Zanim usłyszałem o książce, pewnie tak jak większość, najpierw usłyszałem o filmie - usłyszałem bo w ramach sankcji wprowadzonych przez rodziców nie miałem szans go obejrzeć i uczestniczyć w ogólnoklasowym wyśmiewaniu się z jego tytułowego bohatera. I może dobrze, bo kiedy dorwałem się do książki parę lat później, w liceum, nic nie obciążało mojego wyobrażenia o głównym bohaterze i zupełnie niezrozumiałe wydało mi się tamto wcześniejsze naigrywanie z "Tyberiusza Klaudiusza Druzusa Nerona Germanika, co oznaczało po prostu Klau-Klau-Klaudiusza albo Klaudiusza Idiotę, albo jak zwykły wołać dzieci Germanika - biednego stryjka Klodzia", podobnie zresztą jak zachwyty nad filmem, bo gdy kilka lat temu trafiłem na serial nie dałem rady przetrzymać nawet jednego odcinka.
Książka za to na wiele lat wbiła mi się w pamięć jako jedna z najlepszych powieści historycznych dotyczących starożytności i byłem zaskoczony, kiedy "odkryłem", że za taką uważany jest "Egipcjanin Sinuhe" i po lekturze "Ja, Klaudiusza" muszę przyznać, że chyba nie bez racji.
Redakcyjna notka na okładce informuje, ku mojemu zdziwieniu, że to dwutomowa powieść na którą składa się jeszcze "Klaudiusz i Messalina". Spór czy to książka odrębna czy pierwsza część większej całości wydaje mi się dosyć jałowy, w każdym razie nie ulega wątpliwości, że może być czytana niezależnie od kontynuacji, sporo jej zresztą ustępującej. Niezależnie jednak od tego, moją uwagę zwrócił fakt, że w gruncie rzeczy to nie powieść lecz ekscytujący, bardzo nietypowy podręcznik historii starożytnego Rzymu, w którym osoba głównego bohatera i narrator zarazem jest tylko pretekstem i licentia poetica do poprowadzenia wykładu.
Graves niespecjalnie się zresztą z tym maskuje pokazując różne podejście do nauki historii w sporze Liwiusza i Polliona, w którym ten pierwszy musi odeprzeć zarzut - "Rzymianom sprzed siedmiu wieków przypisujesz motywy, którymi kierują się współcześni ludzie; każesz im przemawiać i postępować jak naszym rówieśnikom. To się bardzo miło czyta, (...) ale to nie jest historia", bo drugi uważa, że historia "powinna być wiernym obrazem tego, co się zdarzyło, powinna opowiadać, jak ludzie żyli i umierali, co czynili i mówili" choć jednocześnie nie ma złudzeń, że to co czytamy to cała wiedza bo nie wszystko jest ujawniane "w wydaniu przeznaczonym dla publiczności". Trudno mi powiedzieć po stronie, którego z nich opowiedział się autor, zbyt słabo znam historię starożytnego Rzymu, choć nie mam wątpliwości co do tego, że powieść "bardzo miło się czyta" a i znaleźć można wtręty, których Pollion by raczej nie zamieścił, jak nasze rodzime porzekadło "dobry żart tynfa wart", bo choć Klaudiusz usłyszał od Sybilli przepowiednię, że jego książka będzie znana za 2000 lat ale raczej nie przewidywał, że będą w przyszłości (za czasów Jana Kazimierza a potem Augusta III) bite takie monety (choć prawdopodobnie to akurat jest "wynalazkiem" tłumacza Stefana Essmanowskiego).
Pseudo-apokryficzny charakter powieści (podobnie zresztą jak w przypadku książki Waltari) pozwala na przedstawienie historii rozumianej jako wytwór działalności jednostek w wersji "plotkarskiej", widzianej od strony kuchni i alkowy. Nie przeszkadza to zresztą Graves'owi podzielić się od czasu do czasu przemyśleniami, które wówczas gdy książka się ukazała (1934 r.) miały całkiem współczesny wymiar a i chyba też nie straciły na aktualności, tak jak przemyślenia pań na temat małżeństwa: "dziś przy ogólnej swobodzie obyczajów, nikt nie bierze małżeństwa na serio. Znajdzie się może jeszcze kilku staroświeckich mężów traktujących małżeństwo o tyle poważnie, żeby mieć zastrzeżenia w stosunku do dzieci spłodzonych ich własnym żonom przez przyjaciół lub famulusów, i kilka zacofanych kobiet na tyle szanujących mężowskie uczucia, żeby nie zachodzić w ciążę z kim innym. Ale to są wyjątki!", Niemców - "to najbardziej zuchwały i chełpliwy naród na świecie. Raz jednak pokonani, zmieniają się w nikczemnych tchórzów. Nigdy nie ufaj Niemcowi, kiedy się do niego choć na chwilę odwrócisz plecami, a nigdy się go nie lękaj, kiedy staniesz z nim twarzą w twarz" (Graves wyraźnie miał coś do nich bo nie jest to jedyna tego rodzaju opinia) czy pederastii - "politowaniem i wstrętem napełniał mnie zawsze widok, jak żonaty i dzieciaty, a może nawet na jakimś wyższym stanowisku jegomość obłapia wyczupirzonego i uszminkowanego niedorostka, albo jak sędziwy senator kryguje się niczym Wenus przed gwardyjskim Adonisem, który tylko ze względu na pieniądze znosi zaloty starego bałwana." Widać też w powieści przejaw nie tylko kwestiami obyczajowymi ale także mitologią grecką, które potem zaowocowało jego najwybitniejszą książką - "Mitami greckimi".
W tym wszystkim ginie gdzieś chwilami tytułowy bohater, którego Graves traktuje z dużą sympatią, i mam wrażenie, że jego postać posłużyła mu tylko za pretekst do przedstawienia swojej wersji historii, co nie zmienia faktu, że czas spędzony z Klaudiuszem nie jest czasem straconym.