piątek, 16 grudnia 2016

Głód, Knut Hamsun

Mogła być to kiedyś szokująca lektura, ale dzisiaj, po doświadczeniach masowych śmierci głodowych Wielkiego głodu na Ukrainie i II wojny światowej Knut Hamsun nie jest w stanie zaskoczyć współczesnego czytelnika. Co tu zresztą pisać o braku zaskoczenia, gdy tak naprawdę "Głód" irytuje, a przecież nie powinien, bo jakże to, żeby dramat staczającego się w nędzę człowieka mógł irytować?! A jednak! 


Bo jakoś nie do końca przekonuje opis głodu, w którym walczy on o lepsze z dumą głównego bohatera powieści. Poczucie dumy, próba zachowania godności, także za cenę kłamstwa (to w końcu niezbyt wygórowana cena) nie jest niczym nagannym. Próba zachowania pozycji społecznej i obrony przed deklasacją raczej pozytywnie świadczy o człowieku. Ale kładąc na szali uczucie głodu oraz ludzką godność i mając w pamięci doświadczenia, o których już wspomniałem wcześniej, a o których Hamsun nie mógł nic wiedzieć, jest dla nas od początku oczywiste, na którą stronę przeważy się szala. Z naszego punktu widzenia przeżycia bohatera są więc tylko bezsensownym miotaniem się, z góry skazanym na klęskę. A ta klęska w postaci ostatecznej decyzji bohatera nie wydaje się jakimś boskim dopustem. Raczej zwycięstwem rozsądku, choć w opłakanych okolicznościach w dużej części zawinionych przez głównego bohatera "Głodu".

Pozostanie zagadką Hamsuna i jego postaci, dlaczego praca inna niż pisarska miała stanowić ujmę dla jego bohatera. Dlaczego nie mógł robić jednego i drugiego (skoro Martin Eden umiał to jakoś pogodzić, to dlaczego on by nie mógł?), skąd wreszcie przekonanie, że warunkiem koniecznym i jedynym pisarstwa jest wena a nie także mozolny trud. Jakim prawem ma żal do współobywateli, skoro i tak doświadczył ich litości?

A mówić szczerze, bohater Hamsuna szybciej niż litość wywołuje zdziwienie, jakim cudem tak niewiele w gruncie rzeczy robiąc we własnej sprawie staczał się w nędzę tak wolno. Widzimy przecież marudnego, roszczeniowego człowieka, o przesadnie wielkim mniemaniu na swój temat, który nie potrafi się zmobilizować do systematycznej pracy. Trudno do kogoś takiego nabrać sympatii i litować się nad nim. Chciałoby się raczej powiedzieć - "chłopie, weź się w garść i zacznij coś robić". I tak miał szczęście do ludzi, którzy dawali mu pokój i wyżywienie za darmo. Nie ma się co unosić nieuzasadnioną dumą i przekonaniem o swoich nadzwyczajnych walorach, jeśli okazuje się, że te walory nie mają specjalnej wartości w oczach innych. Może więc one rzeczywiście nie są jakieś nadzwyczajne. To więc, że w końcu do niego dociera, że czas się wziąć do roboty nie wydaje się czymś specjalnie tragicznym. Wreszcie!

"Głód" należy do najbardziej znanych książek Knuta Hamsuna i chyba w ogóle powieści skandynawskich pisarzy (z wyłączeniem, oczywiście, autorów skandynawskich kryminałów - ale tych nie liczę) ale daleko mu do miana najlepszej. Dzisiaj potraktowałbym ją raczej jako literacki dowód tamtych czasów, który może być ciekawy dla mieszkańców Oslo nie ze względu na przeżycia głównego bohatera powieści lecz topograficznych podróży po mieście, które on odbywa, ale żeby to docenić trzeba by się przeprowadzić do Oslo... 

66 komentarzy:

  1. czytałam w nowym wydaniu Zysku i totalnie mnie kupił styl autora!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie, co prawda daleki jest od typowo skandynawskiego "smęcenia" w stylu Lagerlof czy Bjornsona ale równie daleki jest od czegoś co bym określił mianem porywającego.

