niedziela, 23 lutego 2014

Cichy Don, Michaił Szołochow

Zbierałem się i zbierałem się do "Cichego Donu" bo objętość powieści Szołochowa (?) budzi respekt, aż wreszcie nadszedł ten dzień ... Nawet nie było tak źle, a chwilami powiedziałbym, że było wręcz świetnie, chwilami jednak do tej świetności było bardzo daleko ale w sumie można było się przecież spodziewać, bo przecież książka która ukazała się w Związku Radzieckim w okresie stalinowskim, więc niezależnie od tego, że Szołochow otrzymał za nią nagrodę Nobla, musi mieć jakiś feler.


"Cichy Don" to jak wiadomo panorama życia kozaczyzny w latach 1912-22 i za jej sprawą powieść uznawana jest za powieść wybitną. To rzeczywiście mogłoby być arcydzieło ale nie jest. Przyczyną, dla której mam taką wątpliwość, chwilami jest bardzo nierówny poziom książki.

O ile trzy pierwsze części i ostatnia (jest ich osiem) nie budzą wątpliwości, że werdykt komitetu noblowskiego był uzasadniony, to nie da się tego powiedzieć o pozostałych. Zwłaszcza czwarta, która rozgrywa się w okresie rewolucji październikowej to przejaw prostackiej, nachalnej propagandy, w której nie obyło się bez odwołania do przemyśleń "Słońca ludzkości" - "narastanie rewolucji doprowadzało do wściekłości nie tylko rosyjskich obszarników i burżuazję, lecz wywołało strach i nienawiść wśród imperialistycznych kół Anglii, Ameryki i Francji. (...). Demaskując spisek międzynarodowej reakcji Stalin pisał wtedy: "Amerykańska burżuazja imperialistyczna, finansująca koalicję rosyjskiej burżuazji imperialistycznej (Milukow!), kliki wojskowych (Kiereński!) i górnych warstw drobnej burżuazji, które po lokajsku wysługują się "żywym siłom" Rosji (Certeli!) - oto obraz obecnej sytuacji."

Niestety nie jest to jedyny przykład "ukłonów" Szołochowa w stronę Stalina i nowego ustroju. Nie brak także licznych odwołań do Lenina, czy ideowych tromtadracji (oberwało się nawet Trockiemu).  Ta "propagitka" robi tym bardziej przykre wrażenie, że pojawia się nagle i osiąga od razu apogeum. Ideologiczna gorliwość pisarza nie wychodzi powieści na dobre, widać bowiem nieudolność w przedstawieniu tych, którzy niezłomnie "stoją i stać będą" po "dobrej" stronie i przedstawiani są jako pomnikowe postacie a jednocześnie przybiera ona niezamierzoną wymowę. Widać to chociażby w przypadku miłości pary komunistów, Anny i Bunczuka. To uczucie miało być w założeniu tragiczne a okazało się ... śmieszne. O takich związkach mówiono w Związku Radzieckim, że robione są dla nich specjalne trzyosobowe łóżka małżeńskie, bo "Lenin zawsze z nami"; główną ich troską, jest to jak idzie "robota", wzburzona impotencją niedoszłego kochanka Anna wybacza mu ją gdy dowiaduje się, że jest następstwem udziału w "walce", a szczytem kuriozum jest scena, w której Bunczuk rozpoznaje w Annie Żydówkę po kształcie uszu i oczach, co przywodzi na myśl rasistowskie pomiary antropologiczne.

Ale takie i podobne "kwiatki", mimo że mają wpływ na odbiór powieści to jednak nie przesłaniają jej piękna. Tęsknota za utraconą przeszłością "małej ojczyzny" - "Stepie ojczysty pod niskim dońskim niebem! Zakręty wądołów, parowów, gliniastych jarów, przestrzeni ostnicy z zarosłymi trawą śladami końskich kopyt, kurhany, w mądrym milczeniu strzegące pogrzebanej sławy kozaczej! ... Chyląc się nisko, jak syn całuję twoją ziemię, nierdzewną krwią kozacką polany stepie doński!", scena śmierci Iljinicznej czy wreszcie będąca leitmotivem książki miłość Aksinii i Gieorgija to klasa sama w sobie ale nie gorsze są opisy losu głównego bohatera w czasie pierwszej wojny światowej i wojny domowej pełne brutalności i ohydy jak choćby scena zbiorowego gwałtu na Polce (w powieści znaleźć można sporo polskich "akcentów") czy twarzy zmarłego ojca głównego bohatera - "Grigorij ukląkł, żeby po raz ostatni przypatrzyć się uważnie drogiej twarzy, zapamiętać ją - i mimo woli wzdrygnął się z przestrachu i obrzydzenia: po szarym obliczu Panteleja Prokofiewicza, zapełniając rozpadliny oczu, zmarszczki na policzkach - pełzły wszy. Pokrywały twarz żywym, poruszającym się całunem, roiły się w brodzie, gromadziły w brwiach, leżały szarą warstwą na sztywnym kołnierzu granatowego czekmana ..."

Zwłaszcza jednak w przypadku części poświęconych wojnie domowej nie obyło się bez łyżek dziegciu w postaci ideologicznych wtrętów i bardzo technicznych opisów związków taktycznych, które równie dobrze nadawałyby się do podręczników wojskowości.

Pomimo tego, zwłaszcza tych propagandowych wstawek, "Cichy Don" broni się sposobem przedstawienia świata. Nic tu nie jest do końca czarno-białe. Nawet bolszewicy są chwilami przedstawiani jako bezlitośni mordercy, którzy mordują bezbronnych jeńców, gwałcą i kradną. Panorama życia Kozaków również nie jest laurką, owszem z jednej strony jest to malowniczy świat, z drugiej jednak prymitywna społeczność, w której podstawowym napojem jest samogon, gdzie ojciec gwałci córkę, teściowie mają "zastępować" synowym własnych synów albo namawiają synowe do zdradzania mężów, a wielka miłość Aksinii i Gieorgija nie przeszkadza im sypiać z innymi. Kozacy to nie naród-Bogonosiec, co zresztą staje się w trakcie lektury jasne bo wyraźnie artykułowana jest odrębność Kozaków wobec Rosjan (także i Ukraińców) w warstwie, nazwijmy to, etnicznej, oraz wobec chłopów, jeśli chodzi o różnice społeczne. To naród ludzi wolnych, wyraźnie czujący swoją odrębność i przywiązanie do niezależności, prymitywny i co tu dużo mówić, skazany na wymarcie, dla którego nie będzie już miejsca w nowej, radzieckiej rzeczywistości.

