czwartek, 12 grudnia 2013

Trans-Atlantyk, Witold Gombrowicz

Po "Ferdydurke" przyszła kolej na "Trans-Atlantyk"; i cóż za rozczarowanie. Zamiast lekkiego stylu i sarkastycznego dowcipu Gombrowicz uraczył czytelników ciężkostrawną stylizacją na język "naddziadów" a i z dowcipu niewiele pozostało. To co łączy obydwie powieści to ogólne "szarganie świętości", tyle że w "Trans-Atlantyku" ma ono znacznie większy kaliber, dotyka bowiem materii szczególnie wrażliwej u nas, a mianowicie patriotyzmu i tradycji.


O ile dzisiejszy wymiar tego pierwszego w gruncie rzeczy sprowadza się do deklaracji i gestów w rodzaju wywieszenia flagi narodowej bez możliwości, na szczęście, praktycznej weryfikacji, to wówczas gdy ukazało się w 1953 r. jego pierwsze wydanie (pierwsze krajowe z okładką i grafikami Jana Młodożeńca ukazało się w 1957 r.) wyznanie - "Rozluźnić to nasze poddanie się Polsce! Oderwać się choć trochę! Powstać z klęczek! Ujawnić, zalegalizować ten drugi biegun odczuwania, który każe jednostce bronić się przed narodem, jak przed każdą zbiorową przemocą." - musiało szokować, w kraju, w którym ludzie ciągle umierali za Polskę i byli za nią więzieni.

To nic, że Gombrowiczowi nie chodziło o wyparcie się Polski lecz o to by "uzyskać - to najważniejsze - swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka!", taki postulat w ówczesnych realiach zatrącał o zdradę narodową. Podejmując taki temat stawiał się w sytuacji, o której pisał ks. Tischner w "Polskim kształcie dialogu" - "wyobraźmy sobie filozofa, Sokratesa, którego wtrącono do więzienia z powodów politycznych. Przypuśćmy, że nie zgadzamy się z jego filozofią i chcemy ją poddać krytyce. Uważamy jednak, że uwięzienie jest jawnym bezprawiem. Czy w tej sytuacji, gdy Sokratesowi grozi śmierć, mamy prawo wystąpić z krytyką jego poglądów? Czy nie powinniśmy raczej milczeć, aby nasza krytyka nie została źle zrozumiana i nie przyczyniła się do wydania niesprawiedliwego wyroku? (...) Kto mimo wszystko decydował się na krytykę (...), stawał - być może mimo woli - w dwuznacznej sytuacji moralnej. Groziło mu posądzenie, że bierze udział w nieuczciwym procesie."

Ale z perspektywy czasu okazuje się, że Gombrowicz miał rację. Każdy kto choć trochę zasmakował losu emigranta wie, jak prawdziwe i ciągle aktualne okazało się ostrzeżenie "lepiej ty z obcemi, z cudzoziemcami się trzymaj, w cudzoziemcach zgiń, rozpłyń się, a niechże ciebie Bóg broni od (...) Rodaków, bo Źli, Niedobrzy, skaranie boże, tylko ciebie gryźć będą i tak cię zagryzą!". A i "polskie piekiełko" z tym ciągłym spoglądaniem do tyłu, w którym ludzie "o świecie bożym zapomnieli, ze sobą tylko między sobą, wsobnie, a tyle im z dawnym czasów się starzyzny nazbierało, tyle to wspominków, uraz, słów rozmaitych, korków, flaszek starych, dubeltówek, puszek, szmat najprzeróżniejszych, kości, sztyftów, garnków, blaszek, puklów, że już i kto obcy, jeśli do nich przystępował, wcale nie mógł przeczuć co jemu powiedzą lub zrobią; bo korek, lub flaszka, albo słówko jakie niebacznie rzucone, zaraz im co Dawniejsze a Zapiekłe przypomina i jak kurkiem na kościele kręci." ma się całkiem dobrze.

