środa, 24 października 2012

Empirowy pasjans, Waldemar Łysiak

O książkach Łysiaka usłyszałem od swojego szkolnego przyjaciela całe wieki temu, jeszcze w liceum, potem trafiłem na jego artykuły poświęcone Vidocq'owi i Schulmeistrowi w "Mówią wiekach". No  i zaczęło się:  "Flet z mandragory", "Szuańska ballada", "Cesarski poker" i "Empirowy pasjans", a potem kiedy mieszkałem za granicą i rzucałem się na każdą polską książkę doszedł jeszcze "Dobry" i "Lepszy". Po tej dawce (zresztą bardzo nierównej) dałem sobie z nim spokój - po prostu wyrosłem z jego książek, bo to pisarstwo dla licealistów. Bardzo efektowne, imponujące erudycją, pełne zdecydowanych sądów szczególnie chętnie widzianych w młodym wieku, w którym naiwność i brak doświadczenia pozwalają żyć w złudzeniu, że rzeczywistość jest czarno - biała a na każde pytanie można odpowiedzieć tak lub nie. Niestety lata lecą a świat okazuje się nieco bardziej skomplikowany niż początkowo sądziliśmy. Ale do rzeczy.


"Empirowy pasjans" - jest świetnie napisaną, interesującą nawet dla kogoś takiego jak ja, kto nie interesuje się specjalnie epoką napoleońską, książką historyczną. To wizja historii tworzonej przez jednostki, często skryte za plecami innych, ale wywierające wpływ zdaniem Łysiaka przynajmniej pośredni na historię przez wielkie "H". Przesłanie książki jest od początku jasna "(...) historia jeśli ma kogoś zainteresować, nie może być zbiorem formuł, sloganów i statystyk. Można ją pojąc i polubić tylko poprzez życiorysy ludzi, którzy na niej odcisnęli swoje ślady - dobra czy źle, wyraźne czy wytarte. Ułożyłem te portrety w empirowy pasjans: cztery asy, cztery króle, cztery damy, cztery walety i joker. Kolory tych kart mają swoją kabalistyczno-napoleońską symbolikę. Trefl  oznacza nikczemność i zdradę. Karo - wieczną tajemnicę, zagadkę nie do wyjaśnienia. Kier - uczucie, miłość do Korsykanina. Pik - męstwo na polu bitwy." I rzeczywiście Łysiak potrafi zainteresować czytelnika. Świetnie poprowadził narrację, która kojarzy się ze stylem Wańkowicza, potoczyście, barwnie i anegdotycznie, piórem wszystkowiedzącego autora-narratora. To styl bliski także słynnemu "Niemcewiczowi od przodu i tyłu" Karola Zbyszewskiego. Za ten "modus operandi" dostało mu się zresztą jeszcze w głębokim PRL-u od Andrzeja Werblana, który pisarstwo Łysiaka określił jako "książki będące skrzyżowaniem pisarstwa na poziomie Mniszkównej i alkowianej historiozofii". I trzeba przyznać, że coś w tym jest ale może też dlatego cieszą się one taką popularnością. Nawet jeśli historia widziana oczami Łysiaka nie jest prawdziwa to na pewno jest dobrze wymyślona a i przy tym tak dobrze się ją czyta. Niewątpliwą zaletą książki jest jej walor popularyzatorski - co prawda można znaleźć tu dialogi bohaterów Łysiaka toczące się z górą ponad dwa wieki temu, spełniające się co do kwadransa klątwy a dowodem na słuszność koncepcji jest ... film z Marlonem Brando ale bez wątpienia jego bohaterowie istnieli na prawdę. Są wśród nich postacie bardziej  i mniej znane. Czasami znane z podręczników historii, czasami historii sztuki a czasami historii literatury. Jest więc na przykład napoleoński marszałek Michel Ney, portretowana przez Jacques-Louisa Davida Julie Récamiere czy pierwowzór bohaterów Balzaca, Hugo i Poe - Eugène Vidocq. Mimo więc, że zawodowy historyk pewnie nie zostawiłby na książce suchej nitki a w miarę krytyczny czytelnik od czasu do czasu z niedowierzaniem kręci głową - polecam. Warto niekiedy, dla odprężenia, zapomnieć o głębokich analizach i spojrzeć na historię od strony "ciekawostkowej" pamiętając tylko, że niekoniecznie w rzeczywistości składają się na nią bon moty i dykteryjki. 

