sobota, 16 sierpnia 2014

Mordechaj Chaim Rumkowski. Prawda i zmyślenie, Monika Polit

Jakiś czas temu, przy okazji "Biednych ludzi  z miasta Łodzi" Beznadziejnie Zacofany w Lekturze wspomniał o głosie Moniki Polit w sprawie Rumkowskiego. Po nitce do kłębka, udało mi się znaleźć jej książkę i wreszcie, kilka dni temu przeczytać. Ale, w gruncie rzeczy, mogłem to sobie darować. Książka Moniki Polit to nieporozumienie i jeśli ktoś chce się dowiedzieć czegoś więcej o Rumkowskim ponad to co można przeczytać w Wikipedii, to może być bardzo rozczarowany.


To książka naukowa, co samo w sobie nie jest jeszcze zarzutem, tyle że z naukowością w wydaniu Moniki Polit wiąże się nuda, mało przyjazny dla czytelnika język, z kwiatkami w rodzaju "komplementarność desygnatu i stylistyki miały zapewne uczynić ten tekst intensywnie przekonującym, perswazyjnym" i zadziwiająco niewiele informacji o tytułowej postaci.  Na nieśmieszny żart zakrawa informacja, że książkę sfinansowano w ramach programu "Promocja czytelnictwa", bo co najwyżej można w tym przypadku mówić o promocji pisarstwa.

Owszem,  dowiemy się gdzie i kiedy urodził się Rumkowski, czym zarabiał na życie, że zajmował się działalnością charytatywną nie pozbawioną zresztą dwuznaczności i zasiadał w zarządzie łódzkiej gminy żydowskiej. Ale jeśli ktoś oczekuje, że dowie się jak wyglądało życie Rumkowskiego, jakim był człowiekiem, lekturę książki może w zasadzie sobie darować, bowiem obraz jaki maluje Autorka, to obraz ukształtowany poprzez kwerendy (niewątpliwie pracochłonne) różnego rodzaju urzędowych dokumentów, ale które postać bohatera książki przybliżają w niewielkim stopniu.

Ta pustka, jeśli chodzi o życie osobiste Rumkowskiego, zaskakuje zwłaszcza w kontekście uwagi adresowanej do Andrzeja Barta, autora "Fabryki muchołapek",  że "przecież to dostęp do wewnętrznego świata postaci takiej jak Rumkowski wydaje się najciekawszy", bo u Moniki Polit nie ma mowy o życiu wewnętrznym MCR, ani o życiu osobistym. Te kuksańce wymierzone autorowi (obrywa także Rudnicki i Sem-Sandberg) książki przecież nie dokumentalnej są czymś kuriozalnym. Przypominają relację "Czarnego ptasiora" Siedleckiej do "Malowanego ptaka" Kosińskiego, jako że przykładają rzeczywistość do fikcji. W przypadku Autorki jest to spowodowane jej chęcią walki z czarną legendą Rumkowskiego, który wcześniej jawił się jej "jako figura marginalna i dość nikczemna. Widziała w nim raczej targanego wygórowanymi ambicjami ledwo piśmiennego, bełkotliwego i popędliwego starca". Ja takiego problemu, przyznaję nie miałem i oczekiwałem nie wybielania na siłę ale trzeźwego spojrzenia przez "szkiełko i oko".

Powracając do milczenia Moniki Polit na temat życia osobistego bohatera jej książki, żeby nie być gołosłownym, każdej z obu jego żon poświęciła chyba po jednym zdaniu, a uważny czytelnik dowie się, że Rumkowski adoptował chłopca, głucho jednak na temat tego jak wyglądały relacje Rumkowskiego z najbliższą rodziną (mowa jest tylko o przywiązaniu do brata) i przyjaciółmi (o ile w ogóle ich posiadał). O hipotezach dotyczących śmierci Rumkowskiego, a właściwie o tym, że są różne, można dowiedzieć się mimochodem. Ale co tam mówić o życiu osobistym Rumkowskiego, kiedy sprawie jego nominacji na Przełożonego Starszeństwa Żydów poświęca właściwie jedno zdanie.

Te braki Autorka "nadrabia" obszerną, zajmującą ponad połowę książki, analizą tekstów, które o samym MCR niewiele mówią. Omawia m.in. "Notatnik" Rozensztajna, "nadwornego skryby" Rumkowskiego, choć w gruncie rzeczy mogłaby go skwitować jednym zdaniem odsyłającym do wprowadzenia do "Notatnika", którego jest autorką, a który został wydany kilka lat wcześniej, zwłaszcza, że nie poczyniła nowych ustaleń co do niego.

