czwartek, 4 września 2014

Emancypantki, Bolesław Prus

Ach, czemu ten Prus nie mógł napisać normalnych romansów z happy-endem?! Ale coś za coś - pewnie dlatego stał się najwybitniejszym polskim pisarzem okresu realizmu, naszym rodzimym odpowiednikiem Dickensa. Jego druga chronologicznie wielka powieść "Emancypantki" pozostawała zawsze trochę w cieniu "Lalki" i "Faraona", moim zdaniem, będąc na gorąco po lekturze, zupełnie nie sprawiedliwie i myślę, że przyczyną takiego stanu rzeczy w dużej mierze były ekranizacje powieści Prusa, bo nie ma co ukrywać, że "Pensja pani Latter" to jednak nie "Lalka" Ryszarda Bera ani nawet Hasa, nie mówiąc już o "Faraonie" Kawalerowicza.


A przecież "Emancypantki" to naprawdę świetna książka napisana w starym, dobrym stylu. Owszem jej główna bohaterka do bólu irytuje swoją naiwnością, by nie powiedzieć infantylnością, czasami zatrącającą wręcz o głupotę, do tego stopnia, że chciałoby się czasami wkroczyć między stronice powieści i krzyknąć "co ty robisz, nie rób tego!", by z perspektywy czytelnika i dzisiejszych czasów, oszczędzić jej rozczarowań, błędów i łez. No ale wówczas książka pewnie nie budziłaby emocji. 

Jak sugeruje tytuł, książka mogłaby być rajem dla pań uprawiających krytykę feministyczną, ja jednak wolałem potraktować ją jako powieść obyczajową i romans bo też widać, że chwilami Prus torował drogę ... Helenie Mniszkównie, która zresztą powoływała się na jego imprimatur dla swojej twórczości. Wszakże niedoszły mezalians Stefana i Madzi został potem przez nią "twórczo" rozwinięty w relacji Waldy'ego i Stefanii. Jeśli dobrze się przyjrzeć to można zauważyć, że ordynat Michorowski miał nawet te same nerwowe tiki co hrabia Solski, bo i temu gdy wziął pannę Brzeską za ręce i wpatrywał się w nią to "nozdrza grały jak rumakowi szlachetnej krwi" i podobnie jak Waldy musiał słuchać uwag o tym jako to niejednej dobrze urodzonej pannie "grozi staropanieństwo tylko dlatego, że mężczyznom podoba się umieszczać uczucia poza właściwą sferą." 

Oczywiście w "Emancypantkach" nie da się uciec, od "kwestii kobiecej" bo powieść jest przeglądem postaw kobiet wobec różnych aspektów życia, przede wszystkim niezależności ekonomicznej. Momentami Prus zatrąca tu o dydaktykę (na szczęście takich momentów nie ma zbyt wiele) częściej jednak nawet do taki poważnych spraw podchodzi z ironicznym dystansem (co nie znaczy, że z lekceważeniem), jak wówczas gdy pisze o tym, że "zaczęto rozróżniać dwa gatunki emancypantek, z których jeden palił cygara, ubierał się po męsku i wyjeżdżał za granicę uczyć się z mężczyznami medycyny; drugi zaś gatunek, mniej zuchwały czy też więcej moralny, ograniczał się na kupowaniu bardzo dużych książek i unikał salonów". W każdym razie, zwrócenie uwagi na sytuację kobiet przewija się w różnych aspektach i dotyka także spraw tak wówczas drażliwych jak dzieci pozamałżeńskie. To właśnie humor z lekką domieszką ironii jest mocną stroną powieści, trudno bowiem nie uśmiechnąć się, gdy czyta się jak to "panna Eufemia w białej powłóczystej sukni wyglądała jak Wenus skazana na osiedlenie do Iksinowa. Elegancko usiadła przy fortepianie i z taką gracją zaczęła zdejmować długie jak wieczność rękawiczki, że sam pan Krukowski, pomimo nieograniczonej miłości do Madzi, pomyślał: - "Ciekawym, dlaczego chrześcijaninowi nie wolno by mieć dwóch żon? ... "

Jeśli dobrze się przyjrzeć, to widać, że "Emancypantki" w pewnej mierze powtarzają tyle, że a rebours, schemat sprawdzony w "Lalce". Zaryzykowałbym stwierdzenie, że:
Solski jest odpowiednikiem Wokulskiego;
Dębicki - Rzeckiego
Helena - Izabeli;
Kazimierz - swego imiennika, Starskiego;
Zagórski - Maruszewicza a
Stella - Marianny.
Także akcja w głównej mierze rozgrywa się w Warszawie, z wypadem do Iksinowa, który jest odpowiednikiem Zasławia, nie mówiąc już o mało optymistycznym zakończeniu, ale cóż zrobić - nie ma książek bez wad.

Jedna z lepszych książek, które ostatnio czytałem. Polecam.

