piątek, 16 października 2015

Kolumbowie, rocznik 20, Roman Bratny

Trafiłem niedawno, na którymś z kanałów TV na film dokumentalny/reportaż "Kto dziś pamięta o Kolumbach" podejmujący próbę rehabilitacji jednej z popularniejszych powieści okresu PRL "Kolumbowie, rocznik 20", do której to popularności przyczyniła się zapewne również obecność na liście lektur szkolnych. Byłem trochę zaskoczony takim postawieniem sprawy, zwłaszcza, że z powieści zrobiono "ofiarę" konsekwencji wydania przez Romana Bratnego jego osławionego "Roku w trumnie". Niezależnie jednak od oceny powieści (o tym za chwilę) film obnażył żenujący poziom niewiedzy, którego nie powstydziliby się nawet blogerzy książkowi "głównego nurtu" (ale nie ma się co dziwić - to nie nowość wydawnicza, nie wznowienie i wydawnictwo nie rozsyła jej w ramach "współpracy") nie tylko na temat samej powieści Bratnego ale także samego pojęcia "kolumbowie".

Kiedyś powieść Romana Bratnego obok "Kamieni na szaniec" i "Pamiętnika z powstania warszawskiego" należała do najbardziej znanych książek poświęconych Powstaniu Warszawskiemu, może zresztą jest tak i obecnie, zwłaszcza że jeśli chodzi o sprawność pisarską, Bratny z pewnością zostawiłby w pokonanym polu wielu powieściopisarzy pretendujących do nagrody Nike. Wzmianki o Katyniu, aluzje do 17 września 1939 r. i epilogu akcji "Ostra Brama" Wilnie, więzienie AK-owców przez powojenne władze, wreszcie niekomunistyczna konspiracja lat okupacji i samo powstanie warszawskie, piętnowane a w najlepszym razie marginalizowane i to wszystko podane w bardzo sprawny sposób. Nie ma tu wgłębiania się w "tajnie dusz" postaci, nie ma "treści intelektualnie nośnych", Bratny nie wymaga od czytelnika intelektualnego wysiłku. Jest za to wartka akcja jak na powieść wojenną przystało, w realistycznym stylu, generalnie bez nachalnego propagandowego zadęcia, przy jednoczesnym "mruganiu okiem" do czytelnika, co z pewnością w tamtych latach (pierwsze wydanie ukazało się w 1957 r.) to było coś.

Ale jeśli trochę uważniej przypatrzyć się książce, to spod tej politury, która ma pozór szlachetnego drewna wychodzą paździerze choćby w postaci sugestii, że decyzja o kontynuowaniu walki po wrześniu 1939 w armii polskiej na Zachodzie to jednak nie to, co decyzja o podjęciu walki w kraju, że niekomunistyczne podziemie stosowało postawę "z bronią u nogi" podczas gdy żołnierz radziecki bohatersko walczył z Niemcami, "narodowcy" zajęci byli przede wszystkim zwalczaniem podziemia komunistycznego, głupi, nieodpowiedzialni dowódcy narażali bezsensownie życie pełnych entuzjazmu, ogarniętych patriotyzmem i chęcią walki ale też naiwnych i niedoświadczonych życiowo i politycznie młodych ludzi, etc., etc., etc.

By nie było wątpliwości, część poświęcona powstaniu warszawskiemu jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem książki, choć i tu wyraźne jest rozdzielenie oceny dowództwa i decyzji o wybuchu powstania od losów zwykłych powstańców. Bohaterstwo, martyrologia, batalistyka - zetknięte z bezdusznością, małostkowością i tchórzostwem. To właśnie dzięki takiemu zestawieniu powieść Bratnego zyskała taką popularność bo stawała się przez to wiarygodna - nie ma w niej bogoojczyźnianego patosu, jest za to strach i odwaga, miłość i nienawiść, co sprawia że bohaterowie książki nie są postaciami ze spiżu lecz żywymi, zrozumiałymi dla czytelnika ludźmi. Nawet w powojennej rzeczywistości, ci którzy się z nią godzą (czytaj: pozytywni bohaterowie) są jakoś bardziej bliscy, nie są może idealni ale kto w końcu jest a przez to bardziej realni, a to że "ślepną" i "głuchną" na to co robi nowa władza, też jest po ludzku zrozumiałe - no, cóż, jakoś trzeba przecież żyć.

