sobota, 6 kwietnia 2013

Mogiła nieznanego żołnierza, Andrzej Strug

Czytnik książek elektronicznych to wspaniały wynalazek (z którego sam zresztą nie korzystam) mam jednak wrażenie, że przy wszystkich swoich zaletach, w jakiś sposób odhumanizowuje on książki i nie oddaje zmysłowej (tak, tak) przyjemności obcowania z nimi. Nie mówię oczywiście o tych, które zalewają masowo rynek i o których po miesiącu się zapomina, a które równie dobrze można przeczytać na zbindowanym wydruku z komputera, ale o tych, z których zetknięciem się czerpie się prawdziwą satysfakcję. 


Niedawno, na fali nagłego zainteresowania pisarstwem Andrzeja Struga, trafiała mi się taka właśnie książka. To "Mogiła nieznanego żołnierza" wydana w pionierskim, rzymskim okresie istnienia Instytutu Literackiego. Dzisiaj nazwa ta nie budzi specjalnych emocji ale "za moich czasów" była symbolem niezależnej i wolnej myśli a wydane przez Jerzego Giedroycia książki w kultowej obwolucie z "workowym" deseniem stanowiły "owoc zakazany" sprowadzany do kraju nielegalnie z narażeniem, w najlepszym przypadku na konfiskatę książek. Co skłoniło późniejszą legendę Maisons-Laffitte do wydania akurat tej powieści Struga? Odpowiedź okazała się wcale nie oczywista, podobnie jak wrażenia z lektury.

Zaskoczony byłem brakiem powojennej, krajowej edycji "Mogiły" a zwłaszcza jej nieobecności w wydaniu "Dzieł" Struga z 1958 r. biorąc pod uwagę, że jest to jedna z najbardziej znanych powieści w dorobku pisarza ale przyczyna takiego stanu rzeczy wyjaśniła się dosyć szybko.

Otóż "Mogiła nieznanego żołnierza" jest powieścią o losach oficera, który walcząc w armii austriackiej, ranny  dostał się do niewoli rosyjskiej. Jego historia po ucieczce z obozu jenieckiego i w drodze powrotnej do kraju w okresie zamętu spowodowanego przez rewolucję i wojnę domową sprawiają, że zaplątany jest mimowolnie w walkę po stronie "białych" a pojmany przez "czerwonych" dzięki poświęceniu Rosjanina uchodzi za kogoś innego i buduje "komunizm". To właśnie mało pochlebny, eufemistycznie mówiąc, obraz rewolucyjnej Rosji sprawił, że książka nie miała szans ukazać się w PRL-u (a gwoździem do trumny była pewnie wojna 1920 r.).

Ale nie daje to odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie, a wydaje się ono tym bardziej uzasadnione, że książka nie jest "budująca" - żona głównego bohatera nie mając żadnej wiadomości o mężu nie idzie w ślady Penelopy i na wiadomość o jego śmierci wychodzi za mąż, on w tym czasie usiłuje powrócić do domu, ale ginie gdy ostatecznie zostaje przecięta coraz wątlejsza nić uczucia i pamięci z jej strony. Wydaje się, że to właśnie tęsknota żołnierza za domem, która daje mu siłę i sprawia, że na przekór wszystkiemu nie bacząc na żadne niebezpieczeństwa podejmuje każde ryzyko by powrócić do domu, wierząc, że czekają na niego ci, których kocha, sprawiła że "Mogiła" znalazła się wśród pierwszych książek, jakie wydał Instytut Literacki.

Widać w niej cechy charakterystyczne dla prozy Andrzeja Struga, zwłaszcza jej dynamizm - "Gwar szybkich, głośnych rozmów, okrzyków nawoływań, rozkazów w wielu językach monarchii. Setkami ciosów waliły, zgrzytały, szurgały po kamiennej podłodze okute buty. Szczękały szable, głucho tłukły się stawiane ciężkie karabiny. Z trudem przepychali się ludzie obładowani, z wypchanymi workami na plecach, klekocąc blaszanymi butlami, gadając każdy po swojemu. Śpieszyli się, zwijali żwawo, jakby z ochotą. Wylewali się skłębionym potokiem ...", ale też podziw dla Marszałka Piłsudskiego czy krytyczną ocenę rzeczywistości Polski Niepodległej.

