Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piątek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piątek. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 maja 2016

Polska lat 70., red. Anna Musiałówna

To nie miało prawa się nie udać! Przed Anną Musiałówną kuratorką wystawy "Polska lat 70.", której pokłosiem jest album o tym samym tytule, stało bardzo trudne zadanie, z którego wywiązała się znakomicie. Wybrać 130 fotografii spośród ponad 3000 zdjęć 34 czołowych polskich fotografików, to nie przelewki. Ale też i efekt robi wrażenie. Ja wybrałem tylko 10 zdjęć z olbrzymim poczuciem niedosytu, ale co zrobić, coś w końcu trzeba wybrać. 

Dla pokolenia, które zna tylko rzeczywistość po roku '89, "Polska lat 70." to egzotyka.  Egzotyka, skansen równie odległy, jak dla mojego pokolenia okres międzywojenny a może i jeszcze bardziej bo postęp cywilizacyjny zmienił Polskę przez ostatnie ćwierć wieku w sposób głębszy niż wcześniejsze pół wieku. Podczas gdy Polska lat 70. korzeniami tkwiła jeszcze w latach gomułkowskich, to niezależnie od ocen współczesnych realiów nie da się powiedzieć, że Polska tkwi w latach gierkowskich.

Krzysztof Pawela
"Polska lat 70." jest obrazem siermiężnej rzeczywistości, w różnych jej odcieniach, owszem chwilami mogącymi wywołać uśmiech na twarzy, może czasami nostalgię, bo wiadomo na lata młodości patrzy się przez różowe okulary ale przeważnie jednak budzącą gorzką refleksję. To świat szarości życia, braku perspektyw, który nie zdaje sobie sprawy z własnego upośledzenia, traktując je jako coś normalnego. Nawet to co w pierwszej chwili widzowie wydaje się zabawne, po chwili zastanowienia zabawne już nie jest.

Kobieta na rowerze, na pustej szosie, zasłaniająca twarz jakby przed fotografem. Ale ona nie zasłania się przed nim lecz przed śniegiem, który pada jej prosto w oczy. Musiało mocno to jej dokuczać skoro straciła orientację i zjechała z prawej strony drogi na lewą. Na szczęście żaden samochód, oprócz samochodu fotografa nie jechał. Wiedziała, że tam nic nie jeździ i właśnie dlatego, że wiedziała, że nie ma co liczyć, ani na "podwózkę", ani na PKS wybrała się w taką pogodę do sklepu na rowerze. Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie i szczęśliwie dojedzie do domu bo przecież w taką pogodę na rowerze ,nawet znacznie lepszym niż ten, na którym ona jedzie, o upadek nie trudno.

Krzysztof Wojciewski
Chłopaki, moi rówieśnicy nie mają co ze sobą robić w czasie wakacji, co tu robić - zagrajmy w karty. Kto z nas nie grał w "tysiąca" i nie korzystał z porad kolegi siedzącego nieopodal. Eh, młodość. Jak się tu nie uśmiechnąć? A że na cmentarzu? Niemieckim? Żydowskim? Komu to przeszkadza, przecież nie zmarłym, im już jest to przecież obojętne. Jednak nie wiem, czy nasza tolerancja nie obniżyła by się gdybyśmy zobaczyli młodych Litwinów grających w karty na polskich grobach na Cmentarzu na Rossie albo Ukraińców siedzący na zdewastowanych polskich nagrobkach na Cmentarzu Łyczakowskim.

Bogdan Łopieński

Scena gonitwy za prosięciem. Dwa "stare konie" nie mogą dać sobie rady ze spanikowanym zwierzakiem, który być może walczy o życie. Uciekł im z chlewika ale to chyba nic trudnego. To przecież poniemieckie gospodarstwo, którego właściciele nie do końca czują się gospodarzami na swoim, bo jeśli ich rodziny musiały opuścić swoje gospodarstwa na Kresach i zajęły obce domy, to jaką można mieć pewność, że sytuacja się nie zmieni. "Nie opłaca" się nawet kłaść dachu na stodole ani reperować wrót do niej. A może zwyczajnie nie mają pieniędzy, może to nie kwestia poczucia niepewności lecz biedy, wiązania z trudem końca z końcem. Pewnie się już nigdy nie dowiemy... 


Andrzej Polec

I tak można pisać o każdym ze zdjęć, bo każde z nich opowiada jakąś historię, historię autentyczną. To nie celebryckie ustawki (choć mam podejrzenia co do fotografii Adama Haydera - jeśli się mylę, to oczywiście, z góry, Autora przepraszam) lecz prawdziwe życie.

Kolejne "śmieszne" zdjęcie. Faktycznie, trudno się nie uśmiechnąć widząc nieporadnie gramolącą się do wagonu kobietę uchwyconą w mało atrakcyjnej pozie. Ale czy uśmiechnęlibyśmy się także wówczas, gdybyśmy na jej miejscu widzieli własną mamę albo babcię? Dlaczego ten pociąg zatrzymał się poza peronem? Czyżby był jakiś wypadek? Ktoś zginął? A może to nie było nic strasznego, może tylko semafor był opuszczony przed wjazdem na stację. Ktoś otworzył drzwi "na dziko" - przecież jest tak gorąco. Do peronu jeszcze daleko więc czemu nie spróbować wejść już teraz. Ale czy widzi to maszynista albo konduktor? Co stanie się jeśli drzwi nagle się zamkną albo pociąg ruszy? Mam nadzieję, że udało się wejść i tylko sukienka trochę się pobrudziła ale to nic, wypierze się.