121 komentarzy:

  1. Niedawno, czytając "Bostończyków" Jamesa, ciągle przychodziła mi na myśl książka "Emancypantki". Wydaje mi się, że obaj pisarze nadawali na jednej fali... "Emancypantki" nie mogły się dobrze skończyć, gdyż powieść nie byłaby odpowiednio dydaktyczna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Prus bardziej kojarzy się z Dickensem tyle, że ma bardziej od niego pesymistyczne/realistyczne spojrzenie na świat - "O, człowiek, cóż to za podłe zwierzę!" i to z tego przede powodu jego książki kończą się, jak to często w życiu bywa, gorzko a nie z powodu dydaktyzmu. James to jednak pisarz o oczko wyżej.

      Usuń
    2. Bez wątpienia James jest z wyższej półki. Ja tylko odniosłam się do tematyki dwóch konkretnych książek:)

      Usuń
    3. "Bostończyków" nie czytałem, stoją i czekają na swoją kolejkę po "Ambasadorach" ale "podświadomie" lubię ich od lat, od kiedy odkryłem sklep ... Bostonian :-)

      Usuń
  2. Jak strasznie dawno temu to czytałam... Wtedy byłam chyba rówieśniczką Madzi ciekawe jak teraz, raczej jako Madzina ciotka odebrałabym tę lekturę ;) Nic z niej prawie nie pamiętam oprócz tego ze mi się, owszem, podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja pierwsza lektura "Emancypantek" też przypadała na lata temu i pamiętałem swoją pretensję do Prusa, że znowu pozytywnym bohaterom się nie udało - dobrze chociaż, że pozostawił tym razem cień szansy na happy end :-)

      Usuń
  3. Emancypantki teraz są w cieniu Lalki, bo w czasach Prusa było, zdaje się odwrotnie. Nie trawię tej książki, poza pierwszym tomem. Za dużo gadania, filozofowania, akcja wątła, opisy, o ile pamiętam, też niespecjalne. No i ta nieszczęsna Madzia... Ona w niektórych kręgach czytelniczych jest uznawana za najlepszą kobiecą postać w literaturze polskiej, a ja bym ją na klucz na strychu zamknął :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo gadania - to się zgadza, w końcu książka wydana była w czterech tomach, ale filozofowania jak na tę objętość powiedziałbym, że niewiele i w dawkach, przynajmniej dla mnie, do strawienia. Akcja, jak to u Prusa, fakt nie ma pościgów i bitew, ale za to, nie licząc już nawet pierwszego tomu, świetny obraz życia na prowincji czy nowobogackiej burżuazji "z pretensjami". Że Madzia jest irytująca poprzez swą naiwność graniczącą z głupotą to się zgadza :-) - panna Howard ujęła to dyplomatycznie mówiąc jej, że nie rozbudziła się w niej znajomość świata :-) i nie wiem, co to za kręgi czytelnicze i co oprócz tego czytały :-). Moim zdaniem, to Helena Norska w "Emancypantkach" jest najlepszą postacią kobiecą - zrobiłaby karierę w dzisiejszym świecie businessu :-)

      Usuń
    2. Ja mam obniżoną wytrzymałość na gadanie i filozofowanie, stąd moje narzekanie. A co do akcji, to jakby te gadane kawałki wyciąć, to akcja by się pojawiła, bo przecież nie o bitwy i pościgi idzie :)
      Opinia o Madzi jest lansowana z uporem przez Małgorzatę Musierowicz i jej fanki, czego pojąć nie umiem. Tyle że one, te kręgi, nie uważają Madzi za irytująco naiwną, ale za pełną naiwnego entuzjazmu i dobrego serduszka. No jak zwał, tak zwał. Dla mnie bez różnicy. A Norską mgliście pamiętam, dość bezwzględna chyba była.

      Usuń
    3. Jest jednak pewna różnica pomiędzy naiwnym entuzjazmem i irytującą naiwnością :-), Madzia czasami była, nie bójmy się tego słowa, głupia :-).
      Znam facetów, którzy lubią takie kobiety bo zawsze to samoocena w takim towarzystwie trochę wzrasta ale nie wiedziałem, że i u pań działa to podobnie :-).
      Zaraz bezwzględna - po prostu miała swoje priorytety, ceniła się i miała odwagę o tym mówić.

      Usuń
    4. Mnie to też dziwi, ale taką sobie postać kobiety wybrały, to mają. Są do tego całe uzasadnienia, ale umysł mi się zamykał dość szybko :P

      Usuń
    5. A nie powinno, bo czy jakiś facet może zrozumieć kobietę, skoro nawet one same się nie rozumieją :-) Uzasadnienia?! chyba w rodzaju: nie bo nie, tak bo tak :-) bo przecież tyle jest bardziej interesujących kobiet w literaturze. No, ale w końcu żyjemy w wolnym kraju więc każdemu wolno się mylić :-)

      Usuń
    6. Wybór może nam się wydawać dziwny, natomiast Małgorzata Musierowicz uzasadnienie napisała rzetelne i uargumentowane. Nie jej wina, że mnie nie przekonała do swojego wyboru.

      Usuń
    7. Jestem świeżo po lekturze, tak że mam Madzię dobrze w pamięci i jakoś tego nie widzę. Faktycznie, ładna, o dobrym sercu dziewczyna ale to jeszcze nie wystarcza by zrobić z niej najlepszą postać kobiecą w literaturze.

