środa, 5 kwietnia 2017

Cząstki elementarne, Michel Houellebecq

Spóźniłem się na dyskusję u Marty z "Leżę i czytam" ale nawet gdybym zdążył i tak bym się chyba o "Cząstki elementarne" nie awanturował, bo moje odczucia na ich temat nie są do końca sprecyzowane i należą do tak zwanych "uczuć mieszanych". Z jednej strony byłem, zdegustowany pornografią, z drugiej jednak zgadzałem się, co do oceny współczesnego społeczeństwa, mając przy tym wrażenie, że byłem w literackim gabinecie luster, w którym widzi się wyolbrzymione te cechy, które i w naturze są aż nadto wyraziste.


"Cząstki elementarne" są, że tak powiem powieścią "lokalną" w tym sensie, że odnoszą się do społeczeństwa francuskiego. Pokolenie '68 z jego kulturowym bagażem, które jest już w wieku sprzyjającym dokonywaniu bilansu u nas nie istnieje. Nie oszukujmy się, jesteśmy "IV ligą Europy" i choć występują one u nas problemy społeczeństw dobrobytu, to daleko im do rozmiarów jakie osiągnęły we Francji Houellebecqa. Nie dziwię się, że jego powieść odbiła się tam takim rezonansem - to musiało być denerwujące dla niektórych, gdy usłyszeli, że ich "nowoczesność", która "obaliła judeochrześcijańskie wartości moralne" wstawiając w ich miejsce "apologię młodości i wolności osobistej" oznacza klęskę humanizmu i stworzenie społeczeństwa zglajszachtowanego, a nieznająca granic wolność osobista znajdzie finał w praktycznej realizacji Huxley'owskiej dewizy, że "szczęśliwi ludzi to tacy, którzy nie są świadomi lepszych i większych możliwości, żyją we własnych światach odpowiednio skrojonych do ich predyspozycji".

Tak jak mogło być denerwujące skarykaturowanie bełkotu guru francuskich intelektualistów - Lacana (ciekawe ilu czytelników "Cząstek elementarnych" wie o co chodzi, gdy Houellebecq pisze, że "według hipotezy Margnau świadomość indywidualną można dołączyć do pola prawdopodobieństwa w przestrzeni Focka, określonej jako prosta suma przestrzeni Hilberta. Przestrzeń ta mogła w zasadzie być zbudowana z podstawowych zdarzeń elektronicznych, dziejących się na poziomie synaptycznych mikropunktów. Zachowanie normalne można było wówczas łączyć z elastyczną deformacją pola, czyn wolny natomiast - z pewnym rozdarciem. Ale w jakiej topologii? Nie było wcale oczywiste, że naturalna topologia przestrzeni Hilberta pozwala na stwierdzenie istnienia czynu wolnego: nie było nawet pewności, czy ten problem może być w ogóle rozważany, chyba że przy użyciu niezwykle metaforycznych określeń").

I tak jak mógł być denerwujący głos na temat fiaska modelu życia, w którym zredukowano je do indywidualnej egzystencji, w której nic nie znaczą ani przeszłe ani przyszłe pokolenia sprawia, że "pod koniec jest już tylko samotność, chłód i cisza. Pod koniec jest już tylko śmierć.", a zwłaszcza fiaska osobistego życia kobiet, "które w roku 1968 miały dwadzieścia lat, w wieku lat czterdziestu znalazły się w przykrej sytuacji. Przeważnie rozwiedzione, nie mogły znaleźć oparcia w małżeństwie - czy to z miłości, czy z interesu - zrobiły bowiem wszystko, by doprowadzić do jego rozpadu. Należąc do pokolenia, które jako pierwsze głosiło wyższość młodości nad wiekiem dojrzałym, nie mogły się dziwić, że następne pokolenie patrzy na nie z pogardą." Cóż to za policzek w twarz dla feminizmu, oświadczyć, że kobieta jest nieszczęśliwa, jeśli w życiu nie zazna miłości ze strony mężczyzny i radości macierzyństwa!

Ale wypada oddać sprawiedliwość Houellebecqowi - w jego książce przegrywają nie tylko kobiety; samotne i rozpaczliwie szukające miłości, przegrywają także mężczyźni. Płeć nie stanowi tu żadnej różnicy. Wszyscy płacą za to, że dla ich rodziców postawiony na piedestale "ideał wolności osobistej" okazał się nie do pogodzenia z nudnymi i uciążliwymi zajęciami związanymi z wychowaniem dziecka. Główni bohaterowie zresztą sami w gruncie rzeczy nie są lepsi od swych rodziców robiąc to samo co oni i zbyt późno zdając sobie sprawę z własnych błędów. Żyjąc w "świecie rywalizacji i walki, próżności i agresji, nie dane im było żyć w harmonijnym świecie; ale nie uczynili nic, żeby zmienić świat, nie uczynili nic, żeby to naprawić". Nie mają nawet tego komfortu by winę za klęskę swojego życia zrzucić na kogoś innego.

