poniedziałek, 27 lipca 2015

Antygona, Sofokles

Sądziłem, że w dzisiejszych, merkantylnych czasach nabycie współcześnie wydanej książki, to tylko kwestia czasu i pieniędzy (ewentualnie). A jednak się myliłem i jakże to budująca pomyłka. Okazuje się, że wydawałoby się wyświechtany, dręczący kolejne pokolenia licealistów dramat jest nie do zdobycia. Ale nie chodzi też o lada jakie edycję lecz o przekład Stanisława Hebanowskiego wydany przez słowo/obraz terytoria w 2003 roku. Nie wiem, czy tłumacz, podobnie jak prof. Robert Chodkowski, chciał nadać tragedii nowy wymiar (tyle że byłby on nowy jednie w naszych,  rodzimych opłotkach, nie grzeszących nadmiarem inwencji), ale nawet jeśli nie, to bez trudu można w jego przekładzie znaleźć coś więcej niż tylko spór o słuszność wyboru pomiędzy prawem ludzkim a boskim, do którego zwykle sprowadza się "Antygonę".  


Nie znaczy to oczywiście, że dylemat ten jest pomniejszony i traci na znaczeniu, nie (zwłaszcza, że z całą ostrością okazał się aktualny w nieodległych przecież czasach), ale widać też wyraźnie także inne motywy. Pierwszy to spór nie tylko na linii władca - poddany ale także mężczyzna - kobieta. Dostrzec to można choćby w postawie Ismeny, która choć gotowa jest ostatecznie ponieść śmierć u boku siostry to jednocześnie twierdzi "nie nam - kobietom - walczyć z mężczyznami" uznając ich rolę jako silniejszych. Co więcej, sam Kreon przenosi konflikt z Antygoną także na pole płci, stawiając synowi zarzut, że staje po stronie kobiety, czy też zarzekając się - "dopóki żyję - kobieta nie będzie rządzić tym miastem", tak jakby sprzeciw ze strony mężczyzny był bardziej do przyjęcia i mniej mu uwłaczający. Ale jeśli traktował sprzeciw ze strony kobiety w tych kategoriach to nie miał racji, bo Antygona z pewnością przewyższała go przynajmniej w jednej rzeczy - w pysze. 

Bo w gruncie rzeczy, kim jest Kreon? - władcą niepewnym własnej władzy, obawiający się innych, wietrzący spiski tam gdzie ich nie ma, jak każdy tyran zaślepiony, oczekujący bezwzględnego posłuchu dla samego posłuchu i miotający się w swoich decyzjach: to chce skazać na śmierć Ismenę, to znów ją uwalnia, to zakazuje pogrzebania ciała Polinika - to je grzebie, to skazuje na śmierć Antygonę - to chce ją uwolnić. W żadnej swojej decyzji nie jest konsekwentny. A Antygona tak - tyle, że jej determinacja w imię miłości do zmarłych braci ("Współkochać przyszłam - nie współnienawidzić") jest trochę podejrzanej proweniencji. Czy chodzi jej tylko o oddanie czci zabitemu w bratobójczym pojedynku Polinikowi? Przecież mówi wyraźnie - ona chce "śmierci spojrzeć w oczy".

Jest coś dwuznacznego w tym, gdy mówi Kreonowi o czekającej ją chwale a Ismenie "nie chcę, byś sobie przywłaszczała prawo - do chwały". Czyż to nie grzech hybris, pychy? Pragnąc oddać cześć bratu, napawa się jednocześnie własnym poświęceniem - "To będzie piękne: odpocznę - kochana - przy nim, którego kochałam" - sprawia tym samym, że pogrzebanie Polinika staje się dla niej jedynie narzędziem dla osiągnięcia splendoru. To jest najważniejsze. Dlatego odcina się od Ismeny, jest wiadoma, że jej poświęcenie dla Polinika byłoby zrównoważone poświęceniem Ismeny dla niej samej, bo śmierć Ismeny byłaby przecież nie mniejszym poświęceniem niż jej własna śmierć. Nie bez przyczyny więc decyduje się na samobójstwo - i tak w powszechnym odczuciu będzie ofiarą Kreona, a dwa słońca nie mogą przecież świecić na tym samym niebie.

Tylko jakie ostatecznie znaczenie mają czyny każdego z bohaterów dramatu? Przecież nikt z nich nie jest panem własnego losu - "klątwa nad domem Labdakidów nie pozwala rozerwać łańcucha cierpień" a przeznaczenie "silniejsze jest niż rozum ludzi, niż wola bogów". Dotyczy to zarówno potomków Edypa jak i rodu Kreona. "Los trzyma w swoim ręku nici naszego życia. Raz wznosi nas - raz pogrąża. Szczęście i nieszczęście mijają się wzajemnie. Zrządzenia losu są tajemnicą nawet dla bogów." W gruncie rzeczy nie ma znaczenia, co bohaterowie Sofoklesa uczynią - "przyszłość to sprawa bogów" i nie mogą uwolnić się od przeznaczenia. Są tylko igraszką w rękach bogów, mającą złudzenia co do własnej roli, dowiadującą się o tym post factum - ale czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

12 komentarzy:

  1. A czy my, gdy nam się wydaje, że od samych siebie zależymy nie jesteśmy pyszni, czyż nie brak nam w tym stwierdzeniu pokory?