Nie wydaje mi się jednak by alternatywa "Ojczyzna - Synczyzna" przed jaką pisarz stawia czytelnika była jedyna lub prawdziwa - "Szalony człowieku! Za postępem i ja jestem, ale ty Zboczenie postępem nazywasz. Rzekł mi na to: - A jakby tak trochę zboczyć, to co?". Nie dostrzegam "wartości dodanej" w potępianiu w czambuł tradycji ani forsowaniu na siłę "nowoczesności", która w "Trans-Atlantyku" brzmi wyjątkowo prowokująco, bo cóż takiego ona w gruncie rzeczy proponuje poza odrzuceniem tradycji.

Mam wrażenia, że Gombrowicz jakby zatrzymał się w pół kroku i w gruncie rzeczy nie wyszedł poza "wyśmiać i wyszydzić", nie potrafiąc/nie chcąc postawić następnego kroku być może z obawy przed jego konsekwencjami, bo nie przedstawia przecież świata nowoczesnego, chyba że za taki uznać estancję Gonzala a jeśli tak, to jego obraz jest zdecydowanie mało pociągający, zwłaszcza że żywi się on tym czemu się przeciwstawia - tradycją i trudno zatem powiedzieć, na czym miała by polegać jego wyższość nad światem obracającym się wokół tradycyjnych wartości.

46 komentarzy:

  1. ja czytałam gombrowicza dawno,teraz przeczytałam sobie jeszcze raz"trans-atlantyk",czytało mi się to dobrze,więc najpierw sam utwór opowiedziany trochę specyficznym językiem,ktoś mógłby powiedzieć,facet jest szurnięty,co to jest?ale doszłam do końca i przeczytałam jeszcze dwie przedmowy,napisane przez samego autora,do dwóch kolejnych wydań(1951,1953),wie pan uśmiechałam się czytając to,najpierw jeden gombrowicz,opowiadający swoją historię i jakiś"bełkot",potem drugi,mówiący piękną polszczyzną,rozsądnie wykładajacy swoje racje w przedmowach,jakby dwie różne osoby,super,przeczytałam z przyjemnością-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ferdydurke" znacznie bardziej mi się podobało, "Trans-Atlantyk" chwilami wydawał się wręcz nudny, owszem są kawałki, które mi się podobają ale całość raczej "średni". Przede mną jeszcze "Pornografia" - do trzech razy sztuka - zobaczymy :-)

      Usuń
    2. Prowadzisz świetnego bloga o literaturze. Również zaczynam z czymś podobnym i napisałem kilka słów właśnie o Pornografii - może cię zachęci. Oto odsyłacz - http://calytydzienja.blogspot.com/2014/01/o-pornografii-sow-kilka.html?m=1

      Usuń
    3. Dziękuję, próbowałem wejść na Twoją stronę ale na próbach się skończyło, niestety, bo mój komputer jej nie znajduje.

      Usuń
    4. http://calytydzienja.blogspot.com/2014/01/o-pornografii-sow-kilka.html?m=0 może teraz zadziała :)

      Usuń
    5. Tym razem się udało :-)

      Usuń
  2. ja tym razem bardziej zwracałam uwagę na formę niż na treść,patrzyłam jak gombrowicz opowiada swoją historię,nie nudził mnie,co do"pornografii",to jeśli lubi pan czytać o dużych chłopcach,to powinno się panu spodobać,tak mi się wydaje-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duzi chłopcy?! - wiadomo, faceci nigdy tak naprawdę do końca nie dorośleją :-)

      Usuń
  3. właśnie i tacy duzi,niegrzeczni,znudzeni faceci,bo oni się tam nudzą i zaczynają się nieładnie bawić,powinno się spodobać,nieźle czytało mi się też"opętanych,wracajac do"trans-atlantyku"pyta pan,co proponuje tam gombrowicz?zdrowy rozsądek,dystans,pamięta pan,w powieści nie dochodzi ani do ojcobójstwa,ani do"synobójstwa",w pewnym momencie wszyscy zaczynają się śmiać,gombrowicz proponuje trzecie wyjście-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może, ale ja tego trzeciego wyjścia nie dostrzegłem. W tym Śmiechu, którym "Wybuchają, w ramiona się biorą" co bardziej kojarzy mi się z ogólnym "kochajmy się!", które jest jednak jakby nie było elementem tradycji, a po czym wszystko znowu, jak to u nas, wraca do normy.

