piątek, 24 maja 2013

Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu, Anna Bikont, Joanna Szczęsna

Tym razem wyjątkowo będzie nie o całej książce a o jednym z jej rozdziałów. Nie żeby książka była słaba - nie, nie - nic z tych rzeczy - wręcz przeciwnie, żeby nie było niejasności jak najbardziej polecam "Lawinę i kamienie. Pisarze wobec komunizmu." Anny Bikont i Joanny Szczęsnej. To dobrze napisana książka, chociaż nie bez wad. Koncentruje się bowiem na tych, którzy w latach stalinizmu będąc "inżynierami dusz" doznali "iluminacji" i późniejszą postawą starali się odkupić swoje winy.

Rzecz w tym, że byli też tacy, którzy okazali się odporni na "ukąszenie heglowskie" wybierając emigrację (Kazimierz Wierzyński) czy pozostając w kraju (Hanna Malewska, Jerzy Szaniawski), szkoda że zostali całkowicie pominięci a to wszakże jest również postawa pisarzy wobec komunizmu.


Co więcej, w pewnym sensie książka jest polemiką z "Hańbą domową" Trznadla, wyraźną zwłaszcza w ostatnich rozdziałach i widać, że Autorkom ciężko leży na wątrobie zawarty w niej wywiad ze Zbigniewem Herbertem, który obcesowo potraktował swoich kolegów po piórze.

Dostało się także Bohdanowi Urbankowskiemu za "Czerwoną mszę", któremu Anna Bikont i Joanna Szczęsna zarzucają oprócz poziomu zbliżonemu do poziomu Łysiaka (jeśli rzeczywiście tak jest, to faktycznie poważny zarzut) także i antysemityzm, który polegał na wyciąganiu żydowskich nazwisk twórców kultury. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że z kolei dr Elżbieta Janicka (która zasłynęła niedawno "dekodowaniem" "Kamieni na szaniec") za przejaw antysemityzmu uważa przemilczanie żydowskich korzeni, ten ostatni zarzut, w świetle tych ostatnich "osiągnięć" krytyki literackiej należy chyba traktować jako nieporozumienie Obie panie nie omieszkały przypomnieć Urbankowskiemu, także jego przeszłości z okresu PRL-u, w której na próżno szukać martyrologicznych epizodów, w czym także przypomina on trochę Łysiaka (inna sprawa, że i one posługując się takimi metodami plasują się na tym samym poziomie).

Mnie zainteresował rozdział 12 "Umysł niezniewolony czyli Czesław Miłosz mówi "nie"" dotyczący okoliczności, w jakich poeta zdecydował się na emigrację. Mimo, że Autorki nie przypierają go do muru (chyba nawet im nie wypadało bo tytuł książki jest przecież zaczerpnięty z jego "Traktatu moralnego" - "Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach"), nie da się ukryć, że są to okoliczności raczej dwuznaczne i nie dziwię się ówczesnej emigracji, że wśród niej zawrzało na wiadomość o decyzji późniejszego laureata literackiej nagrody Nobla.

Patrząc na tę decyzję wycinkowo, moim zdaniem potwierdza się teoria, że wybitny twórca może okazać się małym człowiekiem, choć wówczas, w 1951 r. traktowanie Miłosza jako wybitnego poety byłoby dużą przesadą (nie dawno Książkowiec, poruszała u siebie na blogu problem relacji tekstu i kontekstu, dzieła i twórcy i prezentowała odmienny, jeśli dobrze zrozumiałem, punkt widzenia). W każdym razie, postawa Miłosza do czasu emigracji nie odbiegała wiele od wspólnego rysu biografii Alfy, Bety, Gammy i Delty i podobnie jak one mogłaby być kolejną grecką literą w "Zniewolonym umyśle".