23 komentarze:

  1. moja przygoda z Łysiakiem, sięga daleko w dzieciństwo niemalże, kiedy to mając 10-11 lat przeczytałam pierwsze rozdziały "Francuskiej ścieżki", bo koleżanka mówił że w bodajże 3 jest mowa o eliksirze życia:-) niewiele pamiętam z tego, oprócz wrażenia że ten pan to za trudny:-) Potem mając lat 16 tato wciskał mi :Konkwistę", nie dałam rady. W liceum, koleżanka podsunęła mi MW i to był strzał w dziesiątkę. Po latach wielu, gdy ponownie ukazała się na rynku kupiłam ją ... i nie otworzyłam. Boję się zabić tamte wrażenia i zachwyt, bo ogromny sentyment mam do tej pozycji i niektóre rozdziały nieźle pamiętam. Potem jeszcze czytałam jakieś opowiadania wydane zanim stał się znany, pod innym nazwiskiem jeszcze, ale jakoś niewiele z nich pamiętam, pewnie były średnie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba ogólna prawidłowość i generalne ryzyko, że książki czytane po latach nie okazują się tak wspaniałe jak wydawało nam się kiedyś ale "Empirowy pasjans" akurat czytałem bez jakichś wewnętrznych wzdragań :-).

      Usuń
    2. Prawda, ale po Francuską ścieżkę jeszcze sięgnę i tym razem, bynajmniej nie z powodu onego eliksiru:-)

      Usuń
    3. zauważyłam:-) jeśli kiedyś się natknę to pewnie też przeczytam, zważywszy mój pęd do historii, ostatnimi czasy (właśnie czytam Życie i los - chyba ze 2 lata czekało na swoją kolej)

      Usuń
    4. Fakt, Grossman może budzić respekt ale żeby aż taki?! :-) a co do "Empirowego pasjansa" (czy "Cesarskiego pokera" bo to ten sam sort) to nie, żebym namawiał :-) - w przeciwieństwie do "Życia i losu".

      Usuń
    5. gdzieś tak 2 lata temu przeczytałam "Wszystko płynie" i już nie miałam wyjścia,a teraz, w trakcie lektury jeszcze zwiększyła mi się ochota na Limonowa.
      W ogóle to straszne, że z każdej książki rodzi się milion pomysłów na kolejne. A czas się nie mnoży jak te pomysły, niestety.
      a teraz spadam do pociągu z książką (tak! dźwigam te 900 stron ze sobą!)

      Usuń
    6. Też tak mam, jedna książka często pociąga za sobą kolejną.
      I tak masz szczęście, że to niewielki format ale i tak w damskiej torebce może się jednak nie zmieścić :-)

      Usuń
  2. To niesamowite, jak bardzo znany autor - bo przecież Łysiak jest takim - potrafi człowieka obejść bokiem, kompletnie. Nigdy, ale to nigdy nie miałam impulsu do sięgnięcia po którąś z jego książek. Ukułam sobie małą prywatną teorię, że to taki poszukiwacz sensacji jedynie. Chyba niesłusznie. Cóż, może kiedyś i na Łysiaka przyjdzie u mnie kolej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o "Empirowy pasjans" to masz akurat rację bo książka reprezentuje sensacyjne widzenie historii :-), jeśli patrzy się na to z lekkim przymrużeniem oka, to raz na jakiś czas tego typu książki nie zaszkodzi przeczytać :-).

      Usuń
  3. Pewnie "Empirowy pasjans" wycisnął na Tobie trwałe piętno, skoro nastąpił powrót do tej książki Łysiaka po latach:) Myślę, że też wkrótce wrócę do dawnych lektur: albo do "MW", albo "Wysp bezludnych"..., i połączę to z jego najnowszą książką, która ma się ukazać w listopadzie, choć chyba będzie miała zupełnie inny charakter od wyżej wspomnianych, bo bardziej publicystyczno- satyryczny (sądząc po opublikowanym rozdziale na łamach Uważam rze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trwałe piętno to za dużo powiedziane :-) ale, że książkę dobrze wspominałem to fakt. Wiek co prawda robi swoje i łuski spadają z oczu ale książka ciągle nadaje się do czytania. Ale o książkach nienapoleońskich Łysiaka mam "średnią" opinię, oględnie rzecz ujmując i trzymam się od nich z daleka :-).

