poniedziałek, 2 września 2013

Rewizor, Mikołaj Gogol

Niedawno u Lirael przy okazji "Dramatu na polowaniu" Czechowa zgadało się, że ze świecą szukać na książkowych blogach dramatów. Żeby więc nie wyjść tylko na takiego, który tylko marudzi, zgodnie z zapowiedzią przypomniałem sobie, z przyjemnością, "Rewizora".

Z bardzo mieszanymi uczuciami podchodzę do prób uwspółcześniania klasyki dramatu. Świadczą co prawda dobrze o pewności siebie reżysera, bo trzeba mieć sporo odwagi by tego typu operacji dokonywać na sztukach na przykład Szekspira czy Moliera. To trochę tak jakby namalować Mona Lisę w "wyjściowym dresie" na tle blokowiska - owszem można - tylko po co? 


Także w przypadku komedii Gogola czytelnik nie potrzebuje "postmodernistycznej twórczej reinterpretacji". Chociażby dialog Horodniczego i Ammosa Fiodorowicza na temat sądowego asesora, który jest to; "owszem, człowiek z olejem w głowie ... ale tak od niego jedzie, jakby przed chwilą wyszedł z gorzelni ..." a są przecież są środki na to, "jak on sam twierdzi, zapach przyrodzony. Należy mu poradzić, aby jadł cebulę lub czosnek czy co innego ... (...) - Nie, tego się pozbyć nie można! Powiada, że mamka, kiedy był niemowlęciem, upuściła go na ziemię i od tego czasu zalatuje od niego trochę wódką ... " całkiem współczesne kojarzy mi się z przedstawicielami "elit" różnej maści, przyłapanymi "po pijaku" i tłumaczących się zażytymi lekarstwami albo zjedzonymi jabłkami.

"Rewizor" mimo tylu lat, które upłynęły od jego powstania ma to do siebie, że to co Gogol wziął w nim na cel ma zaskakująco uniwersalny wydźwięk niezależny od miejsca i czasów. Nieśmiertelne i aktualne pozostają jego obserwacje życia biurokracji; uniżoność wobec przełożonych - "Tak mnie już wychowano, że gdy ze mną mówi człowiek wyższy rangą choćby o jeden stopień, tracę przytomność, a język więźnie mi jak w smole ..." i lizusostwo -  "nawet kiedy człowiek spać się kładzie, myśli tylko o jednym: "Boże, jak to zrobić, aby władza dostrzegła moją gorliwość i była zadowolona!", o czym można się przekonać mając styczność z administracją lub jakąś większą zhierarchizowaną firmą.

"Argumentacja" za pomocą łapówek, cokolwiek byśmy o niej nie myśleli, nadal nie jest niczym nadzwyczajnym byleby tylko przybierała "cywilizowane" formy, tak jak to proponuje Horodniczy "W praworządnym państwie załatwia się te sprawy inaczej. Całym szwadronem nie można!" i nawet w tej "dziedzinie" przestrzegała hierarchii - "Ostrożnie, bracie! Nie według rangi bierzesz!".   

Tak więc gogolowska komedia omyłek, a w zasadzie omyłki - ale za to jakiej, nie pozostała tylko historyczną satyrą na carską biurokrację. Nie trzeba w niej specjalnie szukać by znaleźć jeszcze jeden rys, który ciągle świetnie się miewa w naszych czasach - to kompleks prowincji wobec stolicy, widoczny nie tylko na gruncie "urzędowym" ale i towarzyskim. Okazuje się zatem, że ponad półtora wiekowa "staroć", która ze swym "Pędzi sobie teraz, sypie trójką koni, dzwoneczki mu dzwonią! Po całym świecie rozniesie tę historię" pobrzmiewa w zakończeniu "Martwych dusz" wcale nie potrzebuje odkurzenia.

I już na marginesie ... Trafiło mi się wydanie z serii Biblioteki Narodowej (z 1966 r.) ze wstępem i komentarzem Andrzeja Walickiego. Otwierałem szeroko oczy ze zdumienia dowiadując się, że jeśli chodzi o interpretację "Rewizora", to spór o jego realizm jest sporem "pomiędzy dwiema klasowymi ocenami" ówczesnej Rosji, nie obyło się przy tym bez wsparcia cytatami z Lenina i "współczesnego badacza marksistowskiego A. Słonimskiego". Doprawdy, takich banialuk nie powstydziłby się sam Chlestakow. 

