sobota, 1 września 2012

Dzieci Jerominów, Ernst Wiechert

Na pierwszą wzmiankę o "Dzieciach Jerominów" natknąłem się w "Panu Samochodziku i Niewidzialnych" Zbigniewa Nienackiego, a potem, jeszcze raz, w czasie drogi przez mękę, jaką był jego "Pan Samochodzik i złota rękawica" - passus o powieści Wiecherta jest chyba największą wartością dodaną obu tych książek, zresztą w pierwszej z nich można odnaleźć nazwisko, jakie nosi także jeden z mieszkańców Sowirogu.

To jedna z piękniejszych książek, jakie napisano o swoim kraju rodzinnym. Pierwsze, polskie wydanie (1972) zostało wydrukowane na papierze, nomen omen, biblijnym i tak też chyba, powieść powinna być traktowana przez wszystkich, dla których Mazury są ich miejscem na ziemi. Nie ma już wsi i nie ma świata, który opisywał Ernst Wiechert, odchodził on już w przeszłość zresztą wówczas kiedy powstawała powieść, blisko 70 lat temu. 


To piękna książka, warta każdej godziny z nią spędzonej a trzeba jej tych godzin poświęcić sporo, bo pisana jest językiem trudnym i wymagającym skupienia ale to też książka, która ten trud czytelnika z naddatkiem wynagrodzi i z żalem czyta się posłowie autora, że to już koniec. Nie jest to rzecz łatwa, ale z każdej jej kartki emanuje niepowtarzalna aura mistycznej atmosfery otaczająca małą, zapomnianą od Boga i ludzi mazurską wieś, gdzie można było być pewnym, że o ile jest coś stałego  to na pewno będzie to zawsze "siew i żniwo, mróz i upał, lato i zima, noc i dzień" w Sowirogu, bez względu na to co się dzieje na świecie. Dla Wiecherta wieś jest chronioną przez las enklawą, która "(...) pochodzi z innego świata, gdzie jest inny porządek rzeczy. Niekoniecznie lepszy, ale inny. Dawniejszy, a nie zawsze to co najnowsze jest najlepsze." To nie jest świat idealny, zdarzają się tu tak jak i gdzie indziej zawiść, kłótnie, kradzieże a nawet morderstwa. Wieś ma też swoje "czarne owce" - ludzi, którzy mimo lat spędzonych razem nigdy na dobrą sprawę nie stali się członkami wspólnoty. Ale jest też poczucie sprawiedliwości i, jakkolwiek by to nie brzmiało dziwnie, coś co można określić mianem bojaźni bożej. "Prości ludzie nigdy nie niszczyli, oni tylko karczowali, orali i siali" i mają niezachwianą wiarę, mimo biedy i nieszczęść, jakie ich spotykają. Jest też poczucie wspólnoty, więzi i trwania - "wieś, to starzy i młodzi, zmarli i jeszcze nie urodzeni, piasek, woda i las, przeszłość i przyszłość. Wieś wtuliła się w wieczność, jak dziecko w matkę (...)."

W takiej wsi mieszka rodzina Jerominów, której losy śledzimy od pierwszych lat XX wieku po wybuch II wojny światowej, rodzina której niektórzy członkowie mają coś w sobie z mądrości starotestamentowych patriarchów ale nie wszyscy. Są tacy, którzy wyrywają się do wielkiego świata by zrobić w nim karierę, są tacy, którzy nigdy nie wytknęli nosa poza opłotki ale głównym bohaterem jest Jons Ehrenreich Jeromin, jedno z siedmiorga dzieci, które dostało szansę edukacji dzięki staraniom wiejskiego nauczyciela i pomocy dziedzica. Szansę tę wykorzystał spłacając dług jako lekarz ubogich w rodzinnej wsi, znajdując tu jednocześnie szczęście i spokój. Okazuje się zresztą, że mimo sławy, sukcesów, majątku zdobywanych w wielkim świecie te dwie cechy są poza zasięgiem tych, którzy w nim zdecydowali się żyć.