Nie będę ukrywał książka Struga budzi moje mieszane uczucia, przede wszystkim dlatego, że to książka nierówna. Partie "męskie" dotyczące losów głównego bohatera, generalnie, są co najmniej dobre i czyta się je z przyjemnością. Niestety nie da się tego powiedzieć o wątku "kobiecym", który chwilami kojarzy się z romansami nie najwyższych lotów a na dodatek zatrąca walką płci a la Strindberg czy Przybyszewski - "Niech żyje walka wręcz! Nie na kolanach, nie żebrzącym westchnieniem, ale siłą męską, odwagą, rozumem. Wszelkimi drogami - do zwycięstwa! Ażeby potem upaść do jej stóp i służyć do śmierci jak niewolnik.", choć i tu są fragmenty, które robią wrażenie takie jak modlitwa w krakowskim kościele franciszkanów - "Pustynia jest we mnie i nędzna nicość bez istnienia ... Nędzna i mała jest we mnie trwoga. Dałam się złamać memu cierpieniu i jak kaleka wlokę się i błąkam ...".

Całkowitym nieporozumieniem jest wątek "dziecięcy", patetyczny, sentymentalny i na domiar złego infantylny, związany przede wszystkim z córką (jest jeszcze i synek ale to już zupełna katastrofa), która jest jedyną osobą wierzącą w to, że jej ojciec żyje, a w którym broni się jedynie finałowa wizja śmierci ojca, który ginie u kresu wędrówki. Wątek ten co prawda jest najskromniej reprezentowany w książce ale wiadomo, że "łyżka dziegciu może zepsuć beczkę miodu", chociaż tym razem przysłowie nie do końca okazało się prawdziwe, przynajmniej nie na tyle by zniechęcić mnie do "Dziejów jednego pocisku", które już czekają w kolejce.

28 komentarzy:

  1. Na tym tle Pocisk ma szansę zabłysnąć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale i tak nie jest źle, choć melodramatyczna pani Wanda i Nelly (córka) wprawiały mnie chwilami w konsternację :-).

      Usuń
    2. Może ówczesne kobiety takie były?:P

      Usuń
    3. Jeśli tak, to ówczesnym mężczyznom należałoby wystawić pomnik za wyrozumiałość :-)

      Usuń
    4. Po coś sobie wymyślili kluby, kółka brydżowe, polowania, mecze piłkarskie, rejsy dalekomorskie itp. :PP

      Usuń
    5. Teraz i te ostatnie "okopy św. Trójcy" padają jeden po drugim :-)

      Usuń
    6. W końcu mężczyznom pozostanie już tylko zamknięcie się w kuchni:)

      Usuń
    7. Tak :-) a jak się będą dobrze sprawować, to dostaną telewizor żeby móc oglądać mecze piłkarskie :-)

      Usuń
  2. zgadzam się z panem,patrzę na okładki czytanych przez pana książek i mam ochotę "lecieć"do biblioteki,czytać,książka elektroniczna nijak się do tego nie umywa,ile to przyjemności odpada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To witam w klubie :-), nie żebym nie doceniał zalet czytników ale to jednak nie to ...

      Usuń
    2. To tak jak ze słuchaniem muzyki. Gdy się kupi płytę ze sklepu, to potem się ją szanuje. Gdy jednak ściągnie się kilka gigabajtów MP3, to człowiek jakoś zupełnie inaczej do tej muzyki podchodzi. MP3 można tak łatwo wyrzucić z komputera... Zdecydowanie za łatwo.
      Z e-bookami jest podobnie.

      Usuń
    3. Dla mnie książka to też przyjemność obcowania z nią - takie smaczki jak pierwsze wydanie, dedykacja autora, okładka - czytnik z tworzywa sztucznego w tych kategoriach jest akurat bez szans :-).

      Usuń
    4. Ja też wolę papier :)
      Czytnik jest zaledwie... praktyczny.
      E- czytanie ma też - być może tylko na razie - mankamenty. Np u mnie czytnik na razie raczkuje, głównie dlatego, że nie ściągam plików za darmo, a dobrej klasyki, której szukam, nie mogę kupić. Dostępne są albo mało wartościowe starocie, albo poradniki prawnicze, albo literatura popularna, kryminały, itp. Bardzo mało literatury faktu, itp.
      Nie mogłam kupić np. Ferdydurke...

