sobota, 4 maja 2013

Krzyżowcy, Zofia Kossak

"Krzyżowcy" są jedną z najlepszych powieści historycznych poświęconych średniowieczu, obok "Żelaznej korony" i "Kamienie wołać będą" Hanny Malewskiej, "Bolesława Chrobrego" Antoniego Gołubiewa czy "Żywych kamieni" Wacława Berenta. Sama Zofia Kossak uznawana jest za kontynuatorkę tradycji pisarskiej Sienkiewicza i Kraszewskiego. Jeśli tak rzeczywiście jest, to "Krzyżowcami" z pewnością pokonała obu panów i ich (odpowiednio) "Krzyżaków" oraz "Starą baśń"  i w swojej kategorii nadal jest niepobita.


O książce po raz pierwszy usłyszałem od swego szkolnego przyjaciela, który mówił o niej (a przy okazji i o "Egipcjaninie Sinuhe" M. Waltari) w kontekście typowym dla zainteresowań chłopców w wieku dojrzewania. I rzeczywiście od tej strony "Krzyżowcy" bardzo zaskakują, zwłaszcza, że Zofia Kossak uznawana jest za pisarkę katolicką, a to - wiadomo - w naszych czasach bardzo niewygodna łatka i w przypadku książki powstałej w "nienowoczesnych" przedwojennych czasach, mająca podwójny ciężar gatunkowy.
 
Jeśli zatem ktoś zakłada, że będzie miał do czynienia z powieścią "katolicką", to może popaść w niezłą konsternację, bo "katolickość" ta nie jest taka oczywista choć jednak, aczkolwiek nienatarczywie, jest obecna.

Większością bohaterów książki żądzą mało chrześcijańskie cechy a pod piórem pisarki "łotrostwo, porubstwo, zawiść, chciwość, obłęd, groza ... - oto są wojska krzyżowe ... Jednym piekłem jest święta krucjata ...". Co prawda, na drugim biegunie znajduje się odwaga, honor i wiara. Ale ta ostatnia zresztą jest bardzo dwuznaczna miesza się bowiem to z zabobonem, to z pychą, a w odniesieniu do polskich bohaterów powieści, którzy traktują krucjatę bardzo przedmiotowo, jako przepustkę mającą zapewnić im bezpieczny powrót do ojczystej ziemi po tym jak musieli z niej uciekać po przegranej bitwie, trudno powiedzieć by w ogóle ją mieli. I można ich posądzić o wszystko lecz nie o religijny zapał (z jednym może wyjątkiem).

Jest to książka z wizją historii i świata, w której wyrafinowana cywilizacja ściera się z prostym by nie powiedzieć prymitywnym obyczajem, i w której niekoniecznie zawsze dobro zwycięża. To co potęguje wrażenie, jakie wywołuje książka to fakt, iż jest solidnie osadzona w źródłach, choć oczywiście stanowi ich interpretację.

Ci którzy znają podstawową dla krucjat pozycję - "Dzieje wypraw krzyżowych" S. Runcimana - z pewnością mogą być zaskoczeni tym, jak wiele wydarzeń i postaci występujących u Zofii Kossak znajduje potwierdzenie w faktach.  Co prawda, krytycy swego czasu narzekali na archaizującą stylizację języka powieści, ale pewnie podobnie narzekaliby gdyby napisana została językiem współczesnym. To co oni oceniali jako wadę, moim zdaniem, jeśli nie jest zaletą to co najmniej nie przeszkadza i wypada tylko wzruszyć ramionami nad takimi zarzutami, zwłaszcza, że bledną one wobec plastyczności świata, jaki odmalowany jest w "Krzyżowcach".

A jest to świat, w którym pomiędzy nim a Polską widnieje cywilizacyjna przepaść, z wszystkimi tego wadami i zaletami (niewieloma). Świat, w którym z jednej strony kultura ustępuje przed siłą, z drugiej strony siła stopniowo, powoli obłaskawiana jest przez kulturę, gdzie stare wartości muszą wcześniej czy później pójść w niepamięć. Książkę Kossak poza warstwą dosłowną, przygodowo-historyczną, można w wielu momentach odbierać jako przenośnię odnoszącą się do czasów jak najbardziej współczesnych, czemu zresztą pisarka daje wyraz (co prawda od "wielkiego dzwonu" ale jednak).