W wizji świata, w której "małe wioski też mogą być królestwem" można odnaleźć wątki autobiograficzne, bo główny bohater, tak jak i autor urodził się i wychował wśród lasów, studiował w Königsbergu i walczył w czasie I wojny światowej, inny z bohaterów książki jest więźniem obozu koncentracyjnego. Da się odnaleźć w książce bez większego trudu reminiscencje neopoganizmu Wiecherta, czy to w zwątpieniu pastora, czy w postaci hrabiny ale też nie ulega wątpliwości, że wiara dla mieszkańców Sowirogu jest czymś oczywistym, trwałym i niepodlegającym dyskusji. Jest także w "Dzieciach Jerominów" wyraźny wyraz politycznych przekonań autora - wiara w konserwatywne wartości ucieleśnione w postaciach von Balka i hrabiny.

Mnie zainteresowały od czasu do czasu przewijające się polskie wątki. Pojedyncze zwroty, znajomo brzmiące nazwiska, za którymi jednak zdarza się, że tkwią "szczere nacjonalsocjalistyczne przekonania", czy plebiscyt, którego opis jakże daleko odbiega od propagandowej publicystyki M. Wańkowicza z "Na tropach Smętka", do której jesteśmy przyzwyczajeni. Mieszkańcy Sowirogu, "jeśli nawet myśleli o sąsiednim państwie, to niewiele o nim wiedzieli. Ale widzieli co roku, jak synowie i córki tego kraju ciągnęli w pielgrzymkach do katolickich miejsc świętych, położonych w ich rodzinnych stronach i widzieli, że była to gromada ubogich, zaniedbanych ludzi, przed którymi lepiej było drzwi i bramy zamykać, jak przed Cyganami, i do których należeć całkowicie i na zawsze sprzeciwiało się ich ubogiej i cichej godności."

Ale oczywiście nie to przesądza o magii książki, to powolna narracja, snuta jakby z namysłem nad każdym zdaniem, daleka od "trzymania w napięciu" a jednak przykuwająca czytelnika, z każdą stroną coraz bardziej  wciągająca w świat "(...) kiedy szale znowu znajdują się w równowadze. Jak u ojca i dziadka, których życie nie było zagrożone, bo żyli jeszcze według starego porządku. W świecie, co trwa, a nie w świecie, który się już rozpada." 

Jakiś czas temu, przypadkiem trafiłem do niewielkiej mazurskiej wsi, położonej wśród lasów, do której jechało się tak jak w książce Wiecherta - "był cichy dzień, z białymi chmurami, pod którymi zawisły skowronki. (...) Była to stara droga, którą ludzie z Sowirogu jeździli w weselu, po pijanemu lub w żałobie. Zboże i trumny ciągnęły po jej piasku. (...) droga przeznaczenia." Dwie wąski uliczki, na których spod piachu gdzieniegdzie wystaje bruk, kilka domów pamiętających pewnie jeszcze czasy "Wilusia", za którego sprawą  Jerominowie musieli iść na wojnę i mały opuszczony cmentarzyk z napisem nad bramą "Wiedersehn unsere Hoffnung" a na nim jabłoń z zaskakująco dorodnymi jabłkami, których chyba nikt nie zbiera, bo jakże to jeść jabłka z cmentarza i to drzewo mimo, że tak różne skojarzyło mi się ze "Zmarłym Pastorem" z powieści. Szkoda, że nie miałem tam wówczas z sobą "Dzieci Jerominów" a może dobrze ... 

62 komentarze:

  1. Tośmy się zbiegli z miejscem akcji! Tylko twoja mazurska wyprawa zdecydowanie bardziej udana. Już bym czytała. A i za Wańkowicza mam zamiar się wziąć, bo to polska świętość niemalże, a mi na sercu leżą jego poglądy. Muszę, muszę starnniej dobierać lektury, bo czas płynie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam tylko "Na tropach Smętka" i jakoś nie zaskarbił sobie mojej sympatii. Jeśli przeczyta się "Dzieci Jerominów" a potem porówna to z opisem wizyty u Kajki, to dopiero widać, że Wańkowicz zachowywał się tam jak słoń w składzie porcelany, chcący odhaczyć kolejną atrakcję na mapie podróży. Nie wątpię, że jego pozostałe książki są lepsze ale jakoś nawet mimo rodzinnych "zobowiązań" :-) nie mogę się zdobyć, żeby przeczytać choćby "Monte Cassino".

