sobota, 13 kwietnia 2013

Wyrok na Franciszka Kłosa, Stanisław Rembek

Są książki, które należy przeczytać co najmniej dwukrotnie i z całą pewnością do nich należy "Wyrok na Franciszka Kłosa". Za pierwszym razem trochę ją zlekceważyłem - może dlatego, że książka pozostaje w cieniu "W polu", może za sprawą teatralnego filmu Wajdy (moim zdaniem, niezbyt udanego) a wreszcie z powodu niebudzącej respektu objętości i gdyby nie wzmianka w stopce wydawniczej, że mam do czynienia z wersją poprawioną przez autora, do powieści Rembeka chyba bym nie wrócił. Ale ta informacja zaostrzyła moją ciekawość i rozpocząłem poszukiwania pierwszego książkowego wydania z 1947 r. (książka najpierw ukazała się jako powieść w odcinkach w "Dziś i jutro" na przełomie 1946 i 1947 r.).


Veni, vidi - zmian jest zaskakująco niewiele, zważywszy na fakt, że drugie i trzecie wydania, ukazały się odpowiednio w roku 1956 i 1978. Na przykład Rosja sowiecka zmieniła się w Związek Radziecki, chociaż "utrzymali się" Sowieci zamiennie z Rosjanami, Niemców zastępują hitlerowcy, a katyniaków - Ukraińcy.

Widać więc, że zmiany te uwzględniały ówczesną polityczną poprawność ale w sumie były niewiele znaczącymi ustępstwami, które ocaliły książkę przed nożycami cenzora. Są też i zmiany istotniejsze polegające na wycięciu zdań (ale pozostawieniu jednak zasadniczej części przesłania) widoczne chociażby w "wybuchu" komendanta Korszuna, gdy mówi że "prawdziwy chrześcijanin ma prawo i nawet powinien przebaczyć swoje krzywdy, ale nie ma najmniejszego prawa darować zbrodni przeciwko własnemu narodowi. Sędzia-chrześcijanin może przebaczyć zbrodniarzowi, który zamordował mu choćby rodzoną matkę, ale ten sam sędzia będzie nikczemnikiem, jeśli wypuści na wolność przestępcę, który krzywdził innych, a którego stawiono mu do ukarania.", czy też inklinacji różnych narodów w scenie przygotowań do publicznej egzekucji.

Jednak chyba najbardziej znacząca zmiana, mimo że niewielka, pojawia się w zakończeniu, nadając mu bardziej przejmujący i pesymistyczny wydźwięk, gdzie zdrada sprawiła, że twarze tych, którzy znali Franciszka Kłosa w obliczu jego śmierci były "stężałe, wszystkie serca zamknięte. Napełniały je przecie najstraszniejsze nieszczęścia, jakie pycha i złość szatańska zdołały rozplenić na naszej nikczemnej i smutnej planecie."

W każdym razie poprawki Rembeka jakie znalazły się w drugim (i kolejnych wydaniach) w żaden sposób nie osłabiają wymowy książki a biorąc pod uwagę to co wyczyniali ze swoimi książkami "wiodący" pisarze  może dziwić, że Rembek w ogóle je odnotował. Zdumiewające bowiem przede wszystkim jest to że książka w ogóle się ukazała. Bo nie dość, że problem zdrady i kolaboracji z okupantem stanowił skazę na  "mainstream'owym" podejściu do tematu, to na dodatek po ostatecznym zdobyciu władzy przez komunistów mógł być różnie odczytywany.

Im bardziej uważna lektura "Wyroku" tym skaza na wizerunku naszej postawy w latach okupacji, jest wyraźniejsza i dokuczliwa, zważywszy, że książka oparta jest na wydarzeniach, jakie miały miejsce w Grodzisku Mazowieckim, w którym pisarz mieszkał w czasie wojny.

Z drugiej strony, poprawki te mogły stanowić wytłumaczenie w potyczkach z cenzorem, w przypadku gdyby powieść odczytywał on jako parabolę, niekoniecznie dotyczącą tylko okupanta niemieckiego, a takim zamysł pisarza nie jest wykluczony bo dla Rembeka, problem zdrady i kolaboracji był bardzo istotny (dotyka go też wznowiona niedawno "Ballada o wzgardliwym wisielcu" z 1956 r.).



Mówi się o wyjątkowości "Wyroku na Franciszka Kłosa". Wynika ona z dwóch powodów a mianowicie z samego tematu i z jego ujęcia. To pierwsze jest oczywiste, bo do dzisiaj w naszej literaturze temat zdrady i kolaboracji jest bardzo rzadko podejmowany, to drugie zaś jest jeszcze bardziej szokujące niż temat.