To poświęcenie uwagi propagandowym (co zresztą sama stwierdza) tekstom, samym w sobie może i ciekawym, postaci Rumkowskiego na pewno nie przybliża. Tajemnicą pozostaje, jak mają się gazetowe informacje (z gazety wydawanej pod nadzorem Rumkowskiego) i wiernopoddańcze hołdy w kierowanej do niego korespondencji, w rodzaju "żaden żydowski przywódca w ciągu ostatnich setek lat nie cieszył się takim szacunkiem i nie miał takiej niezależności jak Pan, Szanowny Prezesie" do prawdy o człowieku, poza tą, że musiałby on być obdarzony olbrzymim dystansem wobec samego siebie by nie zatracić poczucia rzeczywistości w ocenie własnej osoby i otaczającej go rzeczywistości.

Ale oprócz tych wątpliwości "metodologicznych", książka zaskakuje też podejściem do samego Rumkowskiego. Jego decyzje, czyniły go kolaborantem niemieckim i współodpowiedzialnym za śmierć Żydów z łódzkiego getta, to nie ulega wątpliwości, jego złudzenia i wizje nie mają tu żadnego znaczenia. W naukowej książce nie oczekiwałem dawania upustu uczuciom Autorki ale gdy przeczytałem, że gdy mieszkańcy getta dowiedzieli się Rumkowskiego, że mają oddać na śmierć swoich bliskich to "tłum nie był gotowy na przeprowadzenie takiej kalkulacji. Nie chciał i nie rozumiał arytmetyki ocalenia. Najpierw odrętwiały, a potem oszalały rzucił się do domów, by poukrywać najbliższych wyznaczonych do deportacji." to byłem zaskoczony takim brakiem empatii. To nie tłum - to matki i ojcowie, synowie i córki zrobili to co powinni byli zrobić, w przeciwieństwie do Rumkowskiego. Nie ma żadnej arytmetyki ocalenia, to tylko on wyobrażał sobie, że jest jej rachmistrzem ale to świadczy o tym, że zatracił poczucie miary dobra i zła bo nikt nie ma prawa arbitralnie decydować o życiu niewinnych.

"Prawda i zmyślenie" okazała się książką rozczarowującą pod każdym względem, naprawdę szkoda, bo wiele sobie po niej obiecywałem. Cóż, wygląda na to, że prawda o Rumkowskim ciągle jeszcze czeka na odkrycie.  

31 komentarzy:

  1. Sądząc po tym, jak autorka czyniła ostre wyrzuty Sandbergowi, sądziłem, że sama napisała coś wiekopomnego i godnego uwagi. Ta małostkowość w robieniu wyrzutów innym powinna mi jednak dać do myślenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może nie jest małostkowość z jej strony, tylko coś "nie priczom" - zapowiedź tych wyrzutów jest co prawda widoczna we fragmencie przytoczonym na tylnej okładce ale sądziłem bardziej, że to ciekawostka a nie temat potraktowany bardzo serio-serio, któremu Polit poświęciła rozdział.

      Usuń
    2. Zastanawiam się, czemu wzięła to tak bardzo serio, pisarze mogą sobie pisać, co chcą:P Mnie zastanowiło to, że wzięła kasę od wydawcy Sandberga jako konsultantka tekstu, a potem zjechała tekst gdzie tylko mogła, autorowi wytknęła, że nie wykorzystał dokumentów - a okazało się, że ich nie wykorzystał, bo pani Polit odmówiła mu wglądu w nie. Ech.

      Usuń
    3. Podobno, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :-) a może jeszcze jakieś osobiste animozje i ambicje. Mnie z kolei zastanawia, jak to możliwe, by Centrum Badań nad Zagładą Żydów wydało coś z takiego, książkę o Rumkowskim, w której bezpośrednio Rumkowskiego dotyczą dwa z pięciu rozdziałów.

      Usuń
    4. Pani Polit ma wpływowego opiekuna naukowego, który przy okazji polemiki z Sandbergiem wygłosił dość kontrowersyjne credo naukowe.

      Usuń
    5. O, matko - jaki ten świat, w gruncie rzeczy jest prosty by nie powiedzieć prymitywny :-) Wydaje mi się, że jest w książce nawet ukłon w stronę Jacka Leociaka i jego dawnego opiekuna Michała Głowińskiego :-).

