poniedziałek, 4 listopada 2013

Wypędzone. Historie Niemek ze Śląska z Pomorza i Prus Wschodnich. Trzy szczere świadectwa kobiet bezbronnych wobec zwycięzców.

Wydawnictwa Ośrodka Karta są gwarancją rzetelnej, w najlepszym gatunku prozy dokumentalnej - serie "Żydzi polscy" i "Świadectwa" w pełni to udowodniły, i choć w tej pierwszej zdarzają się słabsze pozycje, to traktuję je jako wyjątki potwierdzające regułę, tak że bez większych wahań zdecydowałem się na "Wypędzone" wydane wraz z PWN w serii "Karty historii".

 
Na książkę składają się na relacje trzech kobiet, "reprezentujących" wypędzone z Prus Wschodnich, Dolnego Śląska i Pomorza. Różnią się one zarówno od strony formalnej (dwa dzienniki i wspomnienia), poziomem literackim (u Esther von Schwerin da się wyczuć, przynajmniej w początkowych partiach jakby nawiązanie do klimatu wspomnieniowych książek Marion Dönhoff) i przede wszystkim dramaturgią przeżyć.

O ile wspomnienia Esther von Schwerin pisane po latach, nie robią większego wrażenia, to już drastyczność dziennika Helene Plüschke w niektórych momentach niemalże odrzuca od lektury. To one są chyba też najbardziej "patriotyczne" - widać jak trudno pogodzić się jego autorce z utratą swojego miejsca na ziemi i oderwaniem go od Niemiec. Nie mniej ważne niż relacje kobiet jest posłowie/rozdział/komentarz Ewy Czerwiakowskiej zamykający książkę i jak w soczewce skupiający najboleśniejsze doznania kobiet. W moim przekonaniu wraz z zapiskami Ursuli Pless-Damm to najbardziej interesujące części książki, choć to oczywiście dziennikowi tej ostatniej przyznałbym palmę pierwszeństwa.

Aż niewiarygodne wydaje się, że mogła ona znajdując się w takich okolicznościach, w jakich była, prowadzić dziennik. To co zaskakuje, to niemalże fatalistyczny, stoicki spokój z jakim znosi cierpienia i jakby poczucie "sprawiedliwości dziejowej" w odpłacie zwycięzców za doznane wcześniej od pokonanych krzywdy. To chyba nie było wówczas poczucie odosobnione, bo wystarczy przypomnieć chyba najbardziej znaną książkę dotyczącą wypędzeń "Czas kobiet" Ch. von-Krockow, której bohaterka pochodziła zresztą mniej więcej z tych samych stron co Ursula Pless-Damm. Interesująca w tych dziennikach jest nie tylko relacja ze "spotkania" z Rosjanami ale także opis stosunków z Polakami, daleko różnych od "podręcznikowej" jednowymiarowości: nienawiści lub współczucia. Raz jeszcze potwierdza się prawda, że narodowość sama w sobie nie przesądza o wartości człowieka.

Dla kogoś, kto trochę bardziej interesuje się losami wypędzonych, nie ma co ukrywać, to czego dowiaduje się z książki nie jest niczym nowym. Nowością jest natomiast przytoczenie bezpośrednich relacji w całości (lub prawie w całości, bo zaznaczone są ślady redakcyjnych ingerencji) dotychczas bowiem czy to w "Wielkiej ucieczce" J. Thorwalda czy "Wypędzeniu Niemców ..." M. Podlasek mieliśmy do czynienia w najlepszym razie z ich fragmentami, ale w każdym razie jest to poruszająca książka, po raz kolejny dotykająca niewygodnego dla nas tabu. Zdecydowanie warta uwagi.  

22 komentarze:

  1. A dlaczego skasował Pan mój post? Nie ma Pan chęci dzisiaj się pośmiać? To niech Pan chociaż przeczyta tamtą recenzję i przyzna, że niezła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak wielokrotnie uprzedzałem, tego rodzaju reklamowe posty będą usuwane a co do recenzji, to z góry zakładam, że jest niezła.

      Usuń
  2. Mam inną książkę z tej serii, "Oblężone", zbudowana na tej samej zasadzie - trzy relacje kobiet, tym razem głównym tematem jest blokada Leningradu. Zapiski takich zupełnie zwyczajnych osób robią duże wrażenie, chyba większe niż opracowania historyczne.
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Oblężone" u mnie są w kolejce tyle, że na odległym miejscu, a wcześniej przed nimi jeszcze "Leningrad. Tragedia oblężonego miasta 1941-1944" Reid.