Gdy czyta się, tę świetnie napisaną, do czytania "jednym tchem" powieść nasuwa się pytanie, gdzie wśród tych opisów chciwości, rzezi, zdrady, gwałtów jest miejsce na katolicyzm pisarki bo przecież nie w słowach Ademara de Monteil, gdy mówi o uczestnikach krucjaty "obrzydłe plemię, bodajby przepadło! Bezwładna kupa mułu, skrzep gnoju, darmo je owiewa wielki dech zaświatów, darmo Bóg dotyka dłonią, ukazuje dalekie drogi i światła ... Widzą, czują, słyszą, lecz podźwignąć się nie chcą ... Ach nędzne plemię, coś miało być obrazem Bożym!".

"Standardowo" przyjmuje, że jej deklaracja światopoglądowa zawarta jest w liście papieża Urbana II do Ademara, który wskazuje na ożywczą rolę pierwszej wyprawy krzyżowej pełniącej mimowolnie rolę katalizatora przemian w Europie oraz finałowej wizji umierającego papieża, w której "krucjata sunie jak splątany kłąb, jak pięść zaciśnięta, taran krwawiący cierpieniem, bluzgający ropą grzechu ... sunie i toruje drogę ... Wymoszczony trupami, zamieciony wichrem namiętności, szlak jej, via Dolorosa ludzkości, jest jednak Drogą, jest stąpnięciem w przód ..." ale jeśli dobrze im się przypatrzeć to stanowią one nie tyle eksplikację światopoglądu pisarki co po prostu jej ocenę krucjat.

Moim zdaniem, jej credo zawarte jest w dialogu Ademara i Urbana, w którym ten pierwszy wyznaje - "Wierzę w sens i cel stworzenia, choć tak głęboko, tak boleśnie dla nas ukryty ... Sczezłbym bez tej wiary ... Sczezłbym w tym świecie tak srogim, niepoczciwym i pustym, bez świadomości, że przy miłosiernym, nie zawistnym ani pamiętliwym Bogu króluje ucieleśniona, ubóstwiona Macierzyńskość, ku której przymknąć można, przypaść jak dziecko do Matki i uczuć się bezpiecznym ... Wierzę, że te Moce Najświętsze są ustawicznie czujne, nie gardzące by najlichszym pyłem człowieczym ... Tylko z taką świadomością można na świecie żyć i nie oszaleć ..."

Dzisiaj takie wyznanie byłoby co najmniej niemodne ale tym Zofia Kossak nie musi się przejmować a my za to ciągle mamy okazję obcować ze świetnym kawałkiem literatury, który zawiera coś więcej niż tylko opis perypetii miłosnych bohaterów i ich zmagań na polu walki, o których zapomina się po tygodniu.

36 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba przyznać, że Kossak przyłożyła się :-). Dzisiaj taka wycieczka z jej książką jako przewodnikiem mogłaby się już nie udać (urbanizacja itd.) ale to rzeczywiście musiało być ciekawe doświadczenie, sam lubię ten rodzaj identyfikacji.
      Szkoda tylko, że w pozostałych częściach spuściła z tonu "Król trędowaty" jeszcze jest ok, ale "Bez oręża" w ogóle mi nie przypasowało.