Walicki tłumaczy czytelnikom, że "słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie", wyjaśniając na czym polega komizm poszczególnych scen, jak choćby w odniesieniu do tej najsłynniejszej, w której Horodniczy mówi "Nie przeczę, owszem, Aleksander Macedoński był niewątpliwym bohaterem, lecz po cóż łamać krzesła? ...". Mniej pojętni mogą doznać iluminacji dowiadując się, że "komizm polega tu na naiwnej powadze, z jaką wypowiada horodniczy owo: nie przeczę, owszem, tak jakby wielkość Aleksandra Macedońskiego mogła istotnie służyć jako powód do łamania krzeseł." A takich "głębokich przemyśleń" jest znaczenie więcej, niestety. Ale nawet i tu da się znaleźć "wartość dodaną", jak w komentarzu, w którym Walicki objaśnia, iż "replika sędziego doskonale charakteryzuje stan sądownictwa w carskiej Rosji. Przed reformą sądownictwa, dokonaną przez Aleksandra II w 1864 r., załatwienie najprostszej sprawy sądowej mogło się przeciągnąć na kilka lat". Czy nie brzmi to jakoś znajomo? 

I niech ktoś powie, że Gogol stracił na aktualności ... 

56 komentarzy:

  1. Można powiedzieć, że patologie te same od zawsze, tylko skrywane pod coraz to innym krojem ubrań... Klasyka, ach klasyka...
    Ciekawa jestem, czy Ty tak rzadko czytujesz aktualną produkcję literacką, jak by to wynikało z Twoich postów? Czy po prostu nie piszesz o wszystkim? I dlaczego? Jeśli można się troszku podpytać, oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetne ujęcie :-) Jeśli chodzi o "aktualną produkcję literacką" to po prostu generalnie szkoda mi na to czasu. Nie twierdzę, że to od początku do końca badziewie, bo trafiają się książki interesujące ale wolę odczekać aż przejdą przez próbę czasu bo jak to ktoś powiedział staram się nie czytać książek dobrych bo wówczas zabrakło by mi czasu na bardzo dobre :-) Wyjątek robię dla książek "wspominkowych" :-)

      Usuń
    2. Widzę, że masz to poukładane. Ja teraz troszkę sobie bardziej układam w głowie to moje czytanie i to moje blogowanie... Dzięki za inspirację.

      Usuń
    3. Bez przesady z tym poukładaniem :-). Często czytam rzeczy "wpadkowe" z czyjejś inspiracji, tak jak "Rewizora" właśnie, książki dla dzieci i młodzieży, czy biografię Mikołajskiej, którą wyciągam właśnie z półki :-).

      Usuń
  2. Taa, a teraz ja polecę do domu odkurzać rosyjskie dramatopisarstwo, chociaż na ten rok miałem przewidzianego Eurypidesa:P Gogol jest znakomity w Rewizorze, w Ożenku i opowiadania też niezłe. Tylko Martwe dusze jakoś do mnie nie przemówiły, co zrzucę na mój ówczesny wiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za pierwszym razem "Martwe dusze" też mnie, oględnie mówiąc, nie porwały :-) ale gdy czytałem je jakiś czas temu to spodobały mi się już za samo "Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten prawdę mówiąc, świnia" :-). Wiek, faktycznie, dużo tłumaczy :-).

      Usuń
    2. Tylko że zwalając wszystko na wiek, dokładam sobie potężną dawkę powtórek, z Dostojewskim na czele. Ależ mi się nie podobała Zbrodnia i kara:P

      Usuń
    3. Nie wierzę :-) ale nie tak znowu nie bardzo - moja córka właśnie na niej ugrzęzła :-). Jestem świeżo po "Biesach" i wolę nie wiedzieć, jakie w takim razie o nich masz zdanie :-).

      Usuń
    4. Po Zbrodni i karze (no dobra, w całości przeczytałem początek i koniec, bo nie udało mi się zabrnąć dalej) obiecałem sobie, że z panem Dostojewskim żegnam się na długo. Może nie na zawsze, ale to już trwa ponad 20 lat:P

      Usuń
    5. To musiało być rzeczywiście traumatyczne doznanie :-) ja tak miałem z "Idiotą" :-).

      Usuń
    6. No nie, co by nie mówić o "Zbrodni i karze" ale określenia nudna zupełnie, wg mnie, do niej nie pasuje.

