Napisać, że główny bohater "Ameryki" to "człowiek wyobcowany, którego związki z innymi ludźmi uległy znacznemu zniszczeniu. Bohater kafkowski walczy samotnie z niezrozumianymi strukturami rządzącymi światem. Mimo buntu i starań nie jest w stanie zmienić swego położenia, a walka kończy się klęską. Uwikłania bohatera w grozę istnienia mają na tyle niejasną strukturę, że możliwa jest bardzo różna interpretacja symboliki i sekwencji wydarzeń jakim ten bohater jest poddany. Samotność jest głównym z wielkich tematów kafkowskich - bohater walczy i przegrywa zawsze sam. Strach, koszmary, rozdwojenia jaźni i kompleksy, to inne z niszczycielskich i symbolicznych elementów. Oddają one dobrze atmosferą dzieł, w których wyobcowani i samotni bohaterowie bezustannie poszukują - jak można sądzić - bezpieczeństwa i pewności, czego nigdy nie będzie in dane doświadczyć.", to truizm ale nie da się zaprzeczyć, że mniej więcej ma on zastosowanie także do głównego bohatera pierwszej powieści Franza Kafki.
Wstyd się przyznać, ale książka przeleżała u mnie na półce kilkanaście lat, a kupiona była jeszcze u ś. p. Andrzeja Metzgera, znanego kieleckiego antykwariusza. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że za sprawą tytułu kojarzyła mi się ze "Stroszkiem" Wernera Herzoga, a kto miałby ochotę na powtórkę z głęboko depresyjnych klimatów? Ale w końcu nadszedł czas "Ameryki", a po jego lekturze, tak jak po lekturze każdej rasowej książki, z pewnym zażenowaniem mogę powiedzieć, że żałuję, że dopiero teraz ją przeczytałem. Teraz nie miałbym alibi w postaci filmu Herzoga bo książka została wydana niedawno pod zmienionym tytułem - "Zaginiony", choć ciągle w tłumaczeniu Juliusza Kydryńskiego (w którym ukazała się po raz pierwszy w Polsce w 1967 r. jako "Ameryka"), choć tytuł wcale nie odzwierciedla treści, a już kompletnym nieporozumieniem jest teza o poszukiwaniu odkupienia przez głównego bohatera, jaką Grzegorz Janowicz wysnuwa w posłowiu do nowego wydania.
Cytat z Wikipedii, który wcześniej przytoczyłem tylko mniej więcej oddaje istotę "Ameryki". Jeśli bowiem jest w niej samotność i niezrozumienie struktur świata, to nie da się ukryć że jest ona wynikiem, że tak powiem, rozjazdu z obu stron, zarówno głównego bohatera jak i świata. Z jednej strony Karl Rossmann odstaje daleko od normy, z drugiej strony świat powieści, nie jest też zwykłym światem w jakim żyjemy. Przechodząc na język matematyki można by powiedzieć, że mamy do czynienia z wektorami o zwrotach przeciwnych, a jeśli chodzi o kierunek to wcale nie jest takie pewne, że jest on taki sam w odniesieniu do Karla i świata, w którym się znalazł (nie wątpię, że Lacan byłby w stanie stworzyć jakiś wzór matematyczny, który by to dokładnie opisywał).
Ameryka Kafki mogłaby w zasadzie istnieć w każdym miejscu na Ziemi, wyróżniają ją bowiem tylko trzy cechy: rozmach, skala oraz odległość od domu, a to co spotyka głównego bohatera to tak na prawdę w sporej części psychodeliczny wariant przygód Pinokia z okresu jego znajomości z lisem i kotem. Dla ścisłości - Karlowi oczywiście daleko do Pinokia ale już Robinsonowi i Delamarche'owi do lisa i kota całkiem blisko, no i oczywiście pozostaje cały kontekst: dwóch cynicznych obwiesi wyzyskuje naiwnego, nieposiadającego za grosz asertywności chłopaka, który znajduje się w nowej dla siebie sytuacji. Karl, przyznaję, jest trochę irytujący, przez swoje zachowanie, bo zachowuje się dokładnie na odwrót, niż my byśmy się zachowali na jego miejscu. Oczywiście ma prawo do wolności, zwłaszcza że jego działanie nie ogranicza wolności innych, ma prawo do niedostosowania się do oczekiwań innych ale czy nie powinien liczyć się z ryzykiem konsekwencji niedostosowania się do oczekiwań innych?
