogaska :-).

      Usuń
    8. Dobry pomysł, ona ma zawsze post na każdą okazję :P

      Usuń
    9. Ty sobie żarty z pogrzebu robisz a mi ciśnienie rośnie :-) a w moim wieku to już nie wskazane :-)

      Usuń
    10. Póki nie przeklina, niech się reklamuje, może jest niedowartościowana:) Albo jakiś troll jej robi koło pióra. Olej sprawę i tyle.

      Usuń
    11. Posłucham rady doświadczonego blogera :-) i tym razem jeszcze zacisnę zęby :-)

      Usuń
    12. Zawsze możesz napisać do lubej Anety na priw, żeby zaprzestała niecnych praktyk.

      Usuń
    13. I tak się do tego zbieram bo naiwnie sądziłem, że moje odpowiedzi pod komentarzami wystarczą, o sancta simplicitas! :-)

      Usuń
    14. Anonim nie może sobie ustawić powiadomienia o odpowiedzi, więc pisanie ripost mija się z celem. Sam się noszę z zamiarem pokorespondowania z Anetą.

      Usuń
    15. Aaaa ... , dzięki za info - moja umiejętność obsługi bloga kończy się na wpisaniu tekstu i zamieszczeniu ilustracji. W sumie to odpowiedzi nie są potrzebne bo wpisy nie są obliczone na jakąkolwiek dyskusję :-). Muszę przyznać, że w sumie moje ego poczuło się dowartościowane, skoro zostałem postawiony przez nią w tym samym szeregu co taki bloger jak Ty :-) ale parę słów i tak już do niej skrobnąłem :-).

      Usuń
    16. U mnie się te komentarze pojawiły wtórnie, Ty zostałeś doceniony jako pierwszy. A o niedyskusyjności swoich wpisów moglibyśmy podyskutować :P

      Usuń
    17. Mi chodziło o wpisy Anety, bo to że Twoje mają podwyższony stan dyskusyjności nie podlega dyskusji :-)

      Usuń
    18. A ok, faktycznie nie są to anonimy wymagające skomentowania, chyba że pod linkowanym postem:P

      Usuń
    19. Zaglądam czasami na te linkowane posty - szkoda gadać, ale trawestując Stuhra - pisać każdy może :-), choć nie zawsze powinien.

      Usuń
    20. Grono wiernych czytelniczek Anety ma inne zdanie :P

      Usuń
    21. I to mnie zaskakuje :-) bo mam wrażenie, że to jest trochę inna grupa targetowa, niż ci którzy zaglądają do mnie :-) ale zrozum tu kobietę :-)

      Usuń
    22. Może ma dość czytelniczek i chciałaby przyciągnąć paru facetów :P

      Usuń
    23. To ciężkie zadanie bo chyba w ogóle niewielu facetów, w porównaniu z paniami, pisze o książkach :-) no i chyba powinna poszukać kogoś kto ma znacznie więcej czytelników, chociaż jeśli o to chodzi, to skoro zawitała do Ciebie, to widać że jest na jak najlepszej drodze :-)

      Usuń
    24. Może tu nie chodzi o liczbę czytelników, ale o pokrewieństwo dusz?

      Usuń
    25. Jakoś go nie dostrzegłem ale może źle patrzyłem :-)

      Usuń
    26. Ależ skąd! Przecież moja irytacja świadczy o czymś wręcz przeciwnym :-), to Ty jesteś obojętny jak głaz skoro doradzasz mi najzwyklejsze ignorowanie postów Anety :-)

      Usuń
    27. To z bezinteresownej zawiści, jasna sprawa przecież :P

      Usuń
    28. Tak myślałem :-) w końcu poszerzenie grupy targetowej to nie byle co :-) chociaż nie wiem co by na to powiedzieli Twoi obecni czytelnicy - no, może przesadziłem, wiem co by powiedział przynajmniej jeden z nich :-).

