środa, 18 września 2013

Plama na złotej puszczy, Bolesław Mrówczyński

Ciągnie mnie jakoś do książek z dzieciństwa. Niby wiem, że "było - minęło" i czasami niewiele albo zgoła wcale nie można się w nich doszukać "wartości dodanej" ale mają one dla mnie jakiś magnetyczny urok. Niekiedy jednak lepiej do nich nie wracać bo powrót po latach sprawia, że urok ten pryska jak bańka mydlana. Tak niestety stało się z "Plamą na złotej puszczy".


Kiedy czytałem ją po latach byłem zaskoczony tym, jak silnie pobrzmiewa tam frazeologia kojarząca się z partyjnymi zebraniami. A przecież po pierwszym wydaniu, które ukazało się w 1958 r., w czasie gdy literatura miała najgorsze za sobą, następne bodajże z 1962 r. było już zmienione. Aż strach pomyśleć jak w takim razie wyglądała pierwotna wersja powieści skoro w edycji Biblioteki młodych "zbrodnią" jest zniszczenie ogrodzenia szkółki leśnej, a prokurator z opisu kojarzyć się może z opiewanymi w wierszach "towarzyszami z bezpieczeństwa". Do tego dochodzi paternalistyczno-dydaktyczny ton, przy którym mentorstwo Zbigniewa Nienackiego w przygodach pana Samochodzika, to koleżeńskie uwagi.  

Ciekawiej prezentuje się tematyka - harcerska drużyna styka się z jednym z istotniejszych powojennych problemów społecznych wynikającym z przymusowych migracji ludności i mającym swoje źródło w regionalizmie. W "Plamie na złotej puszczy" jest to oczywiście, biorąc pod uwagę "grupę targetową", do której jest adresowana powieść, wariant uproszczony konfliktu migranci - autochtoni, choć w rzeczywistości różnice te były znacznie głębsze i także wśród przybyszy widoczny był podział na tych z  centralnej Polski i tych zza Buga. U Mrówczyńskiego zaś mimo, że w mazurskiej wsi, umieszcza pełną paletę przyjezdnych takich podziałów już nie widać.

Zresztą konflikt, w którym przybysze szykanują autochtona, Mazura, członka Związku Polaków w Niemczech uważając go za Niemca (relacja ta widoczna jest także w stosunkach między dziećmi, choć nie ma już tu mowy o tak ostrej wrogości) pisarz pokazuje w sposób budzący lekką konsternację. Można odnieść bowiem wrażenie, że o ile wrogość wobec Mazura, który czuje się Polakiem należy potępić, to już wobec tego, który czuł się Niemcem niekoniecznie. To jakby naturalny odruch i przejaw odpowiedzialności zbiorowej - skoro przyczyną wojny i wynikających stąd nieszczęść byli Niemcy, to czas najwyższy by sami poczuli jak one smakują. I nie ma tu nic do rzeczy logika i spostrzeżenie, że to przecież nie Niemcy lecz Rosjanie zmusili już po wojnie Polaków "zza Buga" do opuszczenia własnych domów.

W takich okolicznościach, nie dziwi już, że Sowiróg z "Dzieci Jerominów" Ernsta Wiecherta jest dzisiaj tylko miejscem na mapie. W "Plamie na złotej puszczy" wszystko jednak dobrze się kończy, sprawiedliwość wygrywa, a uświadomieni przez harcerzy mieszkańcy wsi zrozumieli swój błąd i starają się go naprawić.

Nie wiem, jaki dzisiaj jest obraz harcerstwa, ten odmalowany przez Bolesława Mrówczyńskiego jest kwintesencją tego, z czym kojarzyło mi się ono w dzieciństwie - to połączenie samodzielności, altruizmu, gotowości niesienia pomocy innym i sprawności w dodatku "w pięknych okolicznościach przyrody" i to jest najjaśniejszy punkt książki, choć chyba nie aż tak jasny by sprawić, że książka wróci do łask. 

23 komentarze:

  1. A ja się na tę powieść zasadzałem, bo mnie ominęła, a tu takie rozczarowanie :( Co do stosunku do Niemców, to lata 60. są w końcu szczytem antyniemieckiej fobii w PRL i Niemców prezentowano jako Krzyżaków, hakatystów i nazistów. Ileż krzyku było przecież o orędzie biskupów polskich do niemieckich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za młodu czytałem ją kilkukrotnie i w sumie mi to nie przeszkadzało ale co się dziwić skoro lubiłem książki Paukszty a tam prawie jak u Sienkiewicza - Niemiec to zło wcielone :-)

      Usuń
    2. Co nam miało przeszkadzać, w końcu byliśmy do takiej retoryki przyzwyczajeni od małego:)

      Usuń
    3. Też prawda, choć człowiekowi trochę dziwnie się robi na myśl jak łatwo za młodu poddawał się praniu mózgu :-)

      Usuń
    4. Zaraz tam praniu mózgu:) Nadal twierdzę, że zdecydowana większość ówczesnej literatury młodzieżowej starannie minimalizowała elementy indoktrynacyjne.

