wtorek, 16 września 2014

Madonna Busowiska, Władysław Łoziński

Jakiś czas temu post Natanny dotyczący "Soli ziemi" Józefa Wittlina, jednej z najciekawszych powieści Dwudziestolecia międzywojennego, przypomniał mi inny huculski akcent w literaturze polskiej, tyle że trochę starszej daty (stąd odmienna ortografia zachowana w przytoczonych cytatach) - nowelę Władysława Łozińskiego "Madonna Busowiska". Pewnie na tym niezobowiązującym przypomnieniu by się skończyło gdyby nie wzmianka w biografii Conrada, że jego "wujenka", w której się podkochiwał - Marguerite Poradowska przetłumaczyła "Madonnę ..." na francuski i co mnie ostatecznie zdopingowało do odświeżenia sobie pamięci.


Nowela Łozińskiego, dzisiaj zupełnie, moim zdaniem, niesłusznie zapomniana, jest co najmniej nie gorsza od znanych jeszcze z podstawówki, pozytywistycznych opowiastek Orzeszkowej, Konopnickiej, Prusa czy Sienkiewicza, co zresztą samo w sobie może być dosyć dwuznaczną rekomendacją, jako że "A...B...C...""Nasza szkapa", "Antek" czy przypomniane ostatnio przez  Koczowniczkę "Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela" albo inne tego typu opowiadania i nowele mają dzisiaj status obowiązkowego, szkolnego nudziarstwa.  

Jednak "Madonna ..." to coś więcej niż kolejny lament nad ludzką nędzą i egzotyczny, folklorystyczny obrazek z krainy o której co prawda się słyszało ale tak na prawdę to nie bardzo wiadomo gdzie ona leży, bo Łoziński napisał o miłości, miłości matki do zmarłego dziecka i miłości mężczyzny do kobiety, których niespełnienie spotkało się i ucieleśniło w obrazoburczy sposób. 

Matka tęskniąca do dziecka poszukuje środka, który sprawiłby, że jej syn także "tam" do czasu ich spotkania nie będzie samotny i pozbawiony opieki. Odkrywa, że może być nim modlitwa bo "jest ucieczką strapionych, lekiem dusz cierpiących, że modlitwa niebiosa przebija i że jest "pocztą do nieba" i wyobraża sobie, że ufundowane przez nią votum, przed którym będą modlili się także inni będzie najlepszym sposobem zapewnienia dziecku opieki.

Z drugiej strony jest młody umierający człowiek, obdarzony talentem malarz-amator, który czyniąc zadość prośbie matki zmarłego dziecka, z którą przypadkowo się zetknął, tworzy mający być ofiarowany do cerkwi obraz Matki Boskiej, w którym "natchnienie artysty pracowało w służbie nieszczęśliwego człowieka, który może nareszcie zrozumiał, że łatwo wymarzyć sobie doskonale idealną kobietę, ale nieskończenie trudno poprawić rzeczywistą".

Ale okazuje się, że "boska transfiguracya ciężkiego, pracowitego żywota wieśniaczki, wniebowzięcie biednej uznojonej robotnicy" jaką jest obraz będący zarazem portretem ukochanej kobiety wyzwala w niektórych mieszkańcach wsi "ową odwieczną nienawiść pospolitej duszy do talentu, ciemności do światła" a chwilę szczęścia, kobieta ofiarowująca dar, "tę jasną chwilę okupić będzie musiała wielką goryczą serca, bolesnem uczuciem niepojętej krzywdy".

Łoziński "odkrywa" w "Madonnie ...", że wśród ludzi prymitywnych, których życie sprowadza się do zaspokajania fizycznych potrzeb też są jednostki, które mimo swego upośledzenia są nie mniej wrażliwe niż ci, dla których los był bardziej łaskawy, stawiając na równi uczucie ubogiej wieśniaczki i dobrze urodzonego młodego człowieka.  Ale przy tym daleki jest od idealizacji biedy i jej uduchowienia. Huculscy wieśniacy en masse są niechętni to niebudząca cieplejszych uczuć tłuszcza, niechętna wobec tego co nowe, dająca się łatwo powodować i niewrażliwa na piękno, w swoich decyzjach kierująca się nie głosem serca lecz poczuciem własnego interesu. Gorzki obrazek ale wart przypomnienia.