      Usuń
  2. To jedna z moich ulubionych powieści historycznych i nie tylko, czytając ją co chwila doznawałam olśnienia. Poetycki styl Kossak-Szczuckiej podobał mi się niesamowicie, wypisałam sobie mnóstwo fragmentów do zapamiętania na zawsze. Przeczytałam też kolejne tomy, ale już z trochę mniejszym entuzjazmem.
    Temat krucjat pasjonuje mnie od dawna, wszystko zaczęło się - o dziwo - od Jerzego Andrzejewskiego i "Bram raju". Właśnie czekam na przesyłkę z "Krzyżowcami" Jana Guillou i obiecuję sobie bardzo dużo po tej książce. Podobnie jak po cyklu "Turnieje boże", który kiedyś bardzo polecał Tomek (Instrumenty samotności), tu link do recenzji, choć tu raczej akcent pada na przygodowość.
    Mimo rozległych planów lekturowych na ten temat, mam przeczucie, że "Krzyżowcy" Kossak i tak nie zostaną zdetronizowani. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co za zgodność gustów :-). Ja byłem niepocieszony gdy odkryłem, że Kossak (była już wówczas "za" drugim mężem Zygmuntem Szatkowskim, któremu zresztą w zakończeniu książki dziękuje za pomoc) opadła z sił w pozostałych częściach. Polecam "Dzieje wypraw krzyżowych" Runcimana, to co prawda książka popularno-naukowa ale czyta się ją jak dobrą powieść.

      Usuń
    2. Zgodność bardziej niż stuprocentowa. :) Również w kwestii następnych tomów. Też lepiej wspominam "Króla trędowatego". Cieszę się, że polecasz Runcimana, bo obawiałam się, że może być trochę nieprzystępny, a to w tej chwili chyba najbardziej godne zaufania kompendium wiedzy na temat krucjat?

      Usuń
    3. Pewnie są książki, które uwzględniają aktualny stań badań, jakby nie patrzeć "Dzieje" powstały na początku lat 50-tych ale jeśli nie jest się specjalistą od krucjat, to myślę że i ówczesny stan wiedzy może zadowolić, szczególnie, że i tak jest imponujący i świetnie podany. Ja w każdym razie polecam, zwłaszcza że można znaleźć tam wielu znajomych z "Krzyżowców". Całkiem niezła jest też książka dotycząca ostatniego akordu krucjat "Upadek Konstantynopola 1453" (o tym też zresztą Kossak popełniła książkę tyle, że dla dzieci - "Puszkarz Orbano" z il. J. Srokowskiego) może nie jest tak dobra jak "Dzieje" ale krótsza :-) i daje wyobrażenia o stylu Runcimana.

      Usuń
  3. kiedyś przeczytałam przemówienie bernarda z clairvaux skierowane do temlariuszy,zaczynało się od słów"...zabijajcie,zabijajcie,zabijajcie..."naprawdę robiło wrażenie,niestety,gdzieś mi plik z tym zniknął i nie mogę go przytoczyć w całości a żałuję,bo warto,tak nawiasem mówiąc,w tej mowie bernard w imię miłości do boga,zapomniał chyba o miłości blizniego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bernard z Clairvaux i ... plik :-) co za czasy, co za czasy :-) Jego mowa nie zaczynała się od tych słów ale faktycznie był taki fragment "Zabijajcie! Zabijajcie! I sami dajcie się zabić jeśli zajdzie taka potrzeba. Uczyńcie to dla Chrystusa, gdyż śmierć zadana i przyjęta dla Chrystusa nie ma w sobie, z jednej strony nic zbrodniczego, z drugiej zaś zasługuje na wielką chwałę." Ale to i tak nic w porównaniu z Koranem.

      Usuń
  4. Zupełnie się zgadzam co do "Krzyżowców" i serii Gołubiewa. Świetne książki historyczne. Nie czytałam Hanny Malewskiej, odnotowuję tytuły i postaram się uzupełnić braki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malewska miała po wojnie mocno "pod górkę" i "Żelazna korona" ukazała się ostatni raz chyba pod koniec lat 40-tych (przed wojną zdobyła nagrodę Polskiej Akademii Literatury), za to z "Kamieniami" władza obeszła się trochę łaskawiej.

      Usuń
  5. dzięki za przypomnienie,kiedyś czytałam"pochwałę nowego rycerstwa" bernarda i przy okazji znalazłam ten interesujący mnie fragment

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług :-) Nie dziwię się, że pamiętałaś, "Pochwała" do dzisiaj robi wrażenie.