Z "Lawiny i kamieni" wynika, że Miłosz należał on do tych, którzy "nie wiedzieli" czym jest komunizm w Polsce - dziwnym zbiegiem okoliczności, nie wiedzieli o tym tym tylko ci, którzy korzystali w jakiś sposób z benefitów władzy. Nie widział tak długo dopóki nie zawisła nad nim realna groźba pozostania w kraju.  Władza komunistów nie przeszkadzała mu na placówce w Nowym Jorku ani w Paryżu, i tylko uśmiech politowania może budzić "groza" jaką wywoła u niego praca w ambasadzie w Paryżu (gdzie zresztą awansował) wśród agentów bezpieki, tak jakby ambasada w USA, w której wcześniej pracował, była od nich wolna.

Przykro to mówić ale wstrząs, który przeżył Miłosz nie był związany z pozostawieniem żony (w ciąży) i w Ameryce i konieczności wyjazdu do Francji lecz z coraz większym prawdopodobieństwem życia w kraju. "Komuna" była dla niego do zaakceptowania tak długo dopóki pozwalała korzystać z dobrodziejstw wolnego świata w chwili jednak, gdy miał być skazany na codzienny widok rodzimej siermiężności okazało się to zbyt niską ceną za jej dalsze popieranie. To mało pociągający wizerunek, który rysuje się z tego co przedstawiają Autorki i muszę przyznać, że po lekturze "Lawiny i kamieni" patrzę na "Zniewolony umysł" dosyć podejrzliwie jako na przykład bicia się w cudze, zamiast własne, piersi.

Nie znaczy to, że nie ma się prawa do błędów ale jak wiadomo by otrzymać odpuszczenie grzechów konieczne jest wyznanie winy i skrucha, tego u Miłosza nie ma - i nawet mu się specjalnie nie dziwię bo co miał powiedzieć, prawda rysuje się przecież tak banalnie.

Muszę przyznać, że to właśnie ta dwuznaczność podstaw decyzji Miłosza o wybraniu życia na emigracji jest dla mnie jednym z większych "odkryć" książki bo nigdy sobie jej aż tak bardzo nie uświadomiłem, mimo że oczywiście sam fakt był mi znany i to ono a nie postawy Adama Ważyka, Wiktora Woroszylskiego czy  Tadeusza Konwickiego, głównych bohaterów książki wydał mi się najciekawszy.  

20 komentarzy:

  1. Książkę mam, przeczytałam jakiś czas temu. A jakże! Oczywiście nie zgadzam się z wieloma poglądami autorek, ale biorąc pod uwagę ich współpracę z nielubianą przeze mnie gazetą, nic dziwnego. I Urbankowski, i Łysiak mają u mnie wysokie notowania. Dlaczego zatem przeczytałam? Bo liczyłam na niepublikowane zdjęcia, wypisy, wyciągnięte z zanadrza dokumenty - i tak było. Analizuję je po swojemu, a autorki niech mącą i rozcieńczają dalej. Miłosz... Należę do tych, co to sprzeciwiali się pochówkowi na Skałce. Nie oceniam jego poezji, ale konsekwentnie postrzegam ją w kontekście biografii. Pewnie zasługuje na odrębny wpis. Może kiedyś...
    Widzę, że działam pobudzająco na stan czytelnictwa;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkowcu, nie żartuj - to przecież za komuny dyskredytowano Miłosza tym, że publikuje w takich a nie innych gazetach. Nigdy nie podejrzewałbym, i to akurat jeszcze Ciebie, o stosowanie podobnych kryteriów.
      Sprawą pochówku Miłosza nie interesowałem się ale skoro Kościół jako "gospodarz" Skałki uznał, że jest laureat literackiej nagrody Nobla jest jej godzien, to przyjmuję to do wiadomości. Co do Urbankowskiego, to mam wrażenie, że własne grzeszki z czasów PRL-u usiłował pokryć agresywnością wobec kolegów po fachu.

