niedziela, 1 czerwca 2014

Syzyfowe prace, Stefan Żeromski

Na fali niedawnej dyskusji o Żeromskim postanowiłem przypomnieć sobie jeszcze kilka jego powieści. Jakoś nie reaguję alergicznie na jego twórczość, mimo że do dobrego tonu należy wybrzydzanie nią i nie zniechęciło mnie do niej nawet to, że kilka jego książek, o zgrozo było/jest (?) lekturami. Po "Popiołach" przyszła więc pora na "Syzyfowe prace". Przeczytałem i ... nic, owszem nie jest to arcydzieło (ale tego, czytając powieść w szkole i tak i nie zauważono by, że ma się do czynienia z arcydziełem) jednak przecież nie to jest przyczyną niechęci. Właśnie - co?


Przecież to klasyka "literatury uczniowskiej", koncentrująca się, zgodnie z prawidłami gatunku, na problemach okresu dorastania a o tych zawsze czyta się z zainteresowaniem. Nie ma chyba nikogo, kto alergicznie reagowałby na "Awantury kosmiczne" czy "Niesamowite przygody Cymeona Maksymalnego" Niziurskiego chociaż to oczywiście inna kategoria wagowa ale przecież na "Wspomnieniach niebieskiego mundurka", "Niebie w płomieniach" czy "Rubikonie" też nikt psów nie wiesza (jakoś tak dziwnie się składa, że chyba tylko mężczyźni podejmują temat wspomnień z czasów szkolnych).  A przecież jest u Żeromskiego wszystko co trzeba: szkolne dole i niedole, młodzieńczy bunt intelektualny i oczywiście pierwsza miłość. Także język "Syzyfowych prac" generalnie daleki jest od tego co określa się mianem żeromszczyzny, może tylko w rozdziale poświęconym uczuciu do Biruty da się dostrzec jego wyraźniejsze przejawy.

Rozumiem, że dzisiaj niemodny może być patriotyzm w tradycyjnym, dziewiętnastowiecznym wydaniu, do którego odwołuje się Żeromski nawiązując wielokrotnie do powstania styczniowego, podobnie jak i ten we współczesnym pisarzowi wymiarze, polegający na przeciwstawieniu się rusyfikacji (pisarz chyba jako jedyny w swoim czasie miał odwagę przeciwstawić się obu największym zaborcom) ale do mnie ciągle przemawia jedna z piękniejszych scen patriotycznych w literaturze polskiej - recytacja "Reduty Ordona", podobnie jak przemawia opis osamotnienia małego chłopca wyrwanego z domu, miłości do matki i poszukiwania ukojenia w modlitwie, nie mówiąc już o jakiejś ponadpokoleniowej uczniowskiej wspólnocie doświadczeń, oczywiście bardzo dalekiej: bijatyki, wagary,  szkolne przyjaźnie, młodzieńcze pełne entuzjazmu i idealizmu odkrywanie świata itp. itd.

Może na mój stosunek do "Syzyfowych prac" wpływa  ich silne  związanie z tym, co określa się dzisiaj mianem "małej ojczyzny". Miejsca w Klerykowie, które opisuje Żeromski można do dzisiaj odnaleźć w Kielcach a ci którzy zdecydują się poznać bliżej ich okolice przy odrobinie szczęścia mogą zobaczyć to co widział Marcin Borowicz jadąc do powieściowych Gawronek i Owczar - "dolina była dość długa, a nie szeroka - w niektórych miejscach tak nawet wąska, że na dnie jej ledwo mogły zmieścić się obok siebie: strumień i droga."

fotografia: Jerzy Piątek

Z drugiej jednak strony, gdy zastanawiam się na spokojnie, to niechęć do powieści wydaje się wytłumaczalna. Jak może bawić lektura, której bohaterowie zastanawiają się na temat tego "cóż mówi ten Dante w swym Piekle? Co opisuje Szekspir w Królu Lirze? Cóż to jest ten Faust?" skoro nawet w książkowej blogosferze te nazwiska i tytuły to terra incognita. Tej bariery nie przełamią anegdotki o uczniach i nauczycielach, ironiczny zabarwiony humorem język ani wyczuwalny sentyment, tęsknota do miejsc i lat które już nie wrócą - "gdy znowu rozlegał się dzwonek, hałas wielkimi falami szybko i raptownie opadał, zamieniał się w gwar, którego brzmienie człowiek do starości pamięta ... ", które są chyba jakoś bliskie każdemu, kto patrzy na szkolne doświadczenia przynajmniej z kilkunastoletnim dystansem. Ja jednak polecam.