      Usuń
    2. Głod - najbardziej znana pozycja literatury skndynawskiej.
      Czy ja wiem - za moich młodych lat mocno liczyli się Lagerloff, Undset, Ibsen, Laxness. Być może teraz poszli w zapomnienie.
      Głód jednostki - według mnie nie powinno się tego mierzyć skalą tragedii masowych - Ukraina, II Wojna.
      Czytałem tę książkę dawno, ale przecież nie przed II Wojną, i zrobiła na mnie silne wrażenie. Fakt, że bohater książki nie robi czegoś praktycznego żeby żyć normalnie, jakoś mi nie przeszkadzał. To była istotna część jego osobowowści - gwałtowność, przesadne roszczenia, duma. Być może czytałem to ze świadomością, że Hamsun był zwolennikiem nazizmu i postawa zyciowa bohatera Głodu jakoś mi się z tym zgadzała.
      Zwracam uwagę, że Hamsun napisał Głód w 1890 roku i jego styl był inspiracją dla wielu pisarzy (jedna recenzja zalicza do nich nawet Kafkę).
      Ciekawostka - po wojnie Hamsun został oskarżony o zdradę narodu, postawiony przez sądem i skazany... na grzywnę.

      Usuń
    3. "Głód" ukazał się w czasie, kiedy o nazizmie nikt jeszcze nie myślał i nie ma on tu nic do rzeczy. Nie mierzę też doznać bohatera skalą masowego dramatu. To o co mi chodzi, to zwrócenie uwagi na fakt, że kilkadziesiąt lat po wydaniu książki ludzie z głodu umierali na ulicach i stawali się kanibalami. Dramat tych ludzi (jednostek) sprawia dylemat bohatera, gdzie i do kogo by tu teraz pójść po jałmużnę, nie brzmi zbyt przejmująco. Okazało się, że rzeczywistość przerosła wyobraźnię, niestety.

      Usuń
    4. Głód ukazał się w czasie gdy nikt o naziźmie nie słyszał. Z tym zgoda, ale ja pisałem, ze AUTOR stał się zwolennikiem nazizmu.
      Dylematy bohatera... W ten sposób można zdyskwalifikować każdą książkę - Hans Castorp mazgaił się w sanatorium a w tym samym czasie miliony ludzi żyły w nędzy a Polska była pod zaborami.

      Usuń
    5. Jest jednak "delikatna" różnica pomiędzy głównymi bohaterami "Głodu" i "Czarodziejskiej góry"; położenie w jakim znalazł się ten pierwszy zależy tylko od jego decyzji, a drugiego przecież trudno obwiniać o to, że zachorował na gruźlicę.

      Usuń
    6. Bohater „Głodu” też nie był w pełni zdrowy. Miał przecież silne dolegliwości psychicznie. Nie mógł się skupić, nie panował nad swoimi emocjami, mówił sam do siebie, śmiał się nie wiadomo z czego albo bez powodu był agresywny. Pod wpływem licznych nieszczęść wpadł w taki stan, że zaczął zachowywać się irracjonalnie. Nie wiem, skąd wziąłeś informację, że on pogardzał zwyczajną pracą. W książce, którą ją czytałam, było wyraźnie powiedziane, że starał się o każdą pracę, nawet w straży pożarnej. Nigdzie go nie przyjęli. Może dlatego, że miał mało sił fizycznych, wyglądał jak obdartus i wariat.

      W jednej ze scen książki opisane jest, jak bohater próbował odgryźć sobie palec. Autokanibalizm jest może jeszcze bardziej wstrząsający niż kanibalizm. Człowiek jest aż tak głodny, że próbuje zjeść części swojego ciała, liże własną krew, byle tylko coś trafiło do żołądka.

      Usuń
    7. Te jego dolegliwości psychiczne są następstwem głodu, mają ukazać dramatyzm głodu, który powoduje tego typu zaburzenia (i których "autokanibalizm" jest przejawem). Nie pamiętam tych licznych nieszczęść (chyba, że są to próby znalezienia pracy - wspomina także o inkasencie, a potem o sklepie), które sprawiają, że znalazł się w sytuacji "wyjściowej", od której zaczyna się książka. Jej pogorszenia sytuacja jest konsekwencją próby utrzymania się z pisania, na które nie ma zarówno zapotrzebowania i do którego sam nie ma wytrwałości. Rzecz w tym, że okazuje się, że nawet w stanie ostatecznej nędzy, w jakim znajduje się w finale książki, gdy wygląda jak obdartus i wariat, pracę znajduje, wygląda więc na to, że mógł sobie tych wszystkich cierpień zaoszczędzić jeśli by tylko podjął taką samą decyzję znacznie wcześniej.

