środa, 6 listopada 2013

Gender dla średnio zaawansowanych. Wykłady szczecińskie, Inga Iwasiów

Przyznaję - nie ogarniam gender i z tego właśnie powodu sięgnąłem po książkę Ingi Iwasiów, mając nadzieję, że dowiem się co to właściwie takiego jest. Pewnie też i przeceniłem własne możliwości błędnie biorąc tytuł "Gender dla średnio zaawansowanych" za rodzaj "profesorskiego blefu". Tymczasem takim "blefem" okazała się opinia prof. Smulskiego zamieszczona na okładce, wg którego "Inga Iwasiów dysponuje rzadkim talentem - potrafi pisać o skomplikowanych problemach współczesnej humanistyki w sposób niehermetyczny, frapujący, ale wolny od wszelkich uproszczeń."


Naturalnie to kwestia osobistej wrażliwości, ale według mnie passus, z którego dowiaduję się, że "Krytykę Woolf próbuje przenicować Toril Moi w tekście "Kto się bo Virginii Woolf". Moi dokonuje analizy krytyki feministycznej pod kątem jej związków z dekonstrukcjonizmem, a przede wszystkim z lekturą Jacques'a Derridy i Julii Kristevej. Twierdzi, że zarzuty Elaine Showalter należą tyleż do przezwyciężonego etapu feminizmu, co do jego odmiany anglosaskiej (związanej z praktyką i mniej skłonną do teoretyzowania). Efektywną interpretację uprawiają zaś zorientowane na francuską (świadomą, wypracowaną i teoretyczną) krytykę czytelniczki." nikogo (oprócz Profesora) raczej nie zafrapuje i jest świetnym przykładem tekstu hermetycznego i konia z rzędem temu, kto wie jakiego to "skomplikowanego problemu współczesnej humanistyki" dotyczy.

Odnaleźć też można myśli (?), które choć hermetyczne to są jednocześnie i frapujące, jak chociażby twierdzenie, że "Ekonomia męskiego oznaczania jest (...) jednym z fantazmatów samozwrotnego pożądania fallogocentryzmu", aczkolwiek moim zdaniem, jeszcze bardziej frapujący jest pogląd, że "Kobieta mogłaby być o wiele lepszym znaczącym porządku symbolicznego niż mężczyzna, odczuwający przede wszystkim fallusem, czy raczej tym, co fallus funduje. Wagina, zakamarki macicy, niezmierzone terytorium niemające nawet dobrej nazwy w polszczyźnie, dałoby nam obraz świata, przyznajmy, ciekawszy od tego, który wypełniają fabryczne kominy."

Nie wiem, czy znajdzie się ktoś dla kogo "fantazmaty samozwrotnego pożądania fallogocentryzmu" nie są frapujące, albo ktoś komu "wagina i zakamarki macicy" nie dadzą ciekawszego obrazu świata.

Mam wrażenie, że dzięki tego rodzaju "treściom intelektualnie nośnym" książka zasługuje na osobny rozdział w jakiejś polskiej wersji "Modnych bzdur. O nadużywaniu pojęć z zakresu nauk ścisłych przez postmodernistycznych intelektualistów" A. Sokala i J. Bricmonta (które, a jakże, spotkały się z "odporem" także u nas), gdzie oberwało się wspomnianej wyżej Julii Kristevej, która tłumaczyła się, że banialuki, które wypisywała popełniła gdy miała 25 lat "w studenckim pokoiku, chora na grypę, dmuchając nos w gorączce". Dostało się nie tylko jej bo obnażono "blefy", a mówiąc wprost idiotyzmy, innych autorytetów (?) które mają uwiarygadniać "Gender dla ... ", m.in. J. Lacana, L. Irigaray i J. Derridy.

Do frapujących zapewne zaliczyłby profesor Smulski przemyślenia Luce Irigaray, która odkryła jeden z bardziej "wstydliwych sekretów współczesnej fizyki - jeśli fizycy zajmowali się dotąd mechaniką ciała stałego w większym stopniu niż mechaniką cieczy, to z pobudek seksistowskich. Mechanika cieczy jest bowiem dziedziną kobiecą, podczas gdy mechanika ciała stałego to sprawa typowo męska - jak wiadomo, kobiece narządy płciowe wydzielają czasem płyny, męskie zaś wystają i sztywnieją."

Po tym wszystkim łatwo chyba zrozumieć dlaczego nie potrafię nawet powiedzieć, że się nie zgadzam z Ingą Iwasiów. Trudno się z kimś zgodzić (lub nie), jeśli nie rozumie się o czym ten ktoś pisze. Ale tak jak już wcześniej wspomniałem, zakładam, że to moja wina, skoro wyraźnie nie jestem adresatem książki jako niebędący "średnio zaawansowany". Niestety Autorka nie daje szansy czytelnikowi, który chciałby przejść "krótki kurs" dla początkujących, bo próby dowiedzenia się czym chociażby jest gender kończą się na zetknięciu z klasycznym błędem logicznym w wyjaśnieniu, w którym ""Gender" jest (...) płcią kulturową, a więc niejako nabytą, zsocjalizowaną, performatywnie ustanowioną, skonstruowaną." Czym jest ta opatrzona licznymi przymiotnikami "płeć kulturowa" nie udało mi się z wykładów zawartych w książce dowiedzieć.

Są jednak dwie rzeczy, z którymi wypada się z Autorką zgodzić. Podobnie jak Ona nie wiem "dlaczego nie mamy w Polsce książek akademickich (...) przystępnych i zarazem pożytecznych" i nie wiem tego tym bardziej po lekturze "Gender", chociaż mogę zrozumieć, że napisanie takiej książki może przerastać umiejętności Ingi Iwasiów. Umiejętność pisania prostym językiem o trudnych sprawach jest trudną sztuką i nie każdy ją posiada.

