poniedziałek, 20 października 2014

Bez dogmatu, Henryk Sienkiewicz

Ufff! Ciężka sprawa, bo trudno by było inaczej, gdy Sienkiewicz usiłuje wnikać w "tajnie duszy", z akcentem na usiłuje, nawet jeśli jest to, mówiąc językiem prawniczym, "usiłowanie nieudolne aczkolwiek w zamiarze bezpośrednim". Tak bowiem można określić historię relacji macho, który w gruncie rzeczy jest żałosnym dupkiem i pierwszej naiwnej, która nie potrafi uwolnić się od toksycznej z nim znajomości. "Bez dogmatu" jest czymś w rodzaju "Niebezpiecznych związków", tyle że rozgrywających się na mazowieckich piaskach oraz pod niebem Italii i Bawarii, główny bohater bowiem igra z uczuciem kobiety, najpierw je rozbudzając, by następnie porzucić ją "dla idiosynkrazji", a gdy wyszła za mąż ponownie odgrzewa w niej uczucie, przyczyniając się do jej śmierci.


Trzeba przyznać Sienkiewiczowi, że napisał książkę, której bohaterowie budzą emocje. Nic to, że negatywne i że irytują, ważne że nie postawiają czytelnika obojętnym, trudno bowiem zachować niezmącony spokój poznając "odkrywcze" myśli na temat kobiety i jej roli w życiu. Dwa są naczelne zadania kobiety; wyjść za mąż, a gdy już ten swój cel życiowy osiągnie, to "powinna rozumieć, że pierwsze jej obowiązki są względem męża". Parafrazując pana Ignacego, "ponieważ piszę tę opinię bez obłudy, przyznam więc, że mi się ta myśl trochę podobała. Powiem nawet, że nabrałem niejakiej życzliwości dla Sienkiewicza", chociaż uważam, że życie z taką bezwolną lalką jaką chce zrobić z kobiety Sienkiewicz, moim zdaniem byłoby śmiertelnie nudne.

Jest pisarz niezrównanym znawcą kobiet, dzięki niemu czytelnik może dowiedzieć się, że "kobieca natura jest dziwna, choćby nawet była anielska" a umysłowość niezbyt skomplikowana bo "gdy ujrzą niebezpieczeństwo, chowają się za fortecę prostych wierzeń i prawd katechizmowych, którą może zburzyć samo tylko uczucie, ponieważ rozum jest wobec niej bezsilny". A z uczuciami, kobieta, zwłaszcza atrakcyjna i zamężna powinna bardzo uważać, bo nie dość, że "my, mężczyźni, jesteśmy tak przyzwyczajeni do dybania zawsze i wszędzie na kobietę, że do młodej i przystojnej żaden z nas nie zbliża się nigdy bez ubocznej myśli" to nie należy mieć złudzeń "że kobieta staje się wiarołomną dopiero wówczas, gdy porzuca męża: ona nią jest - i jest całkowicie - już w chwili, w której poczuwa, że miłość jej dla niego przestaje istnieć".

Cóż, można by do tych mądrości Sienkiewicza odnieść słowa głównego bohatera "Bez dogmatu", Leona Płoszowskiego - "Dziwna rzecz: wszystko to, co piszę, jest, jak już powiedziałem, czystą teorią". Bo czystą teorią są nie tylko banialuki głoszone w powieści na temat relacji damsko-męskich ale także same postacie. Taki na przykład Płoszowski ma być symbolem dekadenta, ale cóż to za, pożal się Boże, dekadent, który owszem powiada o sobie - "gdybym nie był człowiekiem zwichniętym, niezrównoważonym, zatrutym przez sceptycyzm, krytykę samego siebie i krytykę tej krytyki, gdyby moja miłość była prawidłową i prawą, byłbym znalazł w Anielce mój życiowy dogmat, za którym przyszłyby i inne" i sobie podobnych - "Krytyka wszystkiego i samych siebie wyżarła w nas siły dodatnie; brak nam podstaw, brak punktu wyjścia, brak wiary w życie" a jednocześnie biega do kościoła, przestrzega norm towarzyskich obchodząc się zwłaszcza z ciotką zawiadującą rodzinnym majątkiem, jak z jajkiem i pisząc w bardzo osobistym dokumencie, jakim jest pamiętnik, o swojej kochance per Davisowa (od nazwiska jej męża). To nie dekadent, to kołtun, który mógłby stanąć w zawody ze Zbyszkiem Dulskim, w dodatku z dużą szansą na wygraną.

