poniedziałek, 16 września 2013

Karen Blixen, Detlef Brennecke

Zaczęło się całkiem niewinnie; moje pierwsze wątpliwości co do tego jak miały się na prawdę w Afryce sprawy Karen Blixen pojawiły się po lakonicznej wzmiance tłumacza "Daleko stąd. Podroż afrykańska" o jej przynależności do "śmietanki Happy Valley". Potem była notka w Afroczytelni, po której trafiłem jeszcze na fotografię Carla Van Vechtena (poniżej) i wreszcie na wpis Lirael w Płaszczu zabójcy. Nie miałem wyjścia - musiałem dowiedzieć się czegoś więcej. Padło na książkę Detlefa Brennecke bo gdzieś natknąłem się na informację, że nie jest to przesłodzona laurka, jak to często bywa z biografiami popularnych postaci. 

 
Ale najpierw "dwa słowa" o fotografii Blixen. Jak każdy kto czytał "Pożegnanie z Afryką" byłem pod wrażeniem nastroju nostalgii i harmonii ludzi i przyrody. Żałowałem, że książka tak szybko się kończy i dopiero niedawno dowiedziałem się, że jej ciągiem dalszym są "Cienie na trawie" - ale to już nie to. W każdym razie brałem za dobrą monetę, to o czym Blixen pisała.

Wątpliwość zasiała właśnie ta fotografia, która została wykonana podczas pobytu pisarki w Nowym Yorku w 1959 r. Nie chodzi nawet o to, że zestawienie białej kobiety i czarnej maski nie było zbyt oryginalne - ujęcie to wprowadził na salony sztuki Man Ray za sprawą Kiki i maski Baule ponad 30 lat wcześniej a Van Vechten z pewnością je znał. W sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, tyle że pisarka w czasie swojego pobytu w Afryce mieszkała w Kenii zaś maska Tankagle z plemienia Dan, z którą pozuje, pochodzi z drugiego krańca kontynentu, z Liberii, w której nigdy nie była. Zaskoczyło mnie, że pisarka utożsamiana za sprawą swojej najbardziej znanej książki z Kenią, pozuje do zdjęcia, które choć kojarzy się z Afryką, to jednak zupełnie nie ma nic wspólnego z miejscem, w którym żyła. Oczywiście można, ale ma się wrażenie, że coś jednak jest tu nie tak. 


Sądziłem, że Blixen była "autorką jednej książki", że wszystko w jej twórczości i życiu liczy się przed albo po "Pożegnaniu z Afryką", tymczasem Brennecke otworzył mi oczy przedstawiając portret kobiety, dla której kilkanaście lat spędzonych w Kenii (z przerwami) owszem jest bardzo ważne ale wcale nie przełomowe, kobiety która na swoją renomę jako pisarka solidnie zapracowała, a wydając "perłę w koronie" swojej twórczości miała już ugruntowaną pozycję na rynku wydawniczym.

Mnie najbardziej interesował wątek afrykański i Brennecke w tej materii nie zawodzi, choć jednocześnie nie do końca zaspakaja rozbudzoną ciekawość. Okazuje się, że decyzja o zamążpójściu była dla Blixen rodzajem ucieczki od atmosfery rodzinnego domu, a sam wybór Kenii jako miejsca zamieszkania była równie nieprzemyślany jak decyzja by zajmować się tam uprawą kawy, o której ani ona ani jej mąż nie mieli pojęcia. W ostatecznym rozrachunku nie tylko wybór miejsca nie okazał się szczęśliwy - pasmo nieszczęść zaczęło się od męża.

W wersji Brennecke pobyt Blixen w Kenii to życie w ułudzie, która odnosiła się do prozy życia jaką było gospodarowanie na plantacji podobnie zresztą jak i w odniesieniu do bardziej wzniosłej sfery. Zarówno romans z baronem Erikiem von Otterem, jak i ten najsłynniejszy, za sprawą książki i a potem filmu, z Denysem Georgem Finch Hattonem okazały się pomyłką. To Blixen była w tym związku stroną dającą, Finch Hatton, dobrze się bawił, miał gdzie i do kogo wpadać i z kim pogadać. Gdy zaszła z nim w ciążę i dziecku już nadała imię Daniel otrzymała od niego z Londynu telegram: "Depeszę otrzymałem stop - Rób z Danielem co chcesz stop - powitałbym go gdybym mógł zaoferować partnerstwo stop - co niemożliwe stop". 