      Usuń
  4. może i tak,ale gombrowicz mówi o tym w swoich przedmowach,ja przynajmniej się tego doczytałam,a jak to u nas wraca do normy,no cóż?gombrowicz proponuje w swoim utworze jakieś rozwiązanie i wydaje mi się,że dobrze by było,gdyby coś z tego do nas dotarło,choć pewnie nie dotrze-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak źle chyba nie jest, tyle że u nas widoczne są przede wszystkim skrajne opcje a zwolennicy zdrowego rozsądku pozostają, właśnie z jego powodu, niewidoczni.

      Usuń
  5. właśnie i za tym też opowiada się gombrowicz,tak mi się wydaje-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inna sprawa, że ten zdrowy rozsądek czasami niebezpiecznie blisko jest rezerwy, żeby nie powiedzieć kunktatorstwa, tego "Nie jestem ja na tyle szalonym żebym w Dzisiejszych Czasach co mniemał albo i nie mniemał", to zresztą dla mnie najlepszy fragment książki.

      Usuń
  6. Brawo. Bardzo dobra książka. Bardzo przesmiewczo Gombrowicz rozprawia się z mitami Polskimi i dokopuje inteligentom. Polecam też Ferdydurkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To że prześmiewczo traktuje naszą tradycję to fakt, ale do miana "bardzo dobrej książki" to jednak "Trans-Atlantykowi" trochę brakuje.

      Usuń
    2. Powiedziałam chyba wyraźnie, że "Transatlantyk" to najlepsza książka i nic jej nie brakuje. Może tylko niektórym "recęzentom " brakuje rozeznania i wiedzy odróżnienia dobrego od złego.

      Usuń
    3. Co za przekonujący sposób uzasadniania własnych poglądów ... :-)

      Usuń
    4. Urocze prawie jak z tym Słowackim tylko "prawie" robi różnicę ;-)

      Usuń
    5. Nieodłączne "uroki" internetu :-)

      Usuń
  7. "Uzyskać - to najważniejsze - swobodę wobec formy polskiej, będąc Polakiem być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka!" - ambitne zadanie. W sumie nie różni się od tego, do czego dąży większość współczesnych Polaków na obczyźnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobyt za granicą ma jednak w sobie coś ozdrowieńczego, pozwala spojrzeć z dystansem na własne podwórko. Nie bez kozery i dawniej szlachta, jeśli tylko mogła wysyłała, synów na studia zagraniczne, żeby się otrzaskali na świecie.

      Usuń
    2. Uderz w stół, a nożyce się odezwą - odzywam się i ja.
      Małgosiu, doceniam, że użyłaś określenia "większość" w odniesieniu do "współczesnych Polaków na obczyźnie", ale z całym szacunkiem i sympatią - nie jestem zwolenniczką takiego uogólniania.
      Od 5 lat mieszkam na obczyźnie, w różnych miejscach i różnych okolicznościach, ale nigdy nie czułam aspiracji, by "być jednak kimś obszerniejszym i wyższym od Polaka". Wręcz przeciwnie, na kazdym kroku swoją polskość akcentuję. Podobne postawy obserwuję u znajomych, nie jest więc tak źle, jakby mogło się wydawać.

      Usuń
    3. Marlow - jeśli to pobyt czasowy, to oczywiście bywa ozdrowieńczy. Jednak obecnie to już raczej wyjazdy na stałe. A przy okazji odcięcie się od tradycji, rodziny, korzeni i języka. Strasznie to smutne.
      Jeżanno, bardzo się cieszę, że są osoby takie, jak Ty i Twoi znajomi. Patrząc na to, jak zachowują się i co mówią Polacy mieszkający za granicą traciłam już nadzieję ;)

      Usuń
    4. Marlow
      Masz rację z "ozdrowieńczym" wpływem pobytu za granicą, choć pewnie nie ogarnia on wszystkich wyjeżdżających...:-)
      Małgosiu
      cieszę się, że nie dajesz się zdominować stereotypom. Mnie krew zalewa, gdy słyszę lub czytam opinie na temat polskich emigrantów.
      A przecież są ludzie, którzy za granica kończą drugi fakultet studiów, zdobywają stopnie naukowe, uczą dzieci polskich tradycji, kupują polskie ksiązki. Odkąd opuściłam Polskę, każdy urlop w miarę mozliwości spędzamy w rodzinnych stronach. Nie wyobrażam sobie, żeby nagle zacząć udawać kogoś innego, niż jestem.