To prawda, że do Francji nam daleko, ale chyba nie aż tak daleko jak się wydaje. Niedawno przeczytałem, że Superbohaterką "Wysokich Obcasów" została piosenkarka, której "zasługą" było to, że dokonała aborcji bo... mieszkanie było za ciasne. Witamy w świecie Michela Houellebecqa. 

10 komentarzy:

  1. Potwierdza się prawda, że rewolucja pożera swoje dzieci. Ta obyczajowa też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stara prawda, trochę tylko dziwi, że dzieci nie są zbulwersowane rewolucją ani jej skutkami a opisem tych tych skutków.

      Usuń
  2. To prawda, awantury nie będzie - zasadniczo się zgadzamy. Z tą małą różnicą, że osobiście doświadczam więcej mieszanych uczuć, obserwując rzeczywistość, niż czytając Houellebecqa. Akcja "Cząstek" jest "lokalna", ale wymowa - globalna. I nie chodzi mi o to, że pisarz okazał się profetą; raczej o to, że zjawiska, uchwycone w przełomowym momencie, okazują się aktualne i dziś, w Polsce również. Można jedynie dyskutować nad ich skalą i zasięgiem. No i płeć - wszyscy kończą y Houellebecqa tragicznie, ale z trochę różnych powodów. Kobiety zapadają na choroby ciała, mężczyźni cierpią na bolączki duszy. To właściwie zgodne z tezą głoszoną w powieści: zdolne do miłości i poświęcenia są kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza, awantury nie ma bo i z tym, co piszesz się zgadzam. Można by więc spytać, to skąd to całe zamieszanie wokół Houellebecqa skoro wszyscy (?) przyznają mu rację?

      Usuń
    2. Racji - obiektywnie rzecz biorąc - nie sposób mu nie przyznać. Rzecz chyba w subiektywnych odczuciach: raz, że mamy różną wrażliwość na skrajnie dosadną - ujmując to delikatnie - treść; dwa, że z reguły od gabinetu luster, o którym piszesz, wolimy bajki z happy endem; i trzy wreszcie - nikt nie lubi krytyki. "Cząstki" to nie jest relaksująca lektura, a ma być przecież lekko i przyjemnie. Takie przynajmniej są "trendy".

      Usuń
    3. I znowu masz rację - nie wiem czy Ci się to zaraz nie znudzi :-) Myślę, że zwłaszcza trzeci powód mógł być istotny - zakwestionowanie modelu życia, który uchodził za "jedynie słuszny" nie mogło Houellebecqowi ujść na sucho. Jest w tym wszystkim jednak ale - owszem, ma rację jeśli chodzi o meritum ale samą powieścią jakoś zachwycony nie jestem. Daleko mu do "przekabacenia" czytelnika - zbulwersowanie owszem ale jednak nic więcej.

      Usuń
    4. To akurat nigdy mi się nie nudzi ;-)
      Czyli: jesteś zmieszany, ale nie wstrząśnięty? ;-) Możliwe, że przywykliśmy do "współczesności" na tyle, że tego typu powieści robią na nas, owszem, wrażenie - ale krótkotrwałe.
      W każdym razie, "Cząstki" to nie jest według mnie najlepszy Houellebecq. Polecam "Mapę i terytorium". I felietony, czyli wydane niedawno "Interwencje 2".

      Usuń
    5. Nawet nie zmieszany, czułem się trochę tak jakby ktoś wyjaśniał mi, że słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie. Zaskakujące jest raczej to, że nie dla wszystkich jest to oczywiste. Ale faktycznie jeśli ktoś żył w przekonaniu, że "ponowoczesność w domu i zagrodzie" jest jedynie słuszną drogą i poddał się praniu mózgu to nie dziwię się, że może alergicznie reagować na książkę, która kwestionuje to czego go wyuczono. Za podpowiedź dziękuję na "Mapę..." może się jeszcze odważę, choć wydaje mi się, że już wiem czego spodziewać się po Houellebecqu.

      Usuń
  3. Czytałam tę książkę dwa lata temu, więc wrażenia się już zatarły. Pamiętam poczucie tragizmu jednostki, ale też tę koncentrację rodziców na sobie. Co do ostatniego akapitu, to wydaje mi się, że głównym motywem "superbohaterstwa" było to, że ta pani przyznała się oficjalnie do aborcji, niezależnie od motywu. Tzn., że to niekoniecznie musi być bezpośrednie zagrożenie życia czy choroba płodu. Ale wiem, że ta dyskusja nabrała wielu wymiarów, oświadczenie chyba było niezbyt fortunne, a w Polsce grunt na takie dyskusje jest bardzo podatny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że ktoś odczuwa tego rodzaju potrzebę "ekshibicjonizmu" ale od tego jest program Ewy Drzyzgi, z których jeden zresztą był już dawno temu poświęcony kobietom, które publicznie afiszowały się z dokonaniem aborcji - wówczas obyło się bez nagród.

      Usuń