PS.
Obiecane rozwiązanie "Niezłych początków":

1. Duma i uprzedzenie, Jane Austen
2. Pożegnanie z Afryką, Karen Blixen
3. Wyrok na Franciszka Kłosa, Stanisław Rembek
4. Portret damy, Henry James
5. Popioły, Stefan Żeromski
6. Emancypantki, Bolesław Prus
7. Ogniem i mieczem, Henryk Sienkiewicz
8. Sklepy cynamonowe, Brunon Schulz
9. Podróż sentymentalna, Laurence Sterne
10. Piotruś Pan, James Matthew Barrie

47 komentarzy:

  1. Przeczytałem SP zanim przerabialiśmy jej w klasie, podobało mi się. I nawet potem, o dziwo, nasza polonistka nie zamordowała książki podczas lekcji. Do dziś mam sentyment. Pomijając wątek miłosny, który mnie irytuje.
    A trójki w życiu bym nie zgadł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zachodzę w głowę jak polonistom udaje się Żeromskiego zakatować ale to odrębny temat. Mnie zawiedziona szkolna miłość nie irytuje, chociaż przyznaję resztki włosów powstają na głowie gdy czyta się, że "w tym uścisku spojrzeń przetrwali nadziemskie chwile" :-) a Rembeka polecam, zwłaszcza "W polu".

      Usuń
    2. No właśnie Mniszkowatość tych miłosnych opisów mnie odrzuca:P Czy może młodopolskość. Co zresztą jest ciekawe, bo reszta pisana jest bez udziwnień:)

      Usuń
    3. Zgadza się, po "Popiołach" zwracałem na to szczególną uwagę - nawet opisy krajobrazu są ok, widocznie pod koniec książki przemówił już "dojrzały" Żeromski :-)

      Usuń
    4. W takim razie chyba wolę niedojrzałego Żeromskiego:) Chociaż mam wrażenie, że taki sposób pisania o miłości to jakaś konwencja zaczerpnięta być może od romantyków, bo w dziennikach tak samo, pisze "ludzkim głosem" o wszystkim, a jak schodzi na miłość, to pojawia się ten cały sztafaż piorunów, spojrzeń, dreszczy :)

      Usuń
    5. I na "Dzienniki" przyjdzie czas, ciekawe że do dzisiaj nie ukazała się pełna wersja, teraz będzie kolej na "Dzieje grzechu" :-)

      Usuń
    6. Dzienniki tkwią w spisie Dzieł wszystkich wydawanych przez Czytelnika. Zważywszy a) kondycję wydawnictwa, b) ogólną mizerię śmieć twierdzić, że nigdy się nie ukażą. Albo ukażą się jako żałosne niskonakładowe wydanie bez aparatu i redakcji, vide dzienniki Dąbrowskiej, na które czekałem 20 lat, a których potem nie mogłem kupić :(

      Usuń
    7. Oczywiście "śmiem twierdzić", słowo "śmieć" to wyłącznie literówka, a nie freudowska pomyłka :P

      Usuń
    8. A bo Ty to zawsze musisz wszystko popsuć! Zamiast napisać, tak zapowiada się wydawnicza sensacja i bestseller to od razu "i tak się nie uda." ale mówiąc już całkiem serio, to jakoś, niestety, nie jestem zaskoczony, tym co piszesz. Takie czasy ... , pewnie gdyby to były dzienniki Greya (tego od twarzy) to nie byłoby problemu :-)

      Usuń
    9. Bo ja jestem czarnowidz:P Co prawda wydawcy naukowi Żeromskiego mogą mieć większą siłę przebicia niż ci od Dąbrowskiego, skoro drukiem ukazał się komplet listów Ż., który teraz pokutuje na taniej książce. Listów Nałkowskiej, zapowiedzianych wieki temu, też pewnie szybko nie zobaczymy.

      Usuń
    10. Niedługo z wiedzą o polskich klasykach będzie tak jak z komunizmem w dowcipie Mleczki. Nałkowska, Nałkowska ...? Coś sobie przypominam ... :-) Niech się cieszy, że "Medaliony" są jeszcze lekturą - chyba, że już nie są.

      Usuń
    11. Przypuszczam, że teraz w liceum już w ogóle nie ma żadnych lektur. Przynajmniej w całości nic się nie czyta, bo po co.