      Usuń
    8. Gdyby mi się chciało wstać i wziąć stosowny tom z półki, to nawet bym znalazł i zacytował.

      Usuń
    9. Eee, co tam będziesz wstawał - sam do niej nieprzekonany będziesz mnie przekonywał? :-)

      Usuń
    10. Jasne, trzeba się oszczędzać - lata lecą :-)

      Usuń
    11. Myślałem, że w zastępstwie chociaż coś wyguglam, ale nic. No to usiądę i się pooszczędzam :)

      Usuń
    12. Pooszczędzaj - jak Ty się nie będziesz oszczędzał, to kto Cię oszczędzi? :-)

      Usuń
    13. Skoro tak mówisz, to pewnie masz rację :-)

      Usuń
    14. Przepraszam że się wtrącę ale Małgorzata Musierowicz zachwycała się Madzią i owszem broniąc jej przed opinią Jana Tomkowskiego że niby Madzia neurotyczką jest :-) i pisze pni Musierowicz : " Larum grają !!! Jan Tomkowski zneurotyzował nam Madzię Brzeską , z >>Emancypantek<< , naszą ulubioną (prawda?) bohaterkę powieściową, najmilszą i najbliższą nam ze wszystkich postaci kobiecych stworzonych przez Bolesława Prusa...." Zatem nie w literaturze polskiej ogólnie a wśród bohaterek stworzonych przez Prusa :-)
      A że infantylna czasami ( Madzia Brzeska )to fakt. Z tym że to już moje zdanie.

      Usuń
    15. Nie dopatrzyłem się neurozy u Madzi :-) a że Musierowicz uznawała ją za ulubioną bohaterkę powieściową to jej prawo tylko czemu pisała o sobie w pluralis maiestaticus? chyba że uzurpuje sobie tytuł królowej literatury dla podlotków :-)

      Usuń
    16. Ech, czyli jednak należało się pofatygować do regału i sprawdzić :(
      Co nie zmienia oczywiście mojego kompletnego niezrozumienia dla zachwytu osobą Madzi.

      Usuń
    17. Brak zachwytu podzielam ale nie podzielam poniewierania przez Ciebie dziewczęciem :-)

      Usuń
    18. Rany, a gdzie poniewierałem dziewczęciem?

      Usuń
    19. Ups, sprawdziłem, faktycznie, "nieszczęsna" nie kwalifikuje się jako poniewieranie, przyjmijmy że popełniłem skrót myślowy a la Macierewicz :-)

      Usuń
    20. Uf, bo już myślałem, że niechcący uchybiłem czci niewieściej :)

      Usuń
    21. Padnę ze śmiechu z Wami.
      Marlow już cytuję odpowiedni fragment :
      " Tak !!! Najbliższą! - Takie jest moje zdanie i Wasze też, wiem to na pewno : na niejednym spotkaniu autorskim , pytana przez Was o ulubionych autorów, wymieniałam - między innymi - Prusa i obserwowałam , jak wydłużają się Wam miny. Na pytanie zaś o ulubioną postać książkową , odpowiadałam : Madzia Brzeska! - i ... widziałam , jak się uśmiechacie z aprobatą. "
      Cytaty , również poprzedni pochodzą z pierwszego tomu "Frywolitek" Małgorzaty Musierowicz.

      Usuń
    22. Uchybić to chyba uchybiłeś ale upiekło Ci się bo widać, że dziewczyna nie ma obrońców oprócz Musierowiczowej :-)

      Usuń
    23. Moleslaw - nie wiem co to było za audytorium, któremu wydłużyły się miny, na wiadomość, że Prus może być czyimś ulubionym autorem, wolę nie snuć przypuszczeń. Ale jeśli tak było w rzeczywistości to to co Musierowiczowa wzięła za uśmiech aprobaty było wg mnie uśmiechem politowania :-)

      Usuń
    24. Nastoletnie zapewne , które dłużyzn nie lubi o czym tratuje jeden z pierwszych felietonów w tym tomie ( jak już wzięłam do ręki to i czytam od nowa) na przykładzie "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej.

      Usuń
    25. A i zapewne nie bardziej wiedziało o kim mówi Musierewiczowa, chyba że było to w czasach kiedy klasyka była normalną lekturą :-)

      Usuń
    26. Chyba wiedziało , felietony pochodzą z lat 1994 - 1997 czyli nie tak znowu dawno i raczej kierowane są do młodzieży czytającej. Inna sprawa że takie spotkanie mogło być i w ramach jakiś lekcji czy coś i wtedy faktycznie można mieć wątpliwości kto się na nim pojawił.

      Usuń
    27. Fakt, w tamtych latach jeszcze nie było blogosfery i aż takiej ofensywy badziewia :-).

