Czytnik książek elektronicznych to wspaniały wynalazek (z którego sam zresztą nie korzystam) mam jednak wrażenie, że przy wszystkich swoich zaletach, w jakiś sposób odhumanizowuje on książki i nie oddaje zmysłowej (tak, tak) przyjemności obcowania z nimi. Nie mówię oczywiście o tych, które zalewają masowo rynek i o których po miesiącu się zapomina, a które równie dobrze można przeczytać na zbindowanym wydruku z komputera, ale o tych, z których zetknięciem się czerpie się prawdziwą satysfakcję.
Niedawno, na fali nagłego zainteresowania pisarstwem Andrzeja Struga, trafiała mi się taka właśnie książka. To "Mogiła nieznanego żołnierza" wydana w pionierskim, rzymskim okresie istnienia Instytutu Literackiego. Dzisiaj nazwa ta nie budzi specjalnych emocji ale "za moich czasów" była symbolem niezależnej i wolnej myśli a wydane przez Jerzego Giedroycia książki w kultowej obwolucie z "workowym" deseniem stanowiły "owoc zakazany" sprowadzany do kraju nielegalnie z narażeniem, w najlepszym przypadku na konfiskatę książek. Co skłoniło późniejszą legendę Maisons-Laffitte do wydania akurat tej powieści Struga? Odpowiedź okazała się wcale nie oczywista, podobnie jak wrażenia z lektury.
Zaskoczony byłem brakiem powojennej, krajowej edycji "Mogiły" a zwłaszcza jej nieobecności w wydaniu "Dzieł" Struga z 1958 r. biorąc pod uwagę, że jest to jedna z najbardziej znanych powieści w dorobku pisarza ale przyczyna takiego stanu rzeczy wyjaśniła się dosyć szybko.
Otóż "Mogiła nieznanego żołnierza" jest powieścią o losach oficera, który walcząc w armii austriackiej, ranny dostał się do niewoli rosyjskiej. Jego historia po ucieczce z obozu jenieckiego i w drodze powrotnej do kraju w okresie zamętu spowodowanego przez rewolucję i wojnę domową sprawiają, że zaplątany jest mimowolnie w walkę po stronie "białych" a pojmany przez "czerwonych" dzięki poświęceniu Rosjanina uchodzi za kogoś innego i buduje "komunizm". To właśnie mało pochlebny, eufemistycznie mówiąc, obraz rewolucyjnej Rosji sprawił, że książka nie miała szans ukazać się w PRL-u (a gwoździem do trumny była pewnie wojna 1920 r.).
Ale nie daje to odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie, a wydaje się ono tym bardziej uzasadnione, że książka nie jest "budująca" - żona głównego bohatera nie mając żadnej wiadomości o mężu nie idzie w ślady Penelopy i na wiadomość o jego śmierci wychodzi za mąż, on w tym czasie usiłuje powrócić do domu, ale ginie gdy ostatecznie zostaje przecięta coraz wątlejsza nić uczucia i pamięci z jej strony. Wydaje się, że to właśnie tęsknota żołnierza za domem, która daje mu siłę i sprawia, że na przekór wszystkiemu nie bacząc na żadne niebezpieczeństwa podejmuje każde ryzyko by powrócić do domu, wierząc, że czekają na niego ci, których kocha, sprawiła że "Mogiła" znalazła się wśród pierwszych książek, jakie wydał Instytut Literacki.
Widać w niej cechy charakterystyczne dla prozy Andrzeja Struga, zwłaszcza jej dynamizm - "Gwar szybkich, głośnych rozmów, okrzyków nawoływań, rozkazów w wielu językach monarchii. Setkami ciosów waliły, zgrzytały, szurgały po kamiennej podłodze okute buty. Szczękały szable, głucho tłukły się stawiane ciężkie karabiny. Z trudem przepychali się ludzie obładowani, z wypchanymi workami na plecach, klekocąc blaszanymi butlami, gadając każdy po swojemu. Śpieszyli się, zwijali żwawo, jakby z ochotą. Wylewali się skłębionym potokiem ...", ale też podziw dla Marszałka Piłsudskiego czy krytyczną ocenę rzeczywistości Polski Niepodległej.
Nie będę ukrywał książka Struga budzi moje mieszane uczucia, przede wszystkim dlatego, że to książka nierówna. Partie "męskie" dotyczące losów głównego bohatera, generalnie, są co najmniej dobre i czyta się je z przyjemnością. Niestety nie da się tego powiedzieć o wątku "kobiecym", który chwilami kojarzy się z romansami nie najwyższych lotów a na dodatek zatrąca walką płci a la Strindberg czy Przybyszewski - "Niech żyje walka wręcz! Nie na kolanach, nie żebrzącym westchnieniem, ale siłą męską, odwagą, rozumem. Wszelkimi drogami - do zwycięstwa! Ażeby potem upaść do jej stóp i służyć do śmierci jak niewolnik.", choć i tu są fragmenty, które robią wrażenie takie jak modlitwa w krakowskim kościele franciszkanów - "Pustynia jest we mnie i nędzna nicość bez istnienia ... Nędzna i mała jest we mnie trwoga. Dałam się złamać memu cierpieniu i jak kaleka wlokę się i błąkam ...".