Jak to możliwe, że zwykły, niegłupi człowiek, łamie zasady, w których został wychowany i w których istnienie wierzy i przekracza wszelkie granice? W małym podwarszawskim miasteczku, w którym rozgrywa się akcja powieści, każdy zna każdego a ludzie, jak wszędzie, są dalecy od ideału. Nie pogardzą mieniem swoich dawnych żydowskich sąsiadów, pędzą i handlują bimbrem, przy którym miejscowe elity toczą potem dyskusje, denuncjują Niemcom swoich sąsiadów z czystej, bezinteresownej zawiści wiedząc, że oskarżenie może kosztować jego ofiarę życie. To mało zachęcające otoczenie i trzeba mocno się wysilić, żeby w nim wyróżnić się "in minus". Franciszkowi Kłosowi się to udaje. Otrzymuje wyrok śmierci za zabicie konspiratora i musi odpowiedzieć sobie na pytanie "czyżby to było tak łatwe zostać zbrodniarzem"?

Od kolaboracji nie powstrzymuje go nic. Ani zaklęcia ojca i matki, która później go wyklina, ani śmierć ojca zamordowanego przez Niemców, ani też ucieczka żony i dzieci. Przed popełnieniem kolejnych zbrodni nie powstrzymuje go nawet wiara i strach przed wiecznym potępieniem, a przecież jeśli nie wzgląd na ludzi i na Boga, to czym w życiu może kierować się człowiek? "Może więc to tylko strach przed grożącą mu a niemal nieuniknioną śmiercią oraz nienawiść do społeczeństwa, które skazało go na zagładę, popychały go do takiej obłąkanej zemsty? ... A może była to rozpaczliwe bezmyślna idea samoobrony: jeżeli wymorduję wszystkich - zostanę żywy? ..."

Wiara u Rembeka to jakby osobny rozdział (tak, tak, a to dzisiaj takie niemodne). Z jednej strony widać jak jest widoczna i ważna w życiu ludzi w okresie nieszczęścia, jakim jest wojna, z drugiej zaś przeciwstawiona jest jej obojętność Boga na ludzkie cierpienie, który "umyślnie pokrył bielmem oko swojej Opatrzności, aby, do czasu przynajmniej, nie dostrzegać nieszczęść tych rzesz swoich wyznawców, którzy ono korzyli się przed Nim, modlili i łkali żebrząc zmiłowania." Także zdrada Kłosa rozpatrywana jest w kategoriach religijnych, gdzie  "grzech jest nie tylko obrazą Boga ale i nieszczęściem wiszącym nad grzesznikiem - (...) chyba największym grzechem jest zdrada własnego narodu, bo pociąga za sobą najdotkliwsze klęski, jakie tylko mogą spotkać człowieka na tej smutnej ziemi. Zdrajca odtrąca własną ojczyznę, ale już nigdy nie znajdzie innej. Imię jego zostaje przeklęte wszędzie i na wieki." Ale w tym spojrzeniu Rembeka nie ma nic z moralizatorstwa, dewocji, czy jak by to jeszcze nazwać. To raczej smutna konstatacja upadku człowieka.

Na pierwszy rzut oka osadzenie książki w wierze kojarzyć się może z "bogojczyźnianymi" tonami a la Sienkiewicz. Ale to całkowicie błędne skojarzenie, bo ten zabieg nie przeszkadza Rembekowi w przedstawieniu gorzkiej prawdy, której na próżno szukać u Sienkiewicza. Do przygodowych powieści pisanych "ku pokrzepieniu serc" jakoś nie pasuje sardoniczne stwierdzenie, że "Polacy na ogół bardziej są wrażliwi na to co się o nich mówi czy pisze, niż na to, jak się ich traktuje", albo wypowiadana, na domiar złego ustami Niemca, konstatacja, który mówi: "Wy, Polacy, myślicie tylko, jak się komu przypodobać, jak się podlizać, jak się zasłużyć, żeby was chwalili i podziwiali. Dlatego was wszyscy kopią w zęby i nie mają za psów parszywych [sic! w wydaniach późniejszych ta oczywista pomyłka została poprawiona i "nie" usunięto]. Choćbyśmy tę wojnę przegrali, tak żeby nie zostało ani kawałka ziemi niemieckiej - to jeszcze z nami więcej się będą liczyli niż z wami." Nie ma w tym nic budującego ale i "Wyrok na Franciszka Kłosa" nie jest budujący.

Wreszcie nie można pominąć wspomnianego już wcześniej "podejrzenia" co do szerszego kontekstu niż tylko ten dosłowny, "drugowojenny" bo jakoś zaskakująco uniwersalnie brzmią słowa, pasujące do każdego rodzaju totalitaryzmu, że: "Trzy są zasadnicze cechy wszelkich ustrojów policyjnych: nadmiar rozporządzeń niewykonalnych, żeby każdy obywatel, na wszelki wypadek, musiał stać się przestępcą; zniesienie wszelkiego stopniowania kar: za najlżejsze przekroczenie - śmierć (...); trzecia zasada polega na tym, żeby uwięziony czy skazany nie wiedział o co go oskarżają, dlaczego go zabijają, czy nawet z jakiego powodu wypuszczają go na wolność." Być może Rembek czuł co się święci bo nieufność w stosunku do Rosjan była u niego podwójnie uzasadniona a być może to tylko moja bujna wyobraźnia i nieuzasadniona nadinterpretacja ale o tym każdy już musi się sam przekonać ... Dla mnie Rembek powoli zaczyna awansować na jednego z wybitniejszych pisarzy polskich, a teraz czas na powrót do "W polu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz