sobota, 5 lipca 2014

Wiatr od morza, Stefan Żeromski

Wydanie "Wiatru od morza" kosztowało Żeromskiego nagrodę Nobla, i mówiąc szczerze nie ma się co dziwić. Co prawda książka okazała się bestsellerem a pisarz otrzymał za nią nagrodę państwową ale kula u nogi twórczości Żeromskiego, widoczna momentami nawet w jego najlepszych utworach -  ciężki styl, który zatrąca o grafomanię, z jego afektacją, patosem, wyrafinowanym słownictwem i nagromadzeniem epitetów, z pewnością mu nie pomogła w oczach Akademii Szwedzkiej, nie mówiąc już o krytyce, z jaką książka spotkała się w ówczesnej prasie niemieckiej, a głosy której dotarły do Sztokholmu.

 
Z formalnego punktu widzenia "Wiatr od morza" jest powieścią ale w trakcie lektury ma się wrażenie, że to raczej zbiór opowiadań, które można w większości kwalifikować jako historyczne. Wiąże je chronologiczna kolejność, zresztą bardzo nierówna bo można mówić o nadreprezentacji rozdziałów, których akcja rozgrywa się w średniowieczu i pierwszych 20 latach XX wieku, związek z Pomorzem (czasami trudno uchwytny) i postać Smętka, którą potem rozsławił za sprawą innej propagandowej książki, zbioru reportaży z Prus Wschodnich - "Na tropach Smętka" Melchior Wańkowicz.

Ten zły duch wśród ludzi "zasiewał (...) niezgodę, kłótnię, swar, bitwę na śmierć, ucząc ich swoimi sposoby łamać prawa łączące ich od prawieku w społeczność". Pojawił się wraz z najazdem Normanów przybierając na przestrzeni wieków coraz to inną postać poczynając od "czarnego łowca, który jako skald z orszakami Normanów przybiegł był na tę ziemię", poprzez pruskiego kunigasa-zdrajcy, Graffiacane - powiernika wielkiego komtura Henryka von Plotzke i kończąc na wytwornym pasażerze statku, który opuścił Pomorze po tym jak nastał na niej "martwy spokój, którego nie znosi" i gdy nie ma na nim "już niemieckiej duszy i pasji".

Najciekawszy spośród blisko dwudziestu rozdziałów, moim zdaniem jest ten poświęcony ostatniemu "procesowi" o czary jeśli nie w Europie, to na pewno w Polsce, który rozegrał się w Chałupach na Helu w 1836 roku, a który zakończył się tragicznie, śmiercią Katarzyny Ceynowy zamordowanej przez sąsiadów. Niezły jest także "Fryderyk II na Pomorzu" wyróżniający się na tle innych rozdziałów żywszą narracją i legendą kaszubską zapisaną w gwarze (są zresztą jeszcze dwie takie).

Dzisiaj gdy na Żeromskim spoczywa odium autora lektur szkolnych, fala entuzjazmu związana z dostępem Polski do morza dawno już opadła, co widać choćby po tym jak Bałtyk jako miejsce wakacyjne przegrywa z basenem śródziemnomorskim "Wiatr od morza" pozostał tylko świadectwem swoich czasów, wyrazem antyniemieckiej propagandy w artystycznym wydaniu, skażonym na domiar złego grzechem nudy, niestety.

29 komentarzy:

  1. Czytałem niedawno reportaż Żeromskiego o przygotowaniach do plebiscytu na Warmii - skojarzenia ze Smętkiem Wańkowicza narzucały się same (kto tu od kogo ten dęty styl przejął?) i też wiało nudą. Wańkowicz chociaż czasem jakąś przejmującą ludzką historię opowiedział.
    Czaiłem się na Wiatr od morza, szkoda że nie mogę na wiele liczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem go jeszcze w szkole - wrażenie miałem takie same, myślałem że może był to efekt młodzieńczej niedojrzałości ale okazuje się że nie. Nie pomogło nawet to, że kilka razy wspomniane jest moje rodzinne miasto i fakt, że lubię Żeromskiego (przynajmniej niektóre jego książki).

      Jeśli chodzi o Wańkowicza, to nudę jeszcze mu można darować ale gorzej, że swoją bezceremonialnością naraził Kajkę na nieprzyjemności, nie mówiąc już o wrażeniach z zamku w Malborku.

      Usuń
    2. Wańkowicz dla efektu gotów był na wiele, niestety. Nie pamiętam, co pisał o Malborku, ale Żeromski też po zamku pojechał jako po "monumencie manii wielkości i krzyżackich gustów" Wilhelma II.

      Usuń
    3. Można powiedzieć, że panowie w tej sprawie z dzióbków sobie pili. Wańkowicz pisał - "Z daleka już wita nas prastara, wysoka na 25 stóp figura Matki Boskiej, polichromowana stiukowa rzeźba, wykładana kawałkami szkła i napuszczona różnymi kolorowymi pastami - niesamowita. Ten idol już w 1410 r. płoszył wojowników Jagiełły. Według Niemców jest to keine weibliche Madonna, według Polaków, że zacytuję Srokowskiego "po prostu potwór, rodzaj szyldu bojowego, wystawionego ponad mury zamczyska"".

