poniedziałek, 9 czerwca 2014

Dama kameliowa, Aleksander Dumas (syn)

Prostytutki, choć uprawiają zawstydzające zajęcia, zrobiły w literaturze zaskakująco wielką karierę. Znaleźć je można u Balzaka, Defoe, Dostojewskiego, Maupassanta, Prusa, Shawa, Zoli itd. itd. ale chyba wszystkich ich przebił Aleksander Dumas (syn) ze swoją "Damą kameliową", przynajmniej jeśli chodzi o popularność. 


Powieść Dumasa pobrzmiewa dzisiaj już ramotka, której stylistyka może trochę śmieszyć, bo w osobistych rozmowach, sam na sam, kochanek odzywa się do utrzymanki per "zacna", a ta do niego - "przyjacielu" i "panie", choć już niejedną noc spędzili za sobą. Ale wyobrażam sobie, że swego czasu książka mogła narobić niezłego rabanu a i dzisiaj podstawowa kwestia, czy prostytutka może kochać i być kochaną, chociaż nie jest kluczowa z punktu widzenia problemów dnia codziennego może być interesująca.

Dumas przyznawał takie prawo swojej głównej bohaterce bez żadnych zastrzeżeń - "Litujecie się nad ślepcem, który nigdy nie widział światła dziennego, nad głuchym, który nigdy nie słyszał głosów przyrody, nad niemym, którego dusza nigdy nie mogła się wypowiedzieć, a nie chcecie, pod fałszywym pretekstem wstydu, litować się nad ślepotą serca, nad głuchotą duszy, nad niemotą świadomości, które przyprawiają o szaleństwo nieszczęśliwą kobietę i odbierają jej zdolność widzenia dobra, słyszenia Pana i mówienia czystym językiem miłości i wiary." - widząc w prostytucji, jak widać, rodzaj kalectwa, zapominając jednocześnie, że jest to jednak kalectwo z wyboru, niezależnie od pobudek jakie stoją u jego podstaw. A te w przypadku tytułowej bohaterki są mało przekonujące bo "mając żyć krócej niż inni, postanowiła żyć szybciej" i wyszła z założenia, że "skoro już trzeba powoli umierać, lepiej rzucić się od razu w pożogę niż dusić się powoli czadem", choć nie wiem dlaczego jej zdaniem "szybkie życie" jest równoznaczne z wyborem życia w "półświatku" a remedium na trawiącą ją "śmiertelną nudę" miała być prostytucja.

Dla pisarza prostytutka, jest kimś komu przede wszystkim należy współczuć, to osobą której "boją się jak dzikiej bestii, gardzą jak pariasem, otaczają jedynie ludzie, którzy zawsze biorą więcej, niż dają, i wreszcie pewnego pięknego ranka zdycha jak pies, zgubiwszy przedtem wielu innych i siebie samą". Czemu jednak mielibyśmy współczuć komuś, kto pożądając wygodnego życia zdecydował się na "lekki chleb" na to już odpowiedzi nie znajdujemy.

Inna rzecz, że "prawo do miłości", które było oczywiste zdaniem Dumasa, nie było oczywiste dla jego współczesnych. Nie to, żeby potępiali prostytucję, ależ nie - wygląda na to, że dla ówczesnej opinii publicznej reprezentowanej przez ojca głównego bohatera (a także jego samego) była to bardzo pożyteczna profesja. Korzystanie z niej jest jak najbardziej na miejscu ale wszystko oczywiście ma swoje granice, jak poucza ojciec syna - "że masz kochankę - to jest w porządku. Że płacisz jej jak przyzwoity pan powinien opłacać miłość dziewczyny lekkich obyczajów - to też jest w najlepszym porządku. Ale że dla niej zapominasz o sprawach najświętszych, że pozwalasz na to aby pogłoski o twoim skandalicznym zachowaniu docierały aż do mnie na prowincję i rzucały cień na szacowne nazwisko, jakie ci dałem, oto czego być nie powinno i czego nie będzie." Wygląda na to, że od Duvala seniora pani Dulska mogła by pobierać nauki.

To ta obłuda jest jedną z żelaznych nici, o których wspomina koleżanka po fachu tytułowej bohaterki "istnieje byt materialny i najbardziej wzniosłe postanowienia są związane z ziemią nićmi, które mogą wydawać się śmieszne, ale są z żelaza i nie dają się łatwo przeciąć", równie istotną co obawa przed przypomnieniem obrazów dawnego życia, czy pragnienie zachowania wygodnego życia prowadzonego w latach świetności "kariery" ("niech pan nie sądzi, że miłość kobiety lekkich obyczajów, choćby nawet całkowicie bezinteresowna, nic nie kosztuje"). Okazuje się, że te nici są tak silne, albo może raczej "przyzwyczajenia", czy "występna natura", że biorą ostatecznie górę w kobiecie nad jej chęcią normalnego życia, bo przecież zakończenie związku nie oznacza automatycznie konieczności powrotu do dawnego życia, ale to przecież zawsze to lżej na sercu jeśli winę za nasze własne wybory i czyny możemy przerzucić na kogoś innego. 