Po drugie, nie sposób kwestionować spostrzeżenia, iż genderyści "mają określone cele, mówiąc między sobą innym językiem - szukają w tekstach kultury dowodów istnienia "obozu przeciwnego", metod kamuflowania jego celów oraz śladów oporu.". Potwierdzeniem tego jest właśnie "Gender dla ...". Jakim językiem mówi Autorka - można się było przed chwilą przekonać, a jeśli chodzi o resztę to w książce rzuca się w oczy, to że nie ma w niej mowy o starciu się poglądów, nie mówiąc już o ich wymianie. Poglądy przeciwne po prostu nie istnieją. Żaden problem, żaden tekst, którym zajmuje się Autorka nie jest analizowany w powiązaniu z innymi możliwymi interpretacjami. Dyskusja i wątpliwości zostały wykluczone, nie ma tu klasycznego - "a z jednej, a z drugiej strony", jakichkolwiek wątpliwości, tak że można odnieść wrażenie, że poza jedynie słuszną interpretacją genderową, żadna inna nie istnieje.

"Tekst jest jak zbiór poplątanych nitek: wyjmiesz jedną, dowiesz się wszystkiego po kolei, a zwłaszcza do jakiego światopoglądu i modelu społeczeństwa owa nitka nas doprowadzi. "Płeć" jest takim unerwionym obszarem, który powiedzieć może najwięcej." nie dowiadujemy się jednak dlaczego to akurat płeć ma powiedzieć o tekście najwięcej.

Wszyscy wiedzą, że nie tak dawno obszarem, który mógł powiedzieć najwięcej o tekście była klasa społeczna a był przecież także czas, że obszarem tym była rasa. Ci którzy w ten sposób objaśniali wszystko, w tym także teksty literackie uzurpowali sobie monopol na słuszność. Oczywiście można i tak, mi jednak takie pretensje jakoś źle się kojarzą ale to może dlatego, że pamiętam co mówił Stary Żyd z Podkarpacia (o zgrozo mężczyzna, którego na domiar złego wprowadził na trwałe do obiegu kulturalnego inny mężczyzna) - "Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co by powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak."

Dla jasności - skojarzenia, o których wspomniałem wcale nie są na wyrost, gender w wykonaniu Ingi Iwasiów nie jest próbą poznania i objaśniania świata, jej zdaniem "trzeba wykonać krok od teorii do etyki; od spekulacji do świadomości. Od deklaracji pluralizmu, społeczeństwa otwartego - do jego praktykowania". Ale byłoby to praktykowanie szczególnego rodzaju pluralizmu.

Otóż Inga Iwasiów poddaje krytyce  Wojciecha Kuczoka, który w jakiejś swojej powieści naraził się jej zdaniem "brzydka, pretendująca do miana kobiety pielęgniarka" i być może naraził się słusznie. Ale tymczasem Autorka sama oto pisze o innej kobiecie, którą spotkała w czasie wakacji "wyglądała jak ekspedientka ze spożywczego na rogu, z czasów samoobsługi". Jaki w tym jest ładunek pychy, poczucia wyższości i wzgardy wobec drugiej osoby! Wobec takiej postawy, aż się prosi by zacytować opinię Ingi Iwasiów o Kuczoku stosując ją do niej samej - "Mogę z dużym prawdopodobieństwem założyć, że (...) nie przejmuje się hasłami równości, nie lubi feministek, ma seksistowską wyobraźnię". Dostaje się też "mieszczańskiej publiczności" za jej gust, co jakoś nie współgra z wywodami na temat "cudzej inności" bo okazuje się, że akceptacja "cudzej inności" nie obejmuje poglądów innych niż te, które głosi Profesorka.

Zdecydowanie najciekawsza i mająca przewagę nad tekstem Iwasiów dzięki swej zrozumiałości jest część książki zawierająca teksty słuchaczek wykładów. Wyłania się z nich przygnębiający obraz Uniwersytetu Szczecińskiego, jako impregnowanego na bądź co bądź intelektualne nowinki. Tym zapewne można w dużej mierze tłumaczyć postawę "oblężonej twierdzy" bo traktowanie gender jako równoprawnego kierunku (niezależnie od tego, że moim zdaniem, stanowi on ślepą uliczkę objaśniania świata, wyrosłą - mam wrażenie - z frustracji i kompleksów) wydaje się oczywistością.

I już całkiem na zakończenie, Paniom - blogerkom poddaję pod rozwagę jeden z ciekawszych dylematów Ingi Iwasiów - "Czy można (...), dziś napisać coś kobiecym ciałem? Niekonkludywnie, cyrkularnie, fragmentarycznie, macicznie, preedypalnie." Ja - przyznaję - nie potrafię!

121 komentarzy:

  1. Trudno, żebyś umiał napisać coś macicznie, ale dosadnie i do rzeczy - jak najbardziej :) Chapeau bas, że chciało Ci się przez dzieło przebijać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale coś preedypalnego mógłbyś chyba napisać? :-) Szacun to się należy studentkom, które musiały tego wysłuchiwać. Ciekawe czy wystarczy sama obecność na zajęciach, czy też jest z tego egzamin. To dopiero byłaby jazda :-)

      Usuń
    2. Preedypalne mogłoby być konkludywne, a to się nie liczy:) Zaliczenie z przedmiotu ani w formie ustnej, ani pisemnej, moim zdaniem, nie stanowiłoby problemu, wystarczyłoby zapamiętać parę słów-wytrychów i przyswoić sobie nazwiska paru akceptowanych przez egzaminatora autorytetów.