Ale o ile jeszcze można przymrużyć oko na manipulacje widoczne w dwóch pierwszych częściach powieści, to część trzecia - "Życie" jest równie "wiarygodna" co, nie przymierzając, "Popiół i diament" stanowiąc przekrój postaw powstańców wobec powojennej rzeczywistości i komunistycznej władzy. Ci, którzy pozostają na Zachodzie zajęci są "szemranymi" interesami stając się w gruncie rzeczy kryminalistami, ci którzy żyją w Polsce są zagubieni bo nie wykorzystują szansy jakiej daje im "ludowa ojczyzna" nie potrafiąc bądź to wybaczyć krzywd jakie od niej zdążyli zaznać bądź to wyzwolić się z dawnego myślenia mimo albo też opowiadają się, mimo początkowych rozterek i trudności za nową władzą zgłaszając akces do partii, która, jak wiadomo, generalnie chce dobrze i poprowadzi społeczeństwo ku świetlanej przyszłości. To, niestety, także są "Kolumbowie, rocznik 20".

29 komentarzy:

  1. Bohaterowie Kamieni na szaniec nie dożyli do Powstania Warszawskiego, więc i książka NIE jest poświęcona temu wydarzeniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Główni bohaterowie, oczywiście. Wielka trójka:)

      Usuń
    2. Ups :-), zonk! :-) oczywiście, masz rację, teraz dopiero sprawdziłem - pierwsze wydanie ukazało się w lipcu 1943 r. Przyjmijmy więc, że jest to "skrót myślowy a la Macierewicz" :-) biorąc pod uwagę, że pierwsza część "Kolumbów" też nie rozgrywa się w czasie powstania (podobnie zresztą jak i trzecia). Ale Twoja uwaga przypomniała mi jeszcze coś, co widać u Bratnego - lekceważące traktowania Szarych Szeregów.

      Usuń
  2. :-)
    Ale to ciekawa sprawa, bo bardzo często spotykam się z wpisywaniem Kamieni na szaniec w poczet książek o Powstaniu Warszawskim:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co znaczy siła błędnych stereotypów! - Okupacja, Warszawa, walka - pierwsze co przychodzi na myśl, to właśnie Powstanie :-)

      Usuń
    2. No otóż to:-) A potem, już czytając o Powstaniu, człowiek może odnieść wrażenie, że walczył tylko Batalion Zośka. Jakoś tak od razu nam się te projekcje uruchamiają. No u mnie przynajmniej tak było:-) Ale też, żeby było jasne, nie ironizuję, bo dla mnie to ważny czas i ważna literatura:-) Nawet bardzo!

      Usuń
    3. Tak na szybko zrobiłem teraz przegląd literatury okupacyjnej/wojennej (nie liczę literatury obozowej) i jakoś blado to wychodzi. Nie kojarzę żadnej powieści, która wywoływałaby efekt Wow! chociaż "Pamiętnik z..." jest tego bliski.