Jak na wielką "kolubrynę" czyta się "Cichy Don" zaskakująco dobrze, poza słabszymi momentami, o których wspominałem i które sprawiają wrażenie dosztukowanych (co widać nawet w tłumaczeniu - i nie dziwię się, że Sołżenicyn podważył wiarygodność autorstwa Szołochowa). I byłbym zapomniał ... - Don, który jest niemym świadkiem ludzkich losów wcale nie jest cichy ... Polecam. 

101 komentarzy:

  1. Każde kolejne wydanie Cichego Donu było udoskonalane, ponoć ostateczną wersję sam Stalin zatwierdzał i autora swoją Nagrodą pocieszył :) Skoro da się czytać, to w końcu się wezmę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było aktualizowane do tego stopnia, że odwołanie do dzieł Stalina umieszczono nawet w przypisach :-) - "J.W. Stalin: Dzieła, tom IV, List do W. I. Lenina z Frontu Południowego, Książka i Wiedza 1951, str. 286-7". Widocznie redakcja wydawnictwo też chciała się zasłużyć :-).

      Usuń
    2. To pewnie radosna twórczość wydawnicza, faktycznie, ciekawe, czy też mam ten przypis:P

      Usuń
    3. Ja mam XI wydanie PIW-u z 1967 r., podejrzewam, że w tych wcześniejszych z lat 50-tych przypisy mogą być ciekawsze :-)

      Usuń
    4. No właśnie nie są, widzę tylko same rzeczowe :)

      Usuń
    5. Znaczy się redakcja nie była nadaktywna :-) aż mnie korci by poszukać wydania przedwojennego, choć na pewno jest bez ostatniej części, i sprawdzić czy w tekście były te propagandowe wstawki.

      Usuń
    6. Panie ... kiedy to będzie ... i gdzie to znaleźć ... Pewnie zanim gdzieś to znajdę z rok upłynie i już nie będę pamiętam o co mi chodziło :-)

      Usuń
    7. Zrób sobie przypominajkę w telefonie. Katalog BN pokazuje przedwojenne wydanie Roju z 1934 roku w 2 tomach.

      Usuń
    8. Trochę mało tych tomów ale może to dlatego, że książka powstawała na raty. Tłumacz był ten sam - Andrzej Stawar, czy drugi tłumacz - Wacław Rogowicz tłumaczył "Cichy Don" przed wojną nie wiem.

      Usuń
    9. Przed wojną tłumaczył drugi tom.

      Usuń
    10. Zdecydowanie najgorszy - nawet nie ze względu na tłumaczenie tylko treść, chwilami aż zęby bolą jak się to czyta.

      Usuń
    11. Mam nadzieję, że ta publiczność jest taka znowu strachliwa, no i zawsze może się przekonać na własne oczy :-)

      Usuń
    12. Strachliwa nie jest i się przekona :)

      Usuń
    13. I nie będzie żałowała :-)

      Usuń
  2. Kowalko, czytałem to jeszcze w szkole, właśnie dlatego, że "nie wypadało nie znać" ale niewiele już z niej pamiętałem stąd też powrót po latach :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie obyło się bez żadnych tego rodzaju związków. "Cichy Don" znajdował się w kanonie literatury światowej zamieszczonym w encyklopedii, który jako młody chłopak miałem ambicję przeczytać.

      "Los człowieka" to niestety nieporozumienie i pewnie gdyby nie "Cichy Don", który zapewnił Szołochowi sławę podzieliłby los zdecydowanej większości książek radzieckich.

      Usuń
    2. Podzielić by zapewne podzielił acz niezupełnie słuszne. Jak wiesz całkiem mi się spodobała ta książeczka.W ogóle podziwiam gdy pisarzowi uda się dużo przekazać w krótkim tekście. Jednak podobnie jak i " Cichy Don" jest utworem nierównym chwilami porywa , chwilami nuży.

      Usuń
    3. Mnie wydaje się, że właśnie czytając "Los człowieka" i biorąc pod uwagę rzucającą się w oczy nieproporcjonalność epizodów można mieć wątpliwości co do autorstwa Szołochowa.

      Usuń
    4. Przecież wiesz że mam Jednak jednocześnie jak się zastrzegałam kiedy pisałam o "Losie człowieka" nie jestem w stanie tego fachowo ocenić i mogę co najwyżej domniemywać a to trochę mało.

      Usuń
    5. Czy to w końcu aż takie ważne? - ważniejsze jest to czy to książka jest dobra i czy się podoba :-)

      Usuń
    6. Ano jest dobra, podobała się i zamierzam doń wrócić.