      Usuń
    3. A gdyby wszystko zawiodło, można jeszcze wykrztusić: "Faceci to świnie".

      Usuń
    4. Myślę, że od tego należałoby zacząć :-). Skoro tak wyglądają wykłady na średnio zaawansowanych to aż strach pomyśleć jak wyglądają wykłady dla bardziej zaawansowanych :-)

      Usuń
    5. Sądzę, że chętnych na wykłady dla bardziej zaawansowanych nie ma, istota ludzka ma pewien próg wytrzymałości na bzdurę.

      Usuń
    6. Mocna rzecz. Przy seksistowskim podejściu do fizyki się spłakałem.
      PS. Mój kapelusz też zdjęty :-)

      Usuń
    7. Tak, tak a ja naiwny sądziłem, że tam rzeczywiście coś jest - skończy się pewnie na wikipedii :-)

      Usuń
  2. Boskie !!! Mam na myśli recenzję. I przyznaję że ja też nie potrafię tym ciałem tak ...... pisać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnaś próbować, kilka wykładów i już ... :-)

      Usuń
    2. Obiecuję że pójdę ale znajdz coś dla poczatkujących dobrze.

      Usuń
    3. Dla początkujących jest tylko wstęp i aneks (wypowiedzi studentek), reszta to już ciężki kaliber :-)

      Usuń
  3. Uwielbiam negatywne recenzje w Twoim wydaniu :D
    Na studiach (z braku laku, nie było z czego wybierać, a trzeba było zaliczyć 5 fakultetów i to w konkretnym rozkładzie - 2 językoznawcze, 2 z teorii literatury i jeden historycznoliteracki) chodziłam na fakultet "Feminizm, gender, queer". O losie! Nigdy więcej! Za nic w świecie nie sięgnęłabym po tę książkę. Dla mnie to są kosmiczne bzdury, że coś takiego jak płeć z założenia nie istnieje i że to my wtłaczamy dzieci w role itd. Nie cierpię tego całego feministyczno-genderowego bełkotu.
    A jako pani-blogerka padłam po ostatnim akapicie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to padłaś? Że niby nie potrafisz pisać niekonkludywnie czy cyrkularnie albo fragmentarycznie? :-) Chyba faktycznie nie uważałaś na zajęciach :-)

      Usuń
    2. Jak już kupię sobie słownik, to zastanowię się, czy umiem tak pisać :P

      Usuń
    3. Zaręczam, w przypadki Iwasiów słownik nie wystarcza :-)

      Usuń
    4. Zerknąłem na blog II i jakoś tam udaje jej się pisać bez niekonkludywności i cyrkularności.

      Usuń
    5. I w książce jest kilka rozdziałów, które da się przeczytać bez bólu zębów. Dla mnie ciekawe było to co później odnalazłem w "Bambino" - m.in. inspiracja "Dziewczętami z Nowolipek" Gojawiczyńskiej. Na jej blog kiedyś zaglądałem, to co mnie zniechęciło, to tak jak pisałem kiedyś, koncyliacyjność a la Macierewicz i proste widzenie świata.

      Usuń
    6. Mam wrażenie, że Gojawiczyńska więcej zrobiła dla zmiany wizerunku kobiet w naszej literaturze niż wszystkie zaangażowane współczesne autorki.

      Usuń
    7. Mam wrażenie, że swoją agresją zaangażowane współczesne autorki w gruncie rzeczy niewiele zrobiły ale żeby oddać sprawiedliwość Iwasiów to jednak "Bambino" mimo pewnej wtórności wobec "Dziewcząt" bardziej mi się podobało niż Gojawiczyńska. Ale też nie będę ukrywał zadecydowały o tym wątki osobiste.

      Usuń
    8. No to prawie hołd pani Iwasiów złożyłeś. Naciski idą z różnych stron, zerknę w to "Bambino" chyba.

      Usuń
    9. Zaraz hołd ... ale skoro nawet mojej Mamie się podoba a jej nawet w najgorszych snach nie podejrzewałbym o genderowe widzenie świata :-) to jednak coś to znaczy. Dla Ciebie jednak "Bambino" może nie mieć tego smaczku, bo tak jak pisałem jest związany z osobistymi losami a z kolei bliższe mogą być "Dziewczęta ..."

      Usuń
    10. Warszawa w Dziewczętach jest znakomita, jeśli o to chodzi. Ale w kwestii Bambino nie przekonam się, póki nie spróbuję, właśnie stanąłem w kolejce w bibliotece po ten tytuł.

      Usuń
    11. No właśnie, Ty na pewno będziesz inaczej odbierał "Dziewczęta" czy "Złego" a ktoś z Gdańska "Blaszany bębenek" i "Weisera Dawidka". Co prawda akcja "Bambino" rozgrywa się w Szczecinie ale może je też traktować jako symboliczne przedstawienie losów mieszkańców jakiekolwiek miasta na "Ziemiach Odzyskanych".

      Usuń
    12. Ech, wszyscy się uparli, żeby mnie nawracać na współczesną polską literaturę :) Przeczytałem Vargę, Masłowska mi leży na widoku, to i Iwasiów popróbuję. Ciekawe, na kim się skończy, pewnie na Gretkowskiej.

      Usuń
    13. I jak ten Varga? Skusiłem się na "Wojnę ... " Masłowskiej i nie było to najlepsze doświadczenie.

      Usuń
    14. Varga wyborny, powiesiłem dziś tekst o nim. Do Masłowskiej podchodzę jak pies do jeża, kurzy się już od miesiąca, niedługo czas oddać do biblioteki.