89 komentarzy:

  1. Aż wstyd się przyznać, ale jeszcze tego nie czytałem. Sądząc jednak z Twojej recenzji spojrzenie na temat jest całkiem odmienne niż choćby w Panienkach Madame Cleo http://klub-aa.blogspot.com/2013/02/panienki-madame-cleo.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, w dzisiejszych czasach nie znać jakiejś książki to żaden wstyd :-) tym bardziej, że nie ma co ukrywać "Dama kameliowa" nie trzyma specjalnie w napięciu. Jeśli kiedyś będziesz miał nadmiar wolnego czasu to zanim na nią się zdecydujesz warto przeczytać "Historię Manon Lescaut" bo "Dama" jest jakby wariacją na jej temat i zresztą wielokrotnie do niej się odwołuje.

      Usuń
  2. Czytałam dość dawno temu ale decydowanie udało się autorowi wzbudzić we mnie litość dla bohaterki. Nie wiem dlaczego mężczyzni ( wybacz) są przekonani że prostytucja to taki "lekki chleb" . Zawsze mnie to zastanawia. Nie przeczę bywają i takie Panie , które to lubią ale niestety większość została do tego zmuszona przez okoliczności.
    Czy trąci myszką , może trochę ale mnie się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tryb życia Małgorzaty trudno uznać harówkę, chyba żeby uwzględnić pracę w godzinach nocnych :-). No i nie zapominajmy, że nie biła się z myślami, jakby to swój nie przynoszący jej chluby zawód zmienić na jakiś inny.

      Usuń
  3. Ach, takaż kariera, bo chciano czytać o tym, co zakazane. Stąd pewnie tyleż książek, acz niebanalnych i wówczas niejednokrotnie grzecznym panienkom zakazywanych. Oczywiście jestem wielbicielką "Damy kameliowej" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie numerem jeden pozostają jednak "Niebezpieczne związki" :-)

      Usuń
    2. Ach tą książką będę się dopiero delektować :)

      Usuń
    3. A tak :-) nie będę zdziwiony jeśli Ci się spodoba a na deser powinnaś obejrzeć jeszcze film z Close, Pfeiffer i Malkovichem :-)

      Usuń
    4. Film oglądałam. To znakomite kino, ale przy takiej obsadzie chyba, by nie mogło być inaczej. To prawdziwa uczta.
      Książka czeka na półce, ale jak to u mnie bywa, gdy obejrzę film jżz mi nie spieszno do książki.

      Usuń
    5. Film rzeczywiście rewelacyjny, ale różni się od książki, może nie drastycznie ale na pewno czymś więcej niż detalami, jego bohaterowie są bardziej cyniczni niż w powieści ale na szczęście wszystko udało utrzymać się w ryzach.

      Usuń
  4. I moim zdaniem nie ma porównania pomiędzy Niebezpiecznymi związkami (fantastyczne) a Damą kameliową (jak dla mnie nieco mdłe, jakoś zupełnie nie poczułam współczucia dla Małgorzaty - choć jej postać moim zdaniem (literacko) broniła się lepiej niż postać jej kochanka. Mało elegancko wrzucę linka http://guciamal.blogspot.com/search/label/Dumas%20%28syn%29 jakbyś był ciekawy mego zdania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem ciekaw :-) i zajrzałem i nie do końca się zgadzam z Twoją surową oceną Małgorzaty - mimo niewątpliwego przywiązania do luksusu udowodniła, że była gotowa z niego zrezygnować. Na pewno masz rację, gdy piszesz, że jej związek z Armandem nie miał przyszłości, przecież ten w czasie rozmowy z ojcem jako argument na swoją obronę powołuje fakt, że nie daje Małgorzacie swojego nazwiska.

      Usuń
    2. Od mojego czytania minęły prawie trzy lata, więc trochę zatarła się w mej pamięci postać Małgorzaty. To, co w niej pozostało nie budzi większej sympatii dla kameliowej damy. Myślisz, że byłaby gotowa zrezygnować z wygodnego i dostatniego życia na zawsze, aby związać się z ubogim chłopcem, a nie zrobiła tego tylko dlatego, że zdawała sobie sprawę, że to związek bez przyszłości (abstrahując od tego, że była poważnie chora) ?