Jak na gorące - podobno - uczucie, wieje z tego mroźnym chłodem. Jego przyczyna staje się jasna, jeśli weźmie się pod uwagę, że człowiek którego kochała Karen, miał już od trzech lat romans z 17 lat od niej młodszą Beryl Purves (Markham). Kiedy Finch Hatton zginął w katastrofie lotniczej w ich związku było już od jakiegoś czasie "pozamiatane"; nie dość, że nie chciał się żenić, to jeszcze na zakończenie zażądał "zwrotu złotego pierścionka, który przywiózł jej z Abisynii, i spakowawszy się pojechał do (...) Nairobi, gdzie Beryl miała willę."

O tym wszystkim Blixen nie pisze w "Pożegnaniu z Afryką". Nie pisze i o wielu innych rzeczach a zapewne sporo też konfabuluje skoro jej brat, aczkolwiek przesadzając z kolei w drugą stronę, pisał że żadnej z wymienionych w swoim życiowym motcie rzeczy "Jeździć konno, strzelać z łuku, mówić prawdę" nie praktykowała. Jeździć konno na pewno umiała ale do prawdy nie była nadmiernie przywiązana. W opowiadaniu "Barua a Soldani" (z "Cieni na trawie") wspomina, jak to list z podziękowaniami od króla Danii Christiana X przykładała do rany Kikujusa przywracając mu w ten sposób zdrowie - "ciągle mam jeszcze list króla. Teraz jednak jest on nie do odczytania, brązowy i sztywny od krwi - wydarzeń z przeszłości." Brzmi to wszystko uroczo - niestety Brennecke psuje nastrój, bo okazuje się, że gdy to pisała, list jak najbardziej czytelny i zachowany w doskonałym stanie, leżał w szufladzie w domu, w którym mieszkała i można go dzisiaj oglądać w muzeum pisarki w Rungstedlund. 

Chyba rzeczywiście Blixen lubiła maski i dopiero po ich zdjęciu można było zobaczyć jej prawdziwą twarz. Ale nawet gdyby "Pożegnanie z Afryką" było właśnie taką maską, to ciągle jest to maska zachwycająca.

14 komentarzy:

  1. A to jest zachwycająca recenzja i przechodzi do mojej osobistej historii jako jeden z najulubieńszych tekstów Twojego autorstwa!
    Szkoda, że pomysł na zdjęcie z maską okazał się nie do końca oryginalny. Ta poprzednia wersja też ciekawa, ale wydaje mi się, że wiek Karen nadaje temu wszystkiemu większej filozoficznej głębi, no i to lekkie, melancholijne rozmazanie. :)
    Te deformacje rzeczywistości w "Pożegnaniu z Afryką" na pewno są faktem. Zastanawiam się, na ile chodziło o leczenie psychicznych ran, a na ile o chęć pokazania się od lepszej strony.
    Zdziwiła mnie ta ucieczka od atmosfery rodzinnego domu, bo w listach Blixen sprawia wrażenie bardzo blisko związanej z matką. Historia z listem niesamowita, mogłaby posłużyć jako pomysł na opowiadanie.
    Teraz to już nie mam wyboru i po prostu muszę przeczytać którąś z dwu biografii Karen, tyle ciekawych wątków!
    Załamałeś mnie tym Hattonem, co za typek. :( Piotruś Pan w porównaniu z nim to Zawisza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do zdjęcia - widać na nim wyrzeźbionego w drzewie łabędzia - ciekawe, czy to nawiązanie do Andersena? :-) Być może dokonałem zbyt radykalnego "skrótu myślowego" co do relacji Karen z matką, ale u Brennecke jakoś nie widać ciepłej atmosfery między nimi, w każdym razie nawet jeśli była to nie przeszkadzało to w ciągnięciu pieniędzy. Wydaje mi się, że Blixen była łatwą "ofiarą" dla Hattona, która pewnie widziała w nim to co chciała widzieć. Wiadomo, że miał powodzenie u kobiet i intelektualnie zdecydowanie przewyższał Brora, a to dla Karen z pewnością też było istotne - czy mogła mu się oprzeć? :-). Po dyskusji u Ciebie widzę, że nie obędzie się bez biografii Thurman i Liaut'a, tylko jakoś jej listów z Afryki nie widzę bo przydałyby się do kompletu. Możliwe, że potem będę "odkręcał" posta bo bez uzupełnień zapewne się nie obejdzie :-).