      Usuń
  3. Mysle, ze bez tych mrugniec okiem do komunistycznej wladzy ta ksiazka po prostu nie moglaby sie ukazac w owczesnej Polsce. Wydaje mi sie, ze mimo tych drobnych zabiegow trudno jednoznacznie okreslic te ksiazke jako klamliwa. Czytalem ksiazke dawno temu i pamietam fragment z drugiego tomu, w ktorym jeden z bohaterow ciska o podloge radiem nadajacym komunistyczny komunikat (pozwolicie, ze nie bede teraz tego fragmentu szukal - przytaczam go ze swojej krotkotrwalej pamieci). Tak wiec mimo wszystko Autor przemycil i takie fragmenty. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, spiker radiowy mówił wówczas o powstańcach jako "niedobitkach faszystowskich band Sosnkowskiego". Nie sądzę by w "Kolumbach" było cokolwiek przemycane (tak jak i Ważyk w "Poemacie dla dorosłych" nie musiał niczego przemycać), książka w gruncie rzeczy jest powieścią "po linii", zgodnie z założeniem: owszem w trudnym procesie budowy socjalizmu popełnialiśmy błędy ale druga strona popełniała jeszcze gorsze błędy i obiektywnie patrząc racja jest po naszej stronie.

      Usuń
  4. Patrz, akurat wspominałam dzisiaj Bratnego.
    Czytałam Kolumbów wieki temu. Płakałam po Niteczce, a Jerzy był mi bliski, jak własny narzeczony (do dziś pamiętam scenę na schodach z Aliną). Zresztą mam też serial, tylko szkoda, że na wideo, bo nie mam wideo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial (jest lepszy niż powieść) też mi się podobał ale do moich ulubionych nie należy - ze względu na tragiczne losy bohaterów. Bratny w powieści wielokrotnie umieszcza tak mocne sceny - np. przesłuchanie Basika czy masakra bo wybuchu czołgu-pułapki i to jest też to co zostaje w pamięci czytelnika.

      Usuń
    2. A wiesz, może jestem zbyt romantyczna, ale już zlewają mi się te opisy walk, a najbardziej pamiętam takie detale właśnie.

      Usuń
    3. Mówiąc szczerze, to tego rodzaju sceny, z romantyzmem mi absolutnie się nie kojarzą - to raczej ich przeciwieństwo.

      Usuń
  5. Czytałem Kolumbów całkiem niedawno, jako dwudziestoparolatek i mimo wymienionych przez Ciebie mankamentów, lekturę wspominam bardzo, bardzo dobrze. Utwór z pewnością zapada w czytelniczej pamięci z uwagi na bezkompromisowość opisów Bratnego - mnie najbardziej zabolało, to co stało się z jedną z bohaterek po ewakuacji szpitala na Woli (brutalny gwałt z użyciem butelki dokonany przez Ukraińców). Opis tego wydarzenia utkwił mi w umyśle niczym drzazga. Generalnie to kobiety w tej powieści kończą źle albo bardzo źle. Ich losy są jeszcze tragiczniejsze niż losy głównych bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz "Kolumbów" czytałem jako nastolatek i wówczas też oglądałem film, to rzeczywiście jedna z bardziej wstrząsających scen i w powieści i w filmie. Tak, ten los kobiet u Bratnego jest charakterystyczny - specjalistki od krytyki feministycznej pewnie dorobiłyby do tego jakąś teorię.

      Usuń
  6. Sama zawsze miałam ochotę przeczytać "Kolumbów" (choć jak na razie tego nie zrobiłam), bo jako nastolatka oglądałam serial, który zrobił na mnie duże wrażenie. (Wydaje mi się, że poziom współczesnych produkcji typu "Czas honoru" nawet się do niego nie zbliża). Dlatego z zainteresowaniem przeczytałam Twój wpis, tylko zastanawiam się, czy konieczne jest to zrzędzenie?

    Naprawdę są w naszym społeczeństwie bardziej druzgocące przykłady ignorancji, niż nieznajomość dzieł Bratnego. Ten poziom niewiedzy jest zresztą całkiem wprost pochodną daty urodzenia. Kiedy ja chodziłam do szkoły, nikt już do czytania Bratnego nie zachęcał, ale jeszcze się mówiło, że Baczyński należał do "pokolenia Kolumbów" - tu gwiazdka i przypis: nazwa pochodzi z... Teraz ta nazwa też już właściwie nie funkcjonuje, Bratny od dawna nie należy do kanonu, nie tylko szkolnego, więc nie ma się co dziwić, że osobom urodzonym np. w latach 90. jego nazwisko nic już nie mówi. No, chyba że lubują się w literackich wykopaliskach. Zresztą od tego czasu pojawiły się w literaturze setki nowych nazwisk, które wypada znać.