      Usuń
  6. ma pan rację,"pochwała"do dziś robi wrażenie,nawet na nas,a jak musiała oddziaływać na tych,do których była skierowana?bernard z clairvaux musiał być niezwykłym człowiekiem,niezwykłym mówcą,zapamiętałam jeszcze jeden fragment,cytat z "krzyżowców" na końcu pana recenzji przypomniał mi też taką wzruszającą scenę z"króla trędowatego",kiedy chory baldwin prosi chrystusa o uzdrowienie i w końcu umiera,przekonany,że kiedyś się obudzi,zmartwywstanie czysty,zdrowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam "Króla trędowatego" tylko jako książkę, która w porównaniu z "Krzyżowcami" wypadła trochę gorzej i nic więcej - widzę, że czas też i ją sobie przypomnieć :-). Na tekstach średniowiecznych, tak jak na całej epoce ciąży odium "zacofania, wsteczniczniactwa i ciemnogrodu" skutecznie zaszczepiony w szkole (przynajmniej za moich czasów) i przy tej okazji wylewa się dziecko z kąpielą bo omija się literaturę średniowieczną szerokim łukiem pomijając także takie "kamienie milowe" dopiero z czasem przychodzi refleksja, że jednak traci się coś wartościowego.

      Usuń
  7. czy pan naprawdę potrafi sobie wyobrazić w dzisiejszych czasach uczniów,czytających średniowieczną literaturę?skoro wielu z nich nawet te"współczesne"lektury zna tylko ze streszczeń itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie potrafię wyobrazić sobie nawet dorosłych czytających literaturę średniowiecza, a nie tylko uczniów :-). Podejrzewam, że gdyby nie lektury to mało kto słyszałby na przykład o "Pieśni o Rolandzie" :-).

      Usuń
  8. zgadzam się z panem i myślę,że bierze się to stąd,między innymi,że nie jest im to do niczego potrzebne,ani dzieciom ani dorosłym,chyba,że są tacy jak pan,nawet kanon lektur szkolnych przewiduje wiele utworów tylko we fragmentach,przeciętny polak może spokojnie przeżyć całe życie bez"legendy o świętym aleksym"czy "pieśni o rolandzie",tego jestem pewna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przesadzajmy :-) myślę, że bez znajomości Legendy o św. Aleksym może żyć każdy, nie tylko przeciętny Polak. Podobnie jak poradzić można sobie w życiu bez znajomości twierdzenia Pitagorasa czy imperatywu kategorycznego Kanta. Ale faktem też jest, że jednak czasami znajomość taka może okazać się przydatna :-)

      Usuń
  9. teoretycznie to może ma pan rację ale w praktyce to jest jak jest,choć może chciałabym aby było inaczej,na pewno nigdy w życiu nie spotkałam nikogo,komu przydała by się do czegoś znajomość literatury średniowiecznej,ostatnio dowiedziałam się na przykład,że w gimnazjum"przerabia"się tylko pierwszy tom"krzyżaków",choć przecież obie części tworzą zamkniętą całość,czemu tak?nie wiem,a może jestem za głupia żeby to zrozumieć?tym bardziej nie dziwi mnie fakt,że tak mało uwagi poświęca się literaturze średniowiecznej,w kanonie lektur szkolnych jest chyba tylko"bogurodzica"

    OdpowiedzUsuń
  10. "....wyjął z kieszeni"pochwałę sztuki wojennej temlariuszy"bernarda z clairvaux...był to bardzo stary egzemplarz,którego lekturze oddawał się na przemian z brewiarzem;zwyczaju tego przestrzegał ściśle,ze skrupulatną dyscypliną...często podczas licznych godzin spędzanych w hotelach,kawiarniach i na lotniskach,miedzy spotkaniami i podróżami służbowymi,średniowieczne kazanie,jakie przez dwieście lat było duchowym przewodnikiem dla żołnierzy zakonnych,walczących w ziemi świętej,pomagało mu znosić samotność jego służby..."-ku pokrzepieniu pana serca,na dowód,że średniowieczna literatura jest jeszcze komuś potrzebna,nawet jeśli tylko w powieści

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Sylwester Bonnard szalał z "Złotą legendą" :-)