18 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa opinia interesującej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za dobre słowo :-)

      Usuń
    2. Lubię czytać o książkach, których być może nie poznam sama osobiście.
      Huculi podobnie jak i Łemkowie to ciekawy naród. Naród twardy, ale bo też warunki życia to powodowały. Wittlin ich ciekawie opisuje w ""Soli..."

      Usuń
    3. "Madonna ..." po wojnie chyba nie była wydawana, choć nie dam głowy czy Universitas nie wypuściło jej w serii "Klasyka mało znana" ale że to seria ezoteryczna to chyba szybciej można trafić na egzemplarz przedwojenny.
      Powiedziałbym, że Wittlin opisuj ich bardzo brutalnie, jako prymitywną społeczność, u Łozińskiego w sumie nie jest dużo lepiej chociaż może nie aż tak.

      Usuń
    4. Takie książki to tylko chyba w antykwariatach można zdobyć.
      To co napisałeś to zachęca do jej poszukania.

      Usuń
    5. Myślę, że i na allegro da się ją znaleźć bez większego problemu bo to przed wojną była popularna książka i miała kilka wydań.

      Usuń
    6. Sprawdziłam na allegro, ale to co jest to mało ciekawe ale ściągnęłam sobie z Voblinku za darmo. Wrzucę link to może ktoś będzie sobie chciał skorzystać :http://woblink.com/e-book,klasyka-literatury-madonna-busowiska-wladyslaw-lozinski,3429

      Usuń
    7. No proszę, co to znaczy potęga internetu :-)

      Usuń
    8. Już się o tym nie raz przekonałam.

      Usuń
  2. Huculski świat znam z baśniowej prozy Vincenza, chętnie sięgnę do innych wątków...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Na wysokiej połoninie" to jeden z moich licznych literackich wyrzutów sumienia, już nawet nie mówię o całym cyklu tylko o wyborze, który zrobił sam Vincenz. Zawsze jakoś mi się to kojarzyło jako odpowiednik "Na skalnym Podhalu" i "Legendy Tatr" Przerwy-Tetmajera do których nie miałem nigdy przekonania i tak Vincenz pokutuje u mnie za nie swoje grzechy :-).

      Usuń
  3. Jaka tam dwuznaczna rekomendacja, przecież te nowelki, których tytuły wymieniłeś, są bardzo ciekawe! Dla mnie to b.dobra rekomendacja. Postaram się przeczytać :)
    A z jakiego powodu zmarło dziecko z tej noweli?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba na dyfteryt, bo z tekstu wynika, że na chorobę zapadło więcej dzieci i "że im gardła puchły i do trzeciego dnia żadne nie wytrzymało".

      Co do "ciekawości" nowel i opowiadań pozytywistycznych obawiam się, że Twoja opinia może być odosobniona :-). Najbardziej z nich lubię "Grzechy dzieciństwa" Prusa i "Szkice węglem" Sienkiewicza ale na szerokie grono ich wielbicieli nie liczę :-)

      Usuń
    2. O tak, puchnięcie gardła i duszności to będzie dyfretyt. Straszna choroba, kiedyś wiele dzieci na nią umierało.
      A ja w czasach szkolnych pozytywizm bardzo lubiłam, za to romantyzmu nie znosiłam. Czytanie romantycznych ballad bardzo mnie męczyło.

      Usuń
    3. w moim przypadku czasy szkolne leżą u podstaw literackich nieporozumień, także na temat romantyzmu i pozytywizmu. Niedawno musiałem zweryfikować swoją opinię na temat "Cierpień młodego Wertera" :-). Co do romantycznych ballad to nie czuję się kompetentny ale myślę, że nie są gorsze niż wiersze z okresu pozytywizmu czy modernizmu :-)

      Usuń
    4. A czy pamiętasz, że na samym początku "Dziewcząt z Nowolipek" Gojawiczyńskiej jedna z bohaterek, Franka, mówi, że akurat przeczytała "nadzwyczajną książkę". Tą książką była właśnie "Madonna Busowiska" :)

      Usuń
    5. "Dziewcząt ..." chyba trochę nie doceniłem i pamiętam, że jakoś szybko mi "poszły", teraz widzę, że ze stratą dla mnie. Nie dziwię się, że "Madonna ..." podobała się France bo to opowiadanie, które mogło kiedyś łapać za gardło.

      Usuń