      Usuń
    6. A to nie mógł innymi drogami do tych dokumentów dotrzeć ?Pytam bo aż dziwne że jedna osoba mogła mu odmówić no chyba że to jest jej własność aktualnie.

      Usuń
    7. Przecież nie wszystkie zbiory, nie wszystkich archiwów są publicznie dostępne, no i książka Polit powstała w oparciu o jej doktorat, na który zapewne poświęciła kilka lat. Z punktu widzenia Sandberga efekt benedyktyńskiej (?) pracy Polit w stosunku do nakładu pracy i czasu byłby bardzo mizerny więc nic dziwnego, że nie mógł/nie chciał wywarzać już otwartych przez nią drzwi.

      Usuń
    8. Dziękuję , nie znam się na tym stąd moje może nieco naiwne pytanie. Oczywiście zarzut stawiony pisarzowi w tej sytuacji od początku w złym świetle stawia panią Polit niezależnie od innych możliwości dotarcia do tych dokumentów.

      Usuń
    9. Pewnie zwyczajnie po ludzku nie chciała by z efektów jej pracy korzystał ktoś inny zanim ona sama je opublikuje, co mogę zrozumieć. Inna sprawa, że moim zdaniem, odnośnie do samego Rumkowskiego są to efekty zaskakująco mizerne więc Sandberg nie miał znowu tak czego żałować.

      Usuń
    10. Można trzymać przy orderach dokumenty, które się pracowicie wyszukało, ale u licha nie powinno się potem robić innym wyrzutów, że z nich nie skorzystali.

      Usuń
    11. Jasne, że można, ale szczerze mówiąc to nie spadłaby jej czapka z głowy, gdyby udostępniła Sandbergowi swoje ustalenia (np. z zastrzeżeniem powołania się na źródło) tyle, że nie wiem, czy na wiele by mu się przydały bo sama zajmuje się biografią MCR sensu stricto tylko w okresie przedwojennym.

      Różnica polega na tym, że wg Polit Sandberg demonizuje Rumkowskiego do czego miał przecież prawo pisząc książkę, a Polit wątpliwości przesądza na jego korzyść, co w książce mającej charakter naukowy już nie pozostaje bez znaczenia.

      Usuń
    12. Zarzuty o nierzetelność dotyczyły właśnie okresu przedwojennego: że Sandberg poszedł za czarną legendą, zamiast za dokumentami, które znała tylko pani Polit.

      Usuń
    13. A ona z kolei go wybiela, aż do absurdu - jest tam np. fragment w którym odnosi się do rzekomego wyrzucenia Rumkowskiego z partii syjonistycznej za niepodporządkowanie się jej decyzji i niewystąpienia z zarządu gminy i powtarza za MCR jakiś głupawy argument. Tymczasem sprawa wydaje się banalnie prosta - nie po to Rumkowski dochrapywał się stanowiska w zarządzie gminy by z niego rezygnować, wolał się narazić na ryzyko wyrzucenie ze struktur partii, która nie mogła mu zapewnić takiej pozycji i która w ostateczności też na to się nie zdecydowała bo pewnie koledzy partyjni uznali, że lepiej przełknąć ten despekt i mieć znajomka w zarządzie znaczącej gminy, który może się przydać niż wroga.

      Usuń
    14. Być może autorka trochę za bardzo przejęła się misją prostowania "czarnej legendy" Rumkowskiego.

      Usuń
    15. U mnie to przekonanie graniczy z pewnością, ale niechby sobie nawet i prostowała, byleby tylko pisała o Rumkowskim a nie np. o wierszykach Iłłakowiczówny ku czci Dziadka.

      Usuń
  2. Po przeczytaniu posta oraz tej krótkiej dyskusji pod nim, nie będę szukać książki. Rzeczywiście szkoda czasu. Żałuję, bo to temat mnie bardzo interesujący.
    Prawda o Rumkowskim czeka na odkrycie, ale moim skromnym zdaniem raczej się nie doczeka. Szczególnie, że upływający czas działa coraz bardziej na niekorzyść rzetelnego badacza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na zaprzepaszczenie szansy na odkrycie prawdy o Rumkowskim, w wyniku upływu czasu, zwraca też uwagę sama Polit.
      Przez długi czas po wojnie środowiska żydowskie milczały na temat Holocaustu ze względu na postawę samych Żydów w czasie okupacji - z jednej strony bierne poddanie się śmierci, z drugiej kolaborację z Niemcami, a teraz gdy istnieje zainteresowanie tematem nie ma już kogo zapytać.