      Usuń
    7. Wybacz siedemnastolatkowi, jakim byłem, gdy powziąłem tę opinię:)

      Usuń
    8. Nie tylko wybaczam ale i rozumiem :-) i tak powinien być Ci przyznany medal za odwagę :-)

      Usuń
    9. Zważywszy na to, że kilkoro moich rówieśników przeczytało i się zachwyciło (przynajmniej werbalnie), to popadłem wtedy w niejaki kompleks:P

      Usuń
    10. Zupełnie bezpodstawnie - zresztą zaglądając do Ciebie na bloga nigdy bym się nie domyślił :-).

      Usuń
    11. Dzięki:) Szybko się tego kompleksu pozbyłem, przynajmniej w dużej części, bo stwierdziłem, że mnóstwo innych książek trawię i nawet popadam w zachwyt, to nie będę się Dostojewskim stresował:P

      Usuń
    12. Po Twoim bardzo solidnym treningu teraz nie ma żadnych szans na stres :-)

      Usuń
    13. Książek w znaczeniu tytułów z tabeli Najwybitniejsze dzieła literackie z Encyklopedii PWN :D

      Usuń
    14. Teraz już nie muszę sobie udowadniać, że jestem młodym intelektualistą:P Człowiek jednak miał dziwne pomysły po obcowaniu z bohaterami Małgorzaty Musierowicz, co to Schopenhauera czytali i Arystotelesa, i poezję cytowali z pamięci:D

      Usuń
    15. Aż takim ortodoksem nie byłem :-) dopuszczam nieśmiało myśl, że jej twórcom mogło coś umknąć :-)

      Usuń
    16. Tylko w 87-88 roku nie bardzo było to jak sprawdzić:P Na szczęście mnóstwa rzeczy nie było w bibliotece, a ja skupiałem się na XIX wieku, więc uniknąłem rozmaitych ciekawostek.

      Usuń
    17. Ja kilka lat wcześniej tę listę ćwiczyłem :-). A propos Schopenhauera, to polecam biografię Safranski'ego - pisze odwrotnie do swego bohatera :-). Ciekawy jest wątek jego (tzn. Artura) relacji z matką. Trafiłem na nią przy okazji "Madame" Libery, który wykorzystuje "Gdańskie wspomnienia młodości" Joanny Schopenhauer. Jaki ten świat jest mały :-)

      Usuń
    18. U Musierowicz była omawiana Erystyka, ale moje zainteresowanie nie było aż tak wielkie, żeby się zagłębiać w filozofów:D

      Usuń
    19. I nic nie straciłeś, to co prawda niewielka książeczka więc i tak ewentualnie gdybyś zainwestował czas to najwyżej godzinę. Dzisiaj to tylko ciekawostka, nic takiego, co pozwoliłoby wygrać spór, czym byłem bardzo rozczarowany w wieku, gdy próbowałem zostać "młodym intelektualistą" :-))

      Usuń
    20. Więc miałem szczęście, że nie zgłębiałem tematu:)

      Usuń
    21. W każdym razie zaoszczędziłeś godzinę i uniknąłeś rozczarowania :-)

      Usuń
    22. Na pewno, ale przez chwilę czułem się też trollem, który nie dorasta do pięt wyimaginowanej młodej inteligencji:P

      Usuń
    23. Eee ... w 1987-88 mało kto słyszał o trollach :-), choć o "wyimaginowej młodej inteligencji" z akcentem na wyimaginowanej jak najbardziej :-)

      Usuń
    24. No tak, troll to nie ta epoka. Ale tak się poczułem, a termin z epoki jakoś mi nie przychodzi na myśl.

      Usuń
    25. To musiałeś mieć problem :-) Pomyśl tylko, że dzisiejsza młoda inteligencja pewnie w ogóle nie kojarzy Schopenhauera i czuje się bardzo dobrze :-)

      Usuń
    26. Z rozpędu chciałem powiedzieć, że nie wierzę w istnienie dzisiejszej młodej inteligencji, ale się powstrzymałem, bo jednak mam nadzieję, że istnieje:)

      Usuń
    27. Ja głęboko w to wierzę, choć wiara nie ma nic wspólnego z wiedzą :-)

      Usuń
    28. Wierzyć, to i ja bym chętnie uwierzył.