      Usuń
    5. Brak "Ferdydurke" to pewnie tylko mankament, którego nadrobienie jest kwestią czasu i opłacalności :-) tak jak zresztą w przypadku książek. Jeśli będzie popyt na klasykę to będzie i podaż :-), chociaż ci, którzy się nią interesują mają ją pewnie w swoich bibliotekach więc wersją elektroniczną nie są zainteresowani.

      Usuń
  3. też się cieszę,kiedy mogę przeczytać w internecie to,czego w żaden sposób nie mogę dostać w bibliotece lub księgarni ale to jednak nie to,zwłaszcza jak się trafi jakiś starszy,"zaczytany do imentu" egzemplarz,czasem nawet starszy ode mnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jestem zbyt staromodny bo czytanie książek w internecie jakoś mi nie idzie :-), gazety owszem ale to jednak coś innego.

      Usuń
  4. Czy mam rozumieć, że wspomniana modlitwa w kościele franciszkanów to cały wątek krakowski?
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ nie - główny bohater mieszkał w Krakowie (na Garncarskiej) więc wątek kobieco-dziecięcy jako dotyczący pozostawionej rodziny rozgrywa się właśnie w Krakowie, z wyjątkiem kilku scen ze Lwowa i Warszawy.

      Usuń
  5. A czy widziałeś uroczy przedwojenny film na podstawie powieści Struga? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że jest coś takiego ale opis jaki znalazłem na stronie www.filmpolski.pl, sprawił że trzymam się od niego z daleka bo z książki zrobiono "wyciskacz łez" i to jeszcze przed wojną więc to nie na moje nerwy :-). Eksponując wątek melodramatyczny Strug sam zepsuł na prawdę dobrą książkę ale nie wątpię, że współczesnym mogła się podobać :-).

      Usuń
  6. przepraszam za uwagę nie na temat,przed chwilą przeczytałam pana dyskusję z"książkowcem"na temat reinpretacji lektur i najnowszej książki gabriela maciejewskiego,pomyślałam,że może by tak zamiast niego podsunąć czytelnikom " kronike kadłubka" też nadrabiał swoją wyobrażnią, to czego nie wiedział a może celowo manipulował faktami,powiększał naszą,polską,rolę w historii[walka z juliuszem cezarem],czasem istotnie można odnieść wrażenie,że byliśmy wtedy pępkiem świata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nieładnie byłoby prowadzić dyskusję z Książkowcem poza jej plecami :-), darowałem sobie "Baśń" bo to mówiąc klasykiem blogowym - nie moje klimaty :-) ale w ostateczności to zawsze rzecz gustu więc nie mam problemu z tym, że ma ona swoich czytelników, zresztą nie takie rzeczy mają :-).

      Usuń
  7. przepraszam-reinterpretacji

    OdpowiedzUsuń
  8. zgadzam się z panem,ale mnie jako historyka takie "sny o potędze" drażnią,wydając "kronike kadłubka"upieklibyśmy chociaż dwie pieczenie przy jednym ogniu,przypomnielibyśmy o jej istnieniu i podbudowali tych zakompleksionych,bo rozumiem że skoro to ktoś kupuje i czyta to znaczy,że taka właśnie prawda historyczna mu odpowiada i z pewnością nie będzie jej konfrontował z podręcznikiem historii,z jednej strony ludzie domagają się prawdy a potem ci sami ludzie zachwycają się jej lużną interpretacją,)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, ale nie wydaje mi się by było o co kopie kruszyć :-). Czasy "jednomyślenia" mamy na szczęście za sobą a jeśli ktoś lubi opowieści z cyklu "sny o potędze", wizje Polski "od morza do morza" i jako "krainy mlekiem i miodem płynącej" to nic na to nie można poradzić - jego wybór. Mi to nie przeszkadza :-).

      Usuń
  9. jeszcze raz się z panem zgadzam i nie zamierzając nikogo obrażać,polecam jednak spragnionym owych "snów",jako suplement do lektury"dzieje głupoty w polsce"bocheńskiego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że dla zwolenników "snów o potędze" "Dzieje" są raczej nie do zaakceptowania, choćby ze względu na powojenny życiorys autora :-).

      Usuń