    Inna sprawa, że nie byłoby rzeczą złą, gdyby w programie szkolnym pojawiały się też - z komentarzem - teksty dzisiaj nie całkiem "prawomyślne". No ale wtedy szkoła musiałaby mieć większe ambicje niż obecnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrzędzenie, to już taka moja przywara - rzekłbym, prawo wieku :-) Mimo, że już kilka lat jestem obecny w blogosferze książkowej ciągle zadziwia mnie jej płytkość i obnoszenie się z własną ignorancją. Jeśli więc ktoś nie ma oporu by publicznie się tym chwalić, to nie widzę powodu dla którego nie można tego krytykować. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem staromodny, co zresztą przekłada się na mój blog, a trochę i na gości, którzy tu zaglądają :-) ale moim zdaniem to nie jest zbyt wiele, oczekiwać od kogoś po maturze by wiedział, co to jest "pokolenie Kolumbów" zwłaszcza, że pojęcie okazało się znacznie trwalsze niż powieść.
      Z setkami nowych nazwisk w literaturze, które wypadałoby znać, a które miałyby się pojawić po Bratnym, nie przesadzałbym - jeśli oczywiście mówimy o literaturze polskiej. Niestety.

      Usuń
    2. "Zrzędzenie, to już taka moja przywara - rzekłbym, prawo wieku". A ileż to szanowny pan ma lat, 80? :-)
      Mnie też zadziwia płytkość blogosfery książkowej. Co chwilę natrafiam na rozbrajające wypowiedzi, że ktoś po raz pierwszy słyszy nazwisko Hamsuna, Lessing czy Borowskiego. Ale to nie tylko w Polsce tak się dzieje, tak jest chyba wszędzie. W tym momencie przypominają mi się słowa Lessing: "Dzisiaj, kiedy umysły są przeżarte telewizją i internetem, nierzadko trafia się na recenzenta, który przyznaje, najwyraźniej z dumą, że nie przeczytał Wojny i pokoju, ponieważ jest za długa, lub Ulissesa, bo jest za trudny. W dawniejszych czasach ludziom czytającym nie przyszłoby do głowy chwalić się swoimi ograniczeniami". I właśnie - dziś modne jest chwalenie się swoimi ograniczeniami. Recenzent przyłapany na ignorancji rzadko kiedy się wstydzi.

      Usuń
    3. Biorąc "średnią blogową" pod uwagę, to prawie :-) I to tłumaczy dlaczego tak uparcie trzymam się "wykopalisk" choć powinienem zachwycać się aktualnie "Motylkiem" Katarzyny Puzyńskiej :-). Już tak bardziej na serio, rozumiem, że komuś może się nie podobać Hamsun, Lessing czy Borowski, zresztą oni i tak chyba mają się stosunkowo nieźle (oczywiście, jeśli mówimy o Lessing to o Doris bo o Gottholdzie słyszeli, co najwyżej, tylko prymusi w liceum i studenci germanistyki), tylko nie rozumiem dlaczego z własnej niewiedzy robi się "atut". Ale czy muszę? :-)

      Usuń
    4. Ja się oczywiście z Wami zgadzam, że o tempora, o mores! i że blogosfera książkowa jest bardzo płytka, wiele by o tym mówić, ale chyba mi się nie chce. Bloger nie jest członkiem elitarnego klubu, niestety, ale nie ma obowiązku czytania słabych blogów. Każdy lubi sobie pozrzędzić czasem, ja też, ale w tym przypadku powód zrzędzenia wydaje mi się niesłuszny. Zresztą w tym programie o "Kolumbach" chyba nie przepytywano blogerów książkowych? Termin "pokolenie Kolumbów" na sens tylko wtedy, jeśli uznajemy powieść Bratnego za część obowiązującego kanonu. Ponieważ tak od dawna nie jest, naprawdę nie ganiłabym maturzysty, który wybiera się na inżynierię, za to, że takiego terminu nie zna. Może uczono go o pokoleniu 1920?

