To książka mojej Mamy. Stała i stała, stała i stała ... a że jestem przed przypomnieniem sobie "Braci Karamazow" w ramach "przygotowania gruntu" więc postanowiłem ją, nie bez obaw, "odkurzyć". Nie jest to lektura porywająca i zapierająca dech w piersiach ale na pewno zasługuje na uwagę, już choćby z tego względu, że to "policzek w twarz" feministek, bo trudno inaczej nazwać książkę, w której celem życia kobiety jest troska o szczęśliwe życie męża i sprowadzenie do roli mężowskiego "sługi i podnóżka".
Anna nawet nie ukrywa swego wiernopoddańczego stosunku do męża - "bezgranicznie kochałam Fiodora Michajłowicza, nie była to jednak miłość fizyczna, namiętność, która mogłaby pojawić się u kobiety równej mu wiekiem. Moja miłość była czysto duchowa, idealna. Było to raczej uwielbienie dla człowieka, tak bardzo utalentowanego i posiadającego tak wielkie wartości moralne."
Jednak nawet spoza zasłony dymnej kadzidła można dostrzec obraz Dostojewskiego, który niewiele ma wspólnego z tymi "wielkimi wartościami moralnymi". Dużo starszy od żony, mogący być jej ojcem, urządzał jej sceny zazdrości, które musiały być czymś rzeczywiście przykrym bo wspomina o niech wielokrotnie - "przyjemność moich wyjazdów z domu często psuły nieoczekiwane i niczym nie uzasadnione wybuchy zazdrości ze strony Fiodora Michajłowicza, co stawiało mnie niekiedy w głupiej sytuacji", "wściekły, niemal niepoczytalny staje się mój kochany mąż w chwilach zazdrości", "zareagował wybuchem gniewu i stekiem obraźliwych słów". A przecież Anna pisze "Wspomnienia" po latach, gdy z reguły wypieramy z pamięci przykre doznania dając pierwszeństwo temu co dobrze i ciepło w niej się zapisało.
Z "wielkimi wartościami moralnymi" nie bardzo licuje hazard, któremu Dostojewski namiętnie się oddawał w czasie czteroletniego pobytu za granicą, do tego stopnia, że państwo Dostojewscy nie mieli co do garnka włożyć. Było tam naprawdę źle skoro Anna pisze, że "to było coś koszmarnego". Ale nawet w odniesieniu do tego okresu usiłuje dopatrzeć się w mężu pozytywów, choć przybiera to karykaturalny wydźwięk, gdy pisze: "często zatrzymywaliśmy się przed wystawami wspaniałych sklepów i Fiodor Michajłowicz wybierał biżuterię, którą podarowałby mi, gdyby był bogaty. Należy oddać sprawiedliwość: mój mąż posiadał dobry gust i wybrane przez niego klejnoty były zachwycające". Zapomina jakby przy tym, że trochę wcześniej też posiadający dobry gust mąż zastawił jej biżuterię w lombardzie by mieć co przegrywać w kasynie oferując za to ... widok biżuterii w sklepie.
Chciałoby się zapytać Anny Dostojewskiej - "pani kpi czy o drogę pyta?" gdy zapewnia, że ręczy za wiarygodność "Wspomnień" i "całkowitą bezstronność w opisie postępowania pewnych osób" - bo na pewno nie obejmuje ona jej męża. Nie kwestionuję szczerości jej pragnienia "przedstawienia czytelnikom Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego ze wszystkimi jego zaletami i wadami, takiego, jakim był w swym życiu rodzinnym i osobistym" tyle tylko, że kończy się na pragnieniu. Anna jest strażniczką pomnikowego wizerunku męża, co zresztą z jej punktu widzenia jest naturalne i nieodosobnione, by przypomnieć tylko postawę wdowy po Ryszardzie Kapuścińskim.