      Usuń
    7. I moim zdaniem nie będziesz żałować :-)

      Usuń
  3. Pamiętam te tomy z regału u mojej Babci. Ale jakoś nikt mnie nie zachęcał żeby to czytać,powiem, ze wręcz odwrotnie. Teraz lepiej rozumiem dlaczego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla młodej panienki są tam fragmenty bardzo nie stosowne, nie mówiąc już o tym, że są i takie które nie są stosowna w żadnym wieku niezależnie od płci :-)

      Usuń
  4. Cóż, będą mnie podgryzać, niczym te wszy, straszne wyrzuty sumienia, że nie przeczytałam i nie przeczytam (5 recenzji, w tym twoja jako ostatnia, mi wstydliwie wystarczy)
    Ale przynajmniej na spotkaniu towarzyskim nigdy nie błysnę przypuszczeniem, że to o Sycylii coś, hehe ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięć recenzji?! - co za determinacja! - zamiast je, to przez ten czas pewnie mogłabyś przeczytać pierwszą część "Cichego Donu" :-)

      Usuń
  5. Czytałam bardzo dawno, nawet kilkakrotnie. Za każdym razem opuszczałam propagandowe fragmenty wojenne i rewolucyjne, bo wszelkie opisy ruchów poszczególnych wojsk zawsze mnie nudziły. Stąd też prawdopodobnie moje wrażenia z lektury i moja ocena była całkiem dobra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, pewna selektywność w wyborze treści lekturze "Cichego Donu" wychodzi na dobre :-)

      Usuń
  6. O, a mi zawsze ta książka wydawała się prawie pozbawiona propagandy (oczywiście w porównaniu do innych powieści opisujących rewolucję, które wydawano w tamtych czasach). Pewnie nie można powiedzieć, że jest obiektywna, ale dobrze pokazuje tragizm sytuacji i to, i to, że jedna i druga strona miała sporo za uszami. "Cichy Don" to jednak przede wszystkim lament nad zniszczonym światem i obraz tego, jak jednostka ma przewalone w starciu z historią... A do tego jeszcze dochodzi wątek Szołochowa, któremu ta powieść de facto zniszczyła życie. Ciągle był oskarżany o plagiat (sam postawiłeś znak zapytania w pierwszym akapicie i to miało pewnie sugerować wątpliwości związane z ustaleniem autorstwa) i a nie mógł się bronić, bo człowiek który był pierwowzorem Melechowa został rozstrzelany, więc nie można się było powołać na jego nazwisko. Pisarzowi nie pozostało więc nic, tylko picie. W sumie bardzo smutna historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie da się powiedzieć o "Cichym Donie", że jest prawie pozbawiony propagandy, skali porównawczej nie mam w stosunku do pozostałej twórczości z okresu ZSRR bo to co czytałem już dawno zapomniałem i jakoś mnie do niej nie ciągnie :-)

      Co do Szołochowa - oczywiście można użalać się nad tym, jakie to miał zniszczone życie jako członek KC chociaż biorąc pod uwagę jego udział w nagonkach na innych pisarzy, którzy okazali się nie dość ortodoksyjni powiedziałbym, że to on niszczył życie innym. Jakoś nie bardzo mu współczuję.

      Jeśli chodzi o autorstwo "Cichego Donu" to bądźmy realistami - głos Sołżenicyna w ZSRR nie miał żadnych szans na przebicie się do szerokiej publiczności i jego oddziaływanie w zindoktrynowanej społeczności było prawie zerowe. Wątpliwości co autorstwa Szołochowa oczywiście nie przesądzam ale w trakcie lektury trudno oprzeć się wrażeniu, że niektóre fragmenty są podoklejane.

      Usuń
    2. Znowu ja.Rzeczywiście pojawiły się domniemania że Szołochow wszedł w posiadanie archiwum Fiodora Kriukowa; podobnież pojawiły się głosy że "Los człowieka" jest podobny do innych opowiadan Kriukowa.Biorąc pod uwagę że"Zaorany ugór" jest znacznie słabszy wydaje się możliwe że Szołochow coś przepisał.Arnold
      P.S. zajrzałem dziś znowu i znalazłem notkę o"Pannach z Avignion" Picassa.Coś niecoś na temat ispiracji afrykanskich napiszę(jako żem plastyk zwykształcenia

      Usuń
    3. Są jak wiadomo dwie szkoły, jedna twierdzi że Szołochow jest autorem, druga że nie, podobno ostatnio przeważa ta pierwsza ale biorąc pod uwagę, że Szołochow to dla Rosjan świętość i swobodę myśli jaka tam panuje nie przywiązywałbym się nadmiernie do tego stanowiska :-)

      Usuń
  7. Ja to widzę tak: propagandowe wstawki to haracz, który trzeba było zapłacić. Robili to wszyscy, nawet autorzy książek o pszczelarstwie, musieli w nich umieścić fragmenty z "Krótkiego kursu historii WKP(b). Szołochowowi i tak udało się przemycić do książki nieco "szarości". Wystarczy porównać z klasykiem gatunku czyli "Jak hartowała się stal" - tam praktycznie jest tylko o walce klas, rewolucjoniści to niemalże istoty boskie, a wszyscy inni to reakcja, którą trzeba bezlitośnie wytępić. Prawie wszyscy literaci uczestniczyli też w nagonkach, trudno dziś oceniać... w końcu nie szło tylko o karierę, ale o życie. Szołochow znalazł się na przykład na liście "do rozstrzelania" w roku 1938. Został z niej skreślony (razem z Pasternakiem i Szostakowiczem) w ostatniej chwili przez Stalina. W ogóle wydaje mi się, że tylko Pasternak nie brał udziału w szczuciu, nie podpisywał listów z żądaniem "rozstrzelania gadzin". Właściwie trzeba współczuć im wszystkim - żyli w strasznych czasach i te propagandowe wstawki dla mnie są tylko dowodem na to, jak okropna panowała podówczas atmosfera. Pisanie czegokolwiek było niebezpieczne, a napisanie książki o rewolucji, w której rewolucja ma nie tylko jasne strony, było jak podanie o wyrok śmierci. Tak więc nawet to, że w książce znajdują się fragmenty sławiące ustrój, ale na pierwszy rzut oka nie są one tak dobre jakościowo, jak pozostałe wątki, mogło w oczach NKWD świadczyć przeciwko pisarza.

    Jeśli chodzi o autorstwo, to w archiwum pisarza zachowały się listy do Charłampija Jermakowa, w których ten prosi go o między innymi informacje o walkach w roku 1919. Życiorys tego Jermakowa, to kropka w kropkę życiorys Grigorija.