      Co do "setek nazwisk" to była to raczej figura retoryczna. I nie, nie mówimy tylko o literaturze polskiej. Uważasz, że "ktoś po maturze" powinien się ograniczać tylko do literatury polskiej?

      Usuń
    5. Kiedy zacząłem prowadzić bloga sądziłem naiwnie, przyznaję, że w blogosferze książkowej można na poważnie porozmawiać o książkach. A tu - jakie zaskoczenie..., choć oczywiście jeśli trochę się poszuka można znaleźć naprawdę ciekawe blogi.
      Mnie wydaje się jednak, że niektóre pojęcia żyją własnym życiem, niezależnie od swojej proweniencji, no i warto pamiętać że "Kolumbowie" mieli swoje ostatnie wydanie chyba 7 lat temu, tyle tylko, że w ramach "współpracy" nie trafili "pod strzechy" blogów :-).
      Mówiliśmy o Bratnym więc stąd moja wątpliwość. Ale i jeśli chodzi o literaturę obcą nie sądzę by było lepiej. Jakiś czas temu na Wielkim Buku dyskutowałem na temat "Na wschód od Edenu" - znamienne, że większość komentarzy była typu "nie znam", chyba że i Steinbecka zaliczyć do wykopalisk. Nie dam głowy, czy gdybyś zrobiła sondę, z jakim nazwiskiem kojarzy się tytuł "Jeździec miedziany" to obawiam się, że większość blogerek podałaby nazwisko Simons a nie Puszkin :-) O tempora, o mores!

      Usuń
  7. Kolumbów czytałam jako nastolatka, pamiętam, jak na jednej z pierwszych lekcji polskiego w liceum na pytanie o ulubioną książkę napisałam Kolumbowie, rocznik 20. Ciekawa jestem, co pomyślała o mnie wówczas polonistka. Dziś na pewno odebrałabym ją inaczej, choć film nadal ogląda się z przyjemnością. A co do ignorancji młodych (ale nie tylko) ludzi, obawiam się, że jestem taką samą ignorantką w dziedzinach nauk ścisłych, co oczywiście nie jest dla mnie powodem do dumy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy od polonistki :-) a co do ignorancji, to pewnie gdybym udzielał się w blogosferze poświęconej naukom ścisłym byłbym zgorszony nieznajomością prawa Pitagorasa czy wzoru Einsteina ale na szczęście (dla siebie) udzielam się tylko w blogosferze książkowej :-)

      Usuń
  8. Polecam "Made in Poland" tam Likiernik - z którym zgadzać się nie trzeba- wspomina o "Kolumbach". Moim zdaniem lektura warta uwagi. Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wskazówkę. Słyszałem o Likierniku, to pierwowzór Kolumba z powieści - odnosi się jakoś do książki Bratnego?

      Usuń
  9. Zgadzam się z uwagami,jedną tylko rzecz chciałem podkreślić.
    Rozdzielenie w ocenach dowództwa i uczestników PW 1944 nie jest wcale rzadkie i nie musi być dyktowane względami propagandowymi (co nie znaczy, że w książce nie jest). Wielu znakomitych Polaków miało takie zdanie, gen. Anders choćby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że taki model funkcjonuje "źli dowódcy - dobrzy powstańcy", to jakby odwrotność innego równie powszechnego w czasach socjalizmu założenia "dobry car - źli bojarowie" i myślę, że równie prawdziwy.

      Usuń
    2. Raczej chodzi o to, że z wojskowego i politycznego pkt widzenia PW 1944 jest ciężkie do obrony, co jednak nie umniejsza bohaterstwa uczestników.

      Usuń
    3. Jeśli o to chodzi, to zgoda.

      Usuń