Jak przystało na Kafkowskie opus imperfecum nie wiadomo, czy główny bohater poniesienie klęskę. Max Brod w posłowiu do pierwszego wydania "Ameryki" twierdził, "że ta powieść jest radośniejsza i "jaśniejsza" niż wszystko co kiedykolwiek napisał" Kafka, ale to wcale nie znaczy by była to powieść radosna i "jasna". Okazuje się w niej, że człowiek niekoniecznie jest kowalem własnego losu a raczej jest ofiarą sądów innych na jego temat, sądów w których nie działa zasada domniemania dobrej wiary. Karl już o tym wie - "nie można się bronić, jeśli druga strona nie ma dobrej woli", ale czy to znaczy, że mamy zrezygnować z własnej wolności, że zanim podejmiemy jakiś działanie najpierw powinniśmy wyobrazić sobie najgorsze konsekwencje własnego czynu i dopiero wówczas gdy dojdziemy do wniosku, że jesteśmy w stanie je zaakceptować, działać? Jak to się dzieje, że tylko ja jeden jestem osamotniony, przecież inni także są jednostkami, i to w dodatku takimi, z którymi znajduję porozumienie, jak to się dzieje, że oni akceptują otaczający ich świat? Na te pytania czytelnik musi sam sobie udzielić odpowiedzi, jak tylko otrząśnie się z Kafkowskiej atmosfery.
Co tu dużo mówić, dla miłośników dobrej książki, lektura obowiązkowa.
Ameryka Kafki mogłaby w zasadzie istnieć w każdym miejscu na Ziemi, wyróżniają ją bowiem tylko trzy cechy: rozmach, skala oraz odległość od domu, a to co spotyka głównego bohatera to tak na prawdę w sporej części psychodeliczny wariant przygód Pinokia z okresu jego znajomości z lisem i kotem. Dla ścisłości - Karlowi oczywiście daleko do Pinokia ale już Robinsonowi i Delamarche'owi do lisa i kota całkiem blisko, no i oczywiście pozostaje cały kontekst: dwóch cynicznych obwiesi wyzyskuje naiwnego, nieposiadającego za grosz asertywności chłopaka, który znajduje się w nowej dla siebie sytuacji. Karl, przyznaję, jest trochę irytujący, przez swoje zachowanie, bo zachowuje się dokładnie na odwrót, niż my byśmy się zachowali na jego miejscu. Oczywiście ma prawo do wolności, zwłaszcza że jego działanie nie ogranicza wolności innych, ma prawo do niedostosowania się do oczekiwań innych ale czy nie powinien liczyć się z ryzykiem konsekwencji niedostosowania się do oczekiwań innych?
Jak przystało na Kafkowskie opus imperfecum nie wiadomo, czy główny bohater poniesienie klęskę. Max Brod w posłowiu do pierwszego wydania "Ameryki" twierdził, "że ta powieść jest radośniejsza i "jaśniejsza" niż wszystko co kiedykolwiek napisał" Kafka, ale to wcale nie znaczy by była to powieść radosna i "jasna". Okazuje się w niej, że człowiek niekoniecznie jest kowalem własnego losu a raczej jest ofiarą sądów innych na jego temat, sądów w których nie działa zasada domniemania dobrej wiary. Karl już o tym wie - "nie można się bronić, jeśli druga strona nie ma dobrej woli", ale czy to znaczy, że mamy zrezygnować z własnej wolności, że zanim podejmiemy jakiś działanie najpierw powinniśmy wyobrazić sobie najgorsze konsekwencje własnego czynu i dopiero wówczas gdy dojdziemy do wniosku, że jesteśmy w stanie je zaakceptować, działać? Jak to się dzieje, że tylko ja jeden jestem osamotniony, przecież inni także są jednostkami, i to w dodatku takimi, z którymi znajduję porozumienie, jak to się dzieje, że oni akceptują otaczający ich świat? Na te pytania czytelnik musi sam sobie udzielić odpowiedzi, jak tylko otrząśnie się z Kafkowskiej atmosfery.
Co tu dużo mówić, dla miłośników dobrej książki, lektura obowiązkowa.