sobota, 21 marca 2015

Widnokrąg, Wiesław Myśliwski

Starzeję się, tak..., nie da się ukryć, starzeję się. Ta niewesoła konstatacja, wbrew temu co głosi piosenka wykonywana przez Wiesława Michnikowskiego, nachodzi mnie zawsze po lekturze książek Wiesława Myśliwskiego. A to wszystko za sprawą jego niezwykłego pisarstwa, sprawiającego że czytelnik odnajduje w jego książkach ślady własnej tożsamości. Dodajmy - nie każdy czytelnik, bo adresatami książek Myśliwskiego wydają się ci, którzy pamiętają lata, w których czas jakby biegł wolniej a świat poza linią widnokręgu był tylko abstrakcją. To sprawia, że choć Piotr, narrator "Widnokręgu" należy do pokolenia moich rodziców, a w Sandomierzu byłem przejazdem ze dwa razy w życiu i to w czasie gdy po Rybitwach i domu panien Ponckich (choć "podobno wcale się nie nazywają Ponckie, tylko jednak Śliwka, a druga Kasprzyk. To i siostrami nie są, bo jak?") nie było już śladu, jest mi tak bliski.


Tak... widnokrąg, "O, ta linia dookoła między ziemią a niebem, która nas zamyka. Chociaż to tylko złudzenie. Gdybyś chciał do niej dojść, będzie się zawsze od ciebie odsuwała, zachowując tę samą odległość. A ty będziesz zawsze w środku. I nigdy nie dojdziesz." Będzie się w środku własnego świata budowanego ze wspomnień ludzi, miejsc i rzeczy. Tego co przemija, bo po rzeczach nie ma śladu, miejsca uległy zmianom a ludzie, którzy coś dla nas znaczyli odeszli. Ale świadomość istnienia własnego świata, ma się dopiero poniewczasie, po latach, tak jak bohater Myśliwskiego, alter ego Autora, który mówi odwiedzając dom nieżyjących już dziadków, będący kiedyś chwilową tylko przystanią - "właściwie to nigdy nie opuściłem tego miejsca. Bo choć to ich groby, to mój znak, gdzie jestem. A kto wie nawet, czy to nie jest środek mojego widnokręgu, bo jedynie tu jestem w stanie doznać tej bolesnej dotkliwości, jak umieram za nimi i ja, a nie tylko świat dookoła mnie. I to tak zwyczajnie, pospolicie, że ta dotkliwość przeradza się w zachwyt, jakbym oto stał twarzą w twarz przed najwznioślejszą tajemnicą piękna. Chce mi się aż zanurzyć w tym umieraniu jak w kwitnącej łące i patrzeć na słońce gasnące nade mną."

Kiedy my się dowiemy, gdzie jest środek naszego świata ograniczonego widnokręgiem? Pewnie wówczas, gdy zatęsknimy za zrzędzeniem matki (której pisarz wystawił swoją powieścią wspaniały pomnik) i koniecznością pomocy ojcu. Gdy będziemy wiedzieli jak ważne to były chwile. Ale wówczas będzie już za późno, mimo że niejedno by się oddało by tamte chwile wróciły, by można było nadrobić bezpowrotnie stracone okazje pomocy i wyręczenia a czasami tylko wysłuchania "gorzkich żali", tych którzy już odeszli. Teraz poświęciłoby się dużo więcej niż tylko przerwaną zabawę byleby tylko o to ktoś poprosił, bo dzisiaj, wraz z dojrzałością dostrzega się więcej i więcej rozumie. Tyle, że czas już minął a pozostał jedynie żal do samego siebie, że cóż nam wtedy szkodziło poświęcić tę chwilę, której od nas oczekiwano, ale to przecież czasu nie cofnie i niczego już nie zmieni. I ten smutek i żal pozostanie w zawieszeniu, no bo komu o tym powiedzieć, skoro tych którzy by to zrozumieli już nie ma. Stoimy więc jak Piotr z "Widnokręgu" ze swoim synem na schodach prowadzących na Rybitwy, tak samo jak on kiedyś ze swoim ojcem, przekazując pałeczkę zarówno bliskości jak i niezrozumienia, naszemu dziecku.

To nic, że ten nasz świat nie olśniewa ogromem, nie musi - przecież takie Dwikozy, "niby wieś, a bagno nieprawości rodzaju ludzkiego, pięć sfer wtajemniczenia, dziesięć kręgów pokuty"  i zbudowany jest wokół wspomnień o rzeczach, które innym umknęły jako nieistotne ale to właśnie sprawia, że jest on nasz, własny i niedostępny dla innych, bo tego co widzimy, "nikt inny nie widzi. Choćby widział dużo więcej". My też mamy w sobie historię swojego zgubionego buta, pierwszej zabawy czy szkolnej miłości. To jest centrum naszego świata, którego granice wyznacza widnokrąg naszej pamięci.