      Alicjo, "Wypominki" Siedleckiej czytałem tylko pod kątem wiadomości o Stanisławie Rembeku, o ile jego zdjęcia były ciekawe to co do meritum część jemu poświęcona była żenująco słaba chociaż na pewno sprawnie napisana. Z tym co ma powodzenie u czytelników powinnaś być nieco bardziej ostrożna, bo "obszarpana" jest pewnie i "Trędowata" i "50 twarzy Grey'a" :-).

      Usuń
    2. To dobrze, że pracuję, bo dopiero bym namieszała;)
      Lubię sięgać do różnych źródeł i czytać, co jedni myślą o drugich. Zarzekałam się np., że nie wrócę do Nurowskiej, a wróciłam w tym tygodniu z "Sergiuszem, Czesławem, Jadwigą" w torebce. Tu Miłosz obsadzony w roli głównej. Nie przepadam za nim - jak pisałam wyżej - dlatego nie będzie mnie bolało, gdy autorka oplącze go nicią sensacji. A bolało przy Andersie i Kuklińskim. Ciekawy ten światek;)
      PS
      A gdzie to się podział nasz gospodarz? Wypiłby jaką kawę albo lampkę martini na dobry początek weekendu:)

      Usuń
    3. O, jest gospodarz! O Miłoszu można długo i pewnie kiedyś napiszę. O swój pochówek noblista zadbał jeszcze za życia i szybciutko do JP II pisał. To mu drogę na Skałkę otworzyło.
      Urbankowski... Każdy może grzeszyć i błądzić, ale trzeba kiedyś zatrzymać się, rozejrzeć przytomnie i wejść na właściwą drogę. Że go panie Bikont i Szczęsna nie lubią, to nic dziwnego. To uczucie wzajemne.

      Usuń
    4. Mogę tylko się "przysłuchiwać" oczami Waszej dyskusji.
      Poczekam na opinię o tej Nurowskiej, gdyż też już na nią zwróciłam uwagę.

      Usuń
    5. Książkowcu, na pewno masz rację gdy piszesz, że "każdy może grzeszyć i błądzić, ale trzeba kiedyś zatrzymać się rozejrzeć przytomnie i wejść na właściwą drogę". Też jestem tego zdania i nie widzę powodu by nie stosować tej zasady do tych, którzy zhańbili się w czasach stalinizmu i próbowali tę hańbę z siebie potem zmazać, tak jak np. Woroszylski czy Kołakowski. Może i Miłosz zabiegał o pochówek na Skałce, rzecz w tym, że to nie on podejmował o nim decyzję :-).

      Natanno, ależ nie musisz się tylko przysłuchiwać :-)

      Usuń
    6. Głosu nie zabieram, gdyż temat raczej mi obcy chociaż może nie do końca, ale przysłuchując się obrastam w wiedzę.)

      Usuń
    7. Eee, to najwyżej wiedza o poglądach interlokutorów :-) a nie wiem czy to takie warte poznania :-) ale miło mi, że się nam "przysłuchujesz" :-)

      Usuń
    8. Czy niektórzy próbowali zmazać hańbę? Może i tak, ale często robili to dopiero wtedy, gdy nic im nie groziło. Żadne bohaterstwo. Temat wart poszukiwań i rozstrzygnięć, oby mi sił starczyło...
      O pochówku Miłosza paulini decydowali w takim samym stopniu jak Sapieha z Piłsudskim na Wawelu. Decyzje zapadają na wyższym szczeblu. Przyszłość rozstrzygnie te spory. Wciąż mam nadzieję na nowo opowiedzianą historię Polski.

      Usuń
    9. Powiedzenie "nie" za PRL-u nawet z opóźnieniem wymagało jednak odwagi i było połączone z ryzykiem, a zostanie "strażnikiem moralności" tak jak w przypadku Łysiaka i Urbankowskiego w czasach kiedy można było już pisać i mówić wszystko co tylko ślina na język przyniesie dla mnie jest "jakieś takie" ... Nie wiem, jak było z pochówkiem Miłosza ale zakładam, że sam raczej nie nakazał paulinom swojego pochówku na Skałce :-) no i jakby nie patrzeć to laureat nagrody Nobla.