      Usuń
    15. To i ja się skuszę skoro tak mówisz, zwłaszcza że ochy i achy czytałem też u Anki.

      Usuń
    16. Ania czytała którąś z jego powieści, a ja eseje o Węgrzech, bardzo smakowite.

      Usuń
    17. Ja to zdecydowanie bardziej wolę powieść - eseje to dopiero wówczas jak przeczytam powieści :-)

      Usuń
    18. A to już wolna wola, ale ja też się czaję na jego powieści.

      Usuń
    19. To jest szansa że się przy którejś spotkamy.

      Usuń
    20. Głowy to tak znowu bym nie dał :-) ale jest duża szansa.

      Usuń
    21. Oj tam. Jak nie przy Vardze się spotkamy, to przy Gretkowskiej :D

      Usuń
    22. Już lepiej zostańmy przy Vardze :-)

      Usuń
  4. Akurat czytam "Kościół dla średnio zaawansowanych". Przypadek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno w życiu chrześcijanina nie ma przypadków :-)

      Usuń
  5. Miała być rzeź i oto proszę. Tylko to strasznie niekulturalnie tak chichotać w jej trakcie, jak ja to teraz czynię:(
    A czy pisanie przeze mnie palcem, a nawet dziesięcioma, zostanie mi zaliczone w kategorii "napisane kobiecym ciałem"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dla pewności naciśnij Enter hmmm... czołem?

      Usuń
    2. Żeby trafić, musiałabym sobie najpierw nabić na nim solidnego guza. Może huknę się w czoło książką pani Iwasiów? Marlow, czy to dzieło jest aby w twardej oprawie?:P

      Usuń
    3. Rzeź?! żartujesz! - na prawdę powstrzymywałem swój polemiczny zapał. Co do pisania kobiecym ciałem do zapomniałaś dookreślić czy pisałaś preedypalnie czy z przeproszeniem macicznie :-) - obyśmy tylko zdrowi byli :-). I dzięki za inspirujący post :-)

      Usuń
    4. Gender.... bardzo głupie, bardzo śmieszne i bardzo niebezpieczne. Jak manifest komunistyczny. Magda

      Usuń
    5. Przed każdym naciśnięciem klawisza, kreśliłam na nim kółko - to chyba cyrkularnie było? Chyba że to tylko jakieś moje - excusez le mot - waginalne fantazmaty...
      Jeśli miałbyś dzięki temu cyklicznie zapewniać podobną rozrywkę jak uczyniłeś to dzisiaj, mogę inspirować Cię częściej, dawaj tylko cynk z wyprzedzeniem:)

      Usuń
    6. Zdecydowanie przeceniasz moje możliwości, w moim wieku już muszę dbać żeby ciśnienie za bardzo mi nie skoczyło - ale raz na jakiś czas możemy się pośmiać razem :-)

      Usuń
  6. I jeszcze pomyślałam o dwóch rzeczach:
    1) myślałam, że nie da rady napisać niczego gorszego i mnie zrozumiałego niż czynią to na co dzień prawnicy, a okazuje się, że bardzo się myliłam;
    2) w związku z przywołaniem osoby J. Derridy, przypomniały mi się moje masochistyczne praktyki sprzed kilkunastu lat, kiedy to nadawano w TV "Ogród sztuk". To nazwisko było tam odmieniane na wszystkie sposoby, we wszystkich możliwych kontekstach, ale z całego półgodzinnego programu nie rozumiałam absolutnie nic, poza nazwiskiem prowadzącej. I też mi się wtedy wydawało, że to takie strasznie mądre jest, ojejku. Same wydmuszki na tym świecie, rety, rety:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem maniakalnym wielbicielem sposobu, w jaki uprawia się filozofię prawa w krajach anglosaskich - średnio rozgarnięci studenci pierwszego roku prawa są w stanie nadążyć za największymi autorytetami. U nas to niedościgły wzór.
      Takie manewry o jakich piszesz są obliczone przede wszystkim na zrobienie wrażenia na gawiedzi, znam to z własnego podwórka, inna rzecz że mało kto potrafi mówić prostym językiem o trudnych sprawach bo i gdzie i od kogo miał się tego nauczyć.

      Usuń
    2. Niestety nie wiem, jak się to robi w krajach anglosaskich, ale wiem że u nas jest nędza. Dotarły do mnie ostatnio pogłoski, że podobno coś drgnęło na UJ, ale nie wiem czy to prawda. Wzmiankowany przez Ciebie wyżej (niepochlebnie, ach, jak mogłeś!:P) Uniwersytet Szczeciński stawia zdecydowanie na co innego, a efekty tego widać jak na dłoni, kiedy aspirujący do zostania praktykami jego absolwenci znakomicie umieją wykuć nawet najtrudniejszą terminologię, ale absolutnie nic z tego nie rozumieją.
      Ciekawe, czy z nauczaniem gender jest tak samo?

      Usuń
    3. Z US nie mam nic wspólnego, nigdy w życiu nie byłem nawet w Szczecinie :-), o uniwerku wspominają słuchaczki Iwasiów w odpowiedzi na ankietę mimo, że pytanie ściśle rzecz biorąc nie dotyczyło wyłącznie tylko ich szkoły. Ja zetknąłem się z inną profesorką z tego uniwerka, też dosyć specyficzna osoba - może tam jest coś w powietrzu? :-)

      Usuń
    4. To zapraszam do Szczecina. A i US nie taki straszny jak go malują (wiem, kończyłam) ;)
      Ubawiła mnie recenzja i z całą pewnością zmierzę się z książką pani profesor :)

      Usuń
    5. Nawet jakiś czas temu wybierałem się do Szczecina, szykowałem się na kongres, który był współorganizowany przez MNwS (ma jedną lepszych, jeśli nie najlepszą kolekcję sztuki afrykańskiej w Polsce) ale jak to często bywa spełzło tylko na zamiarze.