      Usuń
    28. Cóż za budująca opinia o szanownym gronie ;-)

      Usuń
    29. Nie opinia tylko marudzenie wapniaka nie nadążającego za modą :-)

      Usuń
  4. Nie pamiętam czy czytałam, czy też nie, bo jeżeli to musiało być to ho, ho i jeszcze trochę. Ale wciąż myślę o ich przeczytaniu, bo je mam na półce przecież.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas w takim razie przejść od zamierzeń do czynów :-)

      Usuń
  5. Miałam już ostatnio powtórzyć sobie Lalkę, ale przegrała z innymi evergreenami. To nic, co się odwlecze..., ale o Emancypantki też zahaczę, bo do tej pory jakoś nie było okazji, a przytoczony fragment sugeruje że warto. Kto by pomyślał, że Prus to taki jajcarz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile "Emancypantki" to bardzo dobra książka to "Lalka" jest świetna :-), chyba najlepsza polska powieść ever :-) Trochę nad Prusem wisi ponure widmo "Antka", "Kamizelki" czy "Anielki" ale ono się rozwiewa, nawet mimo pesymistycznego przesłania, w jego powieściach ale też i niektórych krótszych utworach ("Grzechy dzieciństwa").

      Usuń
    2. Tak, ciągle ten sam problem autora, którego na siłę wciskano w szkole i to jeszcze "pod postacią" dołujących nowelek. Co do "Lalki" zgoda absolutna, jest to na pewno jedna z najlepszych polskich powieści i jedna z nielicznych, które zrozumie nie tylko Polak.

      Usuń
    3. Też jestem tego zdania, pewnie gdyby Prus pisał w Anglii, Francji albo Niemczech byłby w kanonie światowej klasyki, a tak, jak to u nas, na własnym podwórku traktowany jest jako autor ramot.

      Usuń
    4. Bo my skompleksiałe jesteśmy i od zawsze co zagraniczne , nawet jak gorsze, głośniej chwalimy.

      Usuń
    5. Coś w tym jest ale też tak za bardzo nie ma się czym chwalić, jednak takiego stanu rzeczy upatrywałbym w tym, że jesteśmy III ligą Europy, także w dziedzinie kultury, która traktuje naszą literaturę mniej więcej tak jak my, dajmy na to, literaturę rumuńską.

      Usuń
  6. Powieść sama w sobie może czytelnika wkurzyć, ale jak tak się zastanawiam od dawna, chyba dlatego, że jest tak prawdziwa życiowo. Nie ma tu cukierkowego szczęśliwego zakończenia i tej przewidywalności jak w dzisiejszych czytadłach.
    To gorzki obraz ludzkich charakterów i zachowań.
    Madzia mnie zawsze strasznie denerwowała, ale patrzę na nią z perspektywy naszych czasów. W dodatku nie jestem facetem z XIX wieku (a pewnie i dzisiaj takie Madzie odpowiadają wielu mężczyznom).
    Mam "Emancypantki", czytałam kilka razy i zgodzę się z BZWL - od pierwszego czytania postrzegam powieść jako przegadaną i miejscami nudną. Chociaż bardzo lubię Prusa.
    Madzia najlepszą postacią w literaturze polskiej? - nigdy w życiu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Prus potrafi wkurzyć, jakiż byłem zły na niego, że nie ożenił Wokulskiego z Wąsowską :-) miał talent do unieszczęśliwiania bohaterów ale c'est la vie.
      Słuchając Madzi nawet pozostałym bohaterom powieści czasami opadały ręce, niezależnie od tego że cenili jej dobroć - (panna Howard, siostra pana Krukowskiego a nawet ojciec gdy porównuje ją do wiśni rosnącej za parkanem). W swojej naiwności i szczerości kojarzy mi się z Myszkinem z "Idioty" Dostojewskiego.
      Co do nudy "Emancypantek" i najlepszej postaci kobiecej w literaturze polskiej, to już pisałem wcześniej i nic się od wczoraj nie zmieniło :-)

      Usuń
  7. Niestety, Prus i jego proza to kompletnie nie moja bajka. "Lalka" mnie po prostu zabiła. Nie podołałam jej zupełnie. O ile jeszcze fragmenty z pamiętników Rzeckiego dawały radę, o tyle reszta odbijała się ode mnie jak od ściany. Jedyną pozytywną przygodę, jaką zaliczyłam w związku z tą pozycją, to musical, na jakim miałam przyjemność być. Jeśli chodzi o postawy kobiece, zdecydowanie preferuję w tej materii literaturę francuską. Takie "Niebezpieczne związki" na przykład.

    https://www.youtube.com/watch?v=l-I-q7xPuaI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety - jeśli chodzi o Twoją abominację do Prusa, to bardzo dobre określenie, masz czego żałować :-).
      "Niebezpieczne związki" - wiadomo, klasa sama dla siebie, dla mnie to jeden z najlepszych romansów wszechczasów :-) ale w gruncie rzeczy jeśli się dobrze przyjrzeć to Helena Norska z "Emancypantek" nie ustępuje wiele markizie de Merteuil :-).

      Usuń
  8. gdyby w kanonie lektur szkolnych miała zostać tylko jedna pozycja,to ja oddałabym swój głos na"lalkę"prusa,ci co jej nie czytali nie wiedzą,co stracili-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nas już dwoje ale nie sądzę by szkolna dziatwa ten pomysł przyjęła za zrozumieniem :-). Niedawno trafiłem na kilka opinii na temat innej mojej ulubionej książki ewidentnie pisanych przez licealistów - nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać ...