      Usuń
  2. Na tropach Smętka to najsłabsza rzecz Wańkowicza, jaką znam, zdecydowanie nie warto się tym przejmować. Książkowcu, myślę, że Tobie spodobałoby Tworzywo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A chyba są najbardziej znane, ciężko pozbyć się uprzedzeń po takim falstarcie - a i też nauczka dla autorów :-) lepiej nie ruszać polityki.

      Usuń
    2. Najbardziej znane to chyba Szczenięce lata i Ziele na kraterze. W Smętku to już nawet nie o politykę idzie, ale to po prostu słabe i nudne.

      Usuń
    3. Fakt i słabe i nudne, prastare piastowskie ziemie i takie tam w porównaniu ze Smętkiem Ilustrowany przewodnik po Mazurach Pruskich i Warmii M. Orłowicza czyta się prawie jak książkę sensacyjną :-)

      Usuń
    4. Teraz chcę przeczytać "Kundlizm". To tam podobno rozprawia się z naszymi wadami narodowymi.

      Usuń
    5. I pewnie też poszedł w prymitywną propagandę:P Tworzywo to jest znakomita powieść, no ale jak uważasz:D

      Usuń
    6. A wiesz, ja chyba zaryzykuję i wezmę się za bary z tym "Tworzywem" - ale na Twoją odpowiedzialność :-)

      Usuń
    7. Jakie bary? Miodna książka i sama się czyta:) No ale nie podbijam bębenka, bo będzie na mnie:)

      Usuń
    8. "Nie chwalić dnia przed zachodem słońca" :-) ale przed chwilą kupiłem :-)

      Usuń
    9. Ja się cieszę i mam nadzieję, że nie pożałujesz:)

      Usuń
    10. W najgorszym razie będzie masakra w recenzji i "karczemna awantura" w poście :-)

      Usuń
    11. Jestem dziwnie spokojny, ale hełm po dziadku wyciągnę z piwnicy na wszelki wypadek:P

      Usuń
    12. Jeśli jest chociaż w połowie tak dobra jak przypuszczam po Twojej rekomendacji, to nie musisz nawet schodzić do piwnicy :-)

      Usuń
    13. To poprzestanę na berecie. Z antenką. Też po dziadku:P

      Usuń
    14. To ja zostaję przy moherowym bereciku i najpierw "Kundlizm", bo go mam, a "Tworzywo" może w przyszłości.
      Propaganda Wańkowicza? Słabo powiedziane. On szlacheckości nie trawi!

      Usuń
    15. Nie znam człowieka więc się nie wypowiadam :-)

      Usuń
  3. Ksiażkę czytałam dawno temu,mam takie dość siermiężne wydanie , ale ważniejsze przecież co w środku:)Niezmiernie ciekawa lektura.Może do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to właśnie był powrót po latach, wrażenia i magia książki ciągle ta sama.

      Usuń
  4. Dzieci Jeronimów to jakiś kosmiczny biały kruk. Znalazłem za to coś takiego: http://www.ernst-wiechert.de/Ernst_Wiechert_Po_polsku/Ernst_Wiechert_Dzieci_Jerominow.htm
    A czy inne jego powieści są warte przeczytania? Las umarłych na przykład?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałem innych książek Wiecherta, ta chodziła za mną, tak jak pisałem za sprawą Nienackiego, chociaż dzisiaj jego rekomendacja mogłaby odstręczać :-). To zupełnie inny punkt widzenia ale też i bardzo specyficzna inna wrażliwość. Jeszcze chyba jedna z jego książek dotyczy Mazur - wspomnienia "Lasy i ludzie" ale nic więcej nie potrafię Ci powiedzieć.

