sobota, 23 czerwca 2012

"Oj, żałuj Rudy żałuj, że nie poszedłeś z nami"

Do trzech razy sztuka - ostatni (tym razem) przerywnik dający chwilę oddechu od książek i powiązań z Afryką bo to i okazja dla mnie nietypowa. Widziałem ten film a w zasadzie dwie nowele filmowe złączone   wspólnym tytułem tylko raz, jeszcze jako dziecko ale utkwił mi w pamięci, chyba na zawsze. Dopiero kilka lat temu, dowiedziałem się, że były to "Małe dramaty" Janusza Nasfetera.


Nie wiem, czy jest ktoś, kto po obejrzeniu pierwszej z nowel - "Karuzeli" (druga to "Upadek milionera") szybko zapomniał, to przejmujące: "Oj, żałuj Rudy żałuj ... ". Wspomnienia o filmie odżyły po tym, jak dotarła do mnie "Rękawka" Henryka Hermanowicza (1912-1992), fotografia wykonana w latach 60-tych, a może i wcześniej zważywszy na "design" wózków dziecięcych, które na niej widać (powyżej). 

Tłoczno i gwarno było nieopodal kopca Kraka we wtorek po świętach wielkanocnych. Najmniejszy kościółek w Krakowie - św. Benedykta nie miał żadnych szans pomieścić wszystkich, zresztą i tak w ten dzień dla ludzi co najmniej równie interesujący był "Gabinet śmiechu" i oczywiście karuzela. Jeszcze się nie kręci - pewnie czeka na zakończenie mszy (dzisiaj już nikt by na to nie zważał - ot, signum temporis) a może po prostu, jedni schodzą a drudzy siadają na drewnianych krzesełkach. Za go "Gabinet śmiechu" na pewno  był już otwarty ale też i robił takie hałasu jak karuzela, bo przecież kręcić się na niej nie bez dźwięków muzyki, to nie do końca było to. Do mojego miasta też taka przyjeżdżała. Krzesełka były zawieszone na czterech łańcuchach, które można było okręcać wokół osi a gdy ktoś potrafił, to mógł złapać jeszcze dziewczynę, jeśli była przed nim lub za nim (chłopak wiadomo - nie liczył się). Patrzyłem z zazdrością na nich ale nigdy nie odważyłem się wsiąść a i wielkich szans nie miałem bo byłem za mały. Może dlatego tak dobrze pamiętam tęsknotę i żal w głosie, w tym "Oj, żałuj Rudy żałuj ...", za niespełnionym marzeniem, które było tuż, tuż na wyciągnięcie ręki. To banalne spostrzeżenia - Nasfeter pokazał to co wie każde dziecko - dramaty w tym wieku wcale nie są małe, dorośli mają swoje, dzieci swoje nie mniej ważne a może i większe od naszych. Tak wielkie, że pamiętamy o nich po latach. Dzisiaj nie ma śladu ani po karuzeli a i miejsce, w którym stawała zmieniło się nie do poznania ale pamięć o dziecięcym, niespełnionym marzeniu pozostała.

fotografia ze zbiorów Muzeum Fotografii w Łodzi, publikowana na stronie www. filmpolski.pl

Na film natrafiłem, zupełnie przypadkiem na "youtubie", tak to najczęściej bywa. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zorientowałem się, że jest kolorowy - a jakie mogły być kolorowe klisze w 1958 roku - wiadomo. Dla mnie był to zawsze film czarno-biały bo w domu nie było kolorowego telewizora ale na szczęście zdjęcie (nie wiem, czy fotos czy werk), które znalazłem również jest monochromatyczne. Mimo, że dzieli je prawie (a prawie robi wielką różnicę) autor, czas i miejsce (co do zdjęcia z filmu - nie udało mi się ustalić autora zdjęcia z filmu, zostało wykonane latem 1958 w Kazimierzu Dolnym), to jednak bez trudu można dostrzec ten sam klimat - "gminnej" rozrywki i "gier i zabaw ludu polskiego" - oto Polska właśnie.  