      Usuń
    29. No właśnie, trzeba się rozwijać, zagarniać nowe rzesze, porywać, prowadzić do lepszym lekturom:)

      Usuń
    30. Wszystko się zgadza oprócz tych lepszych lektur ale to już kwestia gustu :-)

      Usuń
    31. Przemyślę sugestię, że mi poziom lektur spadł :P

      Usuń
    32. ?! to jakaś nadinterpretacja, zupełnie nieuprawniona. Coś w rodzaju "skrótu myślowego" a la Macierewicz :-)

      Usuń
    33. Ach, no to kamień z serca, bo tak pomyślałem o tych czytadełkach, które ostatnio omawiałem i stwierdziłem, że faktycznie opuściłem kaganek oświaty:P

      Usuń
    34. W ogóle nie wiem skąd Ci taka myśl powstała, zwłaszcza że sam jestem fanem Biblioteki młodych, a co by o niej nie mówić to na pewno nie jest siedliskiem treści intelektualnie nośnych :-).

      Usuń
    35. Przesadzasz z tą intelektualną nośnością lektury. Są przecież również książki rozrywkowe, niebędące szmirą i całkiem niegłupie:)

      Usuń
    36. I dlatego je czytam :-) dla mnie książki pełnią właśnie przede wszystkim rolę rozrywkową, gdyby było inaczej to pewnie czytałbym tylko książki naukowe i popularno-naukowe :-)

      Usuń
    37. Ale jednak zawsze poszukujesz tajemniczej "wartości dodanej" :)

      Usuń
    38. No nie ... :-) przyjmijmy, że to tylko taka umowna figura stylistyczna :-) wzruszenia jakie może dawać książka to też swego rodzaju "wartość dodana" :-)

      Usuń
    39. Umowna? W ramach tej umowy zmasakrowałeś kilka autorów, których lubię :D

      Usuń
    40. Zmasakrowałem?! Nic na ten temat nie wiem :-) I jeśli już to co najwyżej przyznaję się do "masakrowania" książki a nie autora :-)

      Usuń
    41. Słuszne uściślenie:) Zmasakrowałeś kilka książek, które mi się podobały, o.

      Usuń
    42. Które? bo na razie to gołosłowne zarzuty :-)

      Usuń
    43. Starałem się jak najprędzej wypierać te raniące opinie z pamięci, o Zielu na kraterze pamiętam:P

      Usuń
    44. O przepraszam, jeśli chodzi o końcowe partie książki, to jeden z bardziej poruszających obrazów miłości i tęsknoty ojca za zmarłym dzieckiem - i raczej niemożliwe bym tego nie dostrzegł. Co do wcześniejszej części, to przyznaję - faktycznie, jest taka możliwość, że opowieści Wańkowicza na własny temat mogły mi niespecjalnie przypaść do gustu :-).

      Usuń
    45. Dopiero by się działo, gdybyś tej końcówki nie docenił:P Ale coś namarudził wcześniej, chociaż poniekąd słusznie, to Twoje :D

      Usuń
    46. No nie było łatwo dotrzeć do końca Waszej dyskusji, ale chciałam dodać, że z Anne Applebaum nie jest tak źle. Czytałam ją w wielkim zainteresowaniem :)

      Usuń
    47. U mnie ciągle czeka w długiej kolejce na drugie podejście :-).

      Usuń
    48. Się rozpisaliście :-)
      "Archipelag Gułag" czyta się całkiem dobrze, byle na raty i powoli. Co do Applebaum to po raz pierwszy fragmenty czytałam w jakiejś prasie literackiej , nawet o nich w jakiejś pracy wspomniałam a później w moje ręce wpadła w końcu książka. Momentami nużąca to fakt ale i nie najgorsza. Przeczytać można nawet z przyjemnością o ile można mówić o przyjemności przy tej tematyce.

      Usuń
    49. Czyta się dobrze, byle na raty i powoli - niezłe, niezłe :-).