      Usuń
    2. Dzięki, to chyba postudiuję tę stronę o Wiechercie.

      Usuń
    3. A to i ja dotrzymam Ci towarzystwa :-) bo nawet nie wiedziałem, że jest coś takiego.

      Usuń
    4. Ja czytałam "Las umarłych". Nie podobał mi się, bo Wiechert posłużył się stylem pełnym patosu. Oto próbka stylu:
      "Dni wirowały na bezowocnych rozmyślaniach o ideałach sprawiedliwości, godności ludzkiej i Królestwa Bożego na ziemi, noce zaś były ciemne" :)
      A "Dzieci Jerominów" chętnie przeczytam.

      Usuń
    5. Oj, nie wiem czy nie będziesz żałowała bo styl, jak widzę, jest ten sam :-)

      Usuń
    6. Koczowniczko, o ile się mogę w tym miejscu wtrącić w rozmowę, w "Dzieciach Jerominów" nawet ten styl buduje magię książki. Jeśli zdecydujesz się na przeczytanie jej, to .... gwarantuję (chociaż oczywiście gusta nie podlegają dyskusjom ;-), że im wiecej kartek przerzucisz, tym coraz bardziej wciągniesz się w lekturę. Jest tam tyle wątków, a tylko jedna rodzina ;-). No i magia, czar i miejsca, i ludzi. Nie chcę zdradzać akcji, ale z wieloma bohaterami książki chętnie bym posiedziała, posłuchała ich słów, muzyki, lub też po prostu pięknie by się milczało będąc z nimi ;-).

      Usuń
    7. Na wszelki wypadek dam próbkę, wydaje mi się, że dosyć reprezentatywną: "(...) to błąd myśleć, że czas nic nowego nie przynosi. Idzie brzemienny nowymi rzeczami, nowymi ludźmi, nowymi światopoglądami. Jest prałonem płodności i wszystko mu jedno, co rodzi. Jego zgiełk nie zawsze pozostaje dalekim zgiełkiem gdzieś poza moczarem. Są gazety, radia, a gdzie jego głos jest zbyt słaby lub zbyt odosobniony, są głośniki wykrzykujące po miastach i wsiach, poprzez zamknięte okna, aż do zaryglowanych serc. Dawniej wieś leżała "za lasem", daleko od czasu. Miesiące upływały, zanim czas wsączył się w puste przestrzenie i wypełnił je, jak napełnia się puste naczynie, zrazu rozbrzmiewając głuchym opadającym tonem, odbijającym się echem od ścian, a potem coraz dźwięczniej i dźwięczniej, aż napełni się i przeleje. Ale teraz nic już nie leży poza lasem."

      Usuń
    8. Zdecyduję się na przeczytanie! :) Przeczytałam nawet fragment tej książki znaleziony w sieci i odniosłam wrażenie, że styl jest jednak lepszy niż w "Lesie umarłych".

      Usuń
    9. Moim zdaniem warto, to naprawdę książka "kultowa", trzeba tylko mieć czas, odpowiedni nastrój i nastawić się na trochę wysiłku a potem już wszystko pójdzie gładko :-)

      Usuń
  5. Napiszę króciutko - jak dla mnie "Dzieci Jerominów" to książka w stylu "must read". Książka do "smakowania". Z każdą przewróconą kartką wciąga coraz bardziej w świat przedstawiony, i z każdą przewróconą kartka daje/oddaje coraz więcej ... Wolna narracja, ale za to jakie postaci ... i przemyślenia nad światem, nad zyciem ... bohaterów, ale i swoim ... "kibicowanie" Jonsowi, jego rozterkom ... wspaniale pokazana postać jego matki, ale i ojca, i dziadek ... nauczyciel ... dużo by wymieniać ... i duzo można by pisać ... Jest to piękna książa, warta każdej minuty jej poświęconej ...

