niedziela, 4 grudnia 2016

Zbyt krótkie szczęście, Paweł Pollak

Pisanie opinii na temat książek Pawła Pollaka to ryzykowne zajęcie, ale niech tam, zaryzykuję jeszcze raz. Znowu wybrałem się do Wrocławia, a skoro tak, to co mogłem zabrać do pociągu jak nie powieść, której akcja we Wrocławiu właśnie się rozgrywa. Niedawno śledziłem perypetie Mocka, tym razem padło na komisarza Przygodnego. Trzeba przyznać, że w stosunku do pierwszej książki o nim, "Zbyt krótkie szczęście" prezentuje wyraźny postęp, czytelnik i główny bohater rozpoznają zabójcę przy końcu, a nie w połowie powieści. Warstwa kryminalna jest całkiem zręcznie i ciekawie przedstawiona, a czego więcej chcieć od dobrego kryminału.


Niestety, Autor uległ chyba jakiejś dziwnej, panującej u nas manierze i osadził akcję w "pogłębionym" tle psychologicznym i społecznym, co pewnie miało dodać książce realizmu ale wyszło, jak to zwykle bywa, "tak sobie". O ile można machnąć ręką na niewczesne wyrzuty sumienia głównego bohatera świeżo po rozwodzie, to trochę dziwacznie wypada postać kloszarda, który niczym średniowieczny święty z żalu po niespełnionej miłości wyzbywa się majątku i pielęgnuje pamięć o ukochanej na progu jej dawnej szkoły, nie mówiąc już o jego zażyłości z komisarzem policji.

Podobnie nieprzekonująco wypada postać przyjaciela komisarza Przygodnego, szefa działu kryminalnego lokalnej gazety. Obaj panowie z racji swych zajęć wzajemnie sobie pomagają (podobno) ale na pewno nie w "Zbyt krótkim szczęściu", a ściślej mówiąc dziennikarz nie pomaga komisarzowi, żadne bowiem z jego "odkryć" nie ma wpływu na znalezienie zabójcy. Co gorsza, czytelnicy śledzą przez ponad 100 stron koleje jednego z prywatnych śledztw dziennikarza, wiedząc od początku, jaki będzie jego rezultat, a nie da się ukryć, że nie jest to coś, co przykuwa do fotela. Niestety, postać redaktora Kuriaty powieści nie służy. I nie chodzi o to, że to antypatyczny, zadufany w sobie, dosyć prymitywny facet, którego zachowanie dalekie jest od poprawności politycznej, oględnie rzecz ujmując. Takim stworzył go Autor i już. Jakim jednak cudem dziennikarz z lokalnej gazety może pozwolić sobie na zakup samochodu za 350 tysięcy złotych? I jak to możliwe, że dziennikarz działu kryminalnego z dwudziestoletnim stażem, bywalec agencji towarzyskich (w celach służbowych oczywiście) znający grypserę nie wie co to alf (choć może się tego domyślić nawet z kontekstu prowadzonej rozmowy)? Ale co tu się dziwić dziennikarzowi, skoro komisarz policji z równie długim stażem, nic nie wie na temat homoseksualnej prostytucji. Itp. itd. Takie drobiazgi nie przydają, niestety, książce wiarygodności.

To co początkowo wydaje się zaletą książki - drobne złośliwości z humorystycznym zacięciem, z czasem przestaje bawić a niebezpiecznie zaczyna przypomina zwyczajne marudzenie i wygłaszanie jedynie słusznych poglądów na wszystko, począwszy od stanu wrocławskiej komunikacji miejskiej, poprzez ocenę kwalifikacji kobiet jako sędziów, przydatności policyjnych profilerów (czyżby kamyczek do ogródka konkurencji) a skończywszy na decyzji generała Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego. Nie wydaje mi się to specjalnie ani odkrywcze, ani interesujące, nawet wówczas jeśli te enuncjacje wynikają z osobistych doświadczeń Autora (jak na przykład obowiązki tłumacza przysięgłego wobec policji), podobnie zresztą jak epizod, w którym daje upust swoim uczuciom (?) wobec nierzetelnego wydawcy. Wierni czytelnicy bloga Pawła Pollaka, jeśli tylko sięgną po książkę będę mieli okazję do własnego "śledztwa".

Druga książka o komisarzu przygodnym niestety obrosła w takie meandrujące dywagacje, podobnie jak i "złote myśli" w rodzaju "(...) ludzie to nie liczby, dwie cyfry są zawsze takie same, dwie kobiety nigdy." które nie sprzyjają "popychaniu" akcji do przodu. Nie ma co ukrywać, "Zbyt krótkiemu szczęściu" daleko do "Morderstwa w Orient Expresie", pewnie jak i innym współczesnym, polskim kryminałom, ale nie jest źle, na długą podróż pociągiem do Wrocławia i z powrotem może być. 