      Usuń
    2. Tylko jedna ? Zatem "Antygona"

      Usuń
    3. Twojej ulubionej, jakiej jeśli wolno zapytać ? Ostatnio w jakimś rankingu dostało się Sienkiewiczowi i "Krzyżakom" za archaiczny język i że niby to już nikogo nie interesuje itd. ...

      Usuń
    4. Z takim wyborem też byś entuzjazmu wśród uczniów nie zrobiła :-)
      To, że Sienkiewicz nikogo nie interesuje to akurat jestem w stanie zrozumieć - ani tam przecież nie ma ognistych romansów opisujących szczegóły anatomiczne i czynności fizjologiczne, ani wampirów czy wilkołaków więc co tam może się podobać?! :-)

      Usuń
    5. Pewnie nie ale pamiętam jak zachwyciła mnie i zadziwiła również ponadczasowość antycznych dramatów tak ogólnie. :-)
      Czego jak czego ale tego co spotkało Juranda nikt nie podrobi i żaden wampir ( choć jak chyba wiesz, lubię) ani nawet całe stado nie powoduje u mnie takich emocji. Do dziś zarówno oglądam jak i czytam z zapartym tchem. A i miłości tam sporo ... Dobrze , dobrze wiem co masz na myśli zatem dalszy ciąg wykładu odpuszczam ;-)

      Usuń
    6. Tyle że na ponadczasowe aspekty klasyki powinni zwrócić uwagę nauczyciele jednak jak mogą to zrobić, skoro sami mają braki w lekturze, ale to temat na inną dyskusję, z której poza biadoleniem i tak by nic konstruktywnego nie wynikło więc nie warto strzępić sobie języka :-)

      Usuń
    7. I znowu się zgadzamy. Nuda Panie, nuda ;-)

      Usuń
  9. napisał pan:"... prus potrafi wkurzyć, jakiż byłem zły na niego, że nie ożenił wokulskiego z wąsowską ...",a dlaczego nie złościł się pan,że nie doszło do małżeństwa z łęcką?przecież to właśnie o niej marzył wokulski a nie o wąsowskiej-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małżeństwo z Izabelą tylko by go unieszczęśliwiło - przecież ona go nie kochała, tak że nawet nie było historii w pociągu, po jakimś czasie sam by to odkrył. Jak to już kiedyś pisałem "miłość jest ślepa ale małżeństwo przywraca jej wzrok" :-)

      Usuń
    2. Małżeństwo z Izabelą by go unieszczęśliwiło, ale czy zerwanie z nią nie unieszczęśliwiło go jeszcze bardziej? Popełnił przecież samobójstwo. Tzn. zakończenie jest niejednoznaczne, ale ja nie mam wątpliwości, że Wokulski się zabił...

      Usuń
    3. Również moim zdaniem się zabił ale nie jest to pogląd "jedynie słuszny" bo jest sequel "Lalki" - "Córka Wokulskiego" Romana Praszyńskiego, w której Wokulski redivivus est :-).

      Usuń
    4. O, zaskoczyłeś mnie. A kto jest matką tej córki?

      Usuń
    5. Już wiem. Przeczytałam recenzje na LC. Recenzenci są zgodni - to gniot, jakich mało :)

      Usuń
    6. Co za bezlitosna ocena :-)

      Usuń
  10. proszę pana ale wokulski jej przecież pragnął,a tak w ogóle jak pan myśli,czego on oczekiwał po tym związku,dlaczego ulokował swoje uczucia właśnie w izabelli-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie za wszelką cenę, skoro incydent którego był świadkiem złamał go - on pragnął miłości Izabeli a nie tylko tego by być jej mężem, w przeciwnym razie przymknąłby na to oko.

      Usuń
  11. pragnął miłości,naprawdę wierzył,że izabella go pokocha?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przynajmniej, że ofiarowując mu swoją rękę odpuści sobie "febliki" to innych mężczyzn - swoje zapatrywania jasno wyłożył pani Wąsowskiej, kiedy opowiedziała mu o aferze z udziałem panny Eweliny, Starskiego i barona.

      Usuń
  12. a czego tak naprawdę pragnęłą łęcka?jak pan myśli dlaczego nie chciała wokulskiego,czy tylko dlatego,że był kupcem?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku także nie za bardzo jej się podobał (czerwone ręce) ale to potem nie miało większego znaczenia, nawet i jego kupiectwo przestało przeszkadzać, zwłaszcza że sprzedał sklep.
      Sama pewnie dobrze nie wiedziała, Starski też przecież był dla niej rozrywką bo nie myślała o nim na poważnie, no ale ideał - młody, przystojny arystokrata z pieniędzmi jakoś się nie zgłaszał.

      Usuń
  13. no wie pan,gdyby związek wokulskiego i łeckiej miał wyglądać tak,jak na przykład małżeństwo emilii i zygmunta korczyńskich z "nad niemnem",to może lepiej,że do niego nie doszło-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to Wokulskiemu ostatecznie nie groziło, przecież po scenie, której był świadkiem w pociągu nie było mowy już o żadnym jego związku z Izabelą.