Całkowitym nieporozumieniem jest wątek "dziecięcy", patetyczny, sentymentalny i na domiar złego infantylny, związany przede wszystkim z córką (jest jeszcze i synek ale to już zupełna katastrofa), która jest jedyną osobą wierzącą w to, że jej ojciec żyje, a w którym broni się jedynie finałowa wizja śmierci ojca, który ginie u kresu wędrówki. Wątek ten co prawda jest najskromniej reprezentowany w książce ale wiadomo, że "łyżka dziegciu może zepsuć beczkę miodu", chociaż tym razem przysłowie nie do końca okazało się prawdziwe, przynajmniej nie na tyle by zniechęcić mnie do "Dziejów jednego pocisku", które już czekają w kolejce.
Zaskoczony byłem brakiem powojennej, krajowej edycji "Mogiły" a zwłaszcza jej nieobecności w wydaniu "Dzieł" Struga z 1958 r. biorąc pod uwagę, że jest to jedna z najbardziej znanych powieści w dorobku pisarza ale przyczyna takiego stanu rzeczy wyjaśniła się dosyć szybko.
Otóż "Mogiła nieznanego żołnierza" jest powieścią o losach oficera, który walcząc w armii austriackiej, ranny dostał się do niewoli rosyjskiej. Jego historia po ucieczce z obozu jenieckiego i w drodze powrotnej do kraju w okresie zamętu spowodowanego przez rewolucję i wojnę domową sprawiają, że zaplątany jest mimowolnie w walkę po stronie "białych" a pojmany przez "czerwonych" dzięki poświęceniu Rosjanina uchodzi za kogoś innego i buduje "komunizm". To właśnie mało pochlebny, eufemistycznie mówiąc, obraz rewolucyjnej Rosji sprawił, że książka nie miała szans ukazać się w PRL-u (a gwoździem do trumny była pewnie wojna 1920 r.).
Ale nie daje to odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie, a wydaje się ono tym bardziej uzasadnione, że książka nie jest "budująca" - żona głównego bohatera nie mając żadnej wiadomości o mężu nie idzie w ślady Penelopy i na wiadomość o jego śmierci wychodzi za mąż, on w tym czasie usiłuje powrócić do domu, ale ginie gdy ostatecznie zostaje przecięta coraz wątlejsza nić uczucia i pamięci z jej strony. Wydaje się, że to właśnie tęsknota żołnierza za domem, która daje mu siłę i sprawia, że na przekór wszystkiemu nie bacząc na żadne niebezpieczeństwa podejmuje każde ryzyko by powrócić do domu, wierząc, że czekają na niego ci, których kocha, sprawiła że "Mogiła" znalazła się wśród pierwszych książek, jakie wydał Instytut Literacki.
Widać w niej cechy charakterystyczne dla prozy Andrzeja Struga, zwłaszcza jej dynamizm - "Gwar szybkich, głośnych rozmów, okrzyków nawoływań, rozkazów w wielu językach monarchii. Setkami ciosów waliły, zgrzytały, szurgały po kamiennej podłodze okute buty. Szczękały szable, głucho tłukły się stawiane ciężkie karabiny. Z trudem przepychali się ludzie obładowani, z wypchanymi workami na plecach, klekocąc blaszanymi butlami, gadając każdy po swojemu. Śpieszyli się, zwijali żwawo, jakby z ochotą. Wylewali się skłębionym potokiem ...", ale też podziw dla Marszałka Piłsudskiego czy krytyczną ocenę rzeczywistości Polski Niepodległej.
Nie będę ukrywał książka Struga budzi moje mieszane uczucia, przede wszystkim dlatego, że to książka nierówna. Partie "męskie" dotyczące losów głównego bohatera, generalnie, są co najmniej dobre i czyta się je z przyjemnością. Niestety nie da się tego powiedzieć o wątku "kobiecym", który chwilami kojarzy się z romansami nie najwyższych lotów a na dodatek zatrąca walką płci a la Strindberg czy Przybyszewski - "Niech żyje walka wręcz! Nie na kolanach, nie żebrzącym westchnieniem, ale siłą męską, odwagą, rozumem. Wszelkimi drogami - do zwycięstwa! Ażeby potem upaść do jej stóp i służyć do śmierci jak niewolnik.", choć i tu są fragmenty, które robią wrażenie takie jak modlitwa w krakowskim kościele franciszkanów - "Pustynia jest we mnie i nędzna nicość bez istnienia ... Nędzna i mała jest we mnie trwoga. Dałam się złamać memu cierpieniu i jak kaleka wlokę się i błąkam ...".
Całkowitym nieporozumieniem jest wątek "dziecięcy", patetyczny, sentymentalny i na domiar złego infantylny, związany przede wszystkim z córką (jest jeszcze i synek ale to już zupełna katastrofa), która jest jedyną osobą wierzącą w to, że jej ojciec żyje, a w którym broni się jedynie finałowa wizja śmierci ojca, który ginie u kresu wędrówki. Wątek ten co prawda jest najskromniej reprezentowany w książce ale wiadomo, że "łyżka dziegciu może zepsuć beczkę miodu", chociaż tym razem przysłowie nie do końca okazało się prawdziwe, przynajmniej nie na tyle by zniechęcić mnie do "Dziejów jednego pocisku", które już czekają w kolejce.