      Usuń
    8. ".. drugiego przecież trudno obwiniać o to, że zachorował na gruźlicę.".
      Hans Castorp zachorował na gruźlicę?
      Tego nigdy ostatecznie nie stwierdzono. Jego oczarowała chorobliwa atmosfera sanatorium. Stąd ciekawe analogie - miłość to choroba, życie to choroba. Akurat to ostatnie świetnie sparafrazował K. Zanussi - Życie - nieuleczalna choroba przenoszona drogą płciową. Ale T. Mann ma na myśli biologiczne życie jako takie.
      Jesli chodzi o Głód Hamsuna, to ja odebrałem to inaczej. To nie jest problem ekonomiczno-społeczny - patrzcie - głodujacy człowiek wśród was. Według mnie to jest własnie problem jego psychiki - kłotliwy, despotyczny. Stąd miałem skojarzenia ze skłonnościami autora do nazizmu.

      Usuń
    9. Co do choroby Castorpa, to polecam rozdział "Termometr", co oczywiście nie stoi w sprzeczności z analogiami, o których piszesz.
      Jeśli chodzi o "Głód" to zgoda - przyczyna sytuacji głównego bohatera tkwi w nim samym, w jego psychice, a potem to już jest samo nakręcająca się spirala. Tyle, że stąd ciągle jednak jeszcze daleka droga do nazizmu.

      Usuń
  2. Bracie! Zgadzam się ze wszystkim. Mało która książka mnie tak irytowała, jak "Głód". Często zwalałem to na karb swoich ówczesnych siedemnastu lat, ale to chyba jednak kwestia Hamsuna, a nie wieku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba tak, bo mam znacznie więcej niż 17 lat :-) a wrażenia takie same. Przymierzam się teraz jeszcze do "Błogosławieństwa ziemi" i aż mnie ciarki przechodzą na myśl, że to może być coś w zbliżonym guście.

      Usuń
    2. Hamsuna czytałem jeszcze tylko Wiktorię, ale mnie znudziła.
      O Głodzie prowadziłem parę dyskusji na różnych blogach i wszyscy mnie przekonywali, że jak mogę wymagać od subtelnego intelektualisty, żeby worki w porcie nosił dla chleba :P A to, panie dziejku, społeczeństwo powinno go karmić!

      Usuń
    3. Kolega, widzę, dotknięty jest znieczulicą. Niedaleko, Koledze, do tych niedobrych Norweżek, którym znudziło się dawać bohaterowi "Głodu" mieszkanie za darmo. Niedobrze! :-)

      Usuń
    4. A juści. Zimny drań :D Czego nie znoszę w literaturze, to takich rozmemłanych mimoz:P

      Usuń
    5. Daj mu szansę, w końcu przecież wziął się za siebie :-)

      Usuń
    6. Ja aż tak bezkompromisowy nie jestem, lubię tę nutkę wrażliwości w męskiej naturze, oczywiście bez przesady :-)

      Usuń
    7. Nutkę, owszem. Ale tu chyba nie wrażliwość, tylko - bo ja wiem? - jakieś przekonanie bohatera, że do wyższych celów jest stworzony? W sumie, może trochę przeginając, można stwierdzić, że Hamsun wykreował nadczłowieka, którego niżsi mają czcić i karmić. Tyle że niżsi nie mieli o tym pojęcia :P

      Usuń
    8. A wiesz, że też mi to przyszło do głowy, nadczłowiek (jednostka wybitna) rzucająca perły przed wieprze, ale nadaremnie bo ta mierzwa nie jest w stanie się na tym poznać, musi opuścić własną ojczyznę, pla, pla, pla...

      W sumie nie wiem, czemu mnie Hamsun tak zirytował, u Dostojewskiego też są postacie, które są przekonane o swojej wyjątkowości/wyższości a jednak czyta się to zupełnie inaczej.

      Usuń
    9. Może nam na odbiór wpływa wiedza o późniejszych losach Hamsuna.