10 komentarzy:

  1. Po takiej opinii nie sposób przejść obok tej lektury obojętnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wobec "Widnokręgu" nie sposób przejść obojętnie bez konieczności czytania czyjejkolwiek i jakiejkolwiek opinii :-)

      Usuń
  2. Nie mam zwyczaju pisać łatwych pochwał, zresztą najczęściej czytam tu sobie milcząc, ale to jest jeden z Twoich tekstów, obok którego nie da się przejść obojętnie.
    Widnokrąg czytałam tak dawno temu, że powinien całkiem rozpłynąć się w niepamięci. A jednak - tyle obrazów, historia tego zaginionego buta, portret matki taki wyrazisty, strome schody i poczucie winy, że chory na serce ojciec.. I jeszcze młodość, tamto spotkanie (zmp-owską prelekcję?), na które jechał zupełnie nieprzygotowany, bo przygotowania przebiegały jak we śnie. Czy możliwe, że z tej książki pamiętam też obraz żydowskiej dziewczyny, historia fascynacji, potem odwożenie na stację. I pewnie wiele jeszcze takich scen mogłoby wrócić, gdybym poszukała więcej niż chwilę. Nie o historie zresztą chodzi, tylko o ich oddźwięk, a tego się nie da/ może nie powinno się/ opisywać. Ale najbardziej zapamiętałam - jak ten świat został opisany. Z jakim mistrzostwem.
    Ciekawe, jak to by było czytać "Widnokrąg" po latach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do powtórki z "Widnokręgu" zbierałem się i zbierałem. Teraz żałuję, że tak długo ale z drugiej strony, to książka której lektura nie uchodzi bezkarnie, wiedziałem to po pierwszej lekturze dlatego jakoś tak się do niej przymierzałem. Nie żałuję, bo dostrzegam znacznie więcej niż za pierwszym razem i już teraz wiem, że jeszcze do niej wrócę.
      PS.
      Tę żydowską dziewczynę, Sulkę wraz z jej rodziną dziadek Piotra wraz z nim odwozili do Sandomierza, do getta, choć to nie jest wyraźnie powiedziane. Mnie chyba bardziej intrygowała postać burmistrza pół Polaka, pół Niemca zabitego przez partyzantów. Z książki nie sposób się też dowiedzieć, jak skończyła się ta zetempowska prelekcja :-)

      Usuń
    2. Tak, to pamiętam - obowiązek "podwody" i tamtą drogę, nie byłam pewna tylko, czy to "Widnokrąg", a jednak.
      Tamta prelekcja naprawdę jak ze snu - czasem bywają takie sny, że nie można się przygotować do czegoś ważnego, że czas ucieka a różne drobiazgi powstrzymują. I zakończenie też podobne - chyba wszystko się kończy, gdy poprzednik, który miał mówić wystarczająco długo, nagle przekazuje głos umierającemu z nerwów i nic nie pamiętającemu, nie potrafiącemu przywołać nawet kilku frazesów chłopakowi :-) Całkiem jak moje sny o maturze ;-)

      Usuń
    3. Ale każdy koszmar na szczęście się kończy - Piotr zapewne przeczytał jeszcze raz to samo dla śpiącego już audytorium a Ty przecież zdałaś maturę, domyślam się, że ze świetnym wynikiem :-) Dzisiaj to już tylko temat do wspomnień :-)

      Usuń
  3. Myśliwski jeszcze cały czas przede mną.....
    Ja jeszcze należę do tych, dla których czas płynął przynajmniej z początku życia wolnym nurtem ... a mimo to już od jakiegoś boleśnie przeżywam wszystko czego zaniedbałam w kontaktach z bliskimi...czas minął, oni już dawno odeszli i zostały dopadające mnie wspomnienia i świadomość, że już niczego nie można nadrobić....że żyjąc we w własnym świecie wiele straciłam.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Myśliwski by Ci się spodobał, zwłaszcza "Kamień na kamieniu" i "Widnokrąg".

      Usuń
    2. "Kamień na kamieniu" znam z filmu, który już chyba trzeci raz niedawno oglądałam a ponoć bardzo odzwierciedla treść książki. Muszę przyznać, że jakoś nie nudzi mi się jego oglądanie.

      Usuń
    3. Ja wracałem i do "Kamienia..." i do "Widnokręgu" i też mi się nie nudziło, wręcz przeciwnie, miałem wrażenie że wraz z upływającymi latami więcej dostrzegam w tych książkach niż gdy je czytałem pierwszy raz przed laty.

      Usuń