niedziela, 21 września 2014

Przybyszewski, Stanisław Helsztyński

Przybyszewskiego do tej pory kojarzyłem jako "papieża" dekadentyzmu i młodopolskiego skandalistę uwiecznionego w "Czarodziejskiej górze" Tomasza Manna (chociaż to i tak nic w porównaniu z dwudziestoletnim sporem z krawcem), znajomego najwybitniejszych artystów swoich czasów i z wariacji na temat wierszyka Stanisława Jachowicza  o Andzi

"Nie rusz, Andzi, tego kwiatka,
"Róża kole" rzekła matka.
Andzie mamy nie słuchała,
Ukłuła się i płakała."

która u Tuwima "nieco" różniła się od oryginału:

"Hanka stała z utkwionymi w jeden punkt oczyma. W mózgu jej płonęły wściekłe nawałnice szalonych paroksyzmów boleści. Te róże ... te róże czerwone ... Wirski zaśmiał się ... He-he ... Pani patrzy na kwiaty ... A róże kolą ... Krew! Rozumie pani? He-he ... Z histerycznym łkaniem chwyciła róże z wazonu i sama zaczęła wbijać sobie w palce długie, ostre ciernie. Ryszardzie! Miłości moja! Ryszardzie, ten obłędny taniec chuci i śmierci! Ryszardzie, ha-ha, krew! Wirski wstał, kopnął ją, napił się koniaku, wypalił nerwowo kilka papierosów i wyszedł. A Hanka szlochała. Szlochał deszcz za oknem."


To niewiele i pewnie na tym by się skończyło, gdybym przypadkowo nie trafił na książkę Stanisława Helsztyńskiego. Zabierałem się do niej z pewną ostrożnością bo autor to literaturoznawca "starej daty", który osobiście znał bohatera swej książki, więc powstała od razu obawa, że będzie chciał zdyskontować tę okoliczność a na domiar złego książka światło dzienne ujrzała w 1958 roku więc czym w sumie może zainteresować "nowoczesnego" czytelnika?

A tu co za zaskoczenie. Biografię Przybyszewskiego czyta się jak pasjonującą, trzymającą w napięciu i budzącą emocje skandalizującą powieść obyczajową, o kimś w rodzaju Tomaszka z "Nocy i dni". Przybyszewski w ujęciu Helsztyńskiego, to antypatyczny, nieodpowiedzialny typek, uchodzący za demona, choć patrząc na niego dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że było w nim "tyle demona, co w zapałce trucizny", choć nawet taka ilość okazała się zabójcza dla tych, którzy się z nim związali.

Po tym jak w Niemczech jego sława zgasła równie szybko jak rozbłysła, odcinał od niej kupony w Krakowie bo Warszawa nie dała się wziąć na jego głodne kawałki w rodzaju "Na początku była chuć. Nic prócz niej, a wszystko w niej.". Zdumiewające jak inteligentni, wykształceniu ludzi dawali łapać na lep Przybyszewskiego a nie byli to prostaczkowie, co do których inteligencji można by mieć wątpliwości. Musiało być coś w ówczesnym krakowskim powietrzu, bo nigdzie indziej Przybyszewski nie był otaczany takim kultem.

Można chyba powiedzieć, że im większa prowincja tym większe powodzenie odnosił święcąc triumfy w drugo- i trzeciorzędnych salach w Rosji, choć "Wygląd zewnętrzny Przybyszewskiego był przykry i wzbudzający litość: Przybyszewski rozczochrany, brudny, w zaplamionym, zniszczonym ubraniu, z trzęsącymi się rękami, zaczerwienionymi oczyma, napełniającymi się łzami, zakatarzony, wycierający co chwila twarz i oczy chusteczką. Widocznym było, że Przybyszewski był w stanie nietrzeźwym, siedział biernie - apatycznie. Żona Przybyszewskiego wyglądała również bardzo zaniedbana." czemu zresztą nie ma się co dziwić bo miała z nim, tak jak wszystkie inne kobiety, z którymi związał się Przybyszewski istny krzyż Pański. Tyle że tym razem trafiła kosa na kamień bo "trafił na kobietę, która przywiedziona do rozpaczy świadomością utraty zacnego człowieka i dzieci, trzymała go w ryzach strachem, terrorem, histerią, krzykiem i - gdy trzeba było - skandalem" i o której pisał: "Zagościł w mym domu piekielny szatan, kobieta zła, przewrotna i ordynarna, która mnie doszczętnie zniszczyła i tak zeskandalizowała, że się wszyscy ode mnie odwrócili." 