    Strasznie przepraszam, że się tak rozpisałam, ale tak się składa, że literatura tego okresu, to moje ulubione danie i po prostu nie potrafię się powstrzymać przed zabraniem głosu w sprawie.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać :-) Niektórzy zaskakująco dobrze odnaleźli się w tamtych czasach. Jeśli ktoś zrobił taką karierę, że znalazł się w KC to nie mogła to być zwykła mimikra i "standardowe szczucie". Nie jest dla mnie usprawiedliwieniem postawy Szołochowa, to że "inni też ...". Naturalnie jest kwestia ceny ale byli tacy, którzy nie zdecydowali się na przyłączenie do chóru - fakt, że nieliczni. Tak że pewnie jeśli chodzi o współczucie pozostaniemy na z góry upatrzonych pozycjach.

      Jeśli chodzi o powieść, to mimo wszystkich mankamentów i po rzuceniu na nie zasłony zapomnienia trzeba oddać jej sprawiedliwość - to świetna książka i na pewno wyróżniała się na tle ówczesnych socrealistycznych knotów, nic więc dziwnego że cieszyła się takim powodzeniem. Pozdrawiam :-)

      Usuń
    2. Wystarczy że zmienię gatunek poczytać książki Arkadego Fiedlera, nie ukrywam że to było moje pierwsze spotkanie z tą "ceną" jak to nazywacie. W ogóle to było normą jeśli ktoś pisał, był wydawany to nie czarujmy się, i nie udawajmy że nie wiemy o co chodzi. Szał jaki zapanował przy wydaniu książki Domosławskiego jest najlepszym dowodem na to że wiele osób jeszcze żyje iluzją.

      Usuń
    3. Nie nadążam - w wersji dla słabszych proszę! :-)

      Usuń
    4. Przepraszam ale nie umiem tego "bardziej" przełożyć na Polski . :-)

      Usuń
    5. Trudno - pozostanę w niezrozumieniu Twoich "skrótów myślowych" :-)

      Usuń
    6. Dobra , w wielkim skrócie chodzi mi o to że nie wierzę by ktokolwiek kto wtedy się "wybił" nie musiał w jakiś sposób się podlizać. Jeśli zaś ktoś ma złudzenia ( czego dowodem zdziwienie po wydaniu biografii Kapuścińskiego) to podziwiam jego idealizm. Jestem dziś wyjątkowo cyniczna i jeszcze bardziej zakręcona.

      Arkady Fidler pojawił się dlatego że to w jego książkach po raz pierwszy świadomie zetknęłam się z pewnymi "pochwałami" systemu na dodatek w różnych przecież krajach.

      Usuń
    7. Aaa ... :-) to trzeba było tak od razu, wygląda na to że jestem bardziej cyniczny od Ciebie bo nie byłem w szoku ujawnieniem pisaniem donosów przez Kapuścińskiego, ale może dlatego że jego pisarstwo nie specjalnie mnie zachwyca i oprócz "Cesarza" uważam je za mocno przereklamowane.

      Nic w sumie nie pamiętam z podróżniczych książek Fiedlera, podobnie jak i z "Dywizjonu 303" tak że na jego temat się nie wypowiadam, kojarzę tylko zachwyty kobiecym ciałem :-) co w literaturze adresowanej raczej do młodych i młodszych czytelników robi niespecjalne wrażenie.

      Usuń
    8. Tego z kolei ja nie pamiętam , najwyraźniej nie zwróciłam uwagi.

      Usuń
    9. Jakiś czas temu przypominałem sobie jego "Orinoko" i wspomnienia z dzieciństwa odżyły :-)

      Usuń
  8. Ciągle sobie obiecuję, iż kiedyś będę się musiał za ten Don zabrać, ale ciągle mi coś innego wpada :) Aż mi wstyd :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę wstydzić się powinieneś :-) ale znowu nie aż tak bardzo :-) To nadspodziewanie dobra, mimo mankamentów, książka.

      Usuń
  9. rita pisze,że"... mi zawsze ta książka wydawała się prawie pozbawiona propagandy (oczywiście w porównaniu do innych powieści opisujących rewolucję, które wydawano w tamtych czasach)..."i ja się z nią zgadzam,jest w tej powieści wiele różnych rzeczy ale nie powiedziałabym,że szołochow przesadził z propagandą,bo cóż wtedy trzeba byłoby powiedzieć np.o ostrowskim?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ideologiczna propaganda w beletrystyce zawsze jest przesadą, a co można powiedzieć o "Jak hartowała się stal"? - a choćby to, że to "dno dna i dziesięć metrów mułu" i że gdyby nie indoktrynacja i pranie mózgów jakiemu byliśmy poddawani w szkole to nikt by na to nie spojrzał - tak właśnie jak się to dzisiaj dzieje. Nie bez przyczyny literatura rosyjska pokrywa się obecnie kurzem.

      Usuń
  10. przepraszam ale lektura powieści ostrowskiego,w moim przypadku,nie była wynikiem indoktrynacji i prania mózgu,przeczytałam to z ciekawości,z własnej i nieprzymuszonej woli,jeśli dziś zabieram głos w sprawie tego"dzieła",to własnie dlatego,że to przeczytałam,przeanalizowałam i sama wyciągnęłam wnioski,te przemyślenia mogą się komuś podobać albo nie,ale na pewno są moje-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie chodzi o to, że Ty sięgnęłaś po "Jak hartowała się stal" pod wpływem indoktrynacji ale o to, że już samo wydanie tego rodzaju literatury nią było. Dla mnie jest zrozumiałe, że pod wpływem ciekawości i chęci wyrobienia sobie własnej opinii można sięgnąć też na przykład po "produkcyjniaki" - rzecz w tym, że tego rodzaju "dzieła" nie miały innego celu jak tylko propaganda i indoktrynacja i warte okazały się tyle ile ustrój, który zachwalały a nawet mniej, bo przecież raptownie "wymarły" po 1956 r.