      Usuń
    29. Ja wierzę a wiara czyni cuda :-)

      Usuń
  3. No ładnie, co ja najlepszego zrobiłam - tak zawyżyłeś poziom tą recenzją (a wiem, co mówię, bo przeczytałam ją już kilka razy), że mam blokadę i trudno mi będzie napisać o "Ożenku". Ale słowo się rzekło i w tym tygodniu napiszę, bo zgodnie z umową już przeczytałam. :)
    Bardzo słuszna uwaga o uniwersalności spostrzeżeń Gogola - mnóstwo rzeczy właściwie się nie zmieniło mimo upływu lat.
    Bardzo żałuję, że nie znam rosyjskiego na tyle, żeby porównać przekład Tuwima z oryginałem, ale w przypadku "Ożenku" według mnie jest po prostu genialny. W "Rewizorze" podobnie, prawda?
    A "współczesny badacz marksistowski A. Słonimski" na pewno był bardzo dumny z takiego cytowania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, co narobiłaś?! Przez Ciebie wyciągnąłem Gogola z półki, gdzie sobie spokojnie stał niepokojony od lat :-). I prośba serio-serio czy mogłabyś wstrzymać się z publikacją "Ożenku" ze 2 tygodnie, chciałem go sobie przypomnieć a w domu będę dopiero w następny piątek.
      Co do tłumaczenia - nawet bym się nie poważył na weryfikację tłumaczenia Tuwima, zresztą i innego także zważywszy na mój dukający rosyjski. A jeśli chodzi o "współczesnego badacza" to padł dla mnie bastion solidności i rzetelności jaką była Biblioteka Narodowa, aż strach pomyśleć co się musiało tam dziać we wcześniejszych latach.

      Usuń
    2. Ogólnie się narobiło. :D Ale jestem Ci bardzo wdzięczna, bo "Ożenek" to rewelacja. Słynny spektakl Teatru Telewizji jest świetny, ale jednak tekst pozwala zwrócić uwagę na różne smaczki i niuansiki, które w wersji scenicznej przepadają.
      Nie ma najmniejszego problemu, wstrzymam się z przyjemnością, bo i tak mam dużo zaległości, a "Ożenek" wciśnie się na bloga bez kolejki. :)
      A propos dziwnych komentarzy do lektur kiedyś trafiła mi się powieść Balzaka z takimi rewelacjami o walce klas, że długo nie mogłam się pozbierać. :)
      Też jestem zdziwiona, że w BN uprawiano taką działalność w tak prymitywnej formie. Będę musiała poszukać jakiegoś tomu z tamtych lat i zobaczyć, czy to była tendencja ogólna w BN, czy nadgorliwość tego pana. Wczoraj oglądałam sobie "Pana Tadeusza" w BN w opracowaniu Pigonia, chwilami dochodziłam do wniosku, że przypisy są ciekawsze niż tekst Mickiewicza, ale żadnych elementów proletariackich nie dostrzegłam. :)

      Usuń
    3. Nie żebym odsądzał A. Walickiego od czci i wiary, bo jest sporo także rzeczowych i przydatnych informacji ale wydawało mi się, że w 1966 r. w Ossolineum wprowadzenie do "Rewizora" może obyć się bez Lenina :-). Gdyby to był rok 1954 - to sprawa byłaby zupełnie jasna. A już żadnego tłumaczenia nie znajduję dla komentarza - czegoś tak infantylnego dawno nie czytałem, polecam ku przestrodze :-).

      Usuń
    4. Właśnie mnie ten rok zszokował, kilka razy sprawdzałam, czy aby na pewno nie ma tam piątek. :) Może to jest któreś z rzędu wydanie? Albo pan bezkrytycznie wykorzystał tekst, który napisał 10 lat wcześniej? Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się przeczytać to krytyczne arcydziełko. :)
      Jeśli to jest ten pan , a sporo na to wskazuje, to on nie jest w ogóle literaturoznawcą. Swoją drogą ciekawie się potoczyły jego dalsze losy w kontekście poglądów wyrażanych we wstępie i przypisach. :)

      Usuń
    5. Czytając notkę w wikipedii można powiedzieć, że jeszcze ciekawiej potoczyły się losy jego kolegów :-). Ciekawe czy pisał tak tylko dla pieniędzy czy z głupoty.
      Wydanie jest wskazane jako trzecie i pierwsze (sic!) w stopce drukarskiej. Domyślam się tylko, że chodzi o to, że było to trzecie wydanie "Rewizora" a pierwsze z wprowadzeniem i komentarzem A. Walickiego.

      Usuń
    6. Pobuszowałam w katalogu Biblioteki Narodowej i okazuje się, że pierwsze wydanie "Rewizora" w opracowaniu Walickiego w BN pojawiło się w 1953 roku (to takie), a kolejne w 1956. To z 1966 r. - którego Biblioteka Narodowa chyba w ogóle nie ma, więc jesteś posiadaczem białego kruka :) - było zapewne bezrefleksyjnym przedrukiem i stąd te mrożące krew w żyłach ciekawostki.

