środa, 1 lipca 2015

Imię róży, Umberto Eco

Jakiś czas temu trafiłem na recenzję "Psa Baskerville'ów", co prawda jej autorka dała upust fantazji dopisując do powieści Conan Doyle'a rzeczy, których w niej ze świecą szukać ale dla mnie ten tekst był niczym Proustowska magdalenka zamoczona w herbacie bo skojarzył mi się z innego rodzaju bohaterem z Baskerville. Chodzi oczywiście o Wilhelma z Baskerville, opiekuna i nauczyciela Adsa z Melku, narratora i głównego bohatera "Imienia róży", jednej z najlepszej powieści kryminalnych. Pamiętam wrażenie, jakie zrobiła ona na mnie wówczas, gdy zetknąłem się z nią lata temu, jak tylko ukazało się jej polskie tłumaczenie. Należała do tych książek, które wywołują efekt "wow"! Znacznie chłodniej odebrałem ją po latach, postanowiłem więc ponownie sprawdzić, jak to z nią jest naprawdę - do trzech razy sztuka.


Nie ma co ukrywać, to nie książka dla "paidikoi, ephebikoi, gynaikeiosi", jakby powiedział mentor Adsa. Za "historią kradzieży i odwetu rozgrywającą się wśród niezbyt cnotliwych mnichów" i "wokół zakazanej księgi" jakież kryje się bogactwo tematów wątków. O ich ważności można oczywiście dyskutować. Pierwszy - kryminalny, spopularyzowany przez film o tym samym tytule co powieść (ale różniący się od niej znacznie), jest najbardziej oczywisty. Średniowieczny Sherlock Holmes, franciszkański zakonnik przy pomocy swego doktora Watsona, benedyktyńskiego nowicjusza rozwiązują zagadkę śmierci jednego, potem dwóch, trzech i kolejnych śmierci zakonników, żyjących w opactwie, które "jest jakby pomniejszonym kosmosem" i którego życie nadaje powieści rytm widoczny nawet w samym podziale na rozdziały.

Poprzez przyczynę zbrodni dochodzimy do drugiego motywu, sprawiającego, że "Imię róży" ze względu na temat można postawić obok "Auto da fe" czy "Zbrodni Sylwestra Bonnard" a z młodszych powieści, także "Klubu Dumas", w którym "biblioteka jest wielkim labiryntem, znakiem labiryntu świata. Wchodzisz i nie wiesz, czy wyjdziesz", stanowi centrum wszechświata, gdzie jak przystało na powieść detektywistyczną "księgi nie po to są, by w nie wierzyć, lecz by poddawać je badaniu. Mając przed sobą księgę, nie powinniśmy zadawać sobie pytania, co ona zawiera, ale co chce powiedzieć".

Z kolei, motyw "książkologiczny" łączy się z trzecim - filozoficzno-religijnym, w szerokim tego słowa znaczeniu obejmującym, zarówno historię filozofii okresu średniowiecza - wymowny jest tu ukłon w stronę Etienne Gilsona autora m.in. "Historii filozofii chrześcijańskiej w wiekach średnich" i bezpośrednie odwołanie się do postaci i poglądów św. Tomasza z Akwinu, Williama Ockhama czy Rogera Bacona,  historię ruchów religijnych z ruchami odnowy Kościoła i nurtami heretyckimi wreszcie aluzje do zawodowych zainteresowań samego Eco.

Te ostatnie sprawiają, że gdy czyta się semiotyczne (zresztą nie tylko) wynurzenia Wilhelma z Baskerville, rozsiane po powieści, jak choćby te, w których mówi - "Nigdy nie powątpiewałem w prawdziwość znaków (...) są jedyną rzeczą, jaką człowiek rozporządza, by miarkować się w świecie. Tym, czego nie pojąłem, była relacja między znakami." albo "Nie zawsze ślad ma ten sam kształt, co ciało, które go odcisnęło, i nie zawsze powstaje z nacisku ciała. Czasem odtwarza wyobrażenie, jakie ciało pozostawiło w naszym umyśle, i jest to wtenczas ślad idei. Idea jest znakiem rzeczy, a obraz jest znakiem idei, znakiem znaku. Ale z obrazu odtwarzam, jeśli nie ciało samo to ideę, jaką ktoś inny o nim miał." czy "Dobrem dla księgi jest by była czytana. Księga uczyniona jest ze znaków, które mówią o innych znakach, te zaś z kolei mówią o rzeczach. Bez oka, które je czyta, księga kryje znaki, które nie wytwarzają pojęć, a więc jest niema" można odnieść wrażenie, że za postacią Wilhelma kryje się sam Umberto Eco, choć nie wiem czy Wilhelm tego przypuszczenia nie uznałby za zbyt wątłą przesłankę.