      Usuń
    5. Jeżanno, może są i tacy, którzy kończą za granicą drugi fakultet. Mieszkałem kilka lat za granicą i "za moich czasów" nigdy nie udało mi się kogoś takiego spotkać. Widziałem natomiast cwaniaczków, którzy żerowali na poczuciu lęku i niepewności naszych rodaków. Bycie obywatelem drugiej kategorii albo i żadnej raczej nie sprzyjało rozbudzaniu dumy narodowej. Owszem były polskie kościoły, szkoły i ośrodki, polskie gazety i książki ale to wszystko było kroplą w morzu. Jak jest teraz - nie wiem, tak że co do aktualnej kondycji polskiej emigracji głosu nie zabieram.

      Usuń
    6. Marlow
      Ja oczywiście nie chcę się wymądrzać i udawać, że jestem w czymkolwiek lepsza od innych rodaków za granicą.
      Tym bardziej, że grono moich polskich znajomych nie przedstawia jakiegoś szerokiego spektrum postaw. Znam tych, z którymi miałam do czynienia w pracy czy po sąsiedzku.
      Widziałam też takich, o których piszesz, dlatego nie zastrzegam, że współcześni polscy emigranci to elita elit, bo tak nie jest. Chciałam tylko sprzeciwić się utartemu od pewnego czasu schematowi myślenia.
      Są cwaniacy, są też wartościowi ludzie, jak wszędzie. Czy proporcje w Polsce nie wyglądają podobnie?
      Tak naprawdę kluczowym zagadnieniem nie jest sam fakt życia na obczyźnie ale tego, w jakich tradycjach dana osoba zostałą wychowana i jakie wartości wyniosła z domu. Nikt, ot tak, nie staje się cwanym kombinatorem z chwilą przekroczenia granicy czy nawet spędzenia na obczyźnie kilku lat. Z moich obserwacji wynika, że Polacy dość chętnie integrują się w tubylcami i moim zdaniem to dobrze, osobiście nie popieram zachowan, jakie prezentują społeczności bliskowschodnie na emigracji.
      To wszystko jednak nie wyklucza kultywowania rodzimych tradycji. Czytam dziecku polskie bajki, chodzę do polskiego kościoła, obchodzę święta po polsku (jeśli akurat nie jestem w domu rodzinnym) i chcę do Polski wrócić. Kiedy? Nie wiem. Ale to nie jest odcinaniem się od korzeni.

      Usuń
    7. Szczerze mówiąc, nie wiem jaki jest obecnie stereotyp emigranta - mogę się tylko domyślać, że to emigracja zarobkowa skoro obecnie odpadła kwestia wolności.

      Jestem też w stanie zrozumieć tych, którzy odcinają się od korzeni próbując upodobnić się do gospodarzy państwa, w którym z wyboru zdecydowali się żyć.

      Usuń
    8. Nie chodzi tyle o powody emigracji - bo te w obecnych realiach są dość oczywiste, ale o sposób postrzegania ludzi, którzy zdecydowali się wyjechać. Jedni dla lepszych szans, inni ze względu na rodzinę.
      Ale to temat - rzeka i chyba nie bardzo jest sens go roztrząsać...
      Co do "Trans-Atlantyku" - czytałam dość dawno (bo Polacy za granicą też czasem czytają) i ogólnie zgadzam się z Tobą. Lekki przerost formy nad treścią i miałam wrażenie, że Gombrowicz sam siebie zapędził w kozi róg.

      Usuń
    9. A i kwestia postrzegania to temat rzeka - inaczej na emigrację patrzą ci, którzy sami mają tego rodzaju doświadczenia a inaczej ci, dla których jest to czysta teoria a na to nakłada się jeszcze uogólnienie indywidualnych przypadków. Być może Gombrowicz dorabiał ideologię do własnej postawy, stosując "obronę przez atak".