      Usuń
  4. Sołżenicyn jest magagenialny i cenię go bardzo. Widziałam na blogu na prawdę ciekawy artykuł o nim i o książce Jeden dzień Iwana. Tu o tu tu
    http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2012/12/aleksander-sozenicyn-obchodzi-dzisiaj.html
    Zapraszam do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo a u mnie Sołżenicyn leży odłogiem od dawna. Tylko jakoś tak liczyłam na dobrą narrację, a Ty właśnie zburzyłeś mi kolejny mit.. ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narracja jest dobra, tylko mało efektowna:P

      Usuń
    2. Wszędobylski..;P
      Jak mało efektowna, to tym gorzej. I tak zepchnęliście autora na dół mojej przepastnej listy. Swoją drogą, niezła siła oddziaływania..

      Usuń
    3. O pardon, jak autora bronię prawie do krwi ostatniej :P

      Usuń
    4. To co piszesz o mało efektownej, hm? :P

      Usuń
    5. Bo nie ocieka eksperymentami formalnymi i nie ma grania na emocjach. Po prostu historia do przeczytania, a wrażenie i tak robi. Nie każdego dnia w łagrze ktoś wkładał rękę do pieca - taki opisów nie ma.

      Usuń
    6. No dobrze, zostawię więc pod znakiem zapytania. Jak mnie natchnie to przeczytam. Ale może już niech doczeka do wiosny. Teraz mam autentycznie ochotę na coś znacznie optymistyczniejszego :)

      Usuń
    7. No to chyba nie autorstwa Sołżenicyna, od samych tytułów można depresji dostać.

      Usuń
    8. No właśnie dlatego niech sobie poczeka do wiosny :) A teraz to wiesz, jakieś "Buby" i inne tego typu. Może Kosik puści nową część "Felixa, Neta i Niki". To są mniej więcej moje jesienne typy :)

      Usuń
    9. Nowy Kosik chyba nie tak szybko, niestety. Co prawda i tak jestem dopiero po czwartym tomie, ale dziecku by mus kupić.

      Usuń
    10. Na ogół jesienią wypuszczał nową część. Coś się w takim razie zawiesił chyba z pisaniem dla młodzieży.. Trzeba by popatrzeć na jego blogu :)

      Usuń
    11. Ja może aż tak jak BZwL "Jednego dnia ..." bym nie bronił ale mogę przyjąć do wiadomości, że z powodu jesieni moje intellectual capcity w trakcie lektury było "coś nie teges" :-)

      Usuń
    12. Ależ dlaczego? To chyba ja powinnam raczej przemyśleć moje intellectual capacity, bo nie powinno być jednak uzależnione od aury ;/ A w istocie jest. Jak zaczynam katarzyć ;) to mam ochotę na lżejsze lektury..

      Usuń
    13. Dlaczego?! Jest takie powiedzenie; jeśli dwie osoby mówią, że jesteś pijany to na wszelki wypadek należy iść do domu i się przespać :-). Skoro BZwL twierdzi, że to dobra książka a nie jest w swoim zdaniu odosobniony to z pewnością coś w tym jest :-)

      Usuń
    14. Jak to mawiają starzy górale, prawda jest zawsze po środku ;) Najlepiej jak przeczytam i wyrobię sobie własne zdanie. A potem wejdę w polemikę z Tobą lub z BZwL :D O ile będę miała na tyle zdolność intelektualną, by nie polec po pierwszym zdaniu (polemiki, bo książkę może zdołam przeczytać..). Jak czytam Wasze rozmowy, to myślę sobie, że może ktoś kiedyś wpadnie na pomysł opublikowania książkowej wersji komentarzy (skoro blogi można..) to one wtedy będą jak znalazł do takiej publikacji :D

      Usuń
    15. Czuję jak moje ego niebezpiecznie rośnie, na szczęście jestem w dużym pokoju więc jest szansa, że jakoś się w nim zmieści :-), ale już trochę bardziej na serio - nie mam żadnych wątpliwości, że po "odrobieniu pracy domowej" spokojnie możesz mnie zakasować :-) bo co do BZwL nie wypowiadam się by mu nie podpaść :-)