Jest też "Imię róży" powieścią historyczną, osnutą wokół sporu pomiędzy papiestwem a cesarstwem z tłem w postaci ruchów religijnych. Czas akcji, jeden tydzień roku 1327 jest w gruncie rzeczy granicą bardzo płynną bo akcja odwołuje się wielokrotnie to wydarzeń, które miały miejsce zarówno przed jak i po tym okresie. Jednak to co mnie najbardziej pociąga w tej książce to historia głównego bohatera odkrywającego świat i ludzką naturę. To tym odkryciom połączonych z chwilami melancholiczną tęsknotą za bezpowrotnie minioną przeszłością i świadomością własnej niedoskonałości poświęcone są najpiękniejsze strony książki, gdy Adso pisze z równym przejęciem i żarem o życiu i śmierci za wiarę na stosie i miłości do nieznanej nawet z imienia dziewczyny, która stała się źródłem tęsknoty niewygasłej przez całe jego życie - "Dzisiaj, starzec, znałbym tysiące sposób, by uciec od tych powabów (i zastanawiam się, na ile powinienem być z tego dumny, teraz, gdy wolny jestem od pokus południowego demona; lecz bynajmniej nie wolny od innych, tak że zastanawiam się, czy to, co teraz czynię, nie jest występną uległością wobec ziemskiej namiętności wspomnienia, owej głupiej pokusy ucieczki przed płynącym czasem i przed śmiercią)".

Eco prezentuje stoicki pogląd na naturę człowieka, świadom jest jego słabości, co widoczne jest w lakoniczniej a przecież poruszającej refleksji Hubertyna - "Może zgrzeszyłem - szepnął. - Na pewno zgrzeszyłem. Cóż innego mógł uczynić grzesznik?" i Wilhelma - "Były zastępy takich, którzy zastanawiali się, czy Chrystus się śmiał. Sprawa nie interesuje mnie zbytnio. Sądzę, że nie śmiał się nigdy, gdyż był wszechwiedzący, jak winien być Syn Boży, więc wiedział, co uczynimy, my chrześcijanie". Wywiera to na powieści niepowtarzalne piętno refleksyjności ale są też strony, przy których lekturze trudno się nie uśmiechnąć, choć pewnie na niektóre czytelniczki (bo raczej nie czytelników) mogą działać jak czerwona płachta na byka. To uwagi na temat kobiety, która jest "naczyniem diabła", przez którą "diabeł przenika do serc mężów" i która "chwyta drogą duszę mężczyzny i najmocniejszych doprowadza do zniszczenia". Miłośniczkom romansów też zapewne nie bardzo się spodoba miłość rozumiana "jako dręczące rojenie natury melancholijnej, które rodzi się wskutek ustawicznego rozmyślania o licu, gestach i obyczajach osoby przeciwnej płci", choć na szczęście jest na to lekarstwo, -wg Awicenny - "połączenie dwojga kochanków węzłem małżeńskim, i choroba minie."

19 komentarzy:

  1. To było moje pierwsze spotkanie z Eco i jakże udane. Do dziś pamiętam jej surowy klimat. Odebrałam ją jako książkę bogatą w treści i uniwersalną. Może to nie do końca właściwe słowo, książkę wielowarstwową dającą pole do poszukiwań/ podążania za autorem. Książkę - labirynt. Mam nadzieję, że kiedyś do niej wrócę, bo mam nadal nadzieję, że warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie to najlepsza powieść Eco - "Wahadło..." i "Wyspa..." pokonały mnie po kilkunastu stronach, "Baudolino" setnie wynudził a "Cmentarz..." nie zostawił żadnego wrażenia. I pewnie wystarczyłaby ta jedna żeby przeszedł do historii literatury :-)

      Usuń
  2. "Wyspę ..." mam na półce, ciągle czeka na przeczytanie, "Wahadło ..." poznałem w czasach licealnych i wówczas mnie olśniło, a całkiem niedawno sięgnąłem po "Temat na pierwszą stronę". Powieść zdecydowanie szczuplejsza, nie tak monumentalna jak "Imię róży", ale równie ironiczna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam ambitny zamiar przeczytać wszystkie powieści Eco, łącznie z tymi, z którymi mi dotychczas nie wyszło :-) póki co kompletuję je tylko na półce :-)

      Usuń
  3. "Imię róży" mam nawet w dwóch wydaniach jedno starsze już czytane dawno temu ( film zresztą też oglądałam jest jednym z moich ulubionych) a drugie nowe, poprawione przez autora. Też mam ambitny plan z tym że nieco odmienny , chcę przeczytać oba wydania poszukując tychże zmian i poprawek. Nie zdradzę ile już czasu nowe wydanie czeka bo aż wstyd że jeszcze się za to nie wzięłam. Jeśli mam być szczera wolę Umberto Eco w publicystyce i esejach ( choć powieści też lubię kolejny wyrzut sumienia to "Cmentarz w Pradze" też czeka) , pasja z jaką Eco pisze o książkach jest dla mnie wręcz odurzająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałem, że Eco poprawiał "Imię..." - dziękuję za informacje i czuję się zaszczepiony pomysłem porównania obu wersji. Publicystykę i eseje Eco omijam szerokim łukiem - nie przepadam za tymi formami.