      Usuń
    5. No nie wiem, może mam akurat takie szczęście, że trafiam na tych autorów, którzy jednak nie minimalizowali propagandy. Aż boję się wrócić do "Śladów rysich pazurów", które mam na celowniku ale z kolei liczę na to, że u Barta i Makowieckiego od tego odpocznę ale to za parę dni.

      Usuń
    6. Skoro się łapiesz za co bardziej upolitycznione dzieła, to się nie dziw swoim wrażeniom:) Mgliście pamiętam Ślady, ale to, co pamiętam, trochę mi jeży włos na głowie. Czytasz Diossosa?

      Usuń
    7. Tak, mam do tej książki sentyment, chociaż chyba jest trochę babska, zresztą poznałem ją jeszcze w podstawówce dzięki koleżance z klasy :-). Nie zgłosiłem ją do Twojego plebiscytu przez pomyłkę bo sądziłem, że napisana została w okresie przedwojennym a dopiero teraz skojarzyłem, że była wydana w "Bibliotece młodych".

      Usuń
    8. Babska? Rasowa historyczna przygodówka, o ile pamiętam. Zgłosiło ją parę osób, ale to niszowa rzecz:)

      Usuń
    9. Może tak ją odbieram dlatego, że dowiedziałem się o niej od dziewczyny :-). Niszowa ... - ciekawe, że dobre książki przeważnie zawsze są niszowe :-)

      Usuń
    10. Tak tak dobre książki często są stawianie w koncie. Wiem że lubicie dobre biografie sławnych Polaków. O tu tu biografia Noblisty i ciekawe przemyślenia.
      http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2013/09/obecnosc-wspomnienia-o-czesawie-mioszu.html

      Usuń
  2. Niestety, "Plama na złotej puszczy" jest w mojej pamięci tylko białą plamą, a czytałam ją na pewno. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że wypierasz z pamięci nic nie znaczące książki - i dobrze :-)

      Usuń
    2. To bardzo eleganckie określenie dziur w pamięci. :)

      Usuń
    3. Staram się :-) zwłaszcza, że sam ich doświadczam więc poniekąd jest też i moje samousprawiedliwienie :-)

      Usuń
    4. :) Żałuję, że tak późno zaczęłam prowadzić zeszyty z zapiskami z przeczytanych książek. Wprawdzie to były tylko cytaty, ale zawsze coś.

      Usuń
    5. Ja miałem tylko zeszyt z kanonem przepisanym z encyklopedii, w którym "plusem" zaznaczałem każdą przeczytaną książkę.

      Usuń
    6. Też bardzo lubiłam to zestawienie i jeszcze spis laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. :)

      Usuń
    7. A tego nie pamiętam, ale zawsze można go było sobie zrobić z listy wszystkich laureatów :-)

      Usuń
    8. Jak będę u rodziców, to sprawdzę, ale to chyba była taka tabelka. :)

      Usuń
  3. Kołacze mi się w pamięci, że czytałam, ale nic poza tym. A propos antyniemieckości, to przypomniała mi się młodzieżówka Putramenta pt. "Wakacje". W pierwszej części można było naprawdę serdecznie się pośmiać, ale druga połówka zahaczała już o powieść szpiegowską. A rzecz działa się na Mazurach, więc wiadomo, kto czyhał na PRL-owskie tajemnice :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mrówczyński nawet nie jest specjalnie antyniemiecki, w porównaniu np. z Pauksztą, u którego chyba w każdej książce czarny charakter to Niemiec. Ja zabieram ale zabrać się nie mogę za "Odyńca" Putramenta, ciągle jednak wierzę, że nadejdzie jego czas :-)

      Usuń
  4. Sięgnąłem dziś po tę "Plamę..." Brudzi palce rasowym socrealizmem. A "Ślady..."? Autorka miała niezgorszego pazura, gdy chodziło o oczernianie Ukraińców i przedstawianie Sowietów jako wcielonych aniołów od najświętszej etyki. Co zresztą daje o sobie znać i w jej innych książkach.

    OdpowiedzUsuń