      Usuń
    12. I bardzo dobrze, co będzie dziatwa oczy psuć i czas marnować. Komu te lektury są potrzebne - może oprócz nauczycieli, żeby mieli co omawiać na lekcji, chociaż i im to "średnio" wychodzi.

      Usuń
    13. Tak jest. Najnowszy pomysł polega chyba na tym, żeby w gimnazjum nie czytać więcej niż cztery książki rocznie.

      Usuń
    14. A i to powinny być nie za grube. Masakra.

      Usuń
    15. Przeraża mnie to równanie w dół, moje dziecko czyta tyle tygodniowo, jeśli nie za grube

      Usuń
    16. Sam widzisz co narobiłeś - to przez Twoje dziecko inni nie będą mogli przeczytać w tym roku żadnej książki, jeśli średnia krajowa ma się zgadzać.
      Mnie przeraziła w tym roku pisemna matura z polskiego, kiedy zorientowałem się, że tak naprawdę to w sumie nic nie trzeba czytać by ją zdać bo uczeń pracuje na podanym mu na tacy tekście.

      Usuń
    17. Ty mi tu dziecka palcami nie wytykaj, sam też uniemożliwiasz wypełnienie statystycznej normy co najmniej średniej wielkości wsi:)
      A do matury to już od dawna nie trzeba nic mieć przeczytane.

      Usuń
    18. Ale żeby aż do tego stopnia?! nie odpytałem córki na okoliczność ustnej matury z polskiego więc jest nadzieja, że jednak coś przeczytać muszą bo chyba jakieś pytania dotyczące lektur padają :-).
      Co do matur, to faktycznie już od dawna i czytanie i samodzielne myślenie nie jest na nich jakoś specjalnie oczekiwane.

      Usuń
    19. Nie wiem, czemu jesteś taki zdziwiony. Komunistyczna szkoła, którą obaj ukończyliśmy, wymagała nadmiaru wiedzy pamięciowej i encyklopedycznej, nie wspomagała samodzielnego myślenia i w ogóle była opresyjna i niedobra. Więc teraz dla odmiany nie wymaga się niczego poza umiejętnością wyguglania sobie streszczenia lektury.

      Usuń
    20. Aaaa ... bo taki to już los lemingów, że nic nie rozumieją :-)

      Usuń
  2. Choć należałam do osób (dziwnych), które lubiły czytać lektury i czerpały z tego niekłamaną przyjemność Syzyfowych prac prawie nie kojarzę, czyli wypadałoby sobie przypomnieć. Co do pierwszych zdań czuję się całkowicie usprawiedliwiona; 3,4 i 9 (którą tylko dzięki sieci odnalazłam) nie czytałam, więc raczej nie mogłam znać pierwszych zdań. Pozdrawiam wszystkie tkwiące w nas dzieci :) w dniu naszego święta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak plus, że nie wzbudzają w Tobie abominacji :-) A życzenia oczywiście przyjmuję, choć zbieżność z "Syzyfowymi pracami" jest całkowicie przypadkowa i oczywiście także pozdrawiam :-)

      Usuń
  3. Parę lat temu miałam okazję obejrzeć ekranizację "Syzyfowych prac" w towarzystwie młodzieży gimnazjalnej i muszę przyznać, iż nawet ci, którzy nie oglądali polskich filmów, ba, nawet tych nudnych obyczajowych polecanych przez dorosłych, oglądali go z zainteresowaniem, co przyznali po projekcji. Więc jest w tej książce jakaś siła ponadpokoleniowa, bo przecież wszyscy byliśmy uczniami, mimo że warunki pobierania nauki były inne. Z książki zapamiętałam walkę na kasztany na przerwie jako epizod chłopięcych zachowań.
    Ciekawym problemem jest też podatność na propagandę, wybór drogi życiowej, który potem Marcin odrzuci. Wiemy jednak, że inni "Borowicze" takiej możliwości kariery nie odrzucili. To jednak temat szkolny, może za trudny dla nastolatków, gdyż niepoparty własnym doświadczeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmem byłem bardzo rozczarowany, nie znalazłem w nim klimatu książki, która mówi o trudnym w sumie dzieciństwie z dużym ciepłem i sentymentem.
      Kasztanowce do dzisiaj rosną w okolicy dawnej szkoły, chociaż to pewnie nie te, które dostarczały amunicji Żeromskiemu i jego kolegom.
      W "Syzyfowych pracach" widać pełen wachlarz postaw wobec Rosjan, począwszy od renegata, poprzez różne odcienie zgody i niezgody a skończywszy na patriotach. Jedna niezależnie od tego dziwi mnie to, że nie wyzyskuje się innych wątków tak by osłodzić trochę "nudę narodową".