      Usuń
    2. Tak - już prawie nie ma kogo zapytać ze środowisk żydowskich, a to jest główne źródło. Żyjący Polacy, pamiętający tamten czas, znali getto tylko z zewnątrz.

      Usuń
    3. Ale nawet Polacy, którzy mogliby coś powiedzieć na temat relacji polsko-żydowskich niezbyt chętnie zabierają głos bo to u nas ciągle temat, który wiele osób uwiera.

      Usuń
  3. Niedawno czytałam wspomnienia Arnolda Mostowicza, który przebywał w łódzkim getcie i przeżył. On też wypowiada się na temat Rumkowskiego, próbując go jakoś zrozumieć, a nie potępiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pamiętam Mostowicza z "Fotoamatora", gdzie też miałem wrażenie unikał wypowiadania ocen na temat Rumkowskiego ale zaznaczał jednocześnie, że był w getcie osobą nieobciążoną rodziną, dając do zrozumienia, że jego stosunek do osławionej przemowy Rumkowskiego nie wszyscy mogą podzielać.

      Usuń
  4. Prawdę zna tylko Rumkowski i Bóg. Nie ma co ukrywać jak sami piszecie czas działa na niekorzyść coraz mniej ludzi mogących to pamiętać. Po drugie nawet jeśli pamiętają nie oznacza to jeszcze że znają prawdziwe pobudki. Z panią Polit coś mnie łączy też wolę wierzyć że "chciał dobrze".

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jednak nie podzielam tej wiary - "że chciał dobrze". Dla kogo dobrze? co to oznaczało dla zwykłych ludzi? poświęcanie życia jednych, by dać iluzoryczną szansę innym na przetrwanie kierując się w dodatku tylko własnymi kryteriami, czyli bycie panem życia i śmierci. Jeśli rzeczywiście tak to rozumiał, to zaliczam takie myślenie do odchyleń psychicznych.
    Bardziej skłaniam się do oceny postawy Rumkowskiego jako skutków oderwania od rzeczywistości charakterystycznego dla większości "władców absolutnych".
    A prawdziwe pobudki znał tylko on sam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tej wiary "że chciał dobrze" nie podzielało wielu Żydów - jeden z wariantów opowieści o jego śmierci mówi o tym, że sami Żydzi spalili go żywcem w Oświęcimiu. Jak pisze Monika Polit z punktu widzenia żydowskiego prawa "jedynym słusznym posunięciem Rumkowskiego było odmówienie sporządzenia list deportacyjnych" i przytacza talmudyczną frazę - "Co pozwala Ci myśleć, że twoja krew jest czerwieńsza od krwi twego brata".

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie mówimy tylko o opinii o Rumkowskim i z tego powstała też książka Polit.
      Nikt nie oczekiwał od Rumkowskiego, który był starym człowiekiem by walczył jak Anielewicz a stawianie znaku równości pomiędzy kolaborantem i powstańcem uważam za co najmniej niestosowne.
      Oczywiście, że nie było dobrego wyjścia z sytuacji ale gdy widzisz pożar to lejesz na ogień wodę, choćbyś wiedziała że ze swoim wiadrem masz niewielkie szanse na jego ugaszenie a nie dorzucasz do niego drew, prawda?

      Usuń
    2. A dla Moniki Polit to chyba nie jest takie bezdyskusyjne.

      Usuń
  8. Być może nie, jej prawo.

    Usunęłam wypowiedz gdyż faktycznie porównanie było co najmniej niestosowne. Nie mówiąc o tym że zwyczajnie dopadły mnie wyrzuty sumienia jak to mnie. Wystarczy że jest nagonka na powstańców nie muszę nawet w dobrej wierze się nań powoływać. Dziwnie wyszło gdyż od negatywnej oceny powstania jestem jak najdalej.
    Podtrzymuję jednak iż jedyne co Rumkowski mógł ocalić to własna opinię. Ludzi w żadnym wypadku i chyba nie zdawał sobie z tego sprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałem, książka Polit powstała właśnie z chęci ocalenia tej opinii, tyle że jak może ocalić ją ktoś, kto współdziałał z Niemcami przy wysyłaniu własnych pobratymców na śmierć.
      To do Rumkowskiego należała decyzja, po pierwsze, o przyjęciu z rąk Niemców stanowiska w Judenracie, po drugie, o rozmiarach kolaboracji.
      Być może nie mógł ocalić ludzi w sensie zapewnia im przetrwania ale pomiędzy taką niemożnością a współuczestnictwem w wysyłaniu ludzi na śmierć jest olbrzymia różnica.

      Usuń