      Domyślam się, że nie musi być tam tak strasznie - sam byłem zaskoczony, że Inga Iwasiów zdecydowała się takie głosy upublicznić (ale to pewnie w ramach nie tłumienia swobody wypowiedzi), zwłaszcza że nie ma przymusu studiowania ani nauczania w tak "opresyjnej" uczelni.

      Usuń
  7. Przeczytałam powyższą opinię i... padłam z zachwytu! Dzięki :)
    Coś pięknego - jak miło, gdy ktoś odrobi lekcję, męcząc się w lekturze i podaje gotowca ze wskazaniami (w tym wypadku na nieczytanie dzieła pani II).
    Oj, coś się chyba ostatnio złośliwe blogerstwo książkowe uwzięło na osobę - jak nie Gender, to kiecki w szafie. A ona tak się stara, wspina na wyżyny intelektu tak wysokie, że zgubiła po drodze wszystko, co się dało na czele z językiem zrozumiałym dla ludzi.

    Zafascynował mnie fragment o wstydliwych sekretach współczesnej fizyki, ze względu na moich młodych fizyków w najbliższej rodzinie (fizyk żeńska i fizyk męski). Muszę im koniecznie podrzucić do przemyślenia, niech się przestaną zajmować naukowymi głupotami.

    To pisałam kobiecym ciałem, jak Momarta, palcyma. Będzie zaliczone?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako fizyk żeńska czuję się wywołana do odpowiedzi.
      Ach, gdybym to ja wiedziała! Nieświadomie dałam się wciągnąć w te seksistowske mechaniki, o ja nieszczęśliwa! Ach nie, jest jeszcze gorzej. Ja zajmuję się przecież OPTYKĄ ciała stałego! Dałam się performatywnie wcisnąć w ten gender, który mówi, że kobieta musi, pożąda patrzenia na fallusy. I co ja teraz zrobię?
      Nie pisałam tego uterycznie, acz digitywnie ciałem kobiecym. (brzmi mądrzej niż jakbym napisała "macicznie" i "palczasto", nie?)

      Usuń
    2. Fizyczkę i fizyka mogą zainteresować "Modne bzdury", to z ich omówienia jest wzięty fragment dotyczący podtekstów seksualnych fizyki ciał stałych i ciekłych. Książka jest poświęcona pokazywaniu właśnie takich idiotyzmów.

      Na pewno z Absolutnie nieperfekcyjną się nie umawiałem :-) to trochę przypadek, do "Gender ..." zbierałem się od dawna (książka ukazała się w 2008 r.) a zmobilizowałem się po przeczytaniu "Bambino". Jeśli ktoś interesuje się literaturą współczesną to podejrzewam niektóre partie książki mogą być dla niego przydatne, tyle że utrzymane są w zbliżonym klimacie choć na pewno są czytelniejsze.

      W Twoim poście widzę cyrkularność aczkolwiek tkwiącą w okowach porządku patriarchalnego ale na początek dobre i to :-)


      Usuń
    3. Dobromiło, mam tylko jedną uwagę - nie jesteś fizykiem tylko fizyczką! Bycie fizykiem unieważniałoby by Cię przecież - nie wiedziałaś tego? :-)

      Usuń
    4. Ani przez chwilę nie podejrzewałam zmowy i knucia zbiorowego przeciwko ...:)
      Teraz ja biorę się za przemyślenia jak to jest z moją cyrkularnością aczkolwiek tkwiącą w okowach porządku patriarchalnego.
      Bo dotychczas tego nie czułam i dobrze mi z tym było.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    5. No to pięknie! Faktycznie powinnaś swoją postawę gruntownie przemyśleć bo jeśli np. nie daj Boże, lubisz gotować, i cieszą Cię pochwały, o zgrozo, przedstawicieli płci męskiej to przed Tobą dłuuuuga droga :-)
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
    6. Uwielbiam gotować, wręcz oczekuję pochwał ze strony męskiej (ale niestety, oni uważają, że jak zjadają wszystko, to już nic mówić nie muszą) - jedyne co może powinno mnie martwić, to fakt, że dłuuuuuga droga już za mną. Nawet jak udaję, że kalendarza nie ma :)

      Usuń
    7. Nie upadaj na duchu, może jeszcze to się da naprawić :-) na początek przestać gotować a swoich facetów wyślij do baru mlecznego, na pizzę albo do McDonalda i powiedz im, że nie masz czasu bo będziesz czytała "Gender dla ..." :-) Wówczas zdekonstruujesz ich patriarchalną potrzebę dominacji i poczujesz się dowartościowana jako kobieta.

      Usuń
    8. To nie jest takie proste, ale nie rozwijam już dalej tego wątku, nie chcąc wprowadzać za dużo prywaty. :)

      Usuń
    9. Jasna sprawa :-) w każdym razie kalendarzem się nie przejmuj, jak wiadomo jest rodzaju męskiego więc niejako z definicji wpisuje się w narrację antyfeministyczną :-)

      Usuń
    10. Racja!
      Jako niefeministka nie mam tej skłonności do rodzajowych podziałów wszystkiego, co się napatoczy. :)

      Usuń
    11. Nie wiesz co tracisz :-) i w takim razie polecam lekturę "Gender dla ...", bardzo pouczająca :-)

      Usuń
    12. ~ Marlow
      Twoją uwagę o kalendarzu zapamiętam sobie na zawsze i będę powtarzać jak mantrę! :)