      Usuń
    2. W filmie odstępstw od książki jest sporo, co widać już na samym początku. Wartościową nowością był wprowadzenie obrazu zsyłki i ów bunt polegający na trzaskaniu pulpitami ławek. W filmie wyeksponowano też sylwetkę polskiego zaprzańca, ojca Biruty, jako ilustrację niejednakowych postaw wobec Rosji. To też ciekawy temat, bo co mieli robić Polacy, by utrzymać się na powierzchni, być inteligencją, klasą średnia? Czy powinni być rosyjskimi oficerami, urzędnikami, lekarzami, profesorami, czy raczej, buntując się, dać się zepchnąć na margines życia? Powieść nie rozwiązuje wielu tematów, lecz je wskazuje.

      Usuń
    3. U Żeromskiego zaprzańcem nr 1 jest nauczyciel Majewski, dr Stogowski to raczej hulaka, który "niechcący" staje się zruszczony, chociaż kto wie może gdy wybuchła rewolucja październikowa wrócił do Polski, jeśli wcześniej nie zmarł na marskość wątroby.
      Żeromski recept rzeczywiście nie podaje ale widać, że ostoją polskości jest polska wieś, gdzie nikt nie mówi po rosyjsku oprócz nauczyciela i Michcika. Ciekawe swoją drogą czy to potomek Michcika z "Popiołów" :-).

      Usuń
  4. Pamiętam, że podczas lektury tej książki dosłownie zgrzytałem zębami ze złości. Czułem ogromną awersję do głównego bohatera, Marcinka (?). Ale po przeczytaniu całości, musiałem obiektywnie przyznać (sam przed sobą), że powieść była całkiem niezła. Nie zmienia to faktu, że o wiele bardziej podobali mi się "Ludzie bezdomni" oraz "Przedwiośnie" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przedwiośnie" też mi się podobało, zwłaszcza scena przy kominku :-), "Ludzi bezdomnych" słabo pamiętam tak że i ich czas sobie przypomnieć.

      Usuń
  5. Nie ulegam modzie na wybrzydzanie, ale najzwyczajniej w świecie nie lubiłam i nie lubię Żeromskiego. Od czasu szkolnej mordęgi z krukami i wronami. I z tego powodu nie sięgałam póxniej po jego książki. Zrobiłam wyjątek tuż po kinowym seansie filmu Borowczyka. Wtedy to był naprawdę głośny skandaliczny film, więc próbowałam te "Dzieje grzechu" przeczytać. Próbowałam, bo skończyło się na przekartkowaniu, bez dokładnego przeczytania. Jakoś atmosfera skandalu mnie nie wciągnęła.
    A "Przedwiośnie "przeczytałam dopiero niedawno i sama się sobie dziwię, że udało mi się prześlizgnąć bez znajomości tej lektury. Przeczytałam i mój dawniejszy odbiór Żeromskiego pozostał taki sam - stety albo niestety dla pisarza.

    Film "Syzyfowe prace" jest taki jak wszystkie polskie adaptacje literatury - bardzo trudno znaleźć naprawdę dobrą. Polskie kino przoduje w zmienianiu, przekręcaniu, dopisywaniu, wypaczaniu i w ogóle w masakrowaniu literatury na ekranie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jesteś stała w uczuciach do Żeromskiego :-). Mnie wymęczyły niektóre jego książki - zwłaszcza "Wiatr od morza" ale są też takie, które bardzo lubię bądź lubiłem jak "Syzyfowe prace", "Popioły" i "Przedwiośnie". Może dlatego, że są to "męskie" książki. "Dzieje grzechu" też kojarzę z filmu ale niespecjalnie mi się podobał a i jego erotyką wówczas byłem zawiedziony :-).
      Z filmami na podstawie książek różnie bywa, są udane ekranizacje "Lalki" (serial), "Potopu", "Pana Wołodyjowskiego" czy "Nocy i dni", "Panien z Wilka" ale są też ewidentne knoty w rodzaju "Starej baśni" czy "Qvo vadis" a i wcześniej zdarzały się nieporozumienia jak w przypadku "Rodziny Połanieckich".