10 komentarzy:

  1. Przeczytałam 3 ksiazki Pollaka i nie wiem czy zadecydowała o tym kolejność czytania, czy mój nastrój czy co ale w mojej ocenie najlepiej wypadło "Gdzie mól i rdza". "Kanalia" była najsłabsza, a "Zbyt krótkie szczęście" momentami mi się dłużyło i wydało naciągane w wielu watkach brakowało mi zwyczajnie wiarygodności, no czasem zgrzytało niemiłosiernie. Ale nic na to nie poradzę jako rodowita wrocławianka rzucam się na wszystkie kryminały osadzone we Wrocławiu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem dwie, "Gdzie mól..." i "Zbyt...", obie to wg mnie "średnie krajowe" czyli czytać się choć lepiej w szczegóły nie wnikać. Szkoda, że zamiast tego psychologizowania, moim zdaniem też mało wiarygodnego, Pollak nie poświęcił więcej uwagi miastu. Wydawało by się, że opis ulic, atmosfery miasta to coś co nie powinno sprawić trudności a tymczasem i u niego i u Krajewskiego tego jak na lekarstwo i wszystko się kończy na wymienieniu nazwy ulic. Co prawda we Wrocławiu się nie urodziłem ale sentyment do niego jak najbardziej rozumiem i on też dużo tłumaczy :-)

      Usuń
    2. Pełna zgoda! Ja do Krajewskiego podeszłam ze dwa razy na samym początku czyli ładnych kilka lat temu, ale to nie był mój klimat wiec zarzuciłam. Natomiast kupuję Chmielarza:-) tu co prawda Warszawa ale ja się daje wciągnąć.

      Usuń
    3. Miałem to samo, gdy ukazał się pierwszy "Breslau" rzuciłem się na niego jak cham na pasztetową (oczywiście jadąc pociągiem do Wrocławia). Myślałem, że ze mną coś nie tak, bo tu takie zachwyty a mnie wydawało się to takie toporne i bez polotu. Z tego wszystkiego kupiłem jeszcze dwa następne "Breslau'y" ale zmiany jakościowej nie dostrzegłem. Co to znaczy potęga marketingu... :-)

      Usuń
  2. Ach dopiero teraz zerknęłam do Twojego poprzedniego wpisu nt "Gdzie mól i rdza" :-)))) To mi przypomina sytuację, kiedy zjechałam książkę Marka Harnego i dowiedziałam się, że skoro mi się nie podoba książka to najzwyczajniej w świecie jej nie zrozumiałam a poza tym jak ja mogę pisać źle o twórczości autora skoro on spaceruje sobie weekendami po Krakowie!!!! O ja bezczelna! O ja głupia!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, to była niezła historia - pierwszy raz spotkałem się z tak alergiczną reakcją na wytknięte niedociągnięcia ale jak widzę to jakaś ogólniejsza przypadłość autorów :-)

      Usuń
    2. no zdarza się:-) Najgorsze jest to, że zazwyczaj najbardziej oburzają sie autorzy, którzy w moim mniemaniu nie mają do mnie szacunku jako do czytelnika. Nie kupie wszystkiego bo tak, nie uwierzę na piękne oczy i błyszczące słówka. Nie lubię bylejakości i wciskania kitu.

      Usuń
    3. Powiedziałbym, że najgorsze, że oburzają się ci, którzy nie mają racji, sami pozbawieni krytycyzmu wobec własnej pracy sprawiają wrażenie, jakby nie rozumieli co tak naprawdę napisali.

      Usuń
  3. " (...) ludzie to nie liczby, dwie cyfry są zawsze takie same, dwie kobiety nigdy"

    Jeśli chodzi o cyfry to 6 i 9 w zapisie graficznym owszem, przy sprzyjającym kierunku rotacji jednej z nich, są takie same.
    (Chyba, że jedna cyfra jest arabska a druga rzymska, co nawet przy identycznych odpowiednikach wartości matematycznych uczyni je odmiennymi, a co nie zostało doprecyzowane w stopniu zadowalającym).

    Jeśli chodzi o kobiety to bliźniaczki są, owszem, a jakże, takie same (chyba, że chodzi o coś więcej niż wizualno-genetyczne podobieństwo otrzymane z jednej matrycy, np o jakąś wewnętrzną metafizykę, co nie zostało również doprecyzowane).

    Pierwszą część zdania w ogóle pominę, bo bym się musiała rozpisać o kontekście historycznym, w którym to zdarzały się przypadki gdy ludzie byli liczbami (nie per se, ale wiadomo o co chodzi).
    (ileż w tym esencji)

    Patrz Marlow i podziwiaj, jak pogłębioną filozofacją zadaję kłam twojej popychatorskiej małostkowości, chociaż jestem osobą spoza branży, ha! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyczuwam tu jawną prowokację, na której lep, jednakowoż, dam się złapać, w końcu ja też jestem osobą spoza branży, cokolwiek to znaczy :-) i pozwolę sobie nie zgodzić się z pogłębioną filozofacją, przed którą mimo wszystko chylę czoła :-). Ja bym powiedział, że dwie cyfry też nie są takie same, wszakże przecież np. 1 różni się od 2, bo to że pani Ela ze spożywczego różni się od pani Stasi z warzywniaka to fakt notoryjny i jako taki non eget probatione :-).

      Usuń