      Usuń
    10. I znowu się zgadzamy, to chyba atmosfera Świąt zaczyna się już nam udzielać, po Nowym Roku trzeba będzie coś z tym zrobić :-).
      Tyle, że nie zawsze się to tak przekłada - Malaparte był przecież faszystą a z "Kaputt" nijak nie można się tego domyśleć.

      Usuń
    11. Malaparte nie znam, to się nie wypowiem.
      Ale po świętach zdecydowanie napisz coś, co wywoła burzę. Możesz mi zmieszać z błotem jakiegoś ulubionego autora albo co :P

      Usuń
    12. Żałuj ("Kaputt" oczywiście). Jestem po lekturze "Ucha od śledzia" i w takim razie wrażenia przedstawię już po Świętach :-)

      Usuń
    13. Jeśli Ucho Ci się choć trochę podobało, to się nie pokłócimy :D

      Usuń
    14. To była jedna z moich ulubionych książek więc wiadomo, że trochę mi się podobała :-)

      Usuń
    15. ZwL - dołączam do grona osób niecierpiących rozmemłanych mimoz, użalających się nad sobą i wynoszących się ponad innych. Głodu nie czytałam, czytałam jedynie o Głodzie.

      Usuń
    16. Marlow: no to znowu nic z dyskusji :(
      Guciamal: Mam wrażenie, że należymy do mniejszości.

      Usuń
    17. Wygląda na to, że faktycznie nic, bo podejrzewam, że mamy też podobne opinie na temat innych książek, które ostatnio czytałem ("Córka Tuśki", "Pamiątki Soplicy") jest jeszcze szansa z "ponowoczesną" lekturą bo w ramach podążania za czytelniczym owczym pędem skusiłem się na "Cząstki elementarne" :-)

      Usuń
    18. Eee, ja nie mam tyle samozaparcia, żeby Huellebecqa czytać :P

      Usuń
    19. Ta wiedza a właściwie samowiedza jeszcze przede mną - w końcu trzeba iść (podobno) z postępem :-)

      Usuń
    20. Nie widzę potrzeby chodzenia z postępem (często rzekomym) w literaturze :P

      Usuń
    21. Ależ Kolego, trzeba podążać za postępem i nowoczesnością, to z pewnością są interesujące literacko zjawiska skoro budzą tyle zachwytu na blogach :-) a nie tylko zamykać się w okopach Św. Trójcy jako "literacka reakcja" - nie poznaję Kolegi :-)

      Usuń
    22. Eee, austriackie gadanie, panie dziejku. Przez najbliższy czas zamierzam się zamknąć w kokonie bezpiecznych lektur absolutnie nieeksperymentalnych.

      Usuń
    23. Bywa z tym różnie - po ostatnich podróżach do przeszłości mam "mieszane uczucia", świetne "Pamiątki Soplicy" (zdumiewające, że była to lektura w czasach prlu) i zakatowany dobry temat w "Córce Tuśki".

      Usuń
    24. Ktoś omawiał te Pamiątki Soplicy w szkole? Nie bardzo to sobie wyobrażam :) A co do Tuśki to fakt, Zapolska poległa w chaosie, który sama stworzyła, to byłaby bardzo dobra powieść, gdyby ktoś ją ostro skrócił i uporządkował. Taka adaptacja na potrzeby współczesnego czytelnika.

      Usuń
    25. A tak :-) Tyle, że miałem szczęście do nadzwyczajnego nauczyciela, akademickiego profesora, który wylądował w prowincjonalnym mieście. Omawiał nawet niektóre, klasyczne że tak powiem, epizody z Biblii. To musiała być dla niego niezła mordęga, męczenie się z licealistami. Niestety miałem z nim lekcje tylko przez rok ale i dobre i to.

      Usuń
    26. Biblia w programie nauczania była, obowiązkowa jako lektura:P A Soplica chyba tylko w postaci fragmentu w podręczniku, u nas pominiętego przez nauczyciela. Dobry nauczyciel nadzwyczajnie poszerza horyzonty czytelnicze, nasz poszerzał średnio, ale przynajmniej nie ograniczał.

      Usuń
    27. Pamiętam, że we fragmentach były "Żywe kamienie" ale to z powodów obiektywnych :-) po prostu w bibliotece był chyba tylko jeden egzemplarz i nie było szans dorwać się do niego. Nie wiem zresztą czy lektura całości by wówczas coś dała, bo pamiętam, że fragment który był czytany na lekcji w ogóle do mnie nie przemawiał, musiało sporo czasu minąć zanim doceniłem Berenta :-)

      Usuń
    28. Poległem swego czasu na Próchnie i jakoś się zniechęciłem, nie wiem, czy się kiedyś przełamię.