      Usuń
    13. Hm, bardzo mi to pochlebia ale na Twoim miejscu zastanowiłbym się poważnie bo tym samym znika szansa na pojawienie się punktu zwrotnego "w narracji patriarchalnej, świadomie ustanawiającej podmiot płciowy jako podmiot subwersywny" :-)

      Usuń
    14. Przedstawiłeś bardzo kuszącą perspektywę z tym punktem zwrotnym w narracji, ale jednak pozostanę przy kalendarzowej mantrze. :)

      Usuń
    15. No proszę, jak optyka gendererowa zmienia życie kobiety :-)

      Usuń
    16. Tak, teraz winą za rozmaite niepowodzenia, rozlane mleko (bez względu na zawartość wody), brzydką pogodę, etc będę automatycznie obarczać podstępnego heteromatriksa! :D

      Usuń
    17. Lepiej mężowi (własnemu), bo przynajmniej można mu od czasu do czasu urządzić jakąś awanturkę i dzięki temu poczuć się lepiej, a heteromatriksowi - co? Swoją drogą jeśli gender jest nauką (?) to posługuje się ciekawą terminologią - ciekawe, czy znaczenie takich "pojęć" jest ustalone? :-)

      Usuń
    18. :D Mąż Bogu ducha winny, a heteromatriks mglisty i bezosobowy, lepiej zniesie awanturkę. :)
      Nurtuje mnie pytanie: czy istnieje również homomatriks???

      Usuń
    19. Co za dociekliwość! iście kobieca :-) ale na mnie nie licz w wyjaśnieniu tej zagadki bo ja nie wiem nawet co to jest heteromatriks.

      Usuń
    20. Ja tym bardziej nie wiem, ale musimy zapamiętać, że heteromatriks to ZŁO, bo po pierwsze jest podstępny, a po drugie triumfuje w "Bridget Jomnes", która nie podoba się autorce "Gender...". :)

      Usuń
    21. Oczywiście Bridget Jones, przepraszam za literówkę.

      Usuń
    22. Oj tam, oj tam :-) Kiedy Sokal z kolegą dobrali się w "Modnych bzdurach" do tego rodzaju tekstów, spotkali się z odporem także i u nas. W "Słupskich studiach filozoficznych" ktoś wytłumaczył, że nie mają racji bo mieli złe intencje a poza tym język humanistyki nie jest ścisły i pojęć z innych nauk może używać w innym znaczeniu (co słuszne jest o tyle o ile humanistyka definiuje te pojęcia odrębnie na własny użytek). Przyjmijmy więc, że "heteromatriks" jest właśnie takim niedookreślonym pojęciem, które co prawda nie wiadomo co znaczy ale cóż to w końcu ma za znaczenie :-)

      Usuń
    23. Dla mnie równie nieostrym pojęciem jak "heteromatriks" jest gender i chyba tak już pozostanie. :)

      Usuń
    24. Ja mam przeczucie ale przyznaję dosyć niejasne, że wyobrażam sobie czym mniej więcej może być gender :-)

      Usuń
  8. Matko jedyna, od wczoraj przecieram oczy ze zdumienia!
    Niektóre fragmenty Dzieła brzmią po prostu jak wyśmienita parodia stylu pseudonaukowego. :) Chyba żaden satyryk by czegoś podobnego nie wymyślił. Z jednej strony jest to śmieszne, z drugiej niewykluczone, że niektórym studentom to bardzo imponuje i podążają śladem mistrzyni.
    Czy zgodnie z obietnicą wydawcy pojawiają się jakieś anegdoty? Bo to wszystko wydaje mi się strasznie napuszone i bardzo serio.
    Proponuję, żeby blogerki od dziś umieszczały pod notkami adnotację na temat części ciała, która była szczególnie aktywna w czasie pisania. :D I może jeszcze czytania? Bo na przykład w czasie lektury Twojego tekstu o książce pani Iwasiów szczególnie intensywnie pracowała moja przepona, po prostu zwijałam się ze śmiechu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anegdotą była opowieść o kobiecie, która "wyglądała jak ekspedientka ze spożywczego na rogu" ale mi wydała się wyjątkowo mało śmieszna i pozbawiona empatii (o, mądre słowo mi się przytrafiło). Przepona akurat nie jest tym organem, którego praca w trakcie dyskursu postfeministycznego, jest najważniejsza :-), Co do stylu, to nie wątpię że studentkom Ingi Iwasiów imponuje - swoją drogą podziwiam je, jeśli są to w stanie zrozumieć :-). Ja po kolejnym sięgnięciu po słownik poddałem się ale takie są konsekwencje jak niegenderysta bierze się za książką dla niego nie przeznaczoną.

      Usuń
    2. Rzeczywiście niezbyt śmieszna ta anegdota. Ale dobrane przez Ciebie cytaty z Dzieła z nawiązką wynagradzają braki. :)
      Dyskurs postfeministyczny mnie przerasta, mogę występować wyłącznie jako niemy świadek, uaktywniając cichutko od czasu do czasu jakiś organ. :)

      Usuń
    3. Mnie to ruszyło, nie żebym sam nie ferował wyroków na temat kobiecej urody, ale nie stroję się w szaty "jedynego sprawiedliwego" - nie znoszę takiej hipokryzji. Co do "dyskursu postfeministycznego" - to już tak bardziej na serio Iwasiów "zakatowała" temat, nie wiem czy decydując się na przedstawienie go w takiej postaci chciała olśnić czytelników podobnie jak swoje słuchaczki czy rzeczywiście nie ma daru przekazywania wiedzy.