Ale ten pomnikowy wizerunek pisarza rwie się w szwach. Z Dostojewskiego wychodzi bowiem cham i prostak, kiedy przed swoją narzeczoną roztacza zachwyty nad poprzednim obiektem swoich westchnień, Anną Korwin-Krukowską mówiąc, że "to jedna z najwspanialszych kobiet jakie spotkałem w życiu" i w dodatku kłamiąc, że to on "zwrócił jej słowo", albo gdy pytał się Anny widząc po raz pierwszy jej matkę chrzestną "kto tu jest chrzestną matką? Tyś ją trzymała do chrztu, czy ona ciebie?" (panie dzieliła różnica 16 lat). Cóż za delikatność i takt, prawdziwie rosyjski człowiek - ruski czołg. Z drugiej stronu, nie wątpię, że coś z wyglądem Anny musiało być na rzeczy. Małżeństwo z Dostojewskim "średnio" jej służyło, skoro mimo dzielącej ich różnicy wieku (24 lata) zdarzało się, że niektórzy brali ich za to samo pokolenie.
Dla delikatnej, wrażliwej dziewczyny, by nie powiedzieć histeryczki, która nie do końca wiedziała w co się pakuje, proza życia małżeńskiego z Dostojewskim to musiał być szok, zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie jego chorobę (epilepsję) - "Słysząc jego nie kończące się godzinami krzyki i jęki, widząc jego zmienioną cierpieniem twarz, jego oczy szaleńczo znieruchomiałe, zupełnie nie rozumiejąc jego nieskładnej mowy, byłam prawie przekonana, że mój najdroższy, ukochany mąż zwariował. I jakżeż przerażona byłam tą myślą!".
Anna stając w obronie pamięci męża, z którym miała krzyż Pański, prawie przez wszystkie lata związku z nim z trudnością wiążąc koniec z końcem, bo naiwność Dostojewskiego w prozaicznych sprawach codziennego życia, w tym także w sprawach finansowych graniczyła z głupotą, wystawia mimowolnie pomnik samej sobie. Dla kobiety tkwiącej w związku z "toksycznym" nadwrażliwcem-histerykiem, przekonanym o własnej wyjątkowości i wielkości i sfrustrowanym sukcesami innych (list Strachowa do Tołstoja, rzuca zupełnie inne światło na Dostojewskiego niż to, którym chce oświetlić pamięć o nim Anna) musiała być to prawdziwa katorga, którą mogła znieść chyba w dużej mierze za sprawą swojej naiwności i prostoduszności, której wielokrotnie daje dowód.
Jednak nawet spoza zasłony dymnej kadzidła można dostrzec obraz Dostojewskiego, który niewiele ma wspólnego z tymi "wielkimi wartościami moralnymi". Dużo starszy od żony, mogący być jej ojcem, urządzał jej sceny zazdrości, które musiały być czymś rzeczywiście przykrym bo wspomina o niech wielokrotnie - "przyjemność moich wyjazdów z domu często psuły nieoczekiwane i niczym nie uzasadnione wybuchy zazdrości ze strony Fiodora Michajłowicza, co stawiało mnie niekiedy w głupiej sytuacji", "wściekły, niemal niepoczytalny staje się mój kochany mąż w chwilach zazdrości", "zareagował wybuchem gniewu i stekiem obraźliwych słów". A przecież Anna pisze "Wspomnienia" po latach, gdy z reguły wypieramy z pamięci przykre doznania dając pierwszeństwo temu co dobrze i ciepło w niej się zapisało.
Z "wielkimi wartościami moralnymi" nie bardzo licuje hazard, któremu Dostojewski namiętnie się oddawał w czasie czteroletniego pobytu za granicą, do tego stopnia, że państwo Dostojewscy nie mieli co do garnka włożyć. Było tam naprawdę źle skoro Anna pisze, że "to było coś koszmarnego". Ale nawet w odniesieniu do tego okresu usiłuje dopatrzeć się w mężu pozytywów, choć przybiera to karykaturalny wydźwięk, gdy pisze: "często zatrzymywaliśmy się przed wystawami wspaniałych sklepów i Fiodor Michajłowicz wybierał biżuterię, którą podarowałby mi, gdyby był bogaty. Należy oddać sprawiedliwość: mój mąż posiadał dobry gust i wybrane przez niego klejnoty były zachwycające". Zapomina jakby przy tym, że trochę wcześniej też posiadający dobry gust mąż zastawił jej biżuterię w lombardzie by mieć co przegrywać w kasynie oferując za to ... widok biżuterii w sklepie.