      Usuń
    3. Ona rozstała się z Armandem na prośbę jego ojca, by nie przeszkadzać ślubowi siostrze Armanda. Swoją drogą to też musiało być "uczucie" - pan młody nie ożeni się z wybranką (zapewne wybraną przez rodziców) bo jej brat publicznie afiszuje się z prostytutką ... W tej powieści wszyscy są jacyś "udani" :-)

      Usuń
    4. To przerażające co z naszą pamięcią robi czas. Zupełnie nie pamiętałam tego wątku

      Usuń
    5. Dlatego, że z moją jest kiepsko zacząłem prowadzić bloga :-)

      Usuń
    6. To przynajmniej raz mamy podobnie :-)

      Usuń
  5. Przeczytałam "Damę..." dopiero w listopadzie ubiegłego roku, a post wciąż czeka na dokończenie. Może dlatego czeka, że powieść mnie specjalnie nie poruszyła. Odebrałam ją podobnie jak guciamal - mdła i nudnawa Najbardziej mnie drażnił sam Armand rozpaczający nad swoją rozpaczą, rozczulający się nad sobą w cierpieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pomyśleć, syn takiego ojca :-). Prawie w tym samym czasie powstała "Pani Bovary" a jaka między nimi przepaść. Jak pomyślę sobie, że wypada przypomnieć sobie też inspirację "Damy ..." to aż mi ciarki chodzą po plecach :-)

      Usuń
    2. Wypada, albo i nie wypada. Na szczęście przymusu (czytania) nie ma :)

      Usuń
    3. Czasami myślę, że może dobrze by było gdyby jednak był :-)

      Usuń
    4. Ja odrzucam taką opcję całkowicie :)
      To być może wynika z naszej natury - tu nie daję żadnych podejrzeń co do różnic damskich i męskich charakterów :), ale jeśli coś muszę (a szczególnie długofalowo), to od razu czuję niechęć, odkładam, tracę zainteresowania itd.
      A tak na marginesie - widać jakie są skutki przymusu czytania lektur szkolnych.

      Usuń
    5. Aż strach pomyśleć co by było gdyby nie było lektur :-) Zrobiłem mini ankietę tegorocznym maturzystom, którzy przewijali się przez mój dom ze znajomości klasyki polskiej i obcej, której nie ma na liście lektur - resztka włosów stanęła mi dęba na głowie, a wydawało mi się, że jestem realistą bo pytałem o nazwiska.

      Usuń
    6. To dopiero teraz mi to mówisz?! :-)

      Usuń
    7. http://maturatobzdura.tv/ :)

      Usuń
    8. Eee tam, telewizja kłamie :-)

      Usuń
    9. Nie wiem skąd zdziwienie, znajomy (niedoszły tyle zdradzę) polonista nie wiedział kim jest Maria Janion. Mniejsza o to że nie wiedział , nie widział tym nic dziwnego w przeciwieństwie do mnie. Już kiedyś chyba o tym pisałam :-) Pamiętam też zdziwienie pewnego profesora gdy kandydat na studenta nie widział nic niestosownego w nazywaniu więźniów Auschwitz "obozowiczami" .

      Usuń
    10. Telewizja gada co tam sobie chce, ale wiadomo, że dzisiejsza matura to nie matura tylko prosty teścik nie wymagający myślenia, ani pisania. A tym bardziej znajomości literatury.

      Jako uzupełnienie - link znaleziony u Dabudubidy - http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3392649,szekspir-autorstwa-hamleta-czyli-o-co-prosza-wroclawianie-w-ksiegarni,1,1,2,id,t,sm,sg,sa.html

      oprócz wesołości daje do myślenia.

      Usuń
    11. W sumie wiem, że nie powinienem był się dziwić - bo pamiętam blogerkę, jak mi potem ktoś powiedział, po filologii polskiej, która nie spotkała się "Krzyżowcami" Kossak-Szczuckiej, "Żelazną koroną" Malewskiej ani "Żywymi kamieniami" Berenta ...

      Usuń
    12. Bywa i tak. Przyznam że za "Granicę" dostałam czwórkę w szkole średniej tzn. z odpowiedzi ustnej na temat przeczytanej lektury i ....... przeczytałam ja dopiero tuż przed maturą :-) dziwiąc się zresztą dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej.