      Usuń
    2. Napisz wprost, że o nienapoleońskim dorobku Łysiaka masz negatywną opinię, a nie "średnią" :D "Niech nasza mowa będzie: tak, tak, nie, nie" :)

      Wydaje mi się, że Łysiak nie pisze książek z myślą tylko o dorosłych, ale o każdym czytelniku, ale skoro szczególnie młodych przyciąga - to dobrze! To świadczy o dużym talencie pisarza, bo przecież "czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci":) Młodzi dzięki jego książkom mogli (i nadal mogą) zainteresować się historią. A zainteresowanie, jak wiemy z życia, może przerodzić się w fascynację i w poważne studia. Sam Łysiak już w wieku kilkunastu lat wygrał konkurs wiedzy o Napoleonie. Jego dzisiejsza erudycja i bonapartyzm zaczęły się właśnie od lektur szczenięcych...

      Usuń
    3. Niech będzie :-) - to co do mojej opinii na temat pisarstwa Łysiaka :-). Chyba masz rację co do "uniwersalności" (?) jego książek (jeśli chodzi o wiek czytelników) - ja bardziej kierowałem się tym, że ich tematyka nie ma nic wspólnego z tematyką młodzieżową a młodzież czyta jego książki dlatego, że nie ma co ukrywać, są przystępnie napisane i w tym też widziałem jego podobieństwo do twórczości Wańkowicza, równie uniwersalnego.

      Usuń
  4. A ja najbardziej Łysiaka pamiętam z "Wysp zaczarowanych" .
    Czytałam też "Asfaltowy saloon", "Francuskie ścieżki" i "Flet z Mandragory".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego zestawu czytałem "Flet" i pamiętam swoje rozczarowanie :-).

      Usuń
    2. O ile pamiętam to Flet zmęczyłam, też mi nie podszedł.
      Mam też "Szachistę", ale tej książki nie czytałam, czytał ją syn i chyba mu się podobała.

      Usuń
    3. I na tym chyba polega "fenomen" (?) pisarstwa Łysiaka - jego książki pisane z myślą o dorosłych (?) podobają się zwłaszcza w młodszym wieku :-) a z czasem gdy nabywa się wiedzy czar pryska, ale przecież tak się dzieje nie tylko w odniesieniu do jego twórczości.

      Usuń
    4. Prawdę mówiąc całe lata nie słyszałam o Łysiaku I NIE MIAŁAM POJĘCIa kim on jest poza tym, że pisze.
      Dzisiaj podczytuję jego felietony w "Uwazam Rze" i jestem pełna podziwu dla jego rozległej wiedzy historyczną i nie tylko.
      Muszę sięgnąć po jego książki.)

      Usuń
    5. Tak dużo to znowu nie straciłaś :-) Zdecydowanie najlepsze punkty w jego pisarstwie to książki napoleońskie (ale też nie wszystkie) i Malarstwo Białego Człowieka. Plus jego felietonów w "Uważam Rze" jest taki, że dobrze jeśli od czasu do czasu ktoś włoży kij w mrowisko :-) ale warto też pamiętać, że nadmiar szkodzi :-).

      Usuń
  5. Łysiaka znam bardziej od strony malarskich fascynacji autora - Malarstwo białego człowieka, czy MW. Czytałam kiedyś Cenę i Stulecie kłamców i byłam zachwycona, natomiast mój tata po lekturze stwierdził, że naiwne i zbyt uproszczone. Może za jakiś czas wrócę do jednej z tych książek, aby sprawdzić, czy upływ czas zmienił moje odczucia, czy też nadal będą mnie zachwycać. Bardzo chciałabym przeczytać Wyspy zaczarowane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem, Twój tata miał rację i nie piszę tego tylko z powodu "męskiej solidarności" :-) ale jak wiadomo najlepiej przekonać się samemu :-).

      Usuń
  6. Ano właśnie najlepiej się przekonać. Dziś bliżej mi do wieku, w którym on czytał te książki, więc może i ocena się wyostrzy, choć u bab często decydują irracjonalne argumenty (sentyment, okoliczności lektury, stan ducha... i inne niewytłumaczalne zjawiska :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee ..., bez przesady, ja po "Empirowy pasjans" sięgnąłem właśnie z sentymentu :-) ale, przyznaję, także z chęci "weryfikacji" :-)

      Usuń