      Usuń
    10. Lata całe już nie byłem w bibliotece - dla mnie to książki obłożone szarym papierem do pakowania i "lada" oddzielająca czytelników od książek, bez szans na samodzielną lustrację "obszarpańców" :-). Wyjątkiem była moja szkolna biblioteka gdzie należałem do wybrańców, którzy mieli przywilej samodzielnego buszowania, tyle że "obszarpańcami" były tam tylko lektury :-).

      Usuń
    11. Brzmi niewiarygodnie, jak jakieś S-F :-) Dzieci mają biblioteki w szkole więc to dla nich żadna atrakcja a ja korzystam z domowej, antykwariatów, allegro i w ostateczności z księgarni więc siłą rzeczy publiczna biblioteka została u nas wyeliminowana.

      Usuń
  2. A propos wspomnianego przez Ciebie Szaniawskiego, Miłosz podobno go nie znosił i ostentacyjnie pominął go w swoim opracowaniu historii literatury polskiej. Przy najbliższej okazji sprawdzę, czy rzeczywiście nie figuruje w indeksie.
    "Zniewolony umysł" to dla mnie wielka zagadka. Z jednej strony kreowanie się na bezkompromisowego Katona, z drugiej - świadomość, że samemu wybrało się bezpieczny azyl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może przemawiały przez niego kompleksy; w czasie gdy Szaniawski święcił triumfy jako dramaturg Miłosz był zauważanym ale jednak mieszczącym się w "średniej krajowej" poetą. No i postawa Szaniawskiego wobec nowej władzy też mogła go kłuć w oczy bo była przeciwieństwem jego własnej postawy. Nie stawiam zarzutu Miłoszowi, że czmychnął na Zachód tyle, że z okoliczności sprawy wynika, że nie stały za tym jakieś "wysokie" przesłanki a mówiąc wprost wygląda na to, że tak jak dla "geszeftu" opowiedział się za komuną tak dla "geszeftu" opowiedział się przeciwko niej.

      Usuń
    2. Ciekawe, czy coś na temat opinii Miłosza o Szaniawskim można przeczytać u Franaszka. Twoja interpretacja tej wrogości wydaje mi się bardzo trafna, choć może chodziło też o kwestie literackie.
      Wobec takiej postawy Miłosza jego pełne poczucia wyższości połajanki wobec kolegów po piórze w "Zniewolonym umyśle" wydają mi się wręcz niesmaczne. Może uważał, że skoro samorzutnie przywdział togę bezkompromisowego prokuratora, nikomu nie przyjdzie do głowy posadzić go na ławie oskarżonych?

      Usuń
    3. Franaszek chodził mi po głowie ale bałem się, że to kolejna hagiografia więc ostatecznie odpuściłem go sobie. Z "Lawiny" wynika, że Miłosz od razu przybrał pozę niezrozumianego, wyższego ponad domniemania "ludu" ale może skoro nie miał nic mądrego i przekonującego do powiedzenia na temat powodów swojej decyzji, to uznał, że to jest najlepsza postawa?

      Usuń
    4. Bardzo możliwe, że właśnie dlatego nie wyłuszczał tego, co stoi za jego wyborem.
      Nie czytałam książki Franaszka i raczej nie planuję, ale podobno jest bardzo rzetelna.

      Usuń
    5. Mnie postać Miłosza niespecjalnie ciekawi, pewnie gdyby nie ten epizod i mimowolna jego wymowa w ogóle bym o nim nie pisał. W każdym razie widać, że Autorki stosowały w stosunku do niego taryfę ulgową, bo na przykład wobec Konwickiego czy Andrzejewskiego były już trochę bardziej surowe.

      Usuń
  3. Zapraszam, jeśli masz ochotę do kolejnej zabawy, tym razem nie trzeba pisać o sobie, a o blogach http://guciamal.blogspot.com/2013/05/liebster-award-czyli-nowa-zabawa.html

    OdpowiedzUsuń