      Usuń
    13. No tak, ale wiedziałaś, że "Granicę" napisała Nałkowska :-)

      Usuń
    14. No to ja mam akurat inaczej. Nigdy nie oceniam nikogo po tym, co czytał, a czego nie. Tym bardziej, że skoro kogoś może dziwić, że inny nie wie, kto napisał „Granicę”, to innych powinno dziwić, iż ktoś nie wie, czym się różni całka oznaczona od nieoznaczonej, nie mówiąc o różnicy między liczbą słabo zwarta i silnie nieosiągalną. Oczywiście nie mówimy profesjonalistach i wykształciuchach. Profesja i dyplom zobowiązują. A przynajmniej powinny..

      Mnie najbardziej dziwi, jeśli ktoś nie wie, co wie, a czego nie wie. A to ostatnio coraz powszechniejsze i niestety naprawdę rodzi zagrożenie dla innych.

      Usuń
    15. Ależ Andrew my właśnie mówimy o czytelnikach, których dyplom powinien zobowiązywać, nikt nie bierze na ząb np. ślusarza dlatego, że nie zna "Ferdydurke".

      Usuń
    16. Wcześniej była mowa o niedoszłych polonistach i studentach, więc może właśnie o... ślusarzach? ;)

      Usuń
    17. O niedoszłych - nic o tym nie wiem, wspominałem o maturzystach i pani która jest absolwentką polonistyki. Nie twierdzę, że wszyscy mają znać, czytać i kochać kanon ale jeśli na serio pretenduje się do miana inteligenta z prawdziwego zdarzenia, to wypadałoby znać przynajmniej nazwiska i tytuły, tak jak ślusarz powinien umieć zamontować zamek do drzwi :-)

      Usuń
    18. Popieram!

      Żenujące teksty i coraz niższy poziom języka wykształconych(!) - lepiej powiedzieć "z dyplomem" nie buduje świetlanej przyszłości.
      Kiedy czytam na blogach teksty studentek polonistyki, które w kąciku "o mnie" chwalą się, że nie używają przecinków, a w swoich wypocinkach sadzą co rusz byki ortograficzne, piszą bzdury i wykazują się nieznajomością kanonu literatury - wydawałoby się obowiązkowego dla absolwenta szkoły średniej - to naprawdę tylko straszno (bez śmiesznego)

      Usuń
    19. Wiesz, wydaje mi się, że te nasze uwagi i zgodność (?) co do poziomu blogosfery książkowej wynikają najprawdopodobniej z naszych błędnych założeń i oczekiwań, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Kiedy startowałem sądziłem, że dowiem się czegoś mądrego o książce, autorze, grafiku, że pogadam sobie na przykład na temat grafiki na okładce "Złego" Tyrmanda etc. Tymczasem na palcach można policzyć blogi, które wprowadzają wartość dodaną, a dominują za to te, w których można się dowiedzieć, że w "Ojcach i dzieciach" Turgieniewa "Treść książki to głównie rozmowy pomiędzy dwoma pokoleniami i prezentowanymi przez nich światopoglądami", koniec, kropka. Faktycznie, może zrobić się straszno.

      Usuń
    20. Tak, u mnie to też jedno z rozczarowań internetem. Co prawda są blogi prezentujące wysoki poziom, czasami można jednak dowiedzieć się czegoś nowego (a mądrego zarazem to już podwójna radość). Ale na pogadanie nie ma za bardzo co liczyć. Przeważająca część blogowiczów pisze chyba tylko sobie a muzom, niektórzy nie odpowiadają nawet na komentarze.
      Klub dyskusyjny na blogu znam tylko jeden i powiedzmy, że nie do końca odpowiada mi jego formuła. A w ogóle ciężko o ciekawą dyskusję w takiej formie w internecie. Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Mimo to marzy mi się jakiś dyskusyjny klubik blogowy :)

      Usuń
    21. a nie dodałam jeszcze, że łatwiejszy byłby forumowy, ale na tym polu mam zbyt dużo rozczarowań za sobą.

      Usuń
    22. Co do nieodpowiadania na komentarze - to mnie kiedyś oświeciła Prowincjonalna nauczycielka zadając skądinąd trafne pytanie - skąd pomysł, że zamieszczając posta ma ochotę na dyskusję? :-)
      Byłbym realistą jeśli chodzi o klub dyskusyjny - znam tylko "Czytanki Anki" ale może nie ma ich nie bez przyczyny. U mnie próba dyskutowania na serio i wytknięcie braków i niekonsekwencji wywodów interlokutorki skończyło się obrazą. Mam czasami wrażenie, że chodzi bardziej o wspólnotę poglądów a to dla mnie zatrąca o kółko wzajemnej adoracji czym ja z kolei nie jestem zainteresowany.

      Usuń
    23. Nie do końca trafia do mnie podejście, że zamieszczający posta może nie mieć ochoty na dyskusję - szczególnie na blogach książkowych. Skoro jest włączana funkcja komentarzy to autor/autorka bloga liczy, a nawet czeka na odzew ze strony czytelników. Chyba, że liczy tylko na ochy i achy pod swoim adresem, ale mnie takie blogi nie interesują.