      Usuń
  11. no w każdym razie,nie powiedziałabym,że szołochow i ostrowski to ten sam ciężar gatunkowy,pisze pan o prostackiej,nachalnej propagandzie u szołochowa a ja powiedziałabym,że wcale nie jest tak źle,w porównaniu ze wspomnianym powyżej utworem ostrowskiego,przeczytałam,co piszą o"cichym donie"w"historii rosyjskiej literatury radzieckiej"i mogę pana zapewnić,że język jakim szołochow opowiada swoją historię i tekst wychodcewa,to dwie różne sprawy,z pewnością szołochow oszczędził nam wiele"kwiatków",które możemy znaleźć u tego drugiego-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W notce przytoczyłem niewielką próbkę a jest tego znacznie więcej ale uznałem, że szkoda miejsca i czasu. Dla Ciebie być może demaskowanie przez Stalina spisku międzynarodowej burżuazji by trzymać się tylko tego przykładu, to nie jest tak źle, co przyjmuję do wiadomości. Dla mnie to porażka. To że inni pisali jeszcze gorzej nie wydaje mi się okolicznością łagodzącą, tak jak na przykład nie jest nią dla złodzieja fakt, że inni kradną więcej. "Doceniam", że cały "Cichy Don" nie jest taki ale gdyby był zapewne dzisiaj nie dyskutowalibyśmy na jej temat a jedyną szerzej znaną powieścią z okresu ZSRR byłby tylko "Doktor Żywago".

      Usuń
  12. prosze pana,taki list stalina w powieści szołochowa jest jeden,na tysiąc czterysta stron to naprawdę niewiele,trudno uznać"cichy don"za panegiryk na cześć rewolucji,cała ta rewolucja jaką zobaczyłam na kartach powieści szołochowa,to coś,co doprawdy trudno zaakceptować,rabunki,gwałty,zabójstwa,prywatne porachunki,załatwiane przy okazji walki z kontrewolucją,a ci którzy tę rewolucję reprezentują?to często niewyksztalceni,prości ludzie,często prawie analfabeci,że wspomnieć tylko miszkę koszewoja,o którym pisze wychodcew,że"...jest człowiekiem uosabiającym wolę i rozum rewolucji...",dla mnie jest jednak typem człowieka,którego na pewno można się obawiać,jest bowiem"ciemny jak tabaka w rogu",na dodatek fanatyk,ślepo oddany rewolucji,no pytam się więc,gdzie ta nachalna propaganda?co ma mnie w tej powieści do rewolucji przekonać?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem list jest jeden ale przykładów propagandy wiele, np. taki "Mówił o Wielkiej Rewolucji Socjalistycznej, która obaliła znienawidzoną przez lud władzę obszarników i burżujów siedzących na karku klasy robotniczej i całego ludu pracującego, mówił o wielkim człowieku, wodzu i przyjacielu pracujących - Leninie, o partii bolszewików, która podniosła robotników i chłopów do walki wyzwoleńczej, mówił o przyszłym szczęśliwym życiu ludu, o które walczą bolszewicy." itp., itd., itp. Doprawdy szkoda chyba czasu i miejsca by podawał jeszcze inne tego rodzaju przykłady. Nie wiem co pisał Wychodcew ale wiem co pisał Szołochow.

      Usuń
    2. Chyba przeczytam kiedyś tę książkę, by Was rozsądzić :) Mam jednak wrażenie, iż właśnie książka o rewolucji pozbawiona propagandy byłaby nieprzekonująca, pozbawiona klimatu. To tak, jakby pisać o Hitlerze i nie oddać fanatycznego uniesienia tłumów w czasie wieców, na których przemawiał. Na, ale czy tu akurat to wyszło, czy nie, to się nie wypowiem, póki nie przeczytam. Inna sprawa, że dzisiejsze pranie mózgu przy pomocy marketingu i neurolingwistyki okazuje się dużo bardziej podstępne i skuteczne niż nachalna reklama, a skutki w fałszywym postrzeganiu rzeczywistości trwalsze.

      Usuń
    3. Tyle, że mój zarzut dotyczy nie tego, że "Cichy Don" oddaje rzeczywistość, której elementem była propaganda ale tego, że sam chwilami staje się utworem propagandowym.

      Usuń
  13. ale nie odpowiedział mi pan nan pytanie,co ma mnie w"cichym donie"przekonać do rewolucji?bo na pewno nie parę frazesów-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież nie mówimy o tym, jakie są odczucia poszczególnych czytelników, tylko o tym, czy "Cichy Don" zawiera prymitywną propagandę - to czy w indywidualnych przypadkach mogła być ona skuteczna czy nie to już zupełnie inna sprawa.

      To prawda, że obraz rewolucji w "Cichym Donie" nie jest płaski, o tym zresztą wspominałem, bolszewicy gwałcą, mordują i kradną ale nie ulega wątpliwości, że pod tą szorstką powłoką tętni czyste serce rewolucji.

      Usuń
  14. dla mnie propaganda to propaganda,pamietam jeszcze te filmy,na które zdążyłam się załapać,gdzie czekista był zawsze dobry,odważny,szarmancki,stał zawsze po tronie prawdy i sprawiedliwości,to była dopiero prymitywna propaganda,prawda?czytając"cichy don",co rusz człowiek zadaje sobie pytanie,gdzie był cenzor,bo zadaniem propagandy jest pokazywanie pewnych rzeczy w pozytywnym świetle,a w"cichym donie"tego światła,co kot napłakał albo i mniej,taką propagandą nie da się nikogo do rewolucji przekonać,język,pamiętam jeszcze przemówienia gomułki,język jakiego używał,słów,ogólne wrażenie,jego napastliwość,to był dopiero prymityw,gdyby szołochow napisał w takim tonie"cichy don"to na pewno bym go nie przeczytała-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Cichym Donie" są jej dwa odcienie, ta którą Szołochow posługuje się jak maczugą i ta subtelniejsza - "socjalizm - tak, wypaczenia - nie".

      Cenzor cicho siedział skoro sam "Wielki językoznawca" łaskaw był wyrazić Szołochowowi swoje sugestie co to książki.

