sobota, 15 marca 2014

Wspólny pokój, Zbigniew Uniłowski

Powieść Zbigniewa Uniłowskiego była dla mnie książkowym wyrzutem sumienia (jednym z wielu) odkąd obejrzałem "Życie Kamila Kuranta" oparte zresztą także na dwóch innych utworach ale to ona swego czasu była sensacją i literackim skandalem. Dzisiaj jej sława już przebrzmiała i podejrzewam, że sięgają po nią głównie ci, którzy interesują się życiem literackim dwudziestolecia międzywojennego, jako że bohaterami "Wspólnego pokoju" są postacie Parnasu, aczkolwiek głównie z jego drugiego szeregu.

Karol Irzykowski pisał, że "Wspólny pokój" "mimo woli pokazuje, do jakiego stopnia (...) maniackim myśleniem w kategoriach rang opętana i zdemoralizowana jest warszawska młodzież literacka. Głównym tematem jej rozmów jest: sława, kariera, przylepianie etykietek kolegom, sprawy wydawnicze i księgarskie, zakulisowe plotki literackie i teatralne oraz ryczałtowa i arbitralna krytyka autorów niemiłych, nie przebierająca w dosadnych określeniach." I trudno Irzykowskiemu odmówić słuszności. 


To nie jest proza do "lubienia", stanowi mieszankę realizmu, naturalizmu i momentami młodopolskiego stylu - "Haha!!! Miło jej jest, że on ją kocha! Ten to. Tusz, specery. Bydlę, bydlę, głupia, nędzna dziwka. Postąpiła ze mną jak ze smarkaczem, głupim, bezczelnym smarkaczem. A, niech tam! Już mnie nie będzie dręczyła myśl o tobie, panno Leopard. Poznałem cię. A może masz rację. Kto wiedzieć może. Głupstwo. Hura! Precz. Czym skończy się to wszystko?" Sam Uniłowski ustami swojego alter ego pisał - "zawsze będę pisał płytką prozę; będę fotografował życie. Nic nowego nie stworzę" i zapowiadał - "wezmę się za powieść, mocną, psychologiczną rzecz o jaskrawie realistycznym podkładzie. Jakieś konflikciki, trochę tragedii."

I to powieść Uniłowskiego zawiera - realistyczny obraz życia młodego człowieka obracającego się w środowisku literackim, cierpiącego biedę, miotającego się w swoich uczuciach, umierającego na gruźlicę. "Wspólny pokój" rzeczywiście jest fotografią, bardzo dokładnym zdjęciem niewielkiej zbiorowości, którą połączyło wspólne miejsce zamieszkania - "Iluż to ich było tutaj? Pięciu. Tak pięciu młodych mężczyzn, z których ma dopiero coś być. Ci w jednym pokoju z alkową i trzy niewiasty w drugim. Zatem osiem osób w dwóch pokojach, bo alkowę trudno liczyć za coś odrębnego."

Ja sięgnąłem po książkę Uniłowskiego właśnie dla tego fotograficznego, bezpruderyjnego zapisu, za sprawą, którego zyskała ona rozgłos i który w tamtym okresie musiał szokować. Ale ten fotograficzny zapis dotyczył przede wszystkim postaci, mało pochlebnych portretów, ocen czy choćby wzmianek i to im książka zawdzięcza miano powieści z kluczem.

Dzisiaj pamięć o wielu jej bohaterach mocno zwietrzała ale da się i tak wyłuskać parę nazwisk, które przetrwały okres międzywojenny. Z pewnością nie był zadowolony z tego co przeczytał o sobie Konstanty Ildefons Gałczyński bo nawet opinia, że "tomem swoich wierszy wyraził wybitną indywidualność i odrębność talentu" nie zaciera wrażenia jakie robią wzmianki o jego pijackich ekscesach a  filipika, którą wygłasza kojarzy się ze sławetnym artykułem-manifestem "Do przyjaciół "Prosto z mostu'", gdzie zresztą "upamiętnił" Uniłowskiego.

