Nie da się ukryć, że lata komunizmu to do literatury (podobnie zresztą, jak i dla innych dziedzin kultury) czas stracony. Oczywiście, każda epoka ma swoje i prawa i swój styl różnie odbierany przez następne pokolenia ale literatura powstała w trybie, że tak powiem, nakazowo-rozdzielczym, próbę czasu zniosła wyjątkowo źle i swój żywot zakończyła u nas w 1989 roku.
Dzisiaj bestsellery prozy radzieckiej a i nasze rodzime, ówczesne wytwory nie mają co liczyć na drugi żywot. Ideologiczna skaza stała się dla nich piętnem skazującym na zapomnienie. Co najwyżej są traktowane jako dokumenty epoki albo coś, do czego czytelnicy urodzeni w czasach sprzed wynalezienia ipodów sięgają z sentymentu, jako do reliktów swojego dzieciństwa albo młodości. Przyznaję, nie jestem wolny od tej słabości i dałem się jej ponieść w przypadku "Kordzika" Anatolija Rybakowa, książki która obok "Samotnego białego żagla" oraz "Timura i jego drużyny" należała do najpopularniejszych młodzieżowych powieści rosyjskich, oczywiście nie tyle za sprawą literackich walorów, co wpisania na listę szkolnych lektur.
Dzisiaj "Kordzik" nie miałby u młodocianych czytelników żadnych szans, nie chodzi nawet o dawkę propagandy (a ta jest potężna). Wiedza (nawet "skrzywiona"), którą posiadał uczeń w czasach "komuny" sprawiała, że to co dla dzisiejszego ucznia podstawówki jest czarną magią dla niego było oczywistością. Rewolucja październikowa, wojna domowa (jest nawet wzmianka, że "Polacy zajęli Kijów"), biali vs. czerwoni, pionierzy, komsomolcy. Tego nikt uczniowi, powiedzmy, szóstej klasy nie musiał wyjaśniać, to wiedziało się samo przez się. Oczywiście była to wiedza zakłamana ale była, to po pierwsze.
Po drugie, o ile zdarzają się książki, gdzie spokojnie da się przymknąć oko na widoczną w nich indoktrynację i które to bez problemu można by z nich usunąć dając im tym samym jeszcze jedną szansę, to niestety "Kordzik" do nich nie należy. W gruncie rzeczy propaganda przyćmiewa, poza początkowymi rozdziałami, wątek przygodowo-sensacyjny, co sprawia że tak naprawdę, to powieść nie tyle o rozszyfrowaniu tajemnicy jaką w sobie kryje stary marynarski kordzik, ile książka o perypetiach dzieci, którym się marzy wstąpienie w szeregi Komsomołu. Jest tu wszystko; peany na cześć komunizmu włącznie z fragmentem przemówienia Lenina wygłoszonym na III Zjeździe Komsomołu, publiczny lincz na chłopcu w stylu, jaki był praktykowany na partyjnych konwentykielach, przeciwstawienie pionierów - skautom (nie trzeba dodawać, którzy są dobrzy, a którzy źli), że o odsądzeniu burżuazji od czci i wiary nie wspomnę. W sumie, można powiedzieć, że bohaterowie powieści Rybakowa dobrze by się rozumieli z Pawlikiem Morozowem.
Nie ratują książki nawet zaskakujące smaczki, przedstawione oczywiście w "jedynie słusznym" świetle, takie jak; wzmianki o ruchach powstańczych Machno i Antonowa, racjonowaniu żywności w Moskwie, głodzie na Powołżu i "bezprizornych". Nie pomagają także autobiograficzne wątki dotyczące Katajewa i jego rodziny; przedstawione w epizodzie w Rewsku (w rzeczywistości miejscowość to Snowśk), gdzie mieszkali dziadkowie pisarza i opisach Arbatu gdzie mieszkał on sam, które stanowią zdecydowanie najlepsze fragmenty powieści.
I pomyśleć, że "Kordzik" doczekał się ekranizacji (w 1954 i 1973 roku) i ciągu dalszego w postaci dwóch kolejnych powieści, co było chyba jakąś manią Rybakowa, bo jeszcze dwukrotnie w stosunku do innych swoich bestsellerów korzystał z takiej możliwości odcinania kuponów od ich popularności, ale jak to mawiali starożytni, pro captu lectoris habent sua fate libelli.