      Usuń
    2. Rzeczywiście, w tym przypadku można mówić o stałości uczuć. :)
      Ale ja naprawdę nie obawiam się przyznać do zmiany w swojej ocenie po kolejnej lekturze. Zawsze mówię szczerze, gdy pomyliłam się lub uprzedziłam bez powodu.

      Ekranizacje/adaptacje filmowe to mój konik od czasów szkolnych - pisałam nawet taki temat na maturze. I mogłabym dyskutować zażarcie o każdym podanym przez Ciebie tytule.
      Ja osobiście mam największy żal do Wajdy o "Ziemię obiecaną", bo powieść to moja absolutna jedynka na liście ulubionych. Film zrobiony sprawnie, ale Łodzi Reymonta w nim mało. I nikt mnie nie przekona do wielkości kreacji Kaliny Jędrusik (chociaż cenię jej aktorstwo) jako Lucy. Pomyłka, nie jedyna w tym filmie.

      Usuń
    3. Jestem realistą - przekonywać Cię nawet nie miałem zamiaru :-) Mam nie tyle ulubionych autorów co ulubione książki bo wychodzę z założenia, że nawet świetnym pisarzom zdarzają się knoty i książki przeciętne a na dodatek jest ich więcej niż książek wybitnych.

      W przypadku "Ziemi obiecanej" byłem zaskoczony odstępstwem od pierwowzoru ale niezależnie od tego i tak udało mu się zrobić dobry film. A że Jędrusik może Cię irytować w tym filmie to szczerze wierzę :-).

      Usuń
    4. "Noce i dnie" lubię zarówno czytać jak i oglądać , "Rodzinę Połanieckich" wolę czytać jakoś nie przemawia do mnie Nehrebecka. W ogóle wolę czytać niż oglądać rzadko ekranizacje bywają udane. Wyjątkiem jest Sienkiewiczowska trylogia nawet Olbrychski mi się jako Kmicic podoba , choć by nie było zbyt kolorowo Helenę od Skrzetuskiego bym chętnie zmieniła na kogoś innego ale już się nie da.
      Żeromski ? Żeromski uległ wizji utopii "Siłaczka" , "Przedwiośnie" czy "Ludzie bezdomni" toż to idealny przykład na to że ideały istnieć i trwać mogą tylko na papierze. A i to nawet nie, bo cię pokolorują odpowiednio. Swoją drogą kolejny dowód na ponadczasowość literatury. Ja tam Żeromskiego lubię :-)

      Usuń
    5. "Rodzina Połanieckich" to nie jest szczytowe osiągnięcie ani Sienkiewicza ani polskiej sztuki filmowej, nie pomogli nawet dobrzy aktorzy. Za to "Nocom i dniom" się udało - i książka i film bardzo dobre.

      Rzeczywiście marzyły się Żeromskiemu "szklane domy" ale wrażliwość społeczna to przecież nie wada ale z drugiej strony stąpał też twardo po ziemi i pokazywał gorzki obraz świata.

      Usuń
    6. "Noce i dnie " to mogłabym dniem i nocą, polecam też "Przygody człowieka myślącego" zamierzam zresztą doń wrócić. Co do dzienników mam dwa tomy tylko i możliwość wypożyczenia jakiegoś zboru co mnie w ogóle nie nęci.
      Wrażliwość społeczna to nie wada oczywiście tu się zgadzam. Zauważ jednak proszę że to co utopią wtedy było czyli sprawiedliwość i równość utopią pozostało do dziś.

      Usuń
    7. Akurat "utopia" sprawiedliwości i równości ma znacznie dłuższą tradycję niż sięgająca tylko Żeromskiego i zapewne pozostanie utopią na zawsze.
      Dla mnie Dąbrowska pozostanie, jak to się mówi, autorką jednej książki - ale za to jakiej :-).

      Usuń
    8. A to w pierwszym się zgadzamy . Dąbrowską lubię choć najbardziej faktycznie "Noce i dnie" :-)

      Usuń
  6. Ja bardzo miło wspominam, choć czytałam ją w okresie, w którym nie lubiłam czytać.Wręcz mnie porwała! Chętnie bym powróciła do lektury i porównała swój odbiór z tamtym...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie witaj w klubie :-) Dla mnie jest zagadką jak "Syzyfowe prace" mogą się nie podobać :-)

      Usuń
    2. Właśnie, właśnie! :)

      Usuń
  7. Mam taki ambitny plan przeczytać lektury szkolne, gdyż w czasach kanionu lektur wybierałam drogę skrótów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady aż tak przecież nie musisz się umartwiać :-)

      Usuń