poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Placówka postępu, Joseph Conrad

Zaskakujące jak niewiele zostało z afrykańskiego epizodu Conrada; "Dziennik kongijski", "Jądro ciemności" i stanowiąca jego zapowiedź "Placówka postępu" z cyklu "Opowieści niepokojące". Można w nie znaleźć kilka motywów, które potem zostały wykorzystane w "Jądrze ciemności": śmierć poprzedniego kierownika stacji - "artysty", parowiec przypominający "olbrzymie pudełko od sardynek z umieszczoną na wierzchu szopą o płaskim dachu", postać dyrektora, Murzynów niemających poczucia czasu, wreszcie mgłę i rzekę, która "zdawała się wypływać znikąd i nigdzie nie dążyć."


Do opisu dwóch głównych bohaterów tego krótkiego opowiadania doskonale pasują słowa Marlow'a "Widywałem szatana przemocy i szatana chciwości, i szatana pożądliwości; ale na Boga! byli to silni, jurni szatani o ognistych ślepiach, którzy rządzili i powodowali ludźmi (...) Lecz stojąc tam, na zboczu wzgórza, poczułem, że pod oślepiającym blaskiem słońca w tym kraju zapoznam się z rozlazłym, kłamliwym, bladookim diabłem, opiekunem drapieżnego i bezlitosnego szaleństwa".

"Placówka postępu" jest historią o miernotach, którzy w zwyczajnych okolicznościach byli zwykłymi ludźmi ale tu okazali się niewłaściwymi ludźmi na niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie - "stacja nad tą rzeką jest zupełnie bezużyteczna, a oni obaj świetnie się do tej stacji nadają." Wyrwani ze środowiska, w którym żyli i które znali, zostawieni samym sobie nie potrafią stawić czoła nikomu i niczemu, własnym słabościom, innymi ludziom, przyrodzie i wyzwaniom losu. "Obaj mężczyźni harmonizowali ze sobą doskonale, złączeni wspólną głupotą i lenistwem." Nie radzą sobie z niczym, ani z obowiązkami, ani z samymi sobą i nawet pragnienie wzbogacenia się, które przywiodło na stację nie jest w stanie tego zmienić. Ich wady pod wpływem okoliczności tylko się potęgują i sprawiają, że ich gnuśność, za sprawą strachu, chciwości i obłudy przeradza się w nikczemność a "pozostawieni sam na sam ze swoją słabością, stawali się co dzień podobniejsi do współwinowajców". Jednak poczucie winy przychodzi z innego powodu niż sprzedaż handlarzom niewolników pracowników stacji, którzy i tak byli przecież tylko "zwierzętami". Jest popełniona w chwili szaleństwa zbrodnia, jest swoista "iluminacja" - "poznał, że życie straszniejsze jest i trudniejsze niż śmierć. Zabił bezbronnego człowieka." i jest kara - śmierć.

"Placówka postępu" wbrew swemu sarkastycznemu tytułowi, nie jest budującym utworem, tu człowiek wychodzi z próby pokonany, a jej wynik jest zresztą z góry wiadomy. Słowo pokonany nie do końca jest właściwe bo nie ma tu żadnej walki, tylko grzęźnięcie w marazmie i otępiającej atmosferze poczucia samotności i beznadziejności. Nie ma w "Placówce postępu" nic z conradowskiego poczucia obowiązku i wierności zasadom, niczego co dawałoby czytelnikowi choć szczyptę optymizmu. Widać, nie podobało się Conradowi to co zobaczył w Kongo ...

26 komentarzy:

  1. tak, czasami można zwątpić w człowieka...
    Jednak po czytaniu Conrada za tą konstatacją idzie zwykle refleksja: uwaga, nie popadaj w samozachwyt! Lepiej zastanów się, jak sam byś się prezentował w tamtym miejscu, tamtym czasie... I czy takie niewłaściwe miejsce, niewłaściwy czas nie przydarza się nam czasami i w XXI wieku?
    Generalnie: bądź czujny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest :-) ale też prawda jest taka, że Conrad nie przepadał za Belgami zwłaszcza tymi w Kongo, bo przyciągało ono specyficzny rodzaj ludzi.

      Usuń
    2. Tak, to, co oni tam uczynili, okrywa wstydem gatunek homo sapiens.

      Usuń
    3. Ściśle rzecz ujmując okrywa hańbą sprawców i tych, którzy taki stan rzeczy tolerowali.

      Usuń
  2. Twój tekst mi przypomina, że mam napisać o Duchu króla Leopolda. A jako neofita Conrada pluję sobie w brodę, że dopiero teraz po niego sięgnąłem, bo z każdą chwilą widzę ile traciłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ducha" też mam na celowniku, teraz zabieram się do rekapitulacyjnej powtórki. Te wszystkie przygody w afrykańskiej dżungli opisywane w książkach wyglądają trochę inaczej po takiej lekturze.