      Usuń
  14. czyli nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło,tylko że wokulski tego"incydentu"w ten sposób nie potraktował,zakochał się"...nie w postaci rzeczywistej tylko w tym,co sobie wyobraził..."i wszystko skończyło się tak jak się skończyło,tak jak nierzadko dzieje się w prawdziwym życiu,jeszcze raz powiem,że"lalka"to super powieść-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tzn, jak? Podsłuchana rozmowa Izabeli i Starskiego, przecież ostatecznie otworzyła mu oczy i to po niej zerwał z Izabelą.
      Oczywiście, masz rację co do tego, że w Izabeli widział wyobrażenie swojego ideału kobiety a nie to jaką była w rzeczywistości podobnie jak w opinii, że "Lalka" to super powieść :-)

      Usuń
  15. to znaczy,że zerwanie z izabellą pozwoliło wokulskiemu uniknąć losu zygmunta korczyńskiego,no bo jak pan widzi to małżeństwo,gdyby nawet do niego doszło?jakie uczucia żywiłaby wobec męża izabella?jak czułaby się izabella mając za męża wokulskiego(byłego kupca),jak pan widzi ich razem?izabella to nie była kobieta dla wokulskiego,tylko że on jak każdy zakochany nie chciał sobie tego uświadomić-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może wyszłaby z tego ówczesna "średnia krajowa" dla wyższych sfer - ona by go zdradzała, on udawałby że o tym nie wie sam po jakimś czasie znajdując jakąś pocieszycielkę, mieszkaliby osobno - ona w Warszawie a on w Paryżu lub Moskwie robiąc interesy. Ale któż to wie? :-)

      Usuń
  16. to prawda,ale przyszła mi do głowy taka myśl,wokulski ożenił się kiedyś z minclową a to znaczy,że w życiu prywatnym też nie kierował się tylko sercem,potrafił realnie ocenić sytuację,nie gonił za złudzeniami-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykłada swój pogląd na to w Zasławiu pierwszego dnia, traktując to jako nieszczęście i rzeczywiście można powiedzieć, że przy całym swoim romantyzmie był realistą bo przecież kiedy prawda stanęła mu przed oczami, nie zamykał ich i nie zaprzeczał faktom.

      Usuń
  17. tyle,że w pewnym momencie ten realista zamienił się według mnie w desperata,gorączkowo pracuje nad powiększeniem majątku,przegrywa pieniądze na rzecz łęckiego,wydaje ogromne sumy na cele charytatywne,kupuje kamienicę łęckich,oczywiście,płacąc za nią więcej niż była ona warta,w końcu sprzedaje sklep a wszystko to,po to by zdobyć izabellę,nie odpuścił nawet po zerwaniu z nią,nie wrócił do swojego poprzedniego życia,posunął się nawet do próby sabójstwa-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie była desperacja ale przemyślana taktyka obmyślana na zadzierzgnięcie więzów z Łęckimi.
      Wokulski nie był kupcem z zamiłowania ale dla chleba, sprzedawał sklep bo zrywał z kupiectwem, przynajmniej tym detalicznym jako warunkiem małżeństwa z Izabelą więc po co miał do niego wracać skoro majątek, o którym sądził, że pomoże mu w jej zdobyciu "zawiódł".
      A samobójstwo popełniał bo cel, miłość jego życia, która była motorem jego działań okazała się pomyłką - stracił więc sens swego życia, moim zdaniem, akurat w tej mierze rzeczywiście przesadzając.

      Usuń
  18. proszę pana,po co miał wracać?podobno był realistą,nie był jakimś niedoświadczonym smarkaczem,wokulski który zaczyna się ubiegać o rękę izabelli,to mężczyzna przed pięćdziesiątką,tu jest jakaś niekonsekwencja w jego postępowaniu,bo z jednej strony nie chce łęckiej po tym,co zobaczył i usłyszał w pociągu a z drugiej strony,nie potrafi jej do końca odrzucić,pogodzić się z myślą o jej utracie,iść naprzód,w końcu to nie pierwsze niepowodzenie w jego życiu i pierwsza"utrata", zdrowy rozsądek też nie jest mu obcy-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie, jak widzę w jego postępowaniu konsekwencję - majątek był dla Wokulskiego środkiem służącym zdobyciu Izabeli, skoro się okazało, że nie może kupić jej sobie w sposób absolutny to jemu samemu był zbędny.
      Co do porażek, to kojarzę tylko dwie - powstanie i zawód miłosny ale to pierwsze było porażką zbiorową, której ciężar "rozkładał" sią także na innych a tymczasem zawód miłosny dotyczył wyłącznie jego samego i tego ciężaru nie potrafił już unieść.