Dzisiaj bestsellery prozy radzieckiej a i nasze rodzime, ówczesne wytwory nie mają co liczyć na drugi żywot. Ideologiczna skaza stała się dla nich piętnem skazującym na zapomnienie. Co najwyżej są traktowane jako dokumenty epoki albo coś, do czego czytelnicy urodzeni w czasach sprzed wynalezienia ipodów sięgają z sentymentu, jako do reliktów swojego dzieciństwa albo młodości. Przyznaję, nie jestem wolny od tej słabości i dałem się jej ponieść w przypadku "Kordzika" Anatolija Rybakowa, książki która obok "Samotnego białego żagla" oraz "Timura i jego drużyny" należała do najpopularniejszych młodzieżowych powieści rosyjskich, oczywiście nie tyle za sprawą literackich walorów, co wpisania na listę szkolnych lektur.
Dzisiaj "Kordzik" nie miałby u młodocianych czytelników żadnych szans, nie chodzi nawet o dawkę propagandy (a ta jest potężna). Wiedza (nawet "skrzywiona"), którą posiadał uczeń w czasach "komuny" sprawiała, że to co dla dzisiejszego ucznia podstawówki jest czarną magią dla niego było oczywistością. Rewolucja październikowa, wojna domowa (jest nawet wzmianka, że "Polacy zajęli Kijów"), biali vs. czerwoni, pionierzy, komsomolcy. Tego nikt uczniowi, powiedzmy, szóstej klasy nie musiał wyjaśniać, to wiedziało się samo przez się. Oczywiście była to wiedza zakłamana ale była, to po pierwsze.
Po drugie, o ile zdarzają się książki, gdzie spokojnie da się przymknąć oko na widoczną w nich indoktrynację i które to bez problemu można by z nich usunąć dając im tym samym jeszcze jedną szansę, to niestety "Kordzik" do nich nie należy. W gruncie rzeczy propaganda przyćmiewa, poza początkowymi rozdziałami, wątek przygodowo-sensacyjny, co sprawia że tak naprawdę, to powieść nie tyle o rozszyfrowaniu tajemnicy jaką w sobie kryje stary marynarski kordzik, ile książka o perypetiach dzieci, którym się marzy wstąpienie w szeregi Komsomołu. Jest tu wszystko; peany na cześć komunizmu włącznie z fragmentem przemówienia Lenina wygłoszonym na III Zjeździe Komsomołu, publiczny lincz na chłopcu w stylu, jaki był praktykowany na partyjnych konwentykielach, przeciwstawienie pionierów - skautom (nie trzeba dodawać, którzy są dobrzy, a którzy źli), że o odsądzeniu burżuazji od czci i wiary nie wspomnę. W sumie, można powiedzieć, że bohaterowie powieści Rybakowa dobrze by się rozumieli z Pawlikiem Morozowem.
Nie ratują książki nawet zaskakujące smaczki, przedstawione oczywiście w "jedynie słusznym" świetle, takie jak; wzmianki o ruchach powstańczych Machno i Antonowa, racjonowaniu żywności w Moskwie, głodzie na Powołżu i "bezprizornych". Nie pomagają także autobiograficzne wątki dotyczące Katajewa i jego rodziny; przedstawione w epizodzie w Rewsku (w rzeczywistości miejscowość to Snowśk), gdzie mieszkali dziadkowie pisarza i opisach Arbatu gdzie mieszkał on sam, które stanowią zdecydowanie najlepsze fragmenty powieści.
I pomyśleć, że "Kordzik" doczekał się ekranizacji (w 1954 i 1973 roku) i ciągu dalszego w postaci dwóch kolejnych powieści, co było chyba jakąś manią Rybakowa, bo jeszcze dwukrotnie w stosunku do innych swoich bestsellerów korzystał z takiej możliwości odcinania kuponów od ich popularności, ale jak to mawiali starożytni, pro captu lectoris habent sua fate libelli.