      Usuń
    16. Ależ proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu, żeby Kasia mnie zakasowała:)) Tym bardziej że moje zdolności intelektualne nie podniosły się jeszcze po lecie i chyba płynnie przeszły do upadku znamionującego jesienne przesilenie:P

      Usuń
    17. Ty też się przesileniem jesiennym wykręcasz? - witam w klubie :-)

      Usuń
    18. Ja się nie wykręcam, u mnie nieustannie jest jakieś przesilenie :P

      Usuń
    19. Ale nie da się tego poznać czytając Twoje posty :-)

      Usuń
    20. Wielkie dzięki:) Chociaż powinienem kokieteryjnie powiedzieć, że to już nie to, co w czasach przed przesileniem:PP

      Usuń
    21. Na to ja całkowicie bez kokieterii odpowiedziałbym, że nie dostrzegam różnicy :-)

      Usuń
    22. To może ja już skończę, bo wyjdzie, że wyłudzam komplementy:) Dzięki w każdym razie.

      Usuń
    23. Bo to jest dobra książka. Howgh !

      Usuń
    24. Niech będzie - nie najgorsza :-)

      Usuń
  6. Przeczytałam gdzieś, że siła tej książki polega na tym, że autor opisuje SZCZĘŚLIWY dzień głównego bohatera, dzień w którym wszystko mu się udaje i nie ma żadnych większych dramatów. Ma to odróżniać książkę od innych książek o tej tematyce. W dużym stopniu zgadzam się z tą opinią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I być może jest to właściwy trop, chociaż nieco tym przekonaniem może zachwiać zakończenie, z którego można też wysnuć wniosek, że dni w gułagu są podobne do siebie - "Minął dzień niczym nie zamącony, nieomal szczęśliwy. W jego wyroku było takich dni od gwizdka do gwizdka trzy tysiące sześćset pięćdziesiąt trzy."

      Usuń
  7. "...Tak jakby miało pokazać, że ci którzy zostali wyrzuceni poza nawias socjalistycznego społeczeństwa gotowi są do powrotu do niego i jego dalszej budowy. Dziwne - nieprawdaż? ..."-proszę pana,nigdy nic nie wiadomo,przed laty stałam sobie spokojnie w sofijskim soborze w kijowie,ludzi było dużo,jedni drugich potrącali,przepychali itd.,nagle usłyszałam jak jakaś rozzłoszczona pani zwraca się do mężczyzny,który ją potrącił-"wied' wy sawieckij czieławiek(przecież jest pan radzieckim człowiekiem)....",i jedzie dalej z tym koksem,matko,nie mogłam uwierzyć,w to co słyszałam,baba "waliła"argumentami jak na jakiejś partyjnej masówce,co trzeba zrobić z mózgiem zwykłego człowieka,żeby się w ten sposób umiał awanturować?w takiej zwykłej,prozaicznej sytuacji umiał użyć takich argumentów?nie wiem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też nie do pojęcia. Zrozumiałbym jeszcze gdyby to była czysta hipokryzja, cynizm, robienie na pokaz ale wiara w coś takiego wbrew faktom widocznym gołym okiem ... - zaryzykowałbym, że ktoś taki musiał być głupcem ale nie wiem, czy to nie zbyt proste wyjaśnienie fenomenu.

      Usuń
  8. Od jakiegoś czasu mam ochotę na "Morelowe konfitury", ponoć "najlepszy zbiór opowiadań Sołżenicyna", a w każdym razie tak napisano w nocie wydawcy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei zbieram siły na "Oddział chorych na raka" i "Sierpień czternastego" ale słabo mi to idzie a i "Jeden dzień ..." też mnie nie zdopingował :-).

      Usuń
    2. Całkiem niedawno czytałam "Oddział chorych na raka" i uważam, że mimo pewnych dłużyzn warto ją przeczytać. Zrobiła na mnie wrażenie.