      Usuń
    2. Ciekawe, czy pojawi się coś jeszcze w tej serii oprócz "Oblężonych" i "Wypędzonych". Pomysł jest doskonały i warto byłoby kontynuować. U mnie Reid chyba jeszcze poczeka, bo w tej chwili tematyka mnie przerasta, ale za jakiś czas na pewno do niej wrócę. "Leningrad..." podobno świetny.

      Usuń
    3. Jako pierwszy wyszedł "Egzekutor" wspomnienia żołnierza AK, który wykonywał wyroki śmierci. Porażające. Obraz człowieka, dla którego życie ludzkie nie przedstawia żadnej wartości. Widziałem też wspomnienia żołnierza Armii Czerwonej, chyba "Sołdat" ale tych nie czytałem.

      Usuń
    4. Obawiam się, że stchórzyłabym po kilku stronach "Egzekutora", więc nawet nie będę próbować, choć to na pewno cenny dokument.

      Usuń
    5. To nawet nie chodzi o drastyczność opisów, bo drastyczniejsze można spotkać w innych wspomnieniach z okresu wojny ale bardziej o odczłowieczenie człowieka, który został katem.

      Usuń
  3. Od jakiegoś czasu śledzę serię "Karty historii", ponieważ zastanawiam się nad ich wartością. Widzę, że przynajmniej ta wydaje się godna uwagi. Czytałeś może inne książki z tej serii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem "Egzekutora" - narobił dużo zamieszania, "policzek w twarz" itp., itd. Nie trafiał mi się jeszcze książka "Karty", o której był powiedział, że nie jest godna uwagi.

      Usuń
    2. Dobrze wiedzieć. Pewnie sięgnę niebawem po którąś z nich :)

      Usuń
    3. I na pewno nie będzie to czas stracony :-)

      Usuń
  4. Czytałam już kilka lat temu te książki: http://przeczytalamksiazke.blogspot.de/2009/03/kobiety-wypedzone-marianne-weber.html
    http://przeczytalamksiazke.blogspot.de/2008/12/nie-byo-powrotu-herberta-reinossa.html
    Nie wiem czy znasz te pozycje? Temat bardzo mnie interesuje i będę miała "Wypędzone" na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Kobietach wypędzonych" tylko słyszałem, a o "Nie było powrotu" nawet i tego nie ale wszystko jest do nadrobienia.

      Usuń
  5. Super, że mogłam w końcu przeczytać o tej książce na blogu, słyszałam już o tej książce, ale nie wiedziałam, czy jest warta uwagi, teraz już to wiem ):

    OdpowiedzUsuń
  6. Zdecydowanie polecam , choć faktycznie jeśli ktoś już szukał i czytała coś w tym temacie to nie będzie nic odkrywczego. Jednak warto, nie ukrywam że przez cały czas ( niebyt długi to fakt) czytania tej książki bolał mnie żołądek. To kolejny dowód na to że nie narodowość jest ważna i że w każdym narodzie znajdą się kaci i ofiary. Zatrważające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście dowodem jest książka a nie moje samopoczucie.

      Usuń
    2. Zgadza się, relacje kobiet w "Wypędzonych" to nie żadna sensacja ale ciągle dla wielu osób przedstawienie Niemców jako ofiar jest bulwersujące.

      Usuń
    3. Przyzwyczajeni jesteśmy do sztywnego podziału a tu okazuje się że ( kolejny już raz) świat nie jest czarno biały, że nie można powiedzieć że ofiarami byli tylko Żydzi i Polacy ( w dużym uproszczeniu) ale i Niemcy czy Rosjanie. Kiedy czytałam tę książkę kompletnie zapominałam że czytam relacje Niemek, gdy o tym zapomnisz zlewa się to w jedna wielką tragedię ofiar II wojny światowej, gdyby dać to d przeczytania komukolwiek nie ukrywając narodowość autorek relacji każdy stwierdziłby że to kolejna historia Polki czy Żydówki . A tu szok , ofiarami były Niemki a sprawcami .... no właśnie. Trudno jest to przyjąć bez protestu w samym sobie.

      Usuń
    4. oczywiście ukrywając narodowość autorek :-/

      Usuń
    5. Proste podziały są takie kuszące, ci dobrzy a ci źli i wiara, że zawsze na każde pytanie można odpowiedzieć tak albo nie, a tak się niestety nie da.

      Usuń