      Usuń
    4. Obawiam się, że mogło chodzić właśnie o epatowanie trudnymi słówkami, ale z drugiej strony niewykluczone, że genderowe opracowania naukowe opierają się na takim żargonie pod hasłem szumy, zlepy, ciągi. :)

      Usuń
    5. Taka możliwość jest możliwa :-) Iwasiów zresztą sama pisze o tym, że genderyści mówią innym językiem tyle tylko, że nie wiadomo jakie treści się pod nim kryją - bo co to jest pisanie "waginalne"?!

      Na marginesie, znalazłem jej opinię na temat powieści Fielding, co prawda tylko jedną, choć chyba jest wspominana 2-3 razy ale pozostałe "diabeł ogonem przykrył", w każdym razie próbka poniżej:

      "Niby-dzienniki kobiet (powieści "udające" dzienniki), tak popularne ostatnio za sprawą Bridget Jones, wydają się skarbnicą fałszu, ale z drugiej strony - ich sukces czytelniczy potwierdza nie tylko triumf podstępnego heteromatriksa, ale i umiejętność zaspokojenia potrzeb kobiet. W czyim interesie rozbudzanych brzmi pytanie zadawane z pozycji feministycznych, ale to temat na osobny szkic."

      Biorąc pod uwagę, że ostatnie zdanie pobrzmiewa trochę epigońsko to odpowiedź jest prosta - potrzeby kobiet są rozbudzane "w interesie określonych grup, działających na szkodę".

      Usuń
    6. :D :D :D Chyba przez cały weekend będę radośnie pokwikiwać na myśl o "pisaniu waginalnym"!
      Kolejny absolutny hit to "triumf podstępnego heteromatriksa" - to jest po prostu cudowne!!! :D Zapisuję i zapamiętuje na zawsze. Bardzo Ci dziękuję za upowszechnienie tego wstrząsającego cytatu! :)
      A brak entuzjazmu autorki wobec twórczości Fielding rzeczywiście widoczny, choć nie do końca wiadomo, o co chodzi. :)

      Usuń
    7. Jak to nie wiadomo?! o "podstępnego heteromatriksa" oczywiście :-)

      Usuń
  9. Chciałem obwieścić, że dziś jest Dzień Feministki, można więc stwierdzić, że święto zostało tu godnie uczczone :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówili w Trójce, a to poważna firma. Tu za to niepoważne potwierdzenie: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kalendarz_%C5%9Bwi%C4%85t_nietypowych. Jutro mamy Święto Konstytucji Mikronezji, liczę, że włączysz się w huczne obchody :)

      Usuń
    2. Cholera, do jutra mogę nie zdążyć się przygotować :-)

      Usuń
    3. To nie jest długi dokument, a na pewno łatwiejszy w odbiorze niż Gender:P http://www.fsmlaw.org/fsm/constitution/

      Usuń
  10. Podziwiam szczerze , że przebrnąłeś przez ten pseudonaukowy bełkot.
    Nie pokusiłabym się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to chodzi, że nie przebrnąłem :-) jeśli przez przebrnięcie rozumieć zrozumienie tekstu :-) Okazałem się, niestety, za słaby.

      Usuń
    2. Trudno nie okazać się za "słabym" na takie wypociny.
      Ciekawa jestem jednak czy cokolwiek pojąłeś dzięki autorce na czym to gender się zasadza.

      Usuń
    3. Tak, jak pisałem w poście - nie bardzo. Generalnie chodzi chyba (?) o otwartość na "innych", co prowadzić ma do zniesienia granic pomiędzy "swojskością" i "innością" bo skoro jestem otwarty na innych, to znaczy że inny w gruncie rzeczy zanika/jest częścią mnie. Tyle tylko, że potem okazuje się, że ta genderowa otwartość jest szczególnego rodzaju bo odnosi się do kategorii, które w Stanach mieściłyby się w pojęciu freak (chociaż z książki to wyraźnie nie wynika) ale już poza nią są ci, którzy nie podzielają poglądów genderystów. Granica oddziela po jednej stronie stoją heteroseksualni mężczyźni, najlepiej jeszcze biali i zakorzenieni w kulturze Zachodu po drugiej wszyscy inni.

      Usuń
  11. Marlow,
    podziwiam warsztat analityczny i dyscyplinę myśli, która pozwoliła Ci zwałkować to dzieło.

    A ponieważ kręci się tu zwl, nawiązując do innego wątku - "W niewoli seksu" Mailera wcale nei jest slabe, tylko ciut usętpuje Marlowowi. To pewnie dlatego, że Mailer bardziej postawił na styl prześmiewcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrazy uznania przyjmuję, a jakże, i już czuję jak rośnie moje, macho'istowskie ego :-)

      Usuń
    2. Iza, to co w takim razie jest słabe? Może Jeleni park, bo nie przebrnąłem swego czasu.

      Usuń
    3. Ok, po ilu stronach odpadleś. Bo nie wierzę, żeby antologia feministycznych cytatów z wrednym komentarzem, czyli właśnie dokładnie to, co robi Marlow, Ci sie nie podbała. Choćby w 55 % .