      Usuń
    3. Stoi u mnie na półce od lat i czeka na zmiłowanie, i chyba powoli zbliża się jego czas :-)

      Usuń
  9. Widzę, że lubisz literaturę rosyjską podobnie jak ja :) Jeden dzień z życia "Iwana Denisowicza " czytałem kilka lat temu, teraz walczę z "Sierpniem Czternastego" Sołżenicyna :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jak idzie ta walka z "Sierpniem ..." - korci mnie ze względu na tematykę ale słyszałem, że nie jest zbyt porywający.

      Usuń
    2. Lubię styl Sołżenicyna i książka jest ciekawa, ale tak czy owak idzie bardzo długo :)

      Usuń
    3. Dzięki, grunt że jest ciekawa a jeśli jest napisana w stylu "Jednego dnia ... " to nie dziwię się idzie długo :-)

      Usuń
  10. "Jeden dzień z życia ...." powtórzyłam sobie kilka lat temu, Jako lektura szkolna syna była w tłumaczeniu "obcym" i .... i mimo, że szybko i łatwo się ją czytało, to jednocześnie ciężko się ją czytało - była tak "prostym" jezykiem napisana (czy też przetłumaczona), narracja była tak nudna i monotonna, że postanowiłam aż zajrzeć do polskiego tłumaczenia. Do tej pory mi sie to nie udało, i po Twoim wpisie widzę, że już chyba nie zajrzę. No chyba że sama mi wpadnie w ręce :-). Pozdrawiam, D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. D.! Gdzie mi tam, z moim dukaniem po rosyjsku do oryginału :-) To było moja powtórka z "Jednego dnia ..." ale kiedy czytałem go po raz pierwszy, również mnie nie porwał, może rzeczywiście Sołżenicyn pisał go chcąc tokiem narracji oddać nastrój powszedniego dnia w gułagu ale chyba nie był to najszczęśliwszy pomysł. Pozdrawiam.

      Usuń
    2. D.! Gdzie mi tam, z moim dukaniem po rosyjsku do oryginału :-) To było moja powtórka z "Jednego dnia ..." ale kiedy czytałem go po raz pierwszy, również mnie nie porwał, może rzeczywiście Sołżenicyn pisał go chcąc tokiem narracji oddać nastrój powszedniego dnia w gułagu ale chyba nie był to najszczęśliwszy pomysł. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Tyś jednak ogrodnik ;-)
      Napisz mi zatem co Twoim zdaniem Sołżenicyn powinien napisać, właściwie nie co a jak. Podejrzewam że sama treść do Ciebie trafia , z formą jest problem. Choć przyznaję że i ja tak miałam z "Losem utraconym" Imre Kertesz ( Kertesza?) , noblista żeby nie było a jakoś na tej jednaj książce stanęłam i ani w ząb dalej nie mogę się właśnie do sposobu w jaki opowiadał przekonać. Istnieje przecież możliwość że inaczej nie mógł bo psychika by nie wytrzymała, różnie to bywa.

      Usuń
    4. Tak jak pisałem, w porównaniu z Czapskim i Herling-Grudzińskim, Sołżenicyn wydał mi się nijaki ale trudno oczywiście porównywać sytuację w jakiej znajdowali się pisząc swoje książki.

      Usuń
  11. Dukanie dukaniem , ale czy możesz mi zdradzić czy w oryginale oni kładą cegły czy pustaki? Bo u mnie w książce pustaki a na okładce wpisali cegły. Jakbym tak jaką cegłę dorwała ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rozumiem pytanie do D. :-) Ona z pewnością nie duka :-)

      Usuń
    2. Myślałam o Tobie ale w ogóle to chcę wiedzieć co tam w końcu było odpowiedzi może mi udzielić ktokolwiek. Pięknie proszę.

      Usuń
    3. Ja niestety nie mogę Ci pomóc bo tak jak pisałem do oryginału nawet nie podchodziłem.

      Usuń