Chciałoby się zapytać Anny Dostojewskiej - "pani kpi czy o drogę pyta?" gdy zapewnia, że ręczy za wiarygodność "Wspomnień" i "całkowitą bezstronność w opisie postępowania pewnych osób" - bo na pewno nie obejmuje ona jej męża. Nie kwestionuję szczerości jej pragnienia "przedstawienia czytelnikom Fiodora Michajłowicza Dostojewskiego ze wszystkimi jego zaletami i wadami, takiego, jakim był w swym życiu rodzinnym i osobistym" tyle tylko, że kończy się na pragnieniu. Anna jest strażniczką pomnikowego wizerunku męża, co zresztą z jej punktu widzenia jest naturalne i nieodosobnione, by przypomnieć tylko postawę wdowy po Ryszardzie Kapuścińskim.
Ale ten pomnikowy wizerunek pisarza rwie się w szwach. Z Dostojewskiego wychodzi bowiem cham i prostak, kiedy przed swoją narzeczoną roztacza zachwyty nad poprzednim obiektem swoich westchnień, Anną Korwin-Krukowską mówiąc, że "to jedna z najwspanialszych kobiet jakie spotkałem w życiu" i w dodatku kłamiąc, że to on "zwrócił jej słowo", albo gdy pytał się Anny widząc po raz pierwszy jej matkę chrzestną "kto tu jest chrzestną matką? Tyś ją trzymała do chrztu, czy ona ciebie?" (panie dzieliła różnica 16 lat). Cóż za delikatność i takt, prawdziwie rosyjski człowiek - ruski czołg. Z drugiej stronu, nie wątpię, że coś z wyglądem Anny musiało być na rzeczy. Małżeństwo z Dostojewskim "średnio" jej służyło, skoro mimo dzielącej ich różnicy wieku (24 lata) zdarzało się, że niektórzy brali ich za to samo pokolenie.
Dla delikatnej, wrażliwej dziewczyny, by nie powiedzieć histeryczki, która nie do końca wiedziała w co się pakuje, proza życia małżeńskiego z Dostojewskim to musiał być szok, zwłaszcza kiedy uświadomiła sobie jego chorobę (epilepsję) - "Słysząc jego nie kończące się godzinami krzyki i jęki, widząc jego zmienioną cierpieniem twarz, jego oczy szaleńczo znieruchomiałe, zupełnie nie rozumiejąc jego nieskładnej mowy, byłam prawie przekonana, że mój najdroższy, ukochany mąż zwariował. I jakżeż przerażona byłam tą myślą!".
Anna stając w obronie pamięci męża, z którym miała krzyż Pański, prawie przez wszystkie lata związku z nim z trudnością wiążąc koniec z końcem, bo naiwność Dostojewskiego w prozaicznych sprawach codziennego życia, w tym także w sprawach finansowych graniczyła z głupotą, wystawia mimowolnie pomnik samej sobie. Dla kobiety tkwiącej w związku z "toksycznym" nadwrażliwcem-histerykiem, przekonanym o własnej wyjątkowości i wielkości i sfrustrowanym sukcesami innych (list Strachowa do Tołstoja, rzuca zupełnie inne światło na Dostojewskiego niż to, którym chce oświetlić pamięć o nim Anna) musiała być to prawdziwa katorga, którą mogła znieść chyba w dużej mierze za sprawą swojej naiwności i prostoduszności, której wielokrotnie daje dowód.