      Usuń
    2. te dotyczące grabieży,gwałtów,mordów itp. też?ta powieść ma tysiąc czterysta stron i na temat rewolucji nie ma nic,coby się mogło spodobać,że już o samych rewolucjonistach nie wspomnę,ani jednej pozytywnej postaci,człowiek się nawet cieszy,kiedy w końcu giną,bo od prawdziwych bandytów niewiele się różnią-anna

      Usuń
    3. Doprawdy pisze tak niezrozumiale? Słyszałaś chyba hasło, które zresztą przytoczyłem "socjalizm - tak, wypaczenia - nie". Ci bolszewicy przecież cierpią i chcą dobrze dla ludzkości: gdy bolszewicy zwalają się do domu Melechowów i jeden z nich czepia się Grigorija, to jego towarzysz uspakaja go jednocześnie wyjaśniając, że to skutek tego, że biali zamordowali mu rodzinę, a gdy to nie pomaga, to idzie do dowódcy ze skargą, który oczywiście przywołuje do porządku towarzysza, każąc stłumić mu skądinąd jego słuszny gniew. W finale to biali są bandytami a bolszewicy niosą ład i pokój, którego spragniona jest ludność.

      Usuń
  15. co ma mnie albo kogokolwiek innego,jak pan chce,przekonać w"cichym donie"do rewolucji?no proszę się postarać,wierzę,że się panu uda,ha ha ha-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Twojego pytania już się odnosiłem - proponuję trzymać się tematu i lekturę moich odpowiedzi :-) Nie mówimy o Twojej wrażliwości tylko o tym czy w "Cichym Donie" jest propaganda. Według Ciebie, jak rozumiem, nie i przyjmuję to do wiadomości.

      Usuń
    2. ja się z panem zgadzam,nie chcę być napastliwa,ale jeśli szołochow wziął się za reklamę rewolucji,to stwierdzam,że zrobił to do kitu,ha ha ha ...........,widziałam wiele utworów,gdzie twórcy zrobili to lepiej,nie wierzę,że stalinowi taki obraz się spodobał,a w każdym razie trudno w to uwierzyć(byłby głupcem),teraz mi przyszło do głowy,że może on dostał tę nagrodę,bo komitet docenił to,że szołochow nie przesadził z tą reklamą,napisał prawdę,gwałty mordy,grabieże,"partyjne aparatczyki",analfabeci,ludzie,którym woda sodowa uderzyła do głowy,bo nagle dostała im się władza w ręce,korzystają z zamieszania i robią,co chcą,zmienają opcję,kiedy jest im to wygodne,czyż nie taki obraz rewolucji zamieścił na kartach swej powieści szołochow?-anna

      Usuń
    3. Stalinowi nie podobały się podobno postacie dwóch komunistów :-).
      Nie wiem, którą wersję "Cichego Donu" czytali ludzi z komitetu noblowskiego a wiadomo, że Szołochow w kolejnych wydaniach go zmieniał, wygląda na to, że na gorsze.

      Nie twierdzę, że "Cichy Don" jest "reklamą rewolucji" bo jest przede wszystkim portretem kozaczyzny ale moim zdaniem elementy takiej reklamy zawiera.

      Usuń
  16. no teraz to się z panem z czystym sumieniem zgodzę,tak czy inaczej całość mi się podobała,chociaż czasem sprawia wrażenie jakby ktoś skleił dwie różne bajki,z jednej strony piękne opisy a z drugiej ten "drewniany",język,drętwe opisy walk i narad,ten nadmiar szczegółów,to chodzenie,wte i wewte,o matko,zastanawiałam się,w pewnym momencie,ile jest w tym zasługi tłumaczy-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w takim razie zataczając wieeeelkie koło i po równie wielkiej awanturze wróciliśmy do punktu wyjścia, czyli do tego co napisałem w poście :-). Co raz bardziej mnie kusi by upolować przedwojenne wydanie "Cichego Donu" i porównać z wersją ostateczną.

      Usuń
  17. no cóż,jak się to panu już uda,to proszę napisać o wrażeniach,a co pan sądzi o kobietach w"cichym donie"kim one tam są?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje pierwsze i dominujące odczucie w stosunku do nich to irytacja bo traktowały się nie jako autonomiczne postacie lecz dodatki do mężczyzn, Natalia usiłuje z tym zerwać ale kończy tragicznie podobnie jak i Aksinija, która do końca kieruje się uczuciem. Najmądrzejszą i budzącą moją sympatię kobietą jest Ilijniczna ale przez nią przemawia już mądrość doświadczenia, na które mimo upływu lat odporne były pozostałe kobiety.

      Usuń
    2. o illijnicznej wychodcew pisze tak,"...iljiniczna urzeka swoją mądrością,wielkodusznością i serdecznością,hojnością swego macierzyństwa,kulturą uczuć,głęboką znajomością życia i siłą ducha..."-anna

      Usuń
    3. Raz się wreszcie z tym Wychodcewem zgadzam :-), a nawiasem mówiąc - kto to jest? :-)

      Usuń
    4. prosze pana,piotr wychodcew to rosyjski profesor(a może powinnam napisać radziecki),pod jego redakcją ukazała się"historia rosyjskiej literatury radzieckiej",jest to wielkie,ciężkie tomisko,liczące prawie tysiąc stron,ha ha ha ,nogę z pewnością może ubić,jakie to jest?czy pamięta pan te stare podręczniki do języka polskiego?zwłaszcza te,które omawiają zagadnienia dotyczące literatury najnowszej?jest w nich pełno tego,co było ukłonem w stronę obowiązującej ideologii prawda?otóż taki jest wychodcew,dlatego między innymi tak się upierałam,kiedy rozmawialiśmy o propagandzie u szołochowa,człowiek czyta i ogarniają go mieszane uczucia,pisze np."...szołochow pojmuje koncepcję humanizmu jako prawo do stosowania przemocy rewolucyjnej oraz odpowiedzialność każdego człowieka wobec narodu i ludzkości...,szołochow dowiódł,że tylko dzięki rewolucji socjalistycznej powstaje możliwość realizacji najwyższych ideałów ludzkości...",pisze pan,że"... to że inni pisali jeszcze gorzej nie wydaje mi się okolicznością łagodzącą...",może ma pan rację,ale jeśli to "skrzywienie"w strone ideologii jest zbyt duże,to pozostaje sobie jedynie odpuścić,a sam pan przecież stwierdził,że szołochowa,poza niektórymi fragmentami czyta się dobrze

      Usuń
    5. zapomniałam dodać,że kiedyś już panu o wychodcewie wspomniałam,bo otwierają to tomisko fragmenty wierszy broniewskiego i gałczyńskiego "Pokłon rewolucji październikowej "

      --------------------------------------------------------------------------------

      Kłaniam się rosyjskiej rewolucji
      czapką do ziemi,
      po polsku:
      radzieckiej sprawie,
      sprawie ludzkiej,
      robotnikom, chłopom i wojsku.