      Usuń
    4. Wyguglałem okładkę, pomyliło mi się wszystko. Jeleni park słaby, W niewoli seksu nie znam:)

      Usuń
  12. Oooo matko! Miałam cichą nadzieję, że uda mi się wreszcie, za pośrednictwem Twojej recenzji, dowiedzieć czegoś na temat gender a tu masz!
    Z przykładu autorki wnoszę, że nadmiar wiedzy nie zawsze wychodzi człowiekowi na dobre...
    No, chyba, że Twój wpis był celową dywersją a Ty, jako przedstawiciel "wrogiego obozu" z głębi swego szowinistycznego, pełnego seksistowskich fantazmatów ego, napisałeś ten tekst w sposób typowo antydekonstrukcjonistyczny, linearny, wertykalny, fallogocentryczny i konkludywny :-)

    A`propos dekonstrukcjonizmu - swego czasu miałam z tym termnem do czynienia wielokrotnie i w swym ograniczeniu nigdy nie udało mi się zgłębić jego prawdziwego znaczenia. Zajrzałam teraz do Wikipedii i cóż widzę? "Termin dekonstrukcji nie ma precyzyjnej definicji". Cóż, to chyba kluczowe zjawisko dla całej tej postmodernistycznej "filozofii" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ja mam powiedzieć?! Muszę przyznać, że książka Iwasiów mnie przerosła, do tego stopnia, że po niej Faulkner to na prawdę "pikuś, pan pikuś" :-).

      Usuń
  13. Badanie na przykład różnych zjawisk socjologicznych z punktu widzenia kobiet samo w sobie może być bardzo ciekawe. To, co trochę odstrasza, to ten ideologiczny sos - zrobiono sobie z nauki oręż w "walce płci".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście i tego nikt nie neguje, to po prostu jeden w wielu równouprawnionych kierunków badań. Problemem jednak jest nie tylko język o którym mówię "naukawy" ale również przekonanie o tym, że jest to "jedynie słuszny" kierunek i na dodatek jego koncepcje powinny mieć walor praktyczny a nie teoretyczny.

      Usuń
  14. Popdziwiam ludzi którzy poświęają swój prywatny czas dla spraw które wzdzają mój wstręt.
    Moja córka jest studentką drugiego roku prawa na Uniwersytecie York w Toronto. Jednym z przedmiotów podlegających egzaminowi jest ten, zatytułowany: Gender and Social Studies. Oczywiście wykładowczynią jest niezamężna, bezdzietna feministka o "wykolejonym" jak nazwała to moja córka, myśleniu o świecie. Oczywiście już na jednym z pierwszych wykładów miały okazję do "krótkiego spięcia". Oczywiście może to wpłynąć na końcową ocenę dla mojej córki. Uczelnia jest jedną z wiodących w kwestii nadążania za trendami poprawności wszelakiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widzę nic złego w tym, że kobieta jest niezamężna, bezdzietna ani także w tym, że jest feministką. A uczelnię zawsze można zmienić i wybrać bardziej konserwatywną.

      Usuń
  15. Podejrzewam, że jakbym miała tego słuchać to na studia już bym nie wróciła, odechciewa się wszystkiego, gratuluję cierpliwości i wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulacje przyjęte :-) i rzeczywiście są jak najbardziej zasłużone :-)

      Usuń
  16. ta recenzja robi dwa błędy logiczne, po pierwsze, że Iwasiów reprezentuje cały feminizm i co więcej, go wyczerpuje, oraz po drugie, że a. Iwasiów to feminizm, b. Iwasiów nie potrafi pisać więc cały feminizm to bełkot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc swój tekst (na pewno nie pretenduje on do miana recenzji) nawet nie przyszło mi do głowy negować całego gender czy feminizmu i niczego takiego w nim nie dostrzegam - odnoszę się wyłącznie do książki Iwasiów.
      Tak ta marginesie - przykładanie narzędzi naukowych jaką są wnioskowania logiczne do dziedziny tak nienaukowej jak feminizm, to dopiero jest błąd :-).

      Usuń
  17. Tu jest gender dla zupełnie początkujących: http://pozapsem.blogspot.co.uk/2014/01/historie-kobiet-sa-kobiece-historie.html

    Trudnych słów nie ma.

    Bełkot akademicki nie jest bynajmniej domeną feminizmu, bo w każdej dziedzinie humanistycznej kwitnie. Wiem, bo sama musiałam kilka takich tekstów w życiu spłodzić i była to straszna męka, bo mam naturalną tendencje do klarownego i prostego wyrażania swoich myśli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, doceniam. Z trudnymi słowami daję jakoś sobie radę ale mam obniżoną tolerancję na głupotę, tak że tym razem pojadę blogosferowym klasykiem "to nie dla mnie" :-).

      Usuń
  18. Patrz! Myślałam, że ja jedyna nie wiem co to za czort z tego gender! Najlepsze jest to, że pierwszy raz usłyszałam o tym w wiadomościach, gdy w auli zaczęli "protestować" studenci. Zerknęłam do wszechwiedzącego wuja G - i wciąż czarna dziura. Myślałam, że dowiem się z tego posta, co też psorka natłumaczyła... mam nadzieję, że na moją uczelnię nigdy nie zawita :D Nie sądzę, żebym kiedykolwiek napisała coś macicznie... bo jak to zrobić???
    Gratuluję przebrnięcia przez ten twór - ja dostałam oczopląsu po pierwszym cytacie - jednocześnie dziękuję niebiosom za to, że póki co moi wykładowcy przemawiają ludzkim głosem - nawet teksty do czytania zadają do zrozumienia na moim poziomie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, czyżbyś sama skazywała się na uwięzienie w okowach ciemnogrodu?! W takim razie witamy w klubie! :-)

      Usuń
    2. O my ciemni, w tym świecie pełnym niedopowiedzeń! Jestem skazana na dożywocie:)

      Usuń
    3. Co za upór i brak dobrej woli, a tylu jest chętnych by nas oświecić :-)

      Usuń
  19. Hej, służę pomocą w sprawie gender - tu oświadczenie Pełnomocnika Rządu ds. Równego Traktowania - a na dole strony słowniczek do pobrania: http://rownetraktowanie.gov.pl/aktualnosci/oswiadczenie-w-sprawie-nieprawdziwych-interpretacji-pojecia-gender

    OdpowiedzUsuń