      Usuń
  4. Bardzo lubię "Imię Róży", czytałam tę książkę dwa razy, a film... oglądam za każdym razem, gdy widzę go w programie TV. Mroczność, tajemniczość średniowiecza pokazana przez Eco tak mnie wciąga, że zapominam o współczesnym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film też lubię, mimo (a może dlatego), że to przeróbka książki w hollywoodzkim stylu i aż dziwne, że utrzymał klimat powieści Eco.

      Usuń
  5. To jedna z moich ulubionych powieści. Doceniam zwłaszcza próbę pokazania sposobu, w jaki postrzegał świat (i siebie) wykształcony człowiek w okresie średniowiecza, ale jako kryminał "Imię róży" też wypada świetnie. Pomysł na narzędzie zbrodni - rewelacyjny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wątku kryminalnym w powieści motywy kryptologiczne mnie zwyciężyły :-) ale mam nadzieję, że i im dam radę po nastawiaj się już psychicznie na wersję poprawioną "Imienia...", o której wspominała Molesław, chyba że poprawienie polegało na ich wycięciu :-).

      Usuń
    2. Właśnie. Ja też nie słyszałam dotąd o wersji poprawionej. Wyczytałam w internecie, że zmiany polegały m.in. na poprawieniu przekładów ze średniowiecznych źródeł i "nadaniu tokowi narracji więcej lekkości", cokolwiek by to znaczyło. Mam już dwa wydania "Imienia róży", chyba będę musiała nabyć trzecie:(.

      Usuń
    3. Też mam dwa - Piwowskie ze "Współczesnej prozy światowej" i pierwszą edycję Nuir sur blanc ale wersji poprawionej jednak sobie nie odmówię :-)

      Usuń
  6. Przydałoby się odkurzyć tę książkę i zobaczyć, która z warstw, by mnie najbardziej zainteresowała. Z tego co piszesz, najbardziej mnie intryguje warstwa historyczna i semiotyczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie są ciekawe, mnie - przyznaję - pokonała, tak jak pisałem, kryptologia w warstwie detektywistycznej :-)

      Usuń
  7. Jak dawno nie czytałam "Imienia Róży"! Umberto Eco jest jednym z tych autorów, których odkrywam raz za razem, bo im więcej czytam, im więcej poznaję, tym jego powieści stają się ciekawsze. Dokładnie tak było z "Imieniem Róży" - przeczytana w liceum była przede wszystkim doskonałą historyczną powieścią z elementem detektywistycznym i niezwykłą tajemnicą. Na studiach pojawiła się warstwa symboliczna. Aż jestem ciekawa, co odkryłabym teraz? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak dawno nie czytałam "Imienia Róży"! Umberto Eco jest jednym z tych autorów, których odkrywam raz za razem, bo im więcej czytam, im więcej poznaję, tym jego powieści stają się ciekawsze. Dokładnie tak było z "Imieniem Róży" - przeczytana w liceum była przede wszystkim doskonałą historyczną powieścią z elementem detektywistycznym i niezwykłą tajemnicą. Na studiach pojawiła się warstwa symboliczna. Aż jestem ciekawa, co odkryłabym teraz? :)
    Olga z WielkiBuk.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem podobnie, w liceum to była dla mnie klimatyczna a właściwie w klimacie mistycznym utrzymana powieść detektywistyczna z pięknym wątkiem miłosnym co w tym wieku ma szczególne znaczenie :-), swoje zrobił też film. Po latach "Imię..." ciągle okazuje się piękną miejscami książką, w której zagadka kryminalna jest trochę jakby mniej ważna :-).

      Usuń
  9. Nie czytałam, ale po przeczytaniu Twoich na jej temat rozważań pewno poszukam jej w bibliotece. Chociaż jak myślę to książka, którą doskonale się czyta w okresie, gdy wszelkie wiadomości zdobyte w czasie, gdy się przyswaja wiedzę jeszcze są na świeżo w głowie....
    Film też oglądałam jakoś tak piąte przez dziesiąte, ale film rzadko oddaje przesłanie książki, głębię jej treści więc lepiej czytać książkę przed filmem...


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem "Imię róży" w szkole i teraz po 30 latach, za każdym razem czyta się je doskonale :-) a i film się nie starzeje.

      Usuń