      Właśnie o wymienionym blogu myślałam - nie odpowiada mi wyznaczanie pytań do dyskusji i chyba też same lektury wybierała autorka bloga. Zgoda, przeczytam (jeśli nie znałam wcześniej) podaną książkę, ale mam odpowiadać na pytania jak w szkole? A może ja chcę zwrócić uwagę na coś innego? Narzucanie tematyki dyskusji w punktach najbardziej mnie odstraszyło.
      Stąd też umieszczenie takiego klubu w sferze marzeń.
      A dlatego odrzucam forum, bo według mnie takie miejsca są już chyba przeżytkiem. Miały swoje "pięć minut" przez kilka lat, ale najczęściej zamieniały się w magiel i to wcale nie towarzyski. W najlepszym razie właśnie w TWA, a to nic nie dająca słodycz grożąca w nadmiarze wiadomym odruchem. Dyskusji na FB nie biorę już zupełnie pod uwagę - chyba by mnie wcześniej coś trafiło na sam widok grafiki tej strony.

      Usuń
    24. Przed odpowiedzią Prowincjonalnej nauczycielki też miałem takie zdanie jak Twoje ale przyjąłem do wiadomości, że się myliłem bo nie chcę zakładać, że to zwykły brak kultury.
      Pytania w "Czytankach Anki" odbierałem bardziej jako inicjujące dyskusję ale one rzeczywiście z czasem chyba zostały potraktowane jak "zestaw obowiązkowy".
      Nigdzie poza blogami książkowymi nie udzielam się, kiedyś uczestniczyłem w forum poświęconym historii mojego rodzinnego miasta ale odkąd jego administracja wpadła na pomysł by zamieścić tam dział aktualności dałem sobie spokój bo forum zmieniło się w club of the losers, w którym działy historii miasta i regionu istnieją tylko siłą inercji a samo jest tubą ludzi, którzy krytykują a sami niewiele albo nic nie robią.

      Usuń
    25. Tak oto rzeczywistość skrzeczy... lepiej wrócić do literatury ")

      Usuń
    26. Zgadza się, choć i literatura często skrzeczy :-)

      Usuń
    27. „O niedoszłych - nic o tym nie wiem, wspominałem o maturzystach i pani która jest absolwentką polonistyki.”

      Ale inni wspominali i do ich wypowiedzi nawiązywałem.

      „Nie twierdzę, że wszyscy mają znać, czytać i kochać kanon ale jeśli na serio pretenduje się do miana inteligenta z prawdziwego zdarzenia, to wypadałoby znać przynajmniej nazwiska i tytuły, tak jak ślusarz powinien umieć zamontować zamek do drzwi :-)”

      Na tej zasadzie człowiek pretendujący do miana inteligenta tym bardziej powinien znać matematykę na przyzwoitym poziomie. Zwłaszcza, że jest ponadnarodowa, w przeciwieństwie do literatury. A czy tak jest? I potem mamy takie kwiatki, jak teraz, w mojej obecnej lekturze. Autor, znany zresztą i doceniany, wkłada w usta jednego z bohaterów, wykładowcy statystyki, tezy, z których jasno wynika, że nawet z matmą na poziomie szkoły średniej nie jest u niego za dobrze. Żenada. W dodatku nikt z krytyków dotąd tego nie zauważył. Tak się złożyło, że akurat te tezy, wynikające z braków wykształcenia, a dotyczące statystyki, mają ważne implikacje społeczne, gdyż dotyczą ważkich zarówno dla państwa jak i jednostek problemów. Wykształcenie klasyczne to nie tylko humanistyka, ale i nauki ścisłe. Szkoda, że większość humanistów o tym zapomina. Dość łatwo znaleźć w literaturze znane nazwiska z wykształceniem ścisłym, ale w drugą stronę to nie działa. Ciekawe dlaczego? ;) Tyle na temat bycia inteligentem pełną gębą ;)

      Usuń
    28. @pkela - też to zauważyłem, dlatego zapisałem się do DKK :)

      Usuń
    29. Rozumiem, że masz na myśli DKK w bibliotekach?
      Myślałam o tym, ale na razie ta myśl przegrywa z brakiem czasu . Może jednak w pewnym momencie spróbuję, powiedzmy, że z ciekawości. :)
      Przypomniały mi się spotkania w Dyskusyjnym Klubie Filmowy - no, ale to było w innym życiu.