Piotr Borowicz


Postać emeryta z ulicy Zapłotkowej z "Awantury w Niekłaju" Edmunda Niziurskiego. Co sprawia, że starszy pan wyszedł na targowisko? Czy zmusiła go bieda, a może po prostu nie ma co zrobić z wolnym czasem i chce być między ludźmi? Ile lat musiał zbierać te stare buty i roboczą odzież dzisiaj już mu niepotrzebną. Szkoda mu było ich wyrzucić bo "może jeszcze się przydadzą" ale okazało się, że jednak się nie przydały. W akcie desperacji teraz się zdecydował je sprzedać, przecież szkoda je wyrzucić, są jeszcze całkiem dobre, a że trochę używane, to co to szkodzi. Może komuś jeszcze się przydadzą, może ktoś kupi... 

I można tak o każdym zdjęciu ale myślę, że Wasze historie na ich temat mogą być ciekawsze.

Adam Hayder
Witold Kuliński
Krzysztof Barański i Sławomir Biegański


Leszek Fidusiewicz

Nie będę pisał, że polecam (nie tylko miłośnikom fotografii), bo to oczywiste.

czwartek, 21 czerwca 2012

"Smutek i urok prowincji", Jerzy Piątek

Dzisiaj zupełnie nietypowo. Fotografia jest moim "zapasowym" hobby, a ściślej rzecz biorąc jej kolekcjonowanie bo wychodzę z założenia, że lepiej zbierać czyjeś dobre zdjęcia niż samemu robić słabe. Do moich ulubionych polskich fotografów należy Jerzy Piątek a jego album "Smutek i urok prowincji" uważam za jeden z bardziej interesujących.





Album co prawda ukazał się już kilka lat temu (2007) ale chyba nigdy dosyć przypominania go. Jerzy Piątek należał do legendarnej już "Kieleckiej szkoły krajobrazu" (próbka stylu poniżej), która zatrzęsła w latach 60-tych polską fotografią krajobrazową i zdobyła rozgłos także zagranicą (jeden z jej współtwórców, Paweł Pierściński został doceniony m.in. przez Ansela Adamsa). Także sam Jerzy Piątek został dostrzeżony - ma w dorobku wiele wystaw krajowych i zagranicznych a jego prace znajdują się w zbiorach m. in. Muzeum Narodowego, Muzeum Sztuki Współczesnej w Moskwie i francuskim Muzeum Fotografii nie wspominając już o kolekcjach prywatnych.





Kielecka Szkoła Krajobrazu w sposób naturalny, jakby to powiedzieć, "wyczerpała swoją formułę" a  Jerzy Piątek, pamiętając ciągle o "korzeniach" (za swego mistrza uważa Jana Siudowskiego, który mimo że związany był z "KSK" jednak do niej, ściśle rzecz biorąc nie należał, skłaniając się bardziej ku programowi "fotografii ojczystej" J. Bułhaka) w latach 70-tych i 80-tych zajął się tym, co możnaby określić mianem fotografii socjologicznej, fotografując życie w małych miasteczkach na Kielecczyźnie. Wydawało mi się to tematyką dosyć ezoteryczną bo z Kielcami los zetknął mnie już jako dorosłego człowieka więc poczucie sentymentu związanego z latami dzieciństwa i młodości nie działało a sam region nie wydawał mi się jakoś specjalnie interesujący.




fotografie pochodzą z albumu "Smutek i urok prowincji"  Jerzego Piątka

Ale jakie zaskoczenie ... oczywiście można w albumie odnaleźć cechy związane z regionem i dokładnie umiejscawiające poszczególne fotografie, ja jednak patrzyłem na zawarte w nim zdjęcia jak na odkrycie świata, który pamiętałem z lat swojego dzieciństwa a z Kielecczyzną i Kielcami niemającym nic wspólnego bo w fotografiach zawartych w "Smutku i uroku prowincji" najważniejsze są nie miejsca lecz ludzie. Ten widok, tak na prawdę często biedy, choć niekoniecznie za taką uznawany przez bohaterów fotografii, poczucia przeżycia już wszystkiego co mogło się zdarzyć, szarości codziennego dnia, odmienny od tego co można zobaczyć na co dzień na ulicach Warszawy mnie "rzucił na kolana".

To nie są zdjęcia robione w poszukiwaniu egzotyki, na wielu z nich widać osobistą relację fotografa z ludźmi, których portretuje ale na pewno nie wykorzystuje. To raczej spojrzenie pełne współczucia, sympatii i zrozumienia bo w końcu Jerzy Piątek fotografuje ludzi w jakiś sposób mu bliskich (urodził się w Pińczowie), z którymi, mam tu na myśli typy ludzkie, spotykał się codziennie.

Żałuję, że nie mogę (a w zasadzie niepotrafię ze względów technicznych) pokazać najlepszych, moim zdaniem, prac zawartych w albumie, choć i te które zamieściłem na blogu są niezłe i dają pojęcie o jego zawartości. Dla każdego, kto ma świadomość, że rzeczywistość nie zaczyna się i nie kończy na kolorowym świecie i jego "ładnych" obrazach, którymi jesteśmy bezustannie zalewani - pozycja obowiązkowa. Dla tych, którzy tej świadomości nie mają - również.