    Zachęcasz do odświeżenia sobie tej, tak klasycznej literatury. Nigdy nie przepadałam za tą formą literatury w jakiej jest napisana Antygona, ale o ile sobie dobrze przypominam treść Antygony mnie ogromnie poruszała w liceum......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można na to różnie patrzeć - z jednej strony każdy jest kowalem własnego los i nie jest on z góry, w przeciwieństwie do bohaterów Sofoklesa przesądzony, z drugiej jednak "żaden człowiek nie jest samoistną wyspą" i żyjemy w relacji z innymi, którzy na nasz los, czy chcemy tego czy nie wywierają wpływ.

      Myślę, że książki okresu liceum to generalnie chyba najciekawsze lektury, tyle że czytane z musu traciły wiele na atrakcyjności a i do wielu z nich trzeba było jeszcze dorosnąć.

      Usuń
  2. No i w tym wszystkim jest jeszcze Hajmon: co nieco chwieje tym podziałem "płciowym", bo teoretycznie on jest tu na tej silniejszej pozycji, ale zarazem na słabszej -- przez to, że jest podwójnie podległy: raz Kreonowi (ojcu, władcy), raz Antygonie (silniejszemu charakterowi; na marginesie -- zgadzam się z Twoją analizą tej postaci). Niby się liczy, a jednak -- nie do końca. Przy czym sama kwestia pogrzebu Polinika też jest szalenie, skomplikowana, bo jakby było nie było najechał rodzinne miasto z pomocą obcych, mają wrogie namiary. Jasne, fatum rodu fatum rodu, ale i sam Polinik taką znowu kryształową postacią nie był.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Hajmonem rzeczywiście jest kłopot, bo teoretycznie powinien być posłuszny ojcu (a nie jest) a z kolei to jemu powinna być posłuszna Antygona (jako kobieta, istota słabsza). Tymczasem on buntuje się przeciwko silniejszemu stając po stronie słabszej. Tyle że nie wiadomo do końca co nim kieruje - czy poczucie sprawiedliwości czy miłość? Stawiałbym raczej na to drugie.
      Co do Polinika, podoba mi się to co mówi Antygona o sprawiedliwości Hadesu. Kreon przecież dokonuje aktu sprawiedliwości na najeźdźcy bo co to za sprawiedliwość ferowana wobec trupa on z jednej strony chce zademonstrować swoją władzę (patrzcie, mogę przeciwstawić się boskim prawom), z drugiej strony chce osiągnąć efekt odstraszania (patrzcie, co z wami się stanie, jeśli zdradzicie).

      Usuń
    2. Ano właśnie -- a może jest jeszcze coś? Bo tak na dobrą sprawę, to Hajmon chce się wpakować w związek z kobietą z przeklętego rodu, na który jego rodacy patrzą z coraz większym przerażeniem: sprawa Edypa nie była przecież taka znowu odległa w czasie. Więc miłość, okej, ale czy tylko? Zawsze mnie to zastanawiało.

      Usuń
    3. Chyba nie tylko Hajmon tego chciał, wcześniej musiał o tym wiedzieć i się z tym godzić Kreon a przecież dla niego sprawa przekleństwa była znacznie bliższa niż dla Hajmona bo był bratem Jokasty. Ale skoro Kreon nie bał się bogów (przynajmniej na początku), to być może i jeden i drugi uznali, że nie ma się co przejmować klątwą.

      Usuń
    4. A właśnie -- co prawda odbiegam teraz od tej kategorii organizującej samą tragedię, czyli od fatum, ale -- nie wydawało Ci się może kiedyś, że Kreon był wściekły na bogów za to, co się stało z Jokastą? I w ogóle właśnie na całą taką sytuację? Bo analizując to w ten sposób można dojść dokładnie do takiego wniosku, że banie baniem się, ale on nie miał za wiele do stracenia, w takiej pozycji postawiło go przeznaczenie, więc równie dobrze mógłby się nie przejmować.

      Usuń
    5. Jeśli już, to powinien mieć bardziej pretensję do bogów za to, że stracił syna Megareusa, którego śmierć stanowiła warunek zwycięstwa - z drugiej strony, dzięki temu został władcą Teb.
      Co do fatum, to rzeczywiście, gdyby bohaterowie Sokratesa wierzyli bezgranicznie w fatum to mogliby w sumie nic nie robić, wiedząc że cokolwiek zrobią to i tak nie unikną przeznaczenia ale przecież Koryfeusz mówi też Kreonowi, że sam wykuł swój los.

      Usuń
    6. O, nie zwróciłam na to uwagi -- a tu się robi ciekawie, że niby fatum, a jednak wolna wola (szczerze mówiąc, jak to obok siebie funkcjonuje w tym modelu?).

      Usuń
    7. Wygląda na to, że niezależnie od tego co bohaterowie Sokratesa zrobią, a mogą robić co chcą, przeznaczenia nie unikną.

      Usuń
  3. Aż się nie chce wierzyć, że pewne historie są po prostu nieśmiertelne. Wracając do Kreona - słaby to władca, ale kto tu ma jakikolwiek wybór? Każdy jest tu łątką w rękach bogów, czy też fatum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to przecież nie zwalnia od działania i próby samodzielnego kształtowania własnego losu. Bogowie owszem zakreślili ramy ale człowiek sam musi je wypełnić treścią.

      Usuń