      Usuń
    30. Ależ oczywiście Andrew, że powinien ją znać, podobnie jak nie zaszkodziła by mu elementarna wiedza z zakresu fizyki czy chemii, chyba że ograniczymy się do bycia humanistą w ścisłym znaczeniu tego słowa. Ale to ograniczenie może się odbyć czkawką - vide casus "Modne bzdury" Sokala i Bricmonta, którzy ośmieszyli humanistów, którzy nieopatrznie zapuścili się w bliżej sobie nieznane terytoria nauk ścisłych.

      Usuń
    31. @pkela. Dokładnie o tym. Świetna rzecz. Przy okazji można zobaczyć, że fora internetowe dają bardzo fałszywy obraz społeczeństwa. Całkiem inne rzeczy słyszy się na żywo, a całkiem inne czyta na ekranie. O innych aspektach nie wspomnę. Żałuję tylko, że spotykają się jedynie raz w miesiącu.

      Brak czasu to najbardziej fałszywy argument, jaki znam. Po prostu coś innego jest ważniejsze. Każdy ma tyle samo czasu do dyspozycji (24h na dobę) i każdy sam decyduje, na co go przeznaczy...

      Usuń
    32. Andrew ja już nawet nie czepiam się matematyki i wymagam wiedzy z zakresu własnego wykształcenia, gdyby o wspomnianej Pani profesor nie wiedział nic student fizyki nie pisnęłabym słowem. Podobnie z tymi "obozowiczami" był to kandydat na historię , przypomniało mi się również jak ktoś nie znając odpowiedzi na pytanie na egzaminie stwierdził że nie wie bo to za granicą było, kierunek wybrany przez zdającego : stosunki międzynarodowe. Podobnie w druga stronę , od fizyka nie wymagam znajomości literatury światowej bo domyślam się że czyta coś z całkiem innej dziedziny. Choć nie generalizuję oczywiście.

      Usuń
    33. Oj, co Wy tu wypisujecie...
      "Mam odpowiadać na pytania jak w szkole? A może ja chcę zwrócić uwagę na coś innego? Narzucanie tematyki dyskusji w punktach najbardziej mnie odstraszyło"
      Ależ prowadząca wcale nie narzuca tematyki dyskusji i nie wymaga, by odpowiadać na wszystkie pytania! Pytania są potrzebne, by mieć punkt wyjścia do dyskusji, ale można na nie nie odpowiadać, tylko pisać coś innego.

      "Mam czasami wrażenie, że chodzi bardziej o wspólnotę poglądów a to dla mnie zatrąca o kółko wzajemnej adoracji"
      Nie chodzi o wspólnotę poglądów, tylko o to, by swoje zdanie wyrażać w sposób kulturalny i nie narzucać go innym. Każdy ma prawo do własnego. A im więcej więcej rozbieżnych zdań odnośnie książki czy zachowania bohatera, tym ciekawiej.
      "Byłbym realistą jeśli chodzi o klub dyskusyjny - znam tylko "Czytanki Anki" ale może nie ma ich nie bez przyczyny"
      Klub nie zniknął, to tylko wakacyjna przerwa ;)

      Usuń
    34. Wiem, że Anka zrobiła tylko przerwę a czy znasz inny blogowy klub dyskusyjny? Na tylu czytających i blogujących ja znam tylko ten jeden.

      Usuń
    35. Kiedyś był, ale słabo się rozwijał i został skasowany. Zastanawia mnie, dlaczego nikt inny nie zakłada klubu dyskusyjnego. W końcu w blogosferze istnieje ponad 500, a może i więcej blogów książkowych.

      Usuń
    36. Teraz widzę, że źle zrozumiałam Twoją wypowiedź - myślałam, że chodzi Ci o to, że klub zniknął na zawsze, a chodziło o to, dlaczego nikt inny nie zakłada klubu.
      Cóż, zgadzam się, że blogerzy na ogół nie lubią dyskutować, nie lubią też zbyt rozbudowanych komentarzy i pytań. Dobrze widziane są wpisy typu "nie dla mnie", "nie słyszałam o tym autorze"...

      Usuń
    37. Powiedzmy sobie szczerze, większość po prostu nie ma nic mądrego do powiedzenia bo też co można mądrego powiedzieć o kolejnym romansie, w którym po początkowych perypetiach bohaterowie żyją długo i szczęśliwie. Wpisy, o których piszesz to klasyka, tych którzy liczą na rewanż w postaci odwiedzin i dopisanie się kolejnej osoby do obserwujących bo dzięki temu mogą liczyć na "współpracę" ze strony wydawnictw i darmowe książki, to nieważne że przeważnie warte tyle ile papier, na którym zostały wydrukowane.