      Usuń
    2. Owszem, ja sobie musiałem przewartościować Piętnastoletniego kapitana i tamtejszy obraz Stanleya i Livingstone'a.

      Usuń
    3. Akurat za nim nigdy nie przepadałem i chyba się z nim przeproszę bo sam jestem ciekaw jak wypadnie. Za to jakiś czas temu wróciłem do "Pięciu tygodni w balonie" i o dziwo, wydaje mi się, że książka dalej jest "czytelna".

      Usuń
    4. Mam większy sentyment do Piętnastoletniego niż do Pięciu tygodni, chyba też się bardzo nie zestarzał, szczególnie część afrykańska właśnie.

      Usuń
    5. "Kapitana" w ogóle nie kojarzę poza odnalezioną wiadomość, której nie można było odcyfrować nie wyszedłem :-). Moje ulubione książki Verne to były "Wyprawa do wnętrza ziemi", "80 dni dookoła świata" i "20 000 mil podmorskiej żeglugi".

      Usuń
    6. Zatarta wiadomość była w Dzieciach kapitana Granta, a w Piętnastoletnim była Angola i niewolnictwo:).

      Usuń
    7. Ooo! Widzę, że tym bardziej muszę nadrobić zaległości :-)

      Usuń
    8. Bardzo afrykańskie klimaty, raczej nie będziesz się nudził:)

      Usuń
    9. Kiedyś z definicja nuda z Verne była wykluczona ale z wiekiem człowiek robi się marudny :-) ale biorę poprawkę, że to w końcu nie książka dla "starych koni" :-)

      Usuń
    10. Ja się zachłysnąłem Piętnastoletnim jak miałem jakieś 7 czy 8 lat i od tamtej pory czytałem to średnio raz na rok. W sumie z 10 razy pewnie:)

      Usuń
    11. O rety, to Twoje spóźnienie conradowskie jest doprawdy śmieszne przy moim spóźnieniu verne'owskim :-)

      Usuń
    12. Grunt, że bierzemy się za nadrabianie zaległości:)

      Usuń
    13. Zgadza się, lepiej późno niż później :-)

      Usuń
  3. Mimo depresyjnych klimatów całość prezentuje się nadzwyczaj interesująco, poszukam tego. Zdarza mi się bowiem zadumać nad tym, że kto wie, jak potoczyłoby się moje życie w innych warunkach, czy mogłabym spokojnie patrzeć w lustro... trochę to, o czym pisze Agnieszka czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Conrad w ogóle jest interesujący :-). Nie wiem czy Ci się spodoba - mnie "Placówka" ciekawiła z racji jej kongijskiej proweniencji, bo poza tym powiedzmy szczerze - bez szału :-).

      Usuń
  4. Afryka jako miejsce, gdzie nie ma cywilizacji, żadnych tabu, gdzie nie obowiązują żadne moralne zasady, gdzie można wszystko bez żadnych konsekwencji ( czyli "jądro ciemności") wyzwala w ludziach takie formy szaleństwa, jakie wyżej opisałeś. Brak zasad wyzwala lub uwypukla w nich to, co było wcześniej lepiej lub gorzej hamowane przez cywilizację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Conrad pokazuje, że to właśnie "cywilizacja" przyniosła Afryce brak zasad moralnych i wyzwolenie szaleństwa za sprawą poczucia siły, wyższości i bezkarności.

      Usuń
    2. Z tej triady najgorsza jest chyba bezkarność...

      Usuń
    3. W "Jądrze ciemności" u Kurtza dominuje chyba jednak poczucie wyższości.

      Usuń
    4. Jeżeli europejska cywilizacja w ogóle tam przyszła, to moim zdaniem nie przyniosła niczego takiego, czego sami Afrykańczycy już nie znali. Europejczycy nie wymyślili niewolnictwa, nie wymyślili poczucia siły, wyższości, itp. To "wartości" ogólnoludzkie, znane pod każdą szerokością geograficzną.
      Spór polega na tym, czy zhumanizowani Europejczycy mieli prawo postępować w tak barbarzyński sposób. Moim zdaniem to fakt wielkiej odległości od cywilizacji, pętającej w mniejszy lub większy sposób zachowania człowieka, mógł się przyczynić do takiego barbarzyństwa.

      Usuń
    5. Wydaje mi się, że Afrykańczycy padli ofiarą własnej zachłanności, nieumiejętności wyjścia poza odrębność plemienną, różnicy w rozwoju technologicznym i wreszcie bezwzględności i zdeterminowania białych. Nie tylko oni zresztą.

      Usuń