      Usuń
    7. Z wrażenia jeszcze raz sprawdziłem :-). Na karcie tytułowej "wydanie trzecie, zmienione", w stopce "wydanie I". Mojemu wydaniu do białego kruka daleko :-) bo miało nakład 9900+100 egzemplarzy.

      Usuń
    8. Jakieś wyjątkowo subtelne te zmiany. :) Chyba po prostu zapomnieli uaktualnić stopkę i stąd "wydanie I"?

      Usuń
    9. Chyba, że wydania z lat 50-tych były jeszcze bardziej doktrynerskie :-)

      Usuń
    10. Czy możesz sprawdzić, ile jest u Ciebie stron? To będzie wiadomo, czy coś usunęli. W tym pierwszym jest 165 (ale tekstu Gogola raczej nie ruszyli, choć może jakieś przypisy ciachnęli?) plus newralgiczny wstęp: XCIX stron.

      Usuń
    11. To zbliżamy się do rozwiązania zagadki :-) Wstęp ma LXXXI stron wliczając dwie strony bibliografii. Sztuka kończy się na stronie 163 + strony ze spisem ilustracji i spisem treści.

      Usuń
    12. To teraz będzie nas dręczyć tajemnica zawartości tych 18 stron. :) Skoro zostawiono takie rzeczy, to tam już w ogóle muszą być jakieś wstrząsające ideologiczne perełki. :)

      Usuń
    13. To wszystko przez Twoją dociekliwość :-) nie bez kozery powiadają, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła :-)

      Usuń
    14. To przepraszam, że zasiałam jaskółczy niepokój. :) A propos dociekliwości zaintrygował mnie "Zniewolony umysł po latach" Walickiego, to ponoć "bardzo osobista „autobiografia intelektualna” autora".

      Usuń
    15. Nie odmawiam nikomu prawa do błędu ale podchodzę z nieufnością do tego rodzaju "nawróconych" i ich zwierzeń, zwłaszcza że dziwnym zbiegiem okoliczności doznawali "iluminacja" w okresie politycznych przesileń.

      Usuń
    16. Rocznik 30, więc należeć mógł do tzw. pokolenia "pryszczatych" = bardziej rewolucyjnych niż sama rewolucja... Myśl i idee Lenina wiecznie wtedy jeszcze żywe być musiały, ubył natomiast już tow. Stalin... Ale żeby aż na 18 stronach onegoż do dzieła podłączać? Może też towarzysz Bierut był tam doklejony...
      A swoją drogą wygląda na to, że zmienił zdanie o systemie ciut później niż koledzy (notka w Wikipedii).

      Usuń
    17. ~ Marlow
      Tak, te czasowe zbieżności na mnie też robią przygnębiające wrażenie, a to nie była rzadkość.

      ~ Anonimowy
      Z bibliografii wynika, że chyba zmienił diametralnie, por. chociażby "Marksizm i skok do królestwa wolności: Dzieje komunistycznej utopii". We wstępie do "Rewizora" nie wygląda to wcale utopijnie, a dosyć konkretnie. :)

      Usuń
    18. Właśnie - to nie była rzadkość. Zastanawiające jest też to, że zmieniały się czasy i ustrój a "inżynierowie dusz" ciągle chcieli sprawować nad nimi rząd i być "autorytetami moralnymi".

      Usuń
    19. Co więcej autor opracowania traktuje czytelników jak idiotów,te przypisy objaśniające gdzie należy sie śmiać( " dowcip tej sceny polega na....").Miałem kiedyś to wydanie i trzymałem jako kuriozum ale tradycyjnie gdzieś sie zawieruszyło.Zresztą ci inzynierowie dusz uważli się za coś lepszego od reszty ludzi, obojętnie czy byli za socjalizmem czy potem przeciw(teraz tez uważają się za coś lepszego).Arnold

      Usuń
    20. Pamiętam to, wygląda na to że prof. dr hab. Andrzej Stanisław Walicki wyprzedził scenarzystów sitcomów bo ci też podpowiadają mniej rozgarniętym widzom, w których momentach należy się śmiać.

      Prawda, jak to niektórzy przywiązali się do "rządu dusz"? To Franz Muerer mówił "czasy się zmieniają ale pan zawsze jest w komisjach" :-)

      Usuń