      Usuń
    29. Nie dziwię Ci się, jakiś czas temu miałem sobie zrobić powtórkę na okoliczność schopenhauerowskich motywów w "Próchnie" ale haniebnie poddałem tyły po kilkudziesięciu stronach.

      Usuń
    30. Schopen jakich? Człowiek by się najchętniej zanurzył w jakiejś Trędowatej, a Ty wyskakujesz z filozofami :P

      Usuń
    31. "Trędowata" to może nie ale nie wiem czy w czasie Świąt nie zdecyduję się na "Przeminęło z wiatrem", trochę grubsze ale co tam, poznanie świata dostarczające wzruszeń paniom - bezcenne :-)

      Usuń
    32. Nie kpij z Mitchell, to bardzo solidna rzecz historyczno-obyczajowa.

      Usuń
    33. Ale kiedy ja nie kpię, czytałem ją za młodu i nic już nie pamiętam, oprócz tego, że "połknąłem" ją w niecały weekend a na filmie (z Leigh i Gable'm) moja mama spłakała się jak bóbr :-).

      Usuń
    34. Bo film jest do spłakiwania się, a książka niekoniecznie tylko do tego.

      Usuń
    35. Filmu nigdy całego nie oglądałem, jakoś i nie załapałem się i ten rodzaj kina mnie nie ciągnął, wolałem filmy gangsterskie i kryminały ale mama mówiła mi, że to był w tamtych czasach szok, codzienna bieda i szarzyzna a tu coś takiego kostiumy, kolory, no i wątek romansowy też zupełnie nieprzystający do standardów prlu.

      Usuń
    36. Moja zona zawsze powtarzała: przeczytaj książkę, nie sugeruj się filmem. I przekonała mnie. Faktycznie niebo a ziemia.

      Usuń
    37. U mnie jest prościej, do książki nikt mnie nie musi namawiać :-) tyle, że nie ma czasu, bo zawsze "coś" innego wpadnie.

      Usuń
    38. I takie też mam plan :-) chociaż książek, które w tym czasie zaplanowałem przeczytać już się trochę uzbierało :-)

      Usuń
    39. Tak, to jest wyjście tyle, że skończyć się może śladami tłustych paluchów na kartkach :-)

      Usuń
    40. To jest pomysł, byłoby jednocześnie na fali; profeministycznie i genderowo - facet ze ścierką w ręce. Cóż za przełamanie patriarchalnych stereotypów!

      Usuń
    41. Co ja tam mogę, siedzę pod pantoflem i cichutko, jak myszka popiskuję!

      Usuń
    42. Schowaj się za parawanem ze ścierki i zakosztuj odrobiny swobody :P

      Usuń
  3. Ten sam egzemplarz od lat nie może się doczekać czytania.
    Czytałam jego "Wiktorię" i ta historia przypadła mi do gustu. Po Twoim poście może sięgnę po niego w przyszłym roku.....z ciekawości jak ja odbiorę tę historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię Ci się, wstyd się przyznać ale "Głód" ciągnął się za mną od czasów szkoły i nigdy, mimo "zachęcającej" objętości jakoś nie mogłem go skończyć i odpadałem po kilkudziesięciu stronach. Aż do teraz.

      Usuń
  4. Przeczytałam książkę w szkole średniej i do dziś ją pamiętam. Śniło mi się po nocach... Potem sięgnęłam tylko po "Wiktorię" i nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie "Głód" przeszedł bez większego echa i kłopotów ze snem po jego lekturze nie miałem :-)

      Usuń
    2. Pewnie dzis odebrałabym inaczej :) Inna wrażliwość :)

      Usuń
    3. Różnie z tym bywa tzn. odebraniem w późniejszym wieku, czasami książki zyskują, czasami tracą - kwestia wrażliwości :-)

      Usuń
  5. Oh strasznie mnie zirytował bohater "Głodu", z ZwL chyba nawet doszliśmy do konsensusu, że to wyjątkowo denerwująca postać! Czyli zgadzam się z Twoją recenzją!

    OdpowiedzUsuń