      Usuń
    38. Andrew - można i tak powiedzieć "coś innego jest ważniejsze". Ja zastosowałam skrót, ale o to samo chodzi. Najpierw obowiązki, które nie mogą czekać, a po ich odrobieniu - brak czasu i siły na spotkanie w klubie.

      Koczowniczko - jednak dyskusje w klubie u Anki polegały właśnie na udzieleniu odpowiedzi na zadane pytania. Teraz jeszcze raz zajrzałam do ostatniego chyba spotkania ("Bramy raju") i owszem, jest tam punkt 6 - Wasze pytania, ale ja takich nie zauważyłam . Nie wiem, może nie czytałam ze zrozumieniem.
      Zastanawia Cię, dlaczego nikt inny nie zakłada klubu dyskusyjnego.
      Na pewno powodów jest kilka, ale ja nie podejmuję się teraz ich szukać i analizować.Mogłabym powiedzieć tylko za siebie.

      Usuń
  6. Jakoś "Dama ..." mnie nigdy nie zainteresowała. Znam ją jedynie z filmu.
    Małgorzata była prostytutką luksusową, taką jak dzisiejsze na telefon.
    Różni je tylko czas, w którym żyły. Mentalność jest taka sama, dla wygodnego życia poświęcić można nawet swoja godność.
    Chociaż mam wrażenie, że jednak w tamtych czasach prostytucja była inaczej traktowana, przynajmniej taka jaka uprawiała bohaterka Dumasa.
    Może faktycznie dlatego, że była czymś pożytecznym, jak piszesz.
    Inne były związki małżeńskie, inaczej życie małżeńskie wyglądało. Stąd prostytutki były pożądane a półświatek pociągał niejednego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że istota "pożyteczności" prostytutek nie zmieniła się i to nie zależnie od tego, na jaką kieszeń są ich usługi.

      Usuń
    2. Oczywiście że nie. Jest popyt to jest i podaż i wszystko ok póki odbywa się to za dobrowolną zgodą obu stron, ideałem byłoby gdyby zarabiali w ten sposób na utrzymanie tylko ci którzy tego chcą. Nie zmuszani ani przez innych ani przez sytuację.

      Usuń
    3. Ideałem byłoby gdyby nie było ani popytu ani podaży na tego typu usługi.

      Usuń
    4. Poważnie? A prostytucja małżeńska? To ja już wolę tę klasyczną. Przynajmniej nikt nikogo nie oszukuje w sprawie uczuć wyższych.

      Usuń
    5. Możemy uznać, że ideał obejmuje brak także i takiej formy.

      Usuń
    6. To już nie jest nawet utopia, to musiałby być jakiś inny gatunek :)

      Usuń
    7. Oh, trzeba wierzyć :-).
      PS.
      skasowałem, jak pewnie zauważyłeś, komentarze trollującej "starej znajomej", tak że automatycznie przepadła również Twoja z nią polemika.

      Usuń
    8. Jaka szkoda chętnie bym sobie poczytała. ;-)

      Usuń
    9. Nic straconego :-), pewnie za jakiś czas znowu będzie prowadzić swojego bloga.

      Usuń
    10. Tak tylko to już nie będą TE! komentarze :-)

      Usuń
    11. Nie masz czego żałować, to standard obliczony na sprowokowanie dyskusji w typowym dla autorki stylu.

      Usuń
  7. Ja podobnie jak Guciamal i Pkela nie poczułam się zafascynowana tą książką. Podpisuję się pod określeniami "mdła i nudnawa". Niektóre sceny odebrałam jako mocno przerysowane, na przykład nie chciało mi się wierzyć w to, by zakochany Armand kazał odkopywać zwłoki Małgorzaty i patrzył na zgniłe resztki jej twarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W to akurat byłem w stanie uwierzyć - po śmierci przyjaciela Szolc-Rogozińskiego, gdy Rogoziński przenosił się na inną wyspę ekshumował zwłoki i pochował je na nowym miejscu ale za jakiś czas znowu się przeprowadzał i znowu wykopał szczątki, trzymając je potem w skrzyni, którą trzymał w domu a potem przekazał innemu członkowi wyprawy by ten zabrał ją do Polski. Nawet po przywiezieniu szczątków do Polski przynajmniej raz zwłoki Tomczeka zmieniły miejsce pochówku.

      Usuń
    2. No tak, ale czy ten człowiek, o którym piszesz, wykopał zwłoki po to, by na nie patrzeć? Zwłoki ekshumuje się po to, by przenieść je w inne miejsce, by wykonać sekcję, by przekonać się, czy nie zaszła pomyłka.
      A Armandowi chodziło tylko o to, by raz jeszcze spojrzeć na ukochaną. To był jedyny sposób, by ujrzeć Małgorzatę.