      Usuń
    10. Tak to chyba w dużej mierze działa - ci, co nigdy za granicą nie byli a jedynie zasłyszeli co nieco, lubią budować własne teorie na temat "polskiej emigracji". Z kolei ci, których to osobiście dotyczy, reagują często po gombrowiczowsku. Niewiele się chyba w tej kwestii zmieniło przez lata.

      Usuń
    11. Mnie się wydaje, że coś się jednak zmieniło i "Synczyzna" jest w wyraźnym natarciu ale to już chyba naturalna kolej rzeczy w otwartym społeczeństwie.

      Usuń
    12. W tym kontekście z pewnością tak, ale to raczej zjawisko niezależne. Tak jak napisałeś - naturalna kolej rzeczy. Myslę, że symptomy tego można by zaobserowować również w sytucaji, gdyby nie doszło do masowych wyjazdów za granicę. Odrzucanie tradycji w równym (jeśli nie większym nawet!) stopniu praktykuje się także w ojczystych granicach...

      Usuń
    13. Oczywiście, to naturalna konsekwencja otwartości, bo okazuje się, że stare jest już niewystarczające w nowych czasach ...

      Usuń
    14. Ano tak :-) A nowe czasy opanowały nie tylko zachodnie przyczółki, ale i w równym stopniu rodzime tereny.
      Ja tam staroświecka jestem, ale to pewnie kwestia wieku ;-)

      Usuń
    15. Staroświeckość staroświeckością ale komputera i telefonu komórkowego korzystamy, dlaczego zmiany miałyby dotyczyć postępu cywilizacyjnego a nie obyczajowości?! :-)

      Usuń
    16. I na to pytanie nie potrafię krótko odpowiedzieć :-) W skrócie powiem tylko, że nasze poczucie tożsamości, stabilizacji i bezpieczeństwa nie opiera się na aktualnie użytkowanych technologiach i zdobyczach cywilizacyjnych, tylko na obyczajowości właśnie. Więc chociazby po to warto ją chronić przed nadmiernym i niepohamowanym postępem. Oczywiście dotyczy to osób, dla których obyczajowość czy tradycja ma w ogóle jakieś znaczenie.

      Usuń
    17. Gdyby tak było, to pewnie nasze obyczaje byłyby takie jak tysiąc lat temu, zapewne nasi przodkowie też byli w szoku kulturowym w zderzeniu cywilizacją zachodnioeuropejską i niejeden bronił własnej obyczajowości przed nadmiernym i niepohamowanym postępem :-)

      A dzisiaj proszę, kobiety chodzą w spodniach i mówią mężczyznom co mają robić, Sodoma i Gomora :-) Nie tak to drzewiej bywało :-)

      Usuń
    18. Które kobiety mówią którym mężczyznom, co mają robić??? :-)

      Ja nie miałam na myśli totalnego skostnienia obyczajów, ale postępu w granicach rozsądku (choć to oczywiście kwestia doprecyzowania definicji oraz indywidualnej otwartości na zmiany :-)

      Usuń
    19. A są jakieś, które nie mówią?! :-) Może przed ślubem zdarzają się takie przypadki ale po ślubie to już na pewno nie :-)

      Usuń
    20. Ależ to wszystko w Waszym (mężczyzn) dobrze pojętym interesie...! :-)))

      Usuń
    21. Ależ oczywiście! co do tego nie mam żadnych wątpliwości! :-)

      Usuń
  8. tam od razu kuktatorstwo,wszak nawet goethe powiedział kiedyś o sobie,"doświadczyłem w życiu wszelkich zaszczytów,ale nie tego,bym mógł zawsze i wszędzie powiedzieć to o czym myślę",-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kwestia osobistych zapatrywań - bo już jego dobry, młodszy znajomy Schopenhauer walił prosto z mostu, to co mu ślina na język przyniosła, czy zresztą zapracował sobie na szczególny rodzaj popularności :-)

      Usuń
  9. więc wychodzi na to,że gombrowicz miał rację-anna

    OdpowiedzUsuń