      Usuń
    2. Jak ja mogłam nie zauważyć łabędzia? Wpatrywałam się w to zdjęcie wielokrotnie. To tylko dowód na to, jak twarz Karen i maska przyciągają uwagę. Też mi się wydaje, że inspiracją mógł być Andersen. Szkoda tylko, że życie Blixen było niezbyt baśniowe.
      Bror był chyba dla niej dość koszmarny i to rzucenie się w związek z Hattonem może miało ją w jakiś sposób dowartościować?
      Na pewno Hatton miał w sobie mnóstwo uroku, ale ta depesza to po prostu masakra. :( Nie mogę przestać o niej myśleć.
      Po Twojej recenzji i dyskusji na Płaszczu ja też mam poważne biograficzne plany. :) Do ocen książek podchodzę z przymrużeniem oka, ale jako ciekawostka notowania z Biblionetki:
      Thurman: 4,92 ; książkę oceniło 6 użytkowników
      Liaut 3,86 ; książkę oceniło 11 użytkowników
      Brennecke 3,25 ; książkę oceniło 6 użytkowników
      Tak więc coraz bardziej mnie to wszystko intryguje. :) A na uzupełnienia z góry się cieszę. Listy trudno zdobyć, ale moim zdaniem warto.

      Usuń
    3. Trudno powiedzieć jak ona sama je oceniała. Czytając "Pożegnanie" w zestawieniu z biografią wygląda na to, że całkiem sprawnie funkcjonował u niej mechanizm wyparcia. Po powrocie do Danii z czasem odżyła finansowo i mogła mówić o sukcesie tyle, że przyszedł za późno by w pełni się z niego cieszyć.
      Jak widzę oceny niektórych książek na blogach to zachodzę w głowę, czy aby na pewno dotyczą one właściwych książek :-). Thurman mnie trochę niepokoi bo została wydana przez "Twój styl" a ja kojarzę to z pismem, które nie wymaga zbytniego wysiłku intelektualnego od swoich czytelniczek, łagodnie mówiąc :-). Za to wyczytałem, że Liaut dostał nagrodę za biografię Karen więc równowaga w przyrodzie zostanie zachowana :-), a i listy, mam nadzieję, że wcześniej czy później upoluję.

      Usuń
    4. Książkowy Twój Styl ma na swoim koncie parę naprawdę niezłych książek, ale ich strona techniczna to zazwyczaj tragedia, podobno bardzo oszczędzano na tłumaczach, redaktorach, etc i skutki były opłakane. Na pierwszy rzut oka Liaut to taka Karen w malej pigułce, ale może faktycznie błysnął talentem literackim, zobaczymy. :)

      Usuń
    5. Jakoś nie mam do niego przekonania ale to pewnie wszystko przez mój seksizm :-) w każdym razie dam mu szansę :-) zobaczymy :-)

      Usuń
    6. A potem będzie na mnie, że spopularyzowałam biograficznego gniota. :)
      PS
      Niestety, właśnie dopadło mnie dość wredne przeziębienie i widzę, że dzisiaj z pisania notki o Gogolu nici. :( A propos, czy czytałeś jego opowiadania? Ja dość dawno temu i pamiętam, że byłam zachwycona, trzeba będzie zrobić powtórkę.

      Usuń
    7. Na kogoś zawsze w końcu musi być :-) BZwL tyle razy już był winny, że dla odmiany raz możesz być i Ty (zwłaszcza, że na razie tylko hipotetycznie) :-).

      To zdrowiej, czego Ci życzę :-). A co do opowiadań to mam przed sobą właśnie drugi tom jego "Utworów wybranych" z 1953 r. i właśnie zabieram się za "Nos".

      Usuń
    8. :D
      Przepraszam, że to tyle trwało, ale byłam dość ostro zagrypiona. Jestem niesamowicie ciekawa, jak te opowiadania Gogola, ale muszę Ci powiedzieć, że przeczucia mam bardzo dobre. :)

      Usuń
    9. Chwilowo zszedł na drugi plan - ponieważ zmarł Reich-Ranicki, opowiadania Gogola zostały biografię Gnaucka, tego jak to ktoś powiedział "bardzo inteligentnego i nadętego oportunisty bez kręgosłupa". Ale co się odwlecze ...

      Usuń
    10. Nie dziwię Ci się, to też może być wartościowa i ciekawa rzecz. Ale jestem dziwnie spokojna, że do tych opowiadań wrócisz. :) A propos widziałam, że "Opowieści" są wydane w BN, muszę tylko upewnić się, czy autorem wstępu nie jest przypadkiem nasz ulubiony pan. :)

      Usuń
    11. Trafiłem na jeszcze jednego pana, który mógłby zostać także Twoim ulubieńcem, co prawda "pan od literatury" par excellance i "człowiek renesansu", który potrafił pisać wprowadzenie do książki o Melanii Kierczyńskiej i posłowie do "Nadziei w beznadziei" Nadieżdy Mandelsztam.

      Usuń
    12. O matko, to rzeczywiście imponujący rozrzut! :D

      Usuń
    13. Czasy się zmieniają a pewna kategoria ludzi zawsze wie lepiej ...

      Usuń