Cooper we wstępie do "Ostatniego Mohikanina" uprzedza (nie wiem dlaczego tylko panie), że to nie romans. Co więcej, "rzetelność a przynajmniej szczerość każe mu (...) radzić młodym damom, których życie zamyka się w czterech ścianach ich wygodnych salonów, wrażliwym kawalerom w podeszłym wieku i wreszcie duchownym, którzy zechcą czytać tę książkę, by poniechali tego zamiaru. Młode damy opowieść ta zgorszy, kawalerom spędzi sen z powiek, a wielebni księża mogą z pożytkiem zająć się czym innym." Niestety, "Ostatni Mohikanin" ani nie gorszy, ani nie spędza snu z powiek, powiedziałby, że wręcz przeciwnie, raczej go przywołuje, nie wykluczone też że z innych lektur miałoby się większy pożytek.
Cooper chyba czuł pismo nosem bo wolał uprzedzająco wypuścić zatrutą strzałę w stronę samodzielnie myślących czytelników "nieraz bowiem przekonał się, że wystarczy oddać dzieło pod bezwzględny sąd ogółu, a wszyscy i każdy z osobna, nawet najwięksi ignoranci, w jakiś intuicyjny najwidoczniej sposób wiedzą więcej od samego autora. Trudno jednak zaprzeczyć, że żadnemu twórcy nie wyjdzie na dobre, gdy czytelnik (...) swobodnie puści wodze swojej fantazji."
Dlaczego? Cóż, jeśli przyjąć, że motto, którym Cooper opatrzył swoją powieść zaczerpnięte z "Kupca weneckiego" Szekspira - "Niech cię nie zraża kolor mojej skóry, ciemnej odziewy palącego słońca" ma być w założeniu myślą przewodnią "Ostatniego Mohikanina", to z pewnym zakłopotaniem, po lekturze książki, muszę przyznać, że albo Cooper stawiał motto w opozycji do treści książki albo też nie bardzo wiedział co pisze, bowiem w powieści aż roi się od rasistów, poczynając od Sokolego Oka, który po wielokroć zapewnia, że jest białym czystej rasy, bez żadnych domieszek, poprzez Dawida, który przyznaje (choć nie głośno), że kolor skóry ma dla niego znaczenie a kończąc na Indianach, którzy z aprobatą wysłuchują rasistowskiej przemowy Maguy, który tylko w Indianach widzi ludzi ulepionych przez Wielkiego Ducha na swój wzór. No, może rasistą nie był ojciec Kory i Alicji bo przecież ożenił się z kolorową, chociaż nie wiadomo, czy nie zostałby nim, gdyby zdawał sobie sprawę z uczuć Unkasa do swojej córki.
A przecież to nie wszystko, aż strach pomyśleć co by się działo, gdyby swoje trzy grosze wtrącili jeszcze poszukiwacze tropów queerowych i wzięli na warsztat relację Długiej Strzelby i Unkasa. A teraz już tak bardziej na serio. Nie się ukryć, że lata popularności powieść ma już za sobą (liczne ekranizacje nie powinny nikogo zmylić) niestety zasłużenie. Dzisiaj to tylko naiwna ramotka, której - w moim przypadku - nie pomógł nawet sentyment, za sprawą którego po nią sięgnąłem (nie pomogło nawet kultowe wydanie z 1955 r. z ilustracjami Mieczysława Majewskiego). O ile język i styl bronił się jeszcze w odbiorze dziecka za czasów "środkowej komuny", która w gruncie rzeczy była bardzo konserwatywna, jeśli chodzi o literackie gusta i w zasadzie tkwiła w XIX wiecznej konwencji powieściowej, to zmieniające się czasy i oczekiwania czytelnicze sprawiły, że "Ostatni Mohikanin" obecnie po prostu nudzi (choć nie wiem, na ile jest to zasługa samego Coopera, a na ile wpływ na to ma przekład Tadeusza Everta z górą już sześćdziesięcioletni).