      Ta w ukłonie czapka - nie hetmańska,
      bez czaplego nad otokiem piórka,
      lecz więzienna, polska, kajdaniarska,
      Waryńskiego czapka z Schlüsselburga

      "pod mauzoleum lenina"
      Ileż by jeszcze trzeba trąb, żałobnych nut!
      Bo, że umarł, to ciągle boli -
      Ten, który centrum globu przesunął na wschód
      ramieniem proletariackiej woli.

      Przysięgam: Już nigdy nie będę słaby,
      pióro w promień przemienię i niech się promieni.
      Oto nowe stulecie. A tylko dwie sylaby:
      LENIN.
      -anna

      Usuń
    6. Proszę, jaki polski akcent - w "Cichym Donie" też jest ich sporo :-)
      PS.
      i wychodziłoby na to, że Wychodcew dostrzega skrzywienie ideologiczne "Cichego Donu" w jeszcze większym stopniu niż ja :-),
      nie będę mówił - "a nie mówiłem?" :-)

      Usuń
    7. może widział to,co chciał widzieć?zna pan powiedzenie"być bardziej świętym od papieża"?andrzej drawicz napisał"historię literatury rosyjskiej dwudziestego wieku",może się skuszę-anna

      Usuń
    8. Mam za duże luki w znajomości literatury rosyjskiej żeby brać się za takie książki, może za parę lat :-)

      Usuń
  18. no tak,znalazłam taki fragment,kiedy ona leży przed śmiercią i wspomina swoje życie,"...dziw,jak ciasne i biedne okazało sie to życie i jak dużo w nim było utrapienia i smutku,tego,o czym nie chciało się wspominać.....niechętnie wspominała swoją młodość,swe życie małżeńskie.wszystko to było teraz niepotrzebne,odeszło tak daleko i nie przynosiło ani radości,ani ulgi.i wracając do przeszłości w ostatnich wspomnieniach pozostawała surowa i czysta...", ilijniczna jest starsza od swoich synowych i od aksini,ma więcej doświadczenia i co za tym idzie,potrafi zachować jakiś dystans a przynajmniej wtedy,gdy myśli o swoim życiu,chociaż oczywiście nie zawsze-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niechętnie je wspomina bo to było ciężkie życie, w którym była bita i zdradzana przez męża a jednak to ona, poniewierana wydaje się zwornikiem rodziny Melechowów a nie Pantelej Prokofiewicz. To chyba dzięki takim postaciom książka zawdzięczała w Rosji swoją popularność bo duża część czytelników odnajdywała w niej to czego była świadkiem albo sama doznała - mówię oczywiście o warstwie obyczajowej a nie rewolucji :-)

      Usuń
  19. zgadzam się z panem,wystarczy wspomnieć życie małżeńskie aksini,która jest w domu prawdziwym wołem roboczym,na dodatek bitym,ale wszystko chyba bije"na łeb"opis wzajemnych stosunków fomina i jego żony"...żeby choć czymkolwiek wygodzić mężowi,żeby wyjednać sobie jego przychylność i zdobyć jedno bodaj życzliwe spojrzenie,wzięła zza pieca szmatę,uklękła i-zgięta-zaczęła ścierać gęste błoto,przylepione do butów fomina-takie dobre masz buty,jasza...bardzo je zawałałeś...zaraz je wytrę,czyściutko wytrę-prawie bezdźwięcznie szeptała nie podnosząc głowy,pełzając na klęczkach u nóg męża....fomin nie czuł do tej kobiety ...nic prócz lekkiej,pogardliwej litości...i z taką cholerą ja niegdyś spałem...zdrowo sie zestarzała,jak ona się zestarzała...z wysiłkiem wyprostowała grzbiet,wstała,na jej żółtych policzkach wystapił rumieniec.tyle miłości i psiego oddania było w jej wilgotnych oczach...",super co?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam to. Ale oprócz takich realistycznych obrazków pamiętam turgieniewowską (i rzeczywiście trochę przypomina Annę z "Ojców i ..."), jak sam Szołochow pisze, Olgę - która wychodzi za mąż za Eugeniusza tylko dlatego, że taka była wola jej zmarłego męża, a potem go zdradza z jakimś generałem. No ale to "zła kobieta była" bo wywodziła się ze środowiska "białych" :-).

      Usuń
  20. olgę trudno mi oceniać,jej pierwsze małżeństwo,wszak,układało się dobrze,później zmarł mąż i wyszła,w trochę niecodziennych okolicznościach,za eugeniusza,może gdyby nie rewolucja i zmiany z tym związane to małżeństwo by przetrwało,eugeniusz nie był w końcu taki zły,aksini było z nim dobrze-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek Eugeniusza Szołochow skończył jakoś bardzo nienaturalnie bo sporo czasu mu poświęca jako oficerowi białych a potem naglę cisza, nawet myślałem, że o nim zapomniał ale kończy jego historię chyba w 2-3 zdaniach i to nie w bezpośrednim opisie jego życia, tylko w relacji którą podaje ktoś inny.