      Usuń
    2. zgadzam się z panem,majątek miał być środkiem do zdobycia izabelli,ale przecież zanim wokulski ją poznał to też nie siedział z założonymi rękami,ten człowiek całe życie spędził na nauce i pracy,jeszcze nie miał pojęcia o istnieniu łęckiej,kiedy przejął dorobek minclów i zaczął go pomnażać,jeśli potrafił tyle zrobić przed poznaniem izabelli,to dlaczego nie mógł być znowu aktywnym i przedsiębiorczym po jej odejściu?-anna

      Usuń
    3. Ale nauka to nie był cel jego życia, wiadomo przecież o jego wcześniejszej próbie samobójczej w czasie gdy zajęty był nauką. Miłość była dla niego absolutnym priorytetem - przecież będąc pod wrażeniem wynalazków Geista jedzie w te pędy Zasławia tylko na wzmiankę prezesowej o Beli.

      Usuń
    4. ale proszę pana,wokulski nie poświęcił całego życia na naukę,on przede wszystkim pracował i myślał pragmatycznie,jak pan myśli dlaczego ożenił się z minclową?przecież nie miał jeszcze wtedy na widoku łęckiej-anna

      Usuń
    5. Nie bardzo - pracował by mieć środki na studia, a ożenił się, jak mówił w rozmowie, o której wspominałem by "mieć pracę i nie umrzeć z głodu". Praca nie była dla niego wartością samą dla siebie (choć podchodził do niej rzetelnie) ale zawsze środkiem do czegoś.

      Usuń
    6. i żył w ten sposób prawie pięćdziesiąt lat,dopóki nie spotkał izabeli łęckiej,nie chcę powiedzieć,że wtedy zgłupiał ale prawda jest taka,że poświęcił dla niej wszystko, zakochał się w izabeli,wyobraził sobie,że to ona zostanie jego żoną,widział w niej chodzący ideał,był tylko jeden mały problem,przedmiot jego uczuć miał o sobie bardzo wielkie mniemanie,niewiele wiedział o realnym życiu,nie szanował ludzi z niższych warstw społecznych,zarabiających na życie swoimi rękami,a wokulski był przecież kupcem,rezultat łatwy do przewidzenia,gdyby panna łęcka była mądrzejsza to może powieść skończyłaby się inaczej,z drugiej strony trudno mieć do niej pretensję,wszak sam pan kiedyś powiedzial,że miłości nie można się nauczyć,skończyło się jak w prawdziwym życiu-anna

      Usuń
    7. czy pan naprawdę uważa,że miłość była tym największym marzeniem wokulskiego,tym czego pragnął najbardziej przez całe życie?-anna

      Usuń
    8. Czego pragnął przez całe życie trudno mi powiedzieć, ale że największym jego marzeniem była nie tyle nawet miłość, co nadzieja na odwzajemnione uczucie Izabeli to chyba nie ulega wątpliwości.

      Usuń
    9. no tak,to beznadziejna sytuacja,izabela i nikt inny,bo nawet gdyby spotkał nie wiadomo jakie"cudo",to z takim nastawieniem i tak nic by z tego nie wyszło-anna

      Usuń
    10. Właśnie - stary chłop a zachowywał się jak nastolatek.

      Usuń
    11. pozostaje mi się tylko z panem zgodzić,ale muszę też przyznać,że wokulski,postać wymyślona,wprawdzie,przez prusa,prawie sto lat temu nie jest postacią"papierową",można go chwalić lub krytykować ale trzeba przyznać,że zachowuje się jak wielu mężczyzn w realnym,prawdziwym życiu,nawet dziś można takich spotkać prawda?-anna

      Usuń
    12. Fakt, nieodmiennie panowie w jego wieku przeżywają drugą młodość tyle tylko, że są chyba jednak trochę bardziej pragmatyczni :-)

      Usuń
    13. za ten pragmatyzm głowy bym nie dała,ale co do reszty to chyba ma pan rację-anna

      Usuń
    14. Szczerze mówiąc to swojej też bym nie dał.

      Usuń
  19. co do przemyślanej taktyki,to nie wiem czy była ona taka do końca przemyślana,pamięta pan reakcję izabelli,kiedy zauważa,że wokulski coraz częściej pojawia się w jej życiu,odwiedza jej ojca,przychodzi do teartu i na koncerty,wykupuje jej srebra?ona zaczyna się czuć osaczona przez tego kupca,z dużymi,czerwonymi rękami-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem ale przecież "wybacza" mu, gdy dowiaduje się, że robił to "dla zysku" a nie dla niej, a w dodatku rodzina (ciotka) jasno jej mówi, że oczekuje od niej ofiary (podobnie jak matka od Heleny w "Emancypantkach") bo przecież odpowiedzialna jest za byt rodziny.

      Usuń
  20. wierzy pan,że izabella wybaczyłaby wokulskiemu(jako swemu mężowi)również ten drobny fakt,że musiała złożyć siebie w ofierze?że musiała popełnić mezalians?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ona przecież nie popełniała mezaliansu - wykazała jej m. in. prezesowa, nikt też tego nie podnosił, minusem Wokulskiego był sklep ale skoro się go pozbył to odpadła też jego największa wada.

      Izabela nie miała nic do wybaczania Wokulskiemu, to ona decydowała za kogo ma wyjść za mąż - fakt, że krąg starających się był wąski a na nią wywierana presja ale ostatecznie to ona podejmowała decyzję.