    OdpowiedzUsuń
  6. w łeb sobie strzelę, bo już długo na nią poluję, ale jeśli na Allegro jest, po prostu mnie na nią nie stać. I tak będę pewnie jeszcze długo tylko 'lizać tego lizaka przez szybkę'

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie warto :-) ja kupiłem ją na allegro kilka lat temu za bardzo przystępną cenę, jest jeszcze drugie wydanie (w dwóch woluminach) trochę tańsze, a przede wszystkim mogę powiedziec z własnego doświadczenia, że cierpliwośc bywa nagradzana :-)

      Usuń
  7. Od kilku lat mam pierwsze wydanie, na 'bibilijnym' papierze,początek czytania był cięzki,ale teraz żałuję wszystkich straconych lat kiedy tej książki nie miałem.Powiem jedno,czytam kilka razy w roku wybrane fragmenty i nikomu jej nie pożyczyłem.
    Nie chciałbym aby komukolwiek przyszedł do głowy pomysł jej sfilmowania, bo nie widzę odpowiedniego filmowca

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam to wydanie. "Ciężkość" początku polega tak naprawdę na wczuciu się w klimat, jeśli się go już załapie to już wsiąka się w książkę. Z filmowaniem chyba jednak można zaryzykować - przecież bardzo klimatyczne są np. "Panny z Wilka" Wajdy, co najmniej równie dobre jak samo opowiadanie. Inna rzecz, kto miałby w takim filmie zagrać bo występy w "operach mydlanych" raczej nie są najlepszą rekomendacją :-).

      Usuń
  8. Z radością zawiadamiam, że wskutek Twych zachęt i powyższej recenzji pozyskałam "Dzieci Jerominów" (niestety, tylko w wersji elektronicznej, ale nie czułam się na siłach, by czekać na korzystną okazję zakupu).
    Wkrótce rozpoczynam czytanie, popracuję tylko, zgodnie z sugestią, nad stosownym do lektury nastrojem:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ciekaw Twojej opinii - zajrzałem na allegro, ceny rzeczywiście zaporowe. Dziwne, że żadne wydawnictwo nie zdobyło się na kolejną edycją.

      Usuń
    2. To rzeczywiście dziwne, biorąc pod uwagę zainteresowanie książką!
      Spotkałam się nawet z określeniem "kultowa" :-) Przyznam jednak, że od Ciebie usłyszałam o niej po raz pierwszy (jaki to człowiek jednak jest ograniczony...)
      Mnie zniechęciły po części ceny, ale też i czas oczekiwania oraz komplikacje związane z wysyłką (nie mieszkam teraz w Polsce). Mam nadzieję, że przy odrobinie inwencji w kwestii budowania nastroju uda mi się oswoić e-booka :-) Kontrolnie zajrzałam na pierwsze strony, zapowiada się bardzo obiecująco :-)

      Usuń
    3. Tyle że książka kultowa to niekoniecznie bestseller :-) To specyficzna książka zdecydowanie nie kierowana do czytelniczek/czytelników literatury popularnej więc grono potencjalnych nabywców robi się niepokojąco wąskie :-).

      Usuń
    4. Masz rację, wydawca chyba zdawał sobie z tego sprawę.
      Ja bestsellerów prawie nie czytuję (jakoś mnie to nie nęci, nie nadążam za modami - również tymi czytelniczymi :-)).
      Tym bardziej więc zaostrza mi się apetyt na Wiecherta (a próbkę jego stylu już miałam) :-)

      Usuń
    5. Ja nawet nie próbuję :-) od czasu do czasu dam się skusić na modne/głośne książki ale wrażenia rzadko kiedy są w pełni satysfakcjonujące, niestety.