      Usuń
    4. Z dzióbków jak z dzióbków, Wańkowicz mógł porządnie odrobić pracę domową i naczytać się Żeromskiego do tego stopnia, że przeniknął stylem :P

      Usuń
    5. Akurat w tym przypadku mógł sobie darować i inspirować się czymś innym :-)

      Usuń
    6. Od Melchiora? chyba nie - kiedy chciał i miał wenę, rzeczywiście potrafił zajmująco opowiadać o sobie samym :-)

      Usuń
    7. W Smętku mu się ewidentnie nie chciało. Chociaż, o ile pamiętam, w Tworzywie nie napisał ani słowa o sobie, a jest to jednak z jego najbardziej zajmujących książek, jakie znam :D

      Usuń
    8. Dla mnie z kolei jego najlepszy utwór to epitafium poświęcone córce z "Ziela na kraterze". Tworzywo rzeczywiście jest sprawnie napisane ale na kolana jednak nie rzuca :-).

      Usuń
  2. Masz niebotyczne oczekiwania:P Pierwsza część Tworzywa jest absolutnie znakomita, a reszta zdecydowanie ponad przeciętną. I owszem fragmenty Ziela są świetne, ale zanim się do nich dojdzie, trzeba się przebić przez Melowy słowotok, co troszkę jednak wpływa na odbiór całości :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też nie dawałem mu piątki za "Ziele ..." jako całość, jeśli chodzi o "Tworzywo" to również miałem wrażenie, że początek jest znacznie lepszy niż końcówka.

      Usuń
    2. On się chyba szybko męczył pisaniem i końcówki często są puszczone. W Szczenięcych latach jest to samo.

      Usuń
    3. Jakoś mnie w młodości ominęły a teraz bez kredytu sentymentu do książki wolę już sobie ją odpuścić.

      Usuń
  3. Nie będę Cię namawiał, chociaż jest tak kilka cudnych momentów :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - jakby to była dobra książka to wierzę, że byś mnie namawiał :-)

      Usuń
    2. Więcej nie będę. Bo ja Cię namawiam, a potem czytam, że kicz, masakra, bezguście albo w najlepszym razie nic specjalnego :P

      Usuń
    3. To nikczemna potwarz! no, może gdzieś tam, kiedyś tam zdarzyło się ale żeby aż tak?! wykluczone - przecież my lemingi musimy trzymać się razem :-)

      Usuń
    4. Zaraz tam potwarz:P Subiektywne odczucie :) A poza tym przecież trzymamy się razem, tyle że z powodu ogólnej lemingozy, a nie pokrewieństwa gustów literackich :)

      Usuń
    5. Aaaa ... muszę się jeszcze w tym trochę podszkolić ale to dlatego że dopiero od niedawna jestem w klubie i sądziłem, że koniecznie trzeba czytać te same książki i mieć taką samą opinię na ich temat :-)

      Usuń
    6. Nie, wcale nie trzeba czytać tego samego, wystarczy po prostu nie pochwalać wszystkiego, co pochwalają ci jedynie słuszni, niebędący lemingami :P

      Usuń
    7. Fakt, coś o tym mógłbym powiedzieć :-) na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że trudno mi wyłączyć myślenie :-)

      Usuń
  4. To zdaje się podstawowy objaw lemingozy, chociaż druga strona uważa się za jedyną myślącą :) Myślącą właściwie i poprawnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, a mnie coś tam chodziło po głowie o otwartości na dyskusję i argumentację drugiej strony, o sancta simplicitas! :-)

      Usuń
    2. Lemingoza w ostrym stadium, panie dziejku, tylko chorzy dyskutują, zdrowi wierzą bez zastrzeżeń :P

      Usuń
    3. To stadium mam już za sobą, teraz już jestem na etapie wzruszenia ramionami :-)

      Usuń
  5. Oglądałam kiedyś w Teatrze - dawno to było i nic z przedstawienia i jego klimatu nie pamiętam, poza tym, że wyszłam dość znudzona, a to dziwne, bo w czasach młodości byłam dość bezkrytyczna wobec lektur i sztuk teatralnych.
    Chyba zaczynam zapadać na lemingozę :( choć do niedawna nie miałam pojęcia, że to choroba. Ale nie wyrażam zgody na leczenie, sama decyduję, co dla mnie dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie wiedziałem dopóki nie zacząłem prowadzić bloga, co okazało się bardzo pouczającym doświadczeniem :-).

      Usuń
  6. Mam niemalże identyczne wrażenia i przemyślenia po lekturze tej akurat książki Żeromskiego. Jeżu jakie to było niestrawne...

    OdpowiedzUsuń