      Usuń
  11. No to ja chyba od niewłaściwej powieści zaczęłam lekturę Kossak-Szczuckiej.. Sięgnęłam bowiem do Złotej wolności i po zachłysnięciu się początkiem sklęsło i idzie kulawo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój początek znajomości z Kossak-Szczucką też był nieudany a zaczynałem ją od "Szaleńców Bożych". Dosyć ciekawa jest jeszcze "Pożoga" jeśli nie zniechęci się początkiem :-)

      Usuń
  12. Jeśli wspomniana książka jest rzeczywiście lepsza niż "Stara baśń" i równie dobra co "Egipcjanin Sinuhe", to koniecznie muszę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kraszewski nie ma szans z Kossak - to na pewno :-) ale Waltari chyba jednak jest od niej lepszy, choć Kossak na pewno nie musi mieć wobec niego kompleksów :-).

      Usuń
    2. Zostałem przekonany :)

      Usuń
    3. To jeszcze daj szansę "Krzyżowcom" a swoją drogą ja muszę zajrzeć do "Egipcjanina" :-)

      Usuń
  13. Czytałam "Krzyżowców" ze trzy lata temu i utknęłam, bo na półce brakuje mi kolejnej części, mam dopiero następną :( Ale jak mi kiedyś w ręce wpadnie to na pewno wrócę. Bardzo mi się podobała i z różnych powieści dotyczących średniowiecza oceniłabym ją chyba najwyżej - na pewno wyżej od czytanego jakiś czas temu "Templariusza z Jeruzalem" (ta sama tematyka) i na pewno wyżej od ostatnio recenzowanych "Filarów ziemi". A stylizacja językowa jest dla mnie jak najbardziej zaletą, to sztuka napisać powieść językiem, którego już się nie używa w taki sposób, by dobrze się ją czytało!

    Z wymienionych przez Ciebie na początku tytułów czytałam coś Malewskiej (ale chyba coś innego, nie pamiętam tytułu :p) i prawie całych ;) "Krzyżaków". Do Berenta mam straszny uraz po "Próchnie" (nigdy więcej!), ale resztę chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po "Żywych kamieniach" też mogłabyś nabrać urazu do Berenta :-) są jedyne w swoim rodzaju i choć bardzo klimatyczne to też i wymagające.
      "Krzyżowców" mam przeznaczonych do "rozdawajki" bo mam trzy wydania :-) więc jeśli chcesz mogę Ci ich przesłać za ok. trzy tygodnie, gdy będę w domu.

      Usuń
    2. Tzn. "Krzyżowców" mam komplet, brakuje mi następnej części, czyli "Króla trędowatego". Jeśli to też masz w trzech wydaniach to bardzo chętnie :)

      A u Berenta najbardziej mnie zraziła polityka, której nienawidzę w każdym wydaniu, więc może tym razem byłoby lepiej - ale już nie mam ochoty sprawdzać :p

      Usuń
    3. Aż tak to nie :-) mam tylko jeden komplet całego cyklu. "Król trędowaty" jeszcze jest ok, choć na pewno ustępuje "Krzyżowcom" a trzeciej części "Bez oręża" już nie zmogłem.

      W "Żywych kamieniach" nie ma słowa o polityce - to powieść o średniowieczu ale wymaga równie silnej woli co "Próchno" czy "Ozimina" :-)

      Usuń
    4. A, no to może nawet niewiele straciłam, że nie mam tej kolejnej części. Trudno, może kiedyś znajdę w bibliotece, chociaż w sumie teraz mnie zniechęciłeś trochę :p

      Usuń
    5. Ups :-) zależy kto co lubi :-). Ja pewnie będę sobie "Króla trędowatego" odświeżał ale już teraz widzę po sobie, że jeśli chodzi o część trzecią to raczej się nie przemogę :-)

      Usuń
  14. Kiedyś czytałam Kossak, a dzisiaj jestem na etapie zbierania jej książek by do niej wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż takim jej wielbicielem nie jestem ale do "Krzyżowców" wróciłem z przyjemnością.

      Usuń