      Usuń
    6. Ja ostatnio też już nie próbuję :-) Z rzadka coś nowego kupuję, ale bez przekonania. Teraz tylko przymierzam się do "Wałęsy..", ale to z powodów w połowie ambicjonalnych ;-)

      Usuń
    7. Może nie z powodów ambicjonalnych :-) ale raczej poznawczych już ją kupiłem i właśnie kończę :-)

      Usuń
    8. O! Podziwiam tempo :-) Ja na razie czynię starania i jest szansa, że będę ją miała w przyszłym tygodniu :-) Ale (pomimo ambicji) będzie musiała poczekać - teraz na tapecie będą "Dzieci Jerominów" a w kolejce czekają "Krzyżowcy" :-)

      Usuń
    9. Nie masz czego :-) Cenckiewicz nie stawia poprzeczki zbyt wysoko. To przed Tobą perspektywa kilku mile spędzonych wieczorów. U mnie w kolejce jest "Bambino", "Intruz", "Zapałka na zakręcie" i "Podróże we wnętrzu Afryki".

      Usuń
    10. Jeśli chodzi o "Intruza "Faulknera, to kiedyś (dawno) czytałam. Podobnie jak (jeszcze dawniej) "Zapałkę na zakręcie" :-) To były czasy :-)

      Usuń
    11. Fakt, książka to wówczas było coś, no i nikomu wtedy nie przyszłoby do głowy chwalić się, że czyta takie "coś" co opanowało net :-)

      Usuń
    12. Taaak.... Niestety, do czasów trzeba się choc trochę przystosować (w przeciwnym razie boleśnie się obrywa, wiem coś o tym :-)) Ale gdy tak sięgam pamięcią to rzeczywiście - moje koleżanki wprawdzie masowo czytywały Siesicką, ale wtedy była to lektura bardziej "elitarna" niż, powiedzmy, "Zmierzch" (mam nadzieję, że nie czytają tego miłośniczki sagi...:-)

      Usuń
    13. Wiem, że to może trochę przypominać zawracanie Wisły kijem ale dałem sobie spokój z przystosowaniem do obecnych gustów i nie mam poczucia bym coś stracił :-)

      Usuń
    14. Ja po kilku próbach (dodajmy - bezowocnych) skapitulowałam. No, może czasem dla świętego spokoju porywam się z motyką na słońce i udaję zorientowaną :-). Ale, ogólnie rzecz biorąc, obecne trendy mają się dobrze beze mnie a i ja bez nich świetnie się obywam :-)

      Usuń
    15. Z moimi różnie bywało, część było udanych - część nie, ale potraktowałem to jako naturalne straty poniesione w celach poznawczych :-)

      Usuń
    16. Jeśli potraktować jako "nowość" książki wydane w ciągu ostatnich 15 lat, to owszem, miałam parę celnych trafień :-) Na przykład "Dom dzienny, dom nocny" Tokarczuk.

      Usuń
    17. Podobał mi się jej "Prawiek i ...", Dehnela "Saturn" i "Lala" a z obcych "Hańba" Coetzee i "Trawa śpiewa" Lessing.

      Usuń
    18. To u mnie kilka pokrywa się z Twoimi :-) "Prawiek", "Lala", "Trawa śpiewa" na swój sposób też (choć bardziej "Piate dziecko"), poza tym podobała mi się "Samotność liczb pierwszych" Giordano, "Dotknij wiatru, dotknij wody" Oza, a Coetzee z "Wiekiem żelaza" jeszcze czeka. O kilku zapewne zapomniałam.

      Usuń
    19. Giordano i Oz to dla mnie terra incognita i w takim razie razem z "Piątym dzieckiem" wpisuję ich do "kapownika" :-)

      Usuń
  9. Trochę się obawiam takiej odpowiedzialności...ale niech tam :-) Arcydzieła literatury to może nie są, ale wspominam naprawdę dobrze i jestem ciekawa Twoich opinii :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przejmuj się, co się może stać najgorszego? - najwyżej będę miał do Ciebie pretensje z powodu zmarnowanego czasu :-)

      Usuń
    2. A to akurat napawa mnie pewną obawą... :-) Ale wierzę, że aż tak źle nie będzie - to książki, które oceniłabym, powiedzmy, na 4,5 - 5 w skali do 6 :-)

      Usuń
    3. Co tam - co nas nie zabije to nas wzmocni! :-)

      Usuń
    4. Podobno tak jest :-) I jak do tej pory mi się sprawdza :-)

      Usuń