      Usuń
    3. Rogoziński przenosił szczątki bo chciał by przyjaciel był blisko niego, można powiedzieć, że jego uczucie do przyjaciela, tak jak uczucie Armanda do Małgorzaty przybrało patologiczny wymiar.

      Usuń
    4. To rzeczywiście niesłychane... Zaskoczyłeś mnie. Czego to ludzie nie wymyślą ;)
      Z powieści o kobietach lekkich obyczajów dobra jest "Jama" Kuprina. Książka wydana sto lat temu, ale bardzo realistyczna.

      Usuń
    5. Może nie wszyscy ale niektórzy tak, ale też prawdę mówiąc Rogoziński był, że tak powiem, "specyficzny" :-)

      Usuń
  8. Nie mogę dodać komentarza w kolumnie stąd wpis "znienacka" . Chcę nawiązać do klubów dyskusyjnych. Nie tęsknię za taka formą dyskusji, nie ukrywam że bardziej odpowiadają mi właśnie tego typu polemiki jak tutaj, zaczęliśmy pisać i tak sobie piszemy , fakt że dość daleko od tematu wpisu. Niemniej typowy klub dyskusyjny z narzucona odgórnie książką jakoś mnie nie kręci.
    @ Koczowniczka
    Myslę że te nagminne komentarze typu "Nie znam tego autora" czy inne nastawione na to że w ramach odwdzięczenia się choć zajrzysz na blog autora są niezbyt lubiane a wręcz irytujące. Wolałabym podyskutować o tym czy ksiazka się podobała, czy moje wrażenia z lektury są dla danej osoby zachętą czy może właśnie przekonały osobę czytającą o tym że pisarz jednak i nie jest dla niego i tu poza suchym komentarzem "nie dla mnie" fajnie byłoby przeczytać dlaczego takie a nie inne zdanie ma czytający moje subiektywne przecież opinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję również że równie irytujący jest brak odpowiedzi na komentarze , zakładam że skoro ktoś pisze oczekuje komentarzy ale tu akurat już padła odpowiedz że niekoniecznie.

      Usuń
    2. Ale żeby wyjść poza szablonową odpowiedź, tak jak wspomniałem, trzeba mieć coś do powiedzenia :-).

      Usuń
  9. U mnie lit. fr. kuleje i to bardzo. Ostatnio nawet miałam taką myśl, żeby sobie zafundować "wakacje we Francji", a więc Balzac, Flaubert (tego akurat znam najlepiej), bracia Goncourt no i obaj Dumas oczywiście. Ale co z tego wyjdzie?

    "Dama..." starzeje się mówisz? No w końcu swoje lata już ma.
    Ale nie oszukujmy się, jak na książkę "tego typu" (mam tu na myśli, że to w końcu "tylko" romansidło) i tak nieźle się trzyma. Dzisiejsze "skandalizujące erotyki" chyba nie mają szans na tak długie życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To szykowałaś sobie jakieś umartwienie :-), miałem ambitny zamiar przeczytać całą "Komedię ludzką" ale dałem sobie spokój - nie bez kozery w końcu do kanonu weszła tylko z niej "Eugenia Grandet" i "Ojciec Goriot".

      Myślę, że dzisiejsze "skandalizujące erotyki" nie przetrwają i 10 lat - wśród pań, które lubią romanse można spróbować zrobić test, tytuły których romansów przeczytanych 10 lat temu pamiętają do dzisiaj :-).

      Usuń
    2. No bo ja jestem właśnie po "Szkicach piórkiem" a tam napisano tyle dobrego o francuskiej prozie, że poczułam się zachęcona:)

      Usuń
    3. Pewnie gdyby Bobkowski wojnę spędził w Wielkiej Brytanii albo USA pisałby dobrze o prozie anglosaskiej :-)

      Usuń
    4. On już wcześniej był zakochany we Francji, nawet więcej - "Francja była religią".

      Usuń
    5. Nie dziwię mu się, i dzisiaj Francja robi wrażenie choć już nie jest potęgą w żadnej dziedzinie.

      Usuń
    6. Nie jest, ale sama tego nie zauważa:))) Oni są już nawet z tą swoją megalomanią zabawni.

      Usuń
    7. Ale wolę już francuską megalomanię niż rosyjską :-)

      Usuń
    8. A z lit. na odwrót - lepsza rosyjska.

      Usuń
    9. No nie - nie wierzę! :-) Owszem zebrałoby się pewnie z dziesięć nazwisk i może z piętnaście książek ale co to jest w porównaniu z literaturą francuską.

      Usuń