16 komentarzy:

  1. Czy to jest o chłopaczku, który cały dzień kręci karuzelą? Nic więcej nie pamiętam:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kręcili w pięciu za obietnicę przejażdżki na koniec dnia (nie mieli pieniędzy na bilety), szósty - "Rudy" - musiał iść do domu, z żalem że ominie go nagroda. Po całym dniu, nie dość że zostali oszukani przez faceta, który był odpowiedzialny za karuzelę, mieli tak wszystkiego dosyć, że nawet na tej karuzeli nie usiedli. Kto w wesołym miasteczku takiej karuzeli nie widział, ten nie zrozumie :-).

      Usuń
    2. O tym właśnie myślałem. Chyba sobie znajdę ten film.

      Usuń
    3. Warto, choć poziom optymizmu po nim nie wzrośnie (tak samo zresztą jak i po innych "dziecięcych" filmach Nasfetera) - o ile będziesz mógł to spróbuj go obejrzeć w wersji czarno-białej, zdecydowanie lepsza niż oryginalna kolorowa.

      Usuń
    4. Nie nastawiam się na lekką rozrywkę. Swoją drogą, że też kiedyś potrafiono robić świetne filmy o dzieciach i młodzieży, do dziś pamiętam wstrząs po obejrzeniu "Abel, twój brat". I widzę, że też jest w internecie - i że to film kolorowy!

      Usuń
    5. Filmy mojego dzieciństwa zawsze były czarno-białe za sprawą telewizora i chyba im wychodziło to na korzyść, "Abla ..." nie oglądałem ale przymierzam się do niego, bo słyszałem, że to świetny film - zresztą jeśli chodzi o filmy "dziecięce" to Nasfeter jest klasą samą dla siebie.

      Usuń
    6. Oj tak, pamiętam jeszcze jego "Kolorowe pończochy"

      Usuń
    7. A ja "Zbrodniarza i pannę" ale to już inna para kaloszy :-)

      Usuń
    8. I na prawdę byłem zaskoczony, że przetrzymała próbę czasu - fakt, że i reżyser i aktorzy i scenariusz Alexa/Słomczyńskiego gwarantowali zupełnie coś innego niż dzisiejsze popłuczyny po produkcjach amerykańskich :-).

      Usuń
    9. Nie wiedziałem, kto napisał scenariusz. Ale faktycznie rzecz oryginalna, nawet jak na dzisiejsze standardy.

      Usuń
    10. Nie byłem specjalnym fanem Joe Alexa - pamiętam go jako autora choć samym książek już nie, nie musiały więc być najgorsze skoro nie mam jakichś traumatycznych
      wspomnień :-).

      Usuń
    11. Alexy są w porządku, teraz już trochę trącą myszką, ale to im tylko dodaje wdzięku:)

      Usuń
    12. Z polskich kryminałów tamtych lat pamiętam tylko "Figurkę z drzewa tekowego" Heleny Sekuły ale nie odważyłem się przeczytać po latach, mam natomiast sentyment do filmów - wiele zaskakująco wiernie pokazuje plenery z tamtych lat - dla mnie to taka namiastka wehikułu czasu :-) a i aktorstwo mam wrażenie poziomem bije na głowę dzisiejsze gwiazdy oper mydlanych :-)

      Usuń
    13. Uwielbiam "Gangsterów i filantropów", chociaż to niezbyt kryminalne:)

      Usuń
    14. Ja, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności trafiam zawsze na końcówkę filmu :-) i nigdy nie widziałem go w całości. Z filmów z Holoubkiem moim faworytem jest "Prawo i pięść" m.in. za plenery - byłem kilka lat temu w Toruniu - wszystko stało na swoim miejscu :-) (finałowy wyjazd z "Zielna" filmowany był gdzie indziej - może na Ziemi Kłodzkiej). A i za sprawą "Prawa i ..." przeczytałem jedyną w życiu książkę J. Hena "Toast" - film jednak moim zdaniem lepszy, pomijam że różni się od pierwowzoru. Natknąłem się nawet na informację, że w kolejnych wydaniach książka miała już zmieniony tytuł - tym razem zadziałała "widzialna ręka rynku" :-).

      Usuń