      Usuń
  21. ja też się zastanawiałam,co się z nim stało,tak czy inaczej nie czekała go"różowa przyszłość",został kaleką,stracił majątek,skończył jak wielu jemu podobnych,ale jak pan myśli,co w zaistniałej sytuacji powinien zrobić grigorij melechow?czy było coś takiego jak dobry wybór?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, chyba nie - myślę, że wszystko to tragicznie się skończyło: za sprawą szwagra został pewnie w końcu aresztowany i jeśli nie rozstrzelany od razu to wywieziony na Sybir, syn ucieknie z domu bo nie będzie chciał mieszkać pod jednym dachem z mordercą ojca i zostanie bezprizornym a jeśli nie ucieknie to nie wiadomo, czy nie umrze wraz z Dunią z głodu, bo gorliwość jej męża w niczym mu nie pomoże i zostanie rozstrzelany przez swoich w czasie "wielkiej czystki". Mógł uciec jak mąż Aksinii ale tęsknota za ojczyzną nie dałaby mu spokoju.

      Usuń
  22. też się nad tym zastanawiałam,pana scenariusz jest niestety bardzo wiarygodny,"...ja od siedemnastego roku chodzę krętymi ścieżkami,jak pijany się zataczam...od białych się odbiłem,do czerwonych nie przystałem,toteż pływam jak nawóz w przeręblu...oczywiście należało być w armii czerwonej do końca,może by wtedy wszystko dla mnie dobrze się ułożyło,z całej duszy służyłem władzy radzieckiej a potem wszystko się połamało,u białych byłem obcy i u czerwonych tak samo wyszło..."myśli w pewnym momencie grigorij,wychodcew pisze o tym w ten sposób,"...tragedia grigorija melechowa jest dramatem człowieka,który nie poszedł wraz z ludem ku nowym horyzontom i w rezultacie stał się renegatem,po drugie,egzystencja melechowa jest tragedią polegającą na niezrozumieniu przez bohatera logiki historii...",o synu melechowa pisze wychodcew,że pozna lepszą przyszłość,o koszewoju pisze,że jego czyny nie zawsze były koniecznością dziejową i nie zawsze były wyrazem humanizmu rewolucyjnego(MATKO KOCHANA),pisze,że to właśnie koszewoj spotęgował tragedię grigorija,sprawił,że jego dawny przyjaciel znalazł się w sytuacji bez wyjścia-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się, że Melechow nie rozumiał "logiki historii rewolucji" - tego nie da się zrozumieć.

      Usuń
  23. czy już pan wie co miałam na myśli,kiedy się upierałam przy tym,że"cichy don"jest całkiem niezły,że szołochow zachował umiar?przecież gdyby to napisał językiem wychodcewa,to tej powieści nie dałoby się przeczytać,nie ma siły-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, tyle tyko że i tak Wychodcew dekoduje "Cichy Don", jakby to powiedzieli postmoderniści :-), jako subtelniejszą formę propagandy pokazującej historyczną nieuchronność i obiektywną słuszność jedynie słusznego ustroju :-)

      Usuń
    2. poddaję się ha ha ha....................................................-anna

      Usuń
    3. Uff! :-) i po co było ruszać tego Wychodcewa?! :-) niechby się tam kurzył na półce :-)

      Usuń
    4. dowiedział się pan,że takowy istnieje i że na początku pierwszej strony,"historii rosyjskiej literatury radzieckiej",mówi się o naszych wieszczach,broniewskim i gałczyńskim,cytuje się ich utwory-anna

      Usuń
    5. Fakt, zawsze to jakaś wartość dodana :-)

      Usuń
  24. a propo języka jakim napisany jest"cichy don",piękne opisy przyrody stanic,chutorów i kureni i te drętwe opisy bitew,narad itp.zastanawiałam się czy to się nie bierze stąd,że kiedy szołochow pisze o rzeczach mu znanych,z czym się stykał na co dzień,to wtedy szło mu to lepiej,gorzej,kiedy pisze o czymś czego nie widział,co znał tylko z opowieści,co musiał sobie wyobrazić(przecież tak bywa i u innych pisarzy),może stąd ta różnica,do przedstawiania scen batalistycznych też trzeba mieć talent,nie każdy to potrafi,może szołochow też do takich należał-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś kolejną osobą, która ma "coś" do scen batalistycznych (nie mylić z opisem ruchów związków taktycznych) - one wcale nie są drętwe - bitwa pod Korolewką to wg jeden z lepszych fragmentów książki.

      Usuń
  25. no dobrze,jednak te marsze wte i wewte,te narady itp.może dałoby się to lepiej opowiedzieć,może ta powieść nie musiała mieć aż tylu stron,pamięta pan"na zachodzie bez zmian"?tam nawet zwykłe siedzenie w okopie jest tak przedstawione,że nie męczy,tymczasem tu można,momentami,umrzeć z nudów-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narady, owszem są drętwe ale to przecież nie sceny batalistyczne :-) także do marszy wte i wewte nic nie mam :-) tu nie możesz liczyć na moje zrozumienie :-) może nie zapierają one dechu w piersiach ale to nie jest nic co byłoby powodem do wstydu dla Szołochowa.

      Usuń
  26. powiem,że czytałam lepsze,tu umierałam z nudów,poczytuję sobie za sukces,że przez wszystko to udało mi się przebrnąć,czy jednak skrócenie tego nie wyszło by powieści na dobre?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczy niepotrzebnych jest wiele - ślepe zaułki to Eugeniusz, Bunczuk i Koszewoj oprócz tego te wszystkie polityczne obrady czy opisy ruchów związków taktycznych - z czterech pewnie zrobiłyby się trzy tomy ale nawet mimo mankamentów i objętości nie byłem książką znudzony.

      Usuń
  27. "...chyba powinniśmy coś zrobić z tym zgadzaniem się - ale jest szansa, że to się zmieni przy "Cichym Donie" bo mam mieszane uczucia)...",myślałam,że się panu nie podoba-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ujmę to tak: dostrzegam mankamenty ale nie zmieniają one faktu, że to ciągle bardzo dobra książka :-)

      Usuń