Kasprowiczowa usiłowała zrobić z męża człowieka, a zrobiła filistra, który na jej życzenie kłamliwie poniewierał pamięć poprzedniej, zmarłej w atmosferze skandalu żony. Zresztą chyba nie musiała specjalnie mocno naciskać bo Przybyszewskiemu nie znane było chyba pojęcie trwałego oddania i przywiązania do innego człowieka, bo nawet własnymi dziećmi się nie zajmował oddając je innym na wychowanie, aczkolwiek na starość z dwojgiem z nich (tymi po Dagny) miał cieplejsze stosunki.

Choć finał życia po latach wzlotów i upadków miał zaskakująco pomyślny, to jednak jakoś zaskakująco dziwne bliski prawdy o bilansie jego życia jest opis jednego z bohaterów "Synów ziemi" - "I cóż pozostało po nim? Śmieszna karykatura jego stylu, kilka wypaczonych myśli, kilka jego zwrotów, parę "schlagwortów", żywcem wyrwanych z jego książek, wykoszlawionych do śmieszności, a słowa jego, z takim trudem dobierane, stały się obłędnym paplaniem pijanego maniaka." Chociaż na dobrą sprawę, to i tak jest to zbyt pochlebna opinia aczkolwiek Helsztyński z uznaniem wypowiada się o Przybyszewskim jako poecie.

Ale o dziwo, mimo że nieczytana to jednak jego twórczość została unieśmiertelniona. Któż bowiem nie słyszał o Sienkiewiczowskiej "rui i poróbstwie" pochodzącej z odpowiedzi na ankietę Kuriera Teatralnego na temat "repertuaru pesymistyczno-zmysłowego", w której pisarz miał na myśli dramaty Przybyszewskiego - "Szanowny panie! Ruja pojawia się tylko w pewnych porach roku i nie wypełnia całkowicie życia nawet zwierzęcego. Tym bardziej więc nie może wypełnić ludzkiego. Z tego względu kierunek, oparty wyłączni na porubstwie, jest nie tylko szkodliwy etycznie, ale, jako niezgodny z prawdą i naturą rzeczy, wydaje mi się w znaczeniu estetycznym naciąganym, nieszczerym, zatem bezwartościowym. Zresztą nie znając większej części sztuk, o które chodzi, nie mówię o nich, tylko wypowiadam zdanie ogólne."

Pewnie nie o takiej sławie i pamięci marzyło się Przybyszewskiemu, ale i tak lepsze to niż całkowite zapomnienie.

8 komentarzy:

  1. Miał w sobie magnetyzm , tłumy go na dworcach witały również w Niemczech swego czasu. Był znany , tajemniczy , poeta z zagmatwanym głównie przez siebie życiorysem. Kobiety za nim szalały i to tak jak napisałeś niezależnie od stanu z którego pochodziły , wyjątkiem była chyba tylko Marta Foerder. Fakt że z czasem nimb tajemniczości przygasł a pozostała uzależniony alkoholik. No i kawę pijał niczym Balzak w ilościach hurtowych. Polecam też książki Krystyny Kolińskiej o nim i o Stanisławie Przybyszewskiej ( córka ze związku z Anielą Pajakówną )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magnetyzm miał ale tylko dla niektórych. Tłumy szybko się przerzedziły a często nie było ich wcale. Helsztyński też pisze o Anieli Pająkównie i Stanisławie Przybyszewskiej a to co pisze o stosunku do nich Przybyszewskiego dalekie jest od laurki.

      Foerder też nie była wyjątkiem, powiedziałbym raczej, że była kwintesencją zasady bo przecież popełniła samobójstwo bo nie mogła wyobrazić sobie życia bez niego po tym jak ją porzucił dla Dagny.

      Kolińską pamiętam z "Szaniawski. Zawsze tajemniczy", książki owszem gładko napisanej, ale po której miałem poczucie niedosytu.

      Usuń
    2. Pewnie że dalekie, utrzymywał kontakty właściwie głównie w celu wyciągania pieniędzy których po prostu zawsze mu brakowało. O ile pamiętam i do Stasi później pisał o pomoc. Zresztą i rodzeństwo potem po latach specjalnie blisko ze sobą nie żyło.
      O Marcie myślałam jako o osobie że tak określę "nie z kręgów artystycznych".
      Co by o nim nie pisać swego czasu był legendą i do dziś raczej skupiamy się na jego życiorysie niż na twórczości. Próbowałam czytać "Moich współczesnych" ale nie bardzo dałam radę . Choć może kiedyś.