Naiwność postaw bohaterów (by nie być gołosłownym - jaki zwycięzca pyta brankę czy chce zostać jego żoną albo kto pozostawia żywego śmiertelnego wroga uciekające z jego siedziby wojownika i mogąc go bez trudu zabić?) aż bije po oczach. Postacie wyglądają na marionetki, tak są pozbawione głębi psychologicznej - może jedynie Sokole Oko jest w miarę ciekawy poprzez sprzeczności widoczne w jego postawie. Reszta razi swoją nieprawdopodobnością. Do tego dochodzi moralizatorski ton ze stałą obecnością Opatrzności w różnych postaciach, przekonaniem o predestynacji czy woli Wszechmogącego stojącej za mordem na kobietach i dzieciach. Mam przekonanie, że w dzisiejszych czasach słabo się to broni. Aż strach pomyśleć, jak się sprawy mają z pozostałymi częściami "Pięcioksiągu przygód Sokolego Oka" skoro "Ostatni Mohikanin" uchodzi za najlepszą z nich. Zobaczymy...
Dlaczego? Cóż, jeśli przyjąć, że motto, którym Cooper opatrzył swoją powieść zaczerpnięte z "Kupca weneckiego" Szekspira - "Niech cię nie zraża kolor mojej skóry, ciemnej odziewy palącego słońca" ma być w założeniu myślą przewodnią "Ostatniego Mohikanina", to z pewnym zakłopotaniem, po lekturze książki, muszę przyznać, że albo Cooper stawiał motto w opozycji do treści książki albo też nie bardzo wiedział co pisze, bowiem w powieści aż roi się od rasistów, poczynając od Sokolego Oka, który po wielokroć zapewnia, że jest białym czystej rasy, bez żadnych domieszek, poprzez Dawida, który przyznaje (choć nie głośno), że kolor skóry ma dla niego znaczenie a kończąc na Indianach, którzy z aprobatą wysłuchują rasistowskiej przemowy Maguy, który tylko w Indianach widzi ludzi ulepionych przez Wielkiego Ducha na swój wzór. No, może rasistą nie był ojciec Kory i Alicji bo przecież ożenił się z kolorową, chociaż nie wiadomo, czy nie zostałby nim, gdyby zdawał sobie sprawę z uczuć Unkasa do swojej córki.
A przecież to nie wszystko, aż strach pomyśleć co by się działo, gdyby swoje trzy grosze wtrącili jeszcze poszukiwacze tropów queerowych i wzięli na warsztat relację Długiej Strzelby i Unkasa. A teraz już tak bardziej na serio. Nie się ukryć, że lata popularności powieść ma już za sobą (liczne ekranizacje nie powinny nikogo zmylić) niestety zasłużenie. Dzisiaj to tylko naiwna ramotka, której - w moim przypadku - nie pomógł nawet sentyment, za sprawą którego po nią sięgnąłem (nie pomogło nawet kultowe wydanie z 1955 r. z ilustracjami Mieczysława Majewskiego). O ile język i styl bronił się jeszcze w odbiorze dziecka za czasów "środkowej komuny", która w gruncie rzeczy była bardzo konserwatywna, jeśli chodzi o literackie gusta i w zasadzie tkwiła w XIX wiecznej konwencji powieściowej, to zmieniające się czasy i oczekiwania czytelnicze sprawiły, że "Ostatni Mohikanin" obecnie po prostu nudzi (choć nie wiem, na ile jest to zasługa samego Coopera, a na ile wpływ na to ma przekład Tadeusza Everta z górą już sześćdziesięcioletni).
Naiwność postaw bohaterów (by nie być gołosłownym - jaki zwycięzca pyta brankę czy chce zostać jego żoną albo kto pozostawia żywego śmiertelnego wroga uciekające z jego siedziby wojownika i mogąc go bez trudu zabić?) aż bije po oczach. Postacie wyglądają na marionetki, tak są pozbawione głębi psychologicznej - może jedynie Sokole Oko jest w miarę ciekawy poprzez sprzeczności widoczne w jego postawie. Reszta razi swoją nieprawdopodobnością. Do tego dochodzi moralizatorski ton ze stałą obecnością Opatrzności w różnych postaciach, przekonaniem o predestynacji czy woli Wszechmogącego stojącej za mordem na kobietach i dzieciach. Mam przekonanie, że w dzisiejszych czasach słabo się to broni. Aż strach pomyśleć, jak się sprawy mają z pozostałymi częściami "Pięcioksiągu przygód Sokolego Oka" skoro "Ostatni Mohikanin" uchodzi za najlepszą z nich. Zobaczymy...