Już bardziej przekonująca jest Anielka, która wychodzi za mąż bo ... jej matka "była zdesperowana". Nie sposób się dowiedzieć czy wychodzi za niego z miłości czy nie ale jest lojalną żoną przynajmniej do czasu do kiedy Płoszowski ponownie nie zacznie się do niej umizgiwać, czyniąc z niej wg własnych kryteriów kobietę wiarołomną a której prostolinijność nie umie sobie poradzić z odradzającym się uczuciem.

To wszystko sprawia, że książka która powinna być tragiczna w swojej wymowie, chociażby dlatego, że postacie padają w "Bez dogmatu" jak muchy (doliczyłem się pięciu nieboszczyków) a i sam Płoszowski sugeruje, że wybiera się w zaświaty, choć można w to wątpić bo przecież kupił pistolet z kaburą (a samobójcy zawsze kupują pistolet bez kabury) i wlecze się za nim, jak sam powiada "owa straszna nieudolność życiowa, która ciąży jak fatum nad podobnymi do mnie ludźmi w ogóle, a nade mną w szczególności, [która] pochodzi stąd, że pierwiastek kobiecy przeważa w naszych charakterach nad męskim" i sprawia, że niezdolny jest do jakiegoś stanowczego czynu. Chociaż niczego przesądzać nie można,  ponieważ to człowiek wrażliwy jak mimoza, co prawda tylko na własnym punkcie, ale za to do tego stopnia, że mu "czyniło się zimno w mózg i czaszkę". Równie dobrze może ochłonąć i ożenić się, już ciotka kogoś mu narai bo przecież "człowiek powinien się ożenić i dla siebie samego, i dlatego żeby mieć dzieci - bo to przecież obowiązek społeczny".

Polecam, ku przestrodze.

12 komentarzy:

  1. Ja obstawiam, że jednak się zabił, wmówil sobie, że jest bohaterem tragicznym i musi tę rolę odegrać do końca:).

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam to na "krótkej liście", bo Hen bardzo zachwalał, a teraz jeszcze i u Ciebie widzę że warto. To nie może być przypadek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wszelki wypadek zastrzegam, że z Henem się nie umawiałem na opinię bo nie odważyłbym się zachwalać "Bez dogmatu". Inna sprawa, że warto przeczytać, żeby zorientować się o stopniu "odlotu" Sienkiewicza :-)

      Usuń
    2. No i takim sposobem "Bez dogmatu" przesunęło się o parę oczek w górę...

      Usuń
    3. W takim razie uzbrajam się w cierpliwość :-)

      Usuń
    4. Oj, na blogu to może potrwać, tak liczę i wychodzi i mi, że mam w szkicach 12 książek.

      Usuń
    5. Dlatego uzbrajam się w cierpliwość :-)

      Usuń
  3. Nie wiem dlaczego nie przeczytałam bez Dogmatu w czasie, gdy czytałam Połanieckich, ale dzisiaj już się nie skuszę na ten, jak piszesz w komentarzy "odlot" Sienkiewicza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli "Rodzina Połanieckich" Ci się podobała to może i "Bez dogmatu" przypadło by Ci do gustu ale nie nalegam :-)

      Usuń
    2. Rodzina ... i owszem podobała mi się, ale to było mnóstwo lat temu, gdy jak to młoda kobieta rozczytywałam się w książkach z miłością w tle.......dzisiaj pewne sformułowania, rozbudowane zdania, typu zacytowanych przez Ciebie, by mnie chyba "przygniotły".

      Usuń
    3. Tak, można się trochę podłamać, że pisarz którego uważa się za autorytet okazuje się w kwestiach społecznych, mówiąc bez ogródek, po prostu durniem, który nie chce/nie potrafi zrozumieć, że kobieta nie jest czymś podrzędniejszym w stosunku do mężczyzny. Dla mnie "Rodzina ...", "Bez dogmatu" i "Wiry" mają tę zaletę, że nie pozostawiają czytelnika obojętnym - bo trudno być obojętnym wobec ostentacyjnej głupoty.

      Usuń