Zadowolony nie był chyba też Włodzimierz Słobodnik bo w powieści "nikt nie lubi tego trzydziestoletniego megalomana o prosięcych oczach; brak mu wykształcenia i rozumu, zdobył sobie lekką sławkę specyficznym rodzajem poezji sielskiej. (...) od razy przystępuje do swego ulubionego tematu: erotyzm i jedzenie." podobnie jak Lucjan Szenwald, który "podczas recytowania godzinami Homera w oryginale cuchnie nie do zniesienia" czy Jan Szczawiej  (który zasłynął tym, że w jednej ze swych antologii publikowanych w okresie PRL-u, zamieścił wiersz Miłosza, który wówczas był już na liście autorów zakazanych przez cenzurę) "to bydlę skończone ... nadkończone ... wykończone ... bydlę."

Uniłowski zagiął też parol na Juliusza Kaden-Bandrowskiego, z którego jest  "załgany, zaśliniony karierowicz ... " a jeśli przyjrzeć się jego książkom to "ukaże się ordynarna przedsiębiorczość i spryt". Powodów do narzekań nie miał chyba tylko Stanisław Ryszard Dobrowolski, do którego matki należał tytułowy wspólny pokój choć biorąc pod uwagę jego postawę po wojnie, można powiedzieć, że akurat tutaj Uniłowskiego zawiódł instynkt. Polecam. 

10 komentarzy:

  1. A ja się zastanawiam, czy dzięki tobie nie zakupię płytki z filmem, jak miało to już miejsce z Prawo i pięść oraz Zaklęte rewiry. Jak dotąd nie żałuję. Życie Kamila Kuranta oglądałam, ale jakoś zatarło się w pamięci, więc może jednak kupię film. A potem się zobaczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był serial, nie oglądałem go całego ale niektóre sceny zapamiętałem, zwłaszcza z tych części gdzie grał Olaf Lubaszenko. Nie miej złudzeń - "Życie ..." to jednak nie ta liga co "Zaklęte rewiry" czy "Prawo i pięść", książka za to, moim zdaniem, lepsza od Worcella a o Henie w ogóle nie ma co wspominać.

      Usuń
  2. Brawo, czytelniku Dwudziestolecia! Właśnie mam zamiar wziąć się za wspomniane powieści z kluczem. Wtedy podzielę się wrażeniami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będziesz zawiedziona - może nie jest to arcydzieło ale jednak jest to kawałek dobrej prozy.

      Usuń
  3. Pamiętam jak sięgnęłam po tą książkę za nastoletnich czasów. Rzuciłam po paru stronach i obiecałam, że w życiu to ja do niej nie wrócę. Chyba słownictwo to mnie poraziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę :-) Jest tam parę nieprzyzwoitych zwrotów ale często Uniłowski nawet "d..ę" wykropkowywał aczkolwiek w sposób, który nie budził wątpliwości, że to ją miał na myśli.

      Usuń
  4. Był to jeden z wybranych przeze mnie utworów na egzamin na studiach. Bardzo mi się podobał i miło się o nim rozmawiało z panem profesorem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry wybór bo dyskusję o książce można poprowadzić w wielu kierunkach tak że nie wątpię, że było o czym rozmawiać :-)

      Usuń
  5. Świetna książka, o której istnieniu dowiedziałem się całkiem niedawno za sprawą Matiego z bloga Rozkminki Pana Dziejaszka. Odwiedziłem bibliotekę, wypożyczyłem, przeczytałem i ogromnie mi się spodobała. Znakomity portret epoki, żywy język, rewelacyjne konwersacje prowadzone między bohaterami. Całość jest po prostu wyborna i ciepło mi się robi na sercu, gdy tylko widzę tę charakterystyczną okładkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak, to może nie :-) ale pewnie "Wspólny pokój" znalazłby się wśród 10 najlepszych książek dwudziestolecia międzywojennego, gdybym robił takie zestawienie.

      Usuń