      Usuń
  21. i jest pan pewny,że gdyby miała wybór to poszłaby do ołtarza z wokulskim z własnej i nieprzymuszonej woli?wokulski,co by nie zrobił to na zawsze zostałby kupcem,pochodził wprawdzie ze szlachty,ale zubożałej,łęccy"cienko przędą"ale w towarzystwie stoją wyżej od wokulskiego,pisze pan,że izabella nie miała nic do wybaczenia wokulskiemu,ale ja myślę inaczej,pewnie czułaby się,w pewnym sensie,złapana w pułapkę,a kogo miałaby za to"ukarać"jak pan myśli?do kogo miałaby żal?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A o jakiej to pewności może być mowa w przypadku przyszłości powieściowych bohaterów :-) Że miałaby pretensje do Wokulskiego - być może, przecież chętnie konsekwencjami własnych błędów obciążamy innych. Tyle, że to nie miałoby obiektywnego uzasadnienia bo obok Wokulskiego o jej rękę starało się jeszcze dwóch starszych panów, z których zresztą jeden stanowił jej "wyjście awaryjne" po odwrocie Wokulskiego więc wybór miała, no i jak pisałem nikt jej nie zmuszał do zamążpójścia.

      Usuń
  22. częściowo ma pan rację,ale tylko częściowo,bo zważywszy na sytuację materialną ojca izabelli,jej pozycję społeczną i czasy,w których przyszło jej żyć,to o ile nie chciała zostać?starą panną"przy rodzinie",to musiała wyjść za mąż,wokulski z izabellą czy bez niej i tak byłby nieszczęśliwy,bo na harmonijne współżycie tych dwoje ,to raczej nie ma co liczyć-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, stała przed wyborem - zmienić swoje życie, żyć skromniej wziąć się do roboty albo sprzedać się wychodząc bogato za mąż. Jej problem polegał na tym, że nawet wybierając to drugie rozwiązanie nie potrafiła być uczciwa wobec "kontrahenta".

      Usuń
  23. no wie pan,może gdyby spotkała w realnym życiu kogoś takiego jak apollo,którego posąg kiedyś zobaczyła i który nią do głębi wstrząsnał,to kto wie?wszak to był jej ideał czyż nie?gdzie tam wokulskiemu do apollina?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle że konkurował w realnym życiu z marszałkiem, któremu trzeba było niańki wg słów Izabeli i baronem, który był jeszcze starszy i miał jakieś plamy na rękach, no i wybrał pannę Ewelinę.

      Usuń
    2. brakło mi argumentów,więc muszę panu przyznać rację-anna

      Usuń
  24. ps.czy czytał pan może powieść j.i.kraszewskiego"wielki nieznajomy"?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, moja znajomość Kraszewskiego skończyła się na "Starej baśni" i "Królewskich synach".

      Usuń
    2. zapytałam,bo w trakcie lektury tej powieści kraszewskiego,myślałam właśnie o "lalce",uważam,że te dwa utwory korespondują ze sobą-anna

      Usuń
    3. Domyśliłem się, ale biorąc pod uwagę, że "Stara baśń" to najlepsza powieść Kraszewskiego, on sam jest jednak przynajmniej oczko niżej niż Prus a niespecjalnie mam ochotę się męczyć :-)

      Usuń
  25. ja mam do niego słabość,odziedziczoną chyba po babce i mamie,pierwsze powieści j.i.kraszewskiego dostałam dawno temu,na kumunię,właśnie od babci,otwieram go na pierwszej stronie i wiem...że wpadłam-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś bardzo lubiłem "Starą baśń", egzemplarz w domowej biblioteczce miał ilustracje Boratyńskiego, które robiły na mnie zawsze wrażenie i na fali entuzjazmu wobec niej usiłowałem przeczytać całe "Dzieje Polski" ale na usiłowaniu się skończyło.

      Usuń
  26. ja przeczytałam całe"dzieje polski"od"starej baśni"do"saskich ostatków",to co mnie niepokoi to,to że kiedyś stał w naszej publicznej bibliotece cały kraszewski,można było podejść i czytać,co się chciało,teraz jest go coraz mniej,zniszczonych egzemplarzy nie zastępuje się nowymi,a i dobre znikają z półek,ponieważ jak mówi pani bibliotekarka na kraszewskiego nie ma chętnych,szkoda-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kraszewski miał się nieźle jeszcze w latach 70-tych ale to była chyba specyfika tamtych czasów, w których polska klasyka nie miała w zasadzie żadnej poważnej alternatywy. Teraz jeśli młodzież kojarzy "Starą baśń" to można powiedzieć, że jest nieźle.

      Usuń
  27. usłyszałam kiedyś w radio,że nawet studenci polonistyki otwierają ze zdziwienia oczy,gdy pada jego nazwisko,nic im nie mówi,ale to nic nowego,widocznie tak musi być,tak nawiasem mówiąc,czy planuje pan może powrót do"chłopów"reymonta?dlaczego pytam?bo tam jest jagna-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda czasu na to byśmy po raz kolejny biadali nad kondycją nad poziomem edukacji, nic nowego nie odkryjemy.
      Do "Chłopów: jeśli wrócę to na pewno nie w najbliższym czasie bo kolejka i tak już jest długa.

      Usuń