Na "Wodnikowe Wzgórze" trafiłem zupełnie przypadkowo, jeszcze w czasach gdy na książki autentycznie się "polowało" a czarna, lakierowana obwoluta z kółeczkiem "Współczesnej literatury światowej" była gwarancją rozrywki na poziomie, czasami mniej, czasami bardziej udanej. Powieść Adamsa należy zdecydowanie do tej drugiej grupy.
Zabierałem ją do pociągu "z pewną taką nieśmiałością" bo podróż długa (PKP jak powszechnie wiadomo gwarantuje coraz dłuższe podróże) a powroty do lektur sprzed lat, jak wielokrotnie już się przekonałem, niosą ze sobą spore ryzyko więc prawdopodobieństwo sam na sam z nietrafioną lekturą było spore. Na szczęście moje obawy zupełnie się nie potwierdziły. Czar "Wodnikowego Wzgórza" ciągle trwa i widać, że króliki mają dobrą passę w literaturze bo to i u Potter, Milne'a i Carrolla, wszystkie one są na swój sposób urokliwe.
Historia wędrówki królików w poszukiwaniu swego miejsca na ziemi, podobnie jak powieść Carrolla choć pisana z myślą o dzieciach, bawi dorosłych. Motyw wędrówki i doświadczonych w jej czasie przygód przywodzi zresztą na myśl jeszcze jedną bajkę dla czytelników w wieku od lat 9 do 99, a mianowicie "Hobbita czyli tam i z powrotem". O ile jednak u Tolkiena jest to świat wymyślony od A do Z, to w "Wodnikowym wzgórzu" mamy do czynienia z realiami, które są każdemu znane, i nie ma tu znaczenia, że akcja rozgrywa się w okolicy angielskiego miasteczka Newbury (Berkshire) a nie w Polsce.
W świecie stworzonym przez Adamsa króliki mają ludzkie cechy i mimo wielokrotnych zastrzeżeń poczynionych w powieści zachowują się jak ludzie. Zdarza się, że niektóre z nich budują swój świat według najgorszych ludzkich wzorców opierając się na przemocy i strachu, albo w zamian za komfort, gotowe są poświęcić życie innych i swoje. Na szczęście jednak główni bohaterowie są uosobieniem pragnienia życia w wolności i przyjaźni. Świat zwierząt wcale nie jest mniej skomplikowany niż nasz (mają nawet własną mitologię kojarzącą mi się może za sprawą miana jej głównej postaci - El-ahrera z "Baśniami z tysiąca i jednej nocy", jednocześnie jednak opowieści o nim rozbijają tok narracji i jakoś nie przypadły mi do gustu) w dodatku narażony na niebezpieczeństwa wobec, których są bezradne i bezbronne. Z całą ostrością widać to w scenie niszczenia królikarni podczas przygotowania terenu pod budowę osiedla, czy rozwikłaniu zagadki "szczęśliwego życia" królikarni Pierwiosnka przywodzącą na myśl cytat z T. Casey Brennan'a "Biedne zwierzęta!! Jak zazdrośnie bronią swoich nieszczęsnych ciał, które dla nas są jedynie kolacją, a dla nich całym życiem". Na szczęście wszystko kończy się dobrze.
Świetna książka, chwilami zmuszająca czytelnika do refleksji ale jednak pogodna, z gatunku tych, od których nie można się oderwać i które czyta się jednym tchem.
Historia wędrówki królików w poszukiwaniu swego miejsca na ziemi, podobnie jak powieść Carrolla choć pisana z myślą o dzieciach, bawi dorosłych. Motyw wędrówki i doświadczonych w jej czasie przygód przywodzi zresztą na myśl jeszcze jedną bajkę dla czytelników w wieku od lat 9 do 99, a mianowicie "Hobbita czyli tam i z powrotem". O ile jednak u Tolkiena jest to świat wymyślony od A do Z, to w "Wodnikowym wzgórzu" mamy do czynienia z realiami, które są każdemu znane, i nie ma tu znaczenia, że akcja rozgrywa się w okolicy angielskiego miasteczka Newbury (Berkshire) a nie w Polsce.
W świecie stworzonym przez Adamsa króliki mają ludzkie cechy i mimo wielokrotnych zastrzeżeń poczynionych w powieści zachowują się jak ludzie. Zdarza się, że niektóre z nich budują swój świat według najgorszych ludzkich wzorców opierając się na przemocy i strachu, albo w zamian za komfort, gotowe są poświęcić życie innych i swoje. Na szczęście jednak główni bohaterowie są uosobieniem pragnienia życia w wolności i przyjaźni. Świat zwierząt wcale nie jest mniej skomplikowany niż nasz (mają nawet własną mitologię kojarzącą mi się może za sprawą miana jej głównej postaci - El-ahrera z "Baśniami z tysiąca i jednej nocy", jednocześnie jednak opowieści o nim rozbijają tok narracji i jakoś nie przypadły mi do gustu) w dodatku narażony na niebezpieczeństwa wobec, których są bezradne i bezbronne. Z całą ostrością widać to w scenie niszczenia królikarni podczas przygotowania terenu pod budowę osiedla, czy rozwikłaniu zagadki "szczęśliwego życia" królikarni Pierwiosnka przywodzącą na myśl cytat z T. Casey Brennan'a "Biedne zwierzęta!! Jak zazdrośnie bronią swoich nieszczęsnych ciał, które dla nas są jedynie kolacją, a dla nich całym życiem". Na szczęście wszystko kończy się dobrze.
Świetna książka, chwilami zmuszająca czytelnika do refleksji ale jednak pogodna, z gatunku tych, od których nie można się oderwać i które czyta się jednym tchem.