      Usuń
    3. Legendą został głównie dzięki temu, że wzbudził entuzjazm wśród Niemców w czasie swojego pierwszego pobytu w Niemczech, który jednak tam szybko opadł i już się nie powtórzył mimo, ze Przybyszewski wracał do Niemiec. U nas budził podziw na zasadzie "ta znakomitość z Berlina" i w odniesieniu do swoich poezji, które szybko zwietrzały.
      Z opisu "Moich współczesnych", który przedstawia Helsztyński wynika, że to w sumie dzieło mitomana fałszującego własny życiorys m.in. po to by dogodzić Kasprowiczowej - czyż to nie szczyt filisterstwa?! cóż za ironia losu! :-)

      Usuń
    4. Musze polegać na opinii Helsztyńskiego gdyż ani nie przeczytałam "Moich współczesnych" w dość dużej części ani tez nie znam biografii Przybyszewskiego aż tak by porywać się na jakiekolwiek analizy.

      Zgadzamy się z pewnością w tym że gwiazda Przybyszewskiego wyblakła dość szybko i później już raczej odcinał kupony od popularności. Pamiętam niestety nie wiem z której biografii , może nawet z książki o Stanisławie jak opisywany jest jako zmęczony już starzec grający na fortepianie trzęsącymi się rękami. Niestety nie pamiętam zródła ale ogólnie nawet pasuje dobrze do wizji przedstawionej przez Helsztyńskiego.


      Co do Kasprowiczowej to chyba nawet miał wyrzuty sumienia i pewnie ( ale to już tylko domysł) stąd te próby polepszenia swojego obrazu. Z drugiej strony wezmy pod uwagę dramaty , które przecież były wystawiane i chwalone swego czasu. Miał w dorobku tez biografie czy tez monografię jakiejś znacznej osobistości. Myślę że warto tez wziąć pod uwagę towarzystwo w którym się obracał , młodopolska bohema to wolność ( prawdziwa czy nie to już bez znaczenia) od konwenansów , wolny seks, alkohol no i przede wszystkim swoboda twórczość często "pod wpływem".

      Usuń
    5. Helsztyński bez dwóch zdań ceni Przybyszewskiego jako poetę a krytycznie odnosi się do jego zachowań "czysto ludzkich", że tak powiem, tego obrazka u niego nie dostrzegłem.

      Wg niego mitomania była wymuszona w dużym stopniu względem na Kasprowiczową, której się bał i która oczekiwała od Przybyszewskiego deprecjonowania roli i wpływu na niego Dagny.

      Z dramatami różnie bywało, niektóre się podobały, niektóre spadały po jednym przedstawieniu, a z kolei do powieści Przybyszewski miał stosunek merkantylny bo pisał je dla pieniędzy, zresztą po początkowym sukcesie, Gebethner i Wolff podziękowali mu za współpracę bo książki przestały się sprzedawać.

      Usuń
  2. Ciekawie pisze o Przybyszewskim Tadeusz Boy - Żeleński w zbiorze esejów o cyganerii krakowskiej "Znasz-li ten kraj?". Do poczytania tutaj:

    http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/boy-znasz-li-ten-kraj.html

    Ta anegdotka jest świetna:

    "Paradne było spotkanie Stacha z Sienkiewiczem w Zakopanem. Sienkiewicz, który lubił po trosze kokietować „młodych”, dowiedziawszy się, że Przybyszewski jest niezdrów, poszedł do niego pierwszy z wizytą. Stach przyjął go z atencją, ale absolutnie nie wiedział, o czym z nim gadać; zakłopotany chodził w milczeniu po pokoju, w końcu zbliżył się, położył gościowi rękę na ramieniu i rzekł swoim poufnym szeptem: „Panie Henryku, napijmy się wódki”. Jedynie ten, kto pamięta ówczesne stanowisko i fason Sienkiewicza, oceni w całej pełni smak lej anegdoty"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boy-Żeleński należał do admiratorów Przybyszewskiego zanim nabrał rozumu, Helsztyński też przytacza tę historyjkę ale wspomina też o tym, że Sienkiewicz okazał Przybyszewskiemu bardzo duże wsparcie finansowe bo do dzięki Sienkiewiczowi dostał on stypendia w roku 1898 i 1900 "